„Pragnienie”
Pewnej letniej niedzieli wybrałam się na wycieczkę rowerową. Lubię ten rodzaj aktywnego wypoczynku. Podziwiam wtedy bujnie zieloną przyrodę, pedałuję, moje oczy zapamiętują wrażenia, a myśli błądzą swawolnie gdzie tylko zechcą.
Trasa jest zawsze taka sama. Punkt docelowy również. Tam odpoczywam, tam posilam się i ruszam w drogę powrotną, do domu. Tym razem było podobnie. Wyjątkowo założyłam bardzo krótkie spodenki, ledwie kryjące półdupki, bo upał był straszliwy. Powietrze stało w miejscu, duchota i skwar. Uda ocierały się o skajowe siodełko i w połowie drogi były już boleśnie poobcierane. Musiałam jechać w szerokim rozkroku, co mogło dziwacznie wyglądać z boku. Na miejscu zamówiłam zimną coca-colę, pyszne ciasto z galaretką i obowiązkowo cappuccino. Odpoczęłam. Uda również miały chwilowe wytchnienie.
Nagle pociemniało. Zbierało się na burzę. Czym prędzej opuściłam lokal, aby uniknąć przemoczenia do suchej nitki. Nie zdążyłam! Burza dopadła mnie w połowie drogi do metra. Cała mokra zjechałam windą na peron. Razem z rowerem zajęłam trzy siedzenia w wagonie. Nie dało rady inaczej, a nie miałam zamiaru stać. Była to stacja początkowa. Razem ze mną wsiadł smutny jegomość objuczony wielką, czarną walizką i czarnym plecakiem. W ogóle cały był ubrany na czarno, i chyba czarne myśli krążyły w jego głowie. Był smutny. Przeraźliwy smutek odbijał się na jego zalęknionej twarzy. I samotność. Miałam ochotę poprosić go, aby się do mnie dosiadł i wyrzucił z siebie to, co mu leżało na sercu. Czasem wyżalenie się nieznajomemu pomaga. Na każdej kolejnej stacji do wagonu wsiadali nowi pasażerowie. Pojawiła się zasuszona kobieta, która niegrzecznie poinformowała, że chciałaby usiąść obok mnie. To nie było pytanie! Ja grzecznie odparłam: „Proszę”. Zmieściła się na siedzeniu obok, mając przed kolanami tylne koło mojego roweru. Nawet nie dotykało jej nóg, a ona jakby specjalnie odsuwała je stopą. Przez co musiałam trzymać rower w mocnym uścisku, aby się nie przewrócił. Aż zdrętwiały mi palce obu rąk. Widocznie ta pani nie lubiła jakichkolwiek dotyków, nawet przypadkowych.
Naprzeciwko usiadła para. Mężczyzna i kobieta, którzy najwidoczniej mieli trudny dzień. Próbowali tłumić wzajemne pretensje i żale, ale nie dało się ich skryć w rzucanych ze złością spojrzeniach. Ostentacyjnym odwracaniu głowy w drugą stronę. Zdejmowaniu ręki z kolana, gdy ta szukała pojednania. Wszystkie te zachowania były czytelne, znane mi i wielokrotnie przerabiane. W kącie naprzeciwko usiadł chłopak. Słuchał muzyki ze słuchawek i bawił się smartfonem.
Cały garnitur różnych postaci. Każda inna. Każda mająca swoją odrębną historię. Ja byłam zajęta czuwaniem, aby rower chociaż przypadkiem, chociaż o milimetr nie uraził swym dotykiem przeczulonej kobiety. Walczyłam z sennością. Było mi zimno, mokro. Uda piekły. I jeszcze ta nieprzyjemna paniusia siedząca obok.
Chyba przysnęłam na jedną lub dwie stacje. Gdy się obudziłam obraz uległ zmianie. Zmienili się ludzie. Byli wciąż ci sami, ale zupełnie inni. Wszyscy patrzyli na placyk przy drzwiach. W wózku siedziały może trzyletnie bliźniaki. Dziewczynka i chłopczyk. Słodkie blondaski jedzące zielone jabłuszka. Jedzenie było wspólną zabawą. Gryzły je, śmiejąc się całą buzią i oczkami. Potem przykładały jabłuszko do ust tego drugiego, na zmianę, śmiejąc się jeszcze bardziej. Znowu jadły. Następnie jabłuszka wędrowały po całej twarzy, po oczkach, czółkach, nawet po włoskach. Dzieci były przeszczęśliwe. Nie potrafię wyrazić słowami ich radości. Tak umieją cieszyć się tylko dzieci. Tak szczerze, prosto z serca. Nie widząc świata dookoła.
Ta scenka i zaraźliwy śmiech bliźniaków zaczarował grupkę moich sąsiadów. Smutny pan wpatrywał się w maleństwa. Na jego twarzy pojawił się nawet zalążek uśmiechu. Skłócona para uśmiechała się nieśmiało do siebie, trzymając za ręce. Chłopak w kącie, nie słysząc, a widząc ten obrazek, z wrażenia przestał zajmować się smartfonem. Nawet siedząca obok mnie paniusia patrzyła tam, gdzie wszyscy. Stał się cud.
Podniosłam się i manewrując między pasażerami stanęłam przy wyjściu, obok dzieci. Ich mama spoglądała na nie z czułością, z uwielbieniem. A one bawiły się w najlepsze dwoma zielonymi jabłuszkami. Jakby to były najdroższe, najbardziej wyszukane zabawki z całego świata.
Dlaczego tylko dzieci potrafią się tak cieszyć i wraz z wiekiem tracą tę umiejętność? W gruncie rzeczy wszyscy, my dorośli, jesteśmy tacy sami. Pragniemy szczęścia i radości. Takiej spontanicznej, wywołanej niczym wielkim. Tak zwyczajnie, tak po prostu. Mój uśmiech stawał się coraz szerszy, nieopanowany. Taki sam jaśniał na twarzach zebranych, obcych sobie osób. Byli to ci sami ludzie, ale już inni. Zaczarowani. Połączeni jednakowym pragnieniem.
Wysiadając, nie pamiętałam już o mokrym ubraniu i biednych udach. Zapamiętałam radość słodkich bliźniaków. Oby pozostała we mnie jak najdłużej.
(31 lipca 2016)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt