Dobre warunki - Procesja
Proza » Obyczajowe » Dobre warunki
A A A

10.2015

- Wiesz co mi się przypomniało? W latach siedemdziesiątych chodziliśmy z kołem studenckim na wycieczki. Mieliśmy tam takiego harcmistrza, Rottmann się nazywał, jak jakiś szwabski oficer. Stary byk, sześćdziesiątka na karku albo i lepiej - ale jak on śmigał! Nam, wysportowanym młodziakom dotrzymywał kroku.

- Mówiłeś już mi o nim, nie raz i nie dwa. Ale do czego zmierza ta opowieść?

- No i dobrze, że mówiłem, bo to łebski facet był! I on nam zawsze powtarzał - najważniejsze w drodze, to żeby się nie spocić, a potem nie schnąć na zimnie. Niby taki banał, pomyśl, ale do całego życia można to odnieść. Jak się zakochasz i za szybko zaufasz, a człowieka jeszcze dobrze nie znasz, możesz się przeliczyć. A młodzi to hen, lecą, jak te ćmy, bez żadnego dystansu.

-  Ja to się martwię o Magdę. Przecież ona tych chłopaków miała chyba już z dziesięciu. Za każdym razem jak Roberta pytam, jak tam się Magdzie z tym załóżmy Piotrkiem układa, to on tylko macha ręką i mówi: „mama, to już nieaktualne”. A poza tym to przecież zaradna dziewczyna... Ma taki zmysł, jak zagadać do kogoś, uśmiechnąć się, zarobić na czymś. Na przykład ciuchy, które jej się uprzykrzyły, sprzedaje na aukcjach w Internecie. Ostatnio do mnie mówi – babcia, jak masz jakieś stare spódnice, których nie nosisz, ja im zrobię zdjęcia, wystawię, a nuż pójdą jako „retro”.

- Ech, Basia. Ja tam myślę, że Magdzie niczego nie brakuje. I dobrze, że w chłopakach przebiera, młoda jest. Po co ma z jednym stale chodzi, skoro już się zorientowała, że nic z tego nie będzie. Ja to proszę ciebie, za każdym razem, jak ją widzę, mówię: “Magda, ty się baw życiem, bo w naszym wieku, to już ci zostaną tylko spacery na cmentarz i z powrotem”.

- Na cmentarz? Co ty opowiadasz, Roman, jakieś spaczone poglądy masz. Jeszcze ją utwierdzasz w takim myśleniu.

- E tam. To ty na naszą wnuczkę wymyślasz dziwne rzeczy. Normalna dziewczyna, uczynna, wesoła, a ty z niej lafiryndę robisz i będziesz się jeszcze zamartwiać z tego powodu. Jakby to chłopak był, to byś się cieszyła, że ma takie powodzenie.

- Powodzenie tak, ale jakby się z kimś rozstawał kolejny raz, wcale bym się nie cieszyła. Bo i z czego? Zresztą niczego takiego na Magdę nie powiedziałam, a ty już się denerwujesz. Sam mnie zagadujesz, to ci mówię co mi leży na sercu. Ale widzę, że przy tobie to trzeba uważać na każde słowo.

 

01.2016

- Przenoszę się do matki, tam mi będzie najlepiej. Dzieci nie będą musiały patrzeć, bo kto wie, ile to jeszcze potrwa. Ewa też musi mieć trochę wytchnienia, jakąś odskocznię, kiedy wraca po pracy... Tutaj mnie już nie chcą, mówią, że nie mogą zrobić nic więcej. Zresztą ja też nie chciałbym dłużej tu leżeć, po co to przedłużać na siłę. Dzieciaki? Domyślają się, oczywiście, one wiedzą więcej niż pokazują po sobie. Przecież już od tej pory, jak na żagle nie pojechałem... Wtedy Antek się chyba pierwszy raz przestraszył i powiedział do żony „mama, a z tatą to chyba źle jest, co? Bo żeby on na żagle nie jechał, to musi być koniec świata”. Ha, ha, dokładnie... A Magda to wszystko wie, przecież ma ten internet, może sobie sprawdzić. Zresztą Ewa z nią rozmawiała. Kończę, bo słabo mi jest. Dzięki, że zadzwoniłaś. Weź tam czasem tego swojego ślubnego zagadaj, żeby zabrał Antka z wami na ryby, czy chociaż żeby samochodem się przejechał. Magda to już mniej, ale on to jeszcze potrzebuje chłopa…

 

03.2016

– Renatko! Dzień dobry. Ja ci przytrzymam drzwi, nie musisz blokować tą nóżką.

- A dzień dobry pani Krysiu. Co tam słychać?

- Daj mi te jedne śmieci, bo to trzeba na dwa razy. O tak, masz i drugie. Ale ty marnie wyglądasz! Jedz coś dziecko, bo niedługo znikniesz. Zupy ci później podrzucę, tylko muszę w coś przelać.  A u mnie, po staremu, jak to mówią, byleby gorzej nie było. A tak cię zaczepiłam, kochana, bo się zastanawiam, czy ty wiesz, co się z naszą Basią dzieje?

-  Sąsiadką? A co by się miało dziać?

- No nie wychodzi prawie wcale, bynajmniej ja jej nie widziałam od dawna. Kiedyś mi ze dwa razy mignęła na schodach, to tak popatrzyła proszę ciebie, jakby obrażona była czy nie poznawała w ogóle… Taka pannica! Zanim się odezwałam, już się obróciła i poszła.

- A faktycznie… Też ją niedawno spotkałam, to coś mi odburknęła pod nosem i weszła do mieszkania. Ale wie pani, ja z pracy późno przychodzę, więc nawet nie wiem, co się tutaj dzieje. Myślałam, że może mój ojciec znowu ją nachodzi z głupotami i stąd ma już dość nas. Wolałam nie zagadywać, bo co ja poradzę, tylko będę musiała świecić oczami za niego.

- Nie, nie, Renatko, podobno z innymi też przestała rozmawiać. Mówiła mi ta gospodarzowa z dołu, że się obraca na pięcie niemal jak ją widzi. Co odbiło kobiecie na starość, jakiś żal ma…

- Dziwne, pani sąsiadko. Ja tam akurat Romankową zawsze lubiłam, taka normalna była, życiowa.

- A no widzisz Renatko. Każdy jest normalny do czasu. Twój tata też był normalny, miły, pomagał mi często z jakimiś hydraulicznymi sprawami. A jak raz do mnie nie wpadł z amokiem w oczach, że mu pieniądze ukradłam! Aż go wyśmiałam, nie wiedziałam jak się zachować. Starość jest okropna. Ale ty się nim w ogóle nie przejmuj, jak coś by się działo to zawsze pukaj. Coś wymyślimy.

 

05.2016

- Dzień dobry, Renatko! Słuchaj… Proszę, wejdźmy do mnie na chwilę, bo ja mam coś takiego do powiedzenia, że nie chcę, żeby to się roznosiło po korytarzu. O, dobrze, dobrze, siadaj tam przy stole, już do ciebie idę. Wiedziałaś ty, że syn Koniecznych nie żyje?

- Robert? Jak to?

- No Robert, Robert. Podobno już dobrych parę tygodni jak go pochowali.

- Jezu Chryste. Skąd pani to wie?

- A mam takiego znajomego parę bloków dalej. Spotykam go dzisiaj na bazarku, a on do mnie: „Jak ta wasza sąsiadka sobie radzi z taką tragedią?” Pytam go, jaka tragedia, o co chodzi? I proszę cię bardzo, okazało się, że on ma grób żony niedaleko rodzinnego grobu Koniecznych, tam na Służewcu. I widywał ich często jak przychodzili na groby. A ostatnio przechodzi, patrzy, jakieś świeże kwiaty, tabliczkę dostawili… Czyta – Robert Konieczny.

- Coś podobnego…

- No i zagadał potem Basię na cmentarzu, jak tylko ją zobaczył, i ona mu wszystko opowiedziała. Raka wątroby miał, podobno za późno wykryli, kiedy już miał przerzuty wszędzie. Kilka miesięcy tylko się męczył, i to tutaj u siebie w mieszkaniu go leczyli, ale już nie było szans.

- Matko boska… Za drzwiami prawie, a nikt nic nie wiedział.

- Renatko, ja też przecież o niczym nie wiedziałam. Nie zaglądali, nie pukali, a ja nie będę się do nich wpraszać na siłę. Teraz to człowiek mądry, że może trzeba było jakoś pomóc.

- Jak sąsiedzi? Trzymają się jakoś?

- Powiem ci, że podobno nie jest za dobrze. Roman to jeszcze, jak to facet, potrafi jakoś to sobie ułożyć w głowie, ale Basia za to kompletnie się rozsypała. Całymi dniami tylko na cmentarzu siedzi, z rana wychodzi zanim wszyscy wstaną, wieczorem wraca. Leki bierze nasenne, jakieś jeszcze tabletki od psychiatry. Z koleżankami się żadnymi nie spotyka, wszystkie odprawiła.

- Ale to dajcie spokój… patrzeć miesiącami we własnym domu jak syn umiera. Nie zazdroszczę. A Basia taka pozytywna kobieta, własne życie miała, tę działkę, te wykłady swoje… I tfu, tfu, nic nie mówiłam, ale nie wydawała się bardzo z tym Robertem związana, taki zdrowy dystans raczej miała do niego i do wnuków. A jednak tak przeżywa…

- Tak… A jak ona te dzieciaki kochała! Przecież ten jej Robert to sobie żonę znalazł nie jakąś anielicę, o nie. A ona nie dała na tę synową złego słowa powiedzieć. I na wnuki.

- To mnie pani zaskoczyła tą wiadomością. Przecież my z Robertem to do jednej szkoły chodziliśmy.

- A no widzisz, Renatko. Przecież ja też dziecko pochowałam, to wiem, co się wtedy przeżywa. Ale patrzeć na śmierć chociaż nie musiałam. Tylko nie mów Basi, że ode mnie się dowiedziałaś, bo może ona nie życzy sobie. Ale mówię, ostrzegam, bo to czasem w rozmowie głupotę można palnąć, załóżmy o Roberta spytasz, a on już dawno pod ziemią…

 

06.2016

- Halo? Renata? Dzień dobry. Tak, jesteśmy w mieszkaniu, trzeba było zapukać. A dziękuję, dziękuję. Chodź do mnie pogadać - coś zjesz, przy okazji sama zjem, bo tak to mi się nie chce samej. Powiem ci, że jakoś zupełnie nie miałam ochoty. Tego się nie da zrozumieć. Wiesz, może i wszyscy mieli dobre chęci - ba, na pewno mieli, ale to nie jest ten stan, żeby chciało ci się komuś zwierzać, rozmawiać. Rozumiesz? Denerwowały mnie koleżanki, nawet Roman mnie denerwował. Chciałam być tylko ja z synem. Skoro tak mało czasu mu zostało, postanowiłam nie przejmować się pierdołami. Ludziom potem można wytłumaczyć jak było. Najbardziej chciałam, żeby ta plotkara z naprzeciwka się nie dowiedziała. Nie trawię jej. I tak już wie, od takiego znajomego z cmentarza, ale co miałam spokój przez kilka miesięcy, to moje. Wiesz, Renatka, my to chyba jesteśmy podobne. Przecież ty też tak nie chodzisz po ludziach i nie opowiadasz, jakie masz problemy z ojcem. A przecież byś mogła, bo wcale nie masz z nim łatwego życia. Chodź do mnie, kochana, pogadamy.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Procesja · dnia 26.10.2016 19:24 · Czytań: 434 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 2
Komentarze
introwerka dnia 28.10.2016 14:24 Ocena: Świetne!
Przejmujący tekst. Tytuł widzę jako odnoszący się dość ironicznie do tego, co może spowolnić, ale nigdy - powstrzymać nadejście Czarnej Pani. A jednak podejmujemy wysiłki, sztukujemy rzeczywistość, by dać sobie i innym nadzieję... Tekst świetny psychologicznie, choć bazuje tylko na dia-/monologach, odmalowuje doskonale zniuansowanie postaw oraz jałowość krzątaniny, która czyni nas najpełniej ludźmi...

Serdeczności :)
Procesja dnia 29.10.2016 09:33
Hej Introwerko :) Niesamowicie mnie cieszy, że tekst do Ciebie trafił. I że zadawałaś sobie trud, by przez niego przebrnąć, bo jest długi i dość nużący.
Ciekawa interpretacja tytułu - a celowo nie dobierałam go ironicznie. Chodziło mi trochę o to, że dla każdego inaczej wyglądają dobre warunki do przeżywania żałoby czy innej straty, jednym pomaga współczucie i zainteresowanie innych, a innym wręcz przeciwnie. No i o dobre warunki, które rodzice starali się zapewnić dziecku na ostatnie miesiące życia :)
A wiesz, że to prawdziwa historia? Chyba żeby mieć mniejszego kaca moralnego przerobiłam ją na same dialogi, oczywiście całkowicie zmyślone ;)
Miłego weekendu :) :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Janusz Rosek
08/05/2024 17:58
Dziękuję za komentarz. To, co napisałeś Zbigniewie jest… »
Wiktor Orzel
08/05/2024 15:23
Fajnie się czytało, taka sobie zgrabna i całkiem zabawna… »
Zbigniew Szczypek
08/05/2024 09:56
Zdzisławie Podobało mi się Twoje opowiadanie/wspomnienie.… »
Wiktor Orzel
08/05/2024 09:45
Wstęp ma skoczy i fajny rytm, ale od tego momentu coś się… »
Jacek Londyn
07/05/2024 22:15
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że udało mi się oddać… »
OWSIANKO
07/05/2024 21:41
JL tekst średniofajny; Izunia jako Brazylijska krasawica i… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 21:15
Florianie Trudno mi się z Tobą nie zgodzić - tak, są takie… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 20:21
Januszu Wielu powie - "lepiej najgorsza prawda ale… »
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za próbę wsparcia. Z krytyką, Jacku,… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
ShoutBox
  • Wiktor Orzel
  • 08/05/2024 15:19
  • To tylko przechowalnia dawno nieużywanych piór, nie jest tak źle ;)
  • Zbigniew Szczypek
  • 08/05/2024 10:00
  • Ufff! Kamień z serca... Myślałem, że znów w kostnicy leżę
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty