Robert siedział wyprostowany, opierając plecy o tył rzeźbionego krzesła. Wokół panował szmer cichych rozmów, a w powietrzu roznosiła się woń co chwilę wynoszonego z kuchni jedzenia, wymieszana z dziwnym zapachem, przypominającym kwiaty. Kwiatów nigdzie nie było widać, więc najprawdopodobniej był to zwykły odświeżacz powietrza, rozpylony na sali. Albo kto wie co innego? Zapach był przyjemny, a Robert nie wiedział z czego się bierze. Szczerze mówiąc nie bardzo go to interesowało.
Siedział przy dwuosobowym stoliku już od jakichś pięciu, czy sześciu minut, czekając na pojawienie się swojej "wybranki". Specjalnie wyszedł wcześniej z domu, by spokojnie i bez pośpiechu zdążyć na umówione spotkanie. Nienawidził się spóźniać, tak samo jak nie znosił kiedy ktoś inny się spóźniał. Miał kilku znajomych, którzy mieli odwrotną przypadłość. Uważali, że przyjść wcześniej jest niegrzecznie, a spóźnienie się jest w dobrym guście. Robert nie podzielał jednak ich zdania. Tak naprawdę nie podzielał wielu ich zdań, ale nie przeszkadzało mu to w udawaniu, że świetnie się z nimi rozumie. Może i on ich rozumiał, ale czy oni rozumieli jego?
Po raz kolejny rozejrzał się po sali, omiatając wzrokiem pobliskie stoliki i zahaczając o główne wejście do restauracji. Nie dostrzegłszy nikogo nowego, spojrzał na zegarek. Godzina była jeszcze młoda, a dziewczyna nadal miała kilka minut czasu. Na profilu pisała, że jest dobrze wychowana. W mniemaniu młodego studenta punktualność należała do zestawu z napisem „Dobre wychowanie”, więc z góry postawił sobie tę tezę.
Z tylnej kieszeni jeansów wyjął skórzany, czarny portfel i zaczął w nim szukać wydrukowanego wcześniej zdjęcia. Znalazł, po krótkiej chwili desperackiego szperania w paragonach, powtykanych we wszystkie możliwe kieszonki. Przyjrzawszy się po raz kolejny fotografii, ponownie doszedł do wniosku, że dziewczyna jest bardzo ładna. Lubił ładne kobiety. Wpisywały się one w jego „wyimaginowany”, jak sam go określał, obraz świata. Znał mnóstwo pięknych kobiet. Często zdawało mu się nawet, że wiele go lubi. Czasami aż nazbyt bardzo. Słyszał niejednokrotnie słowa zazdrości ze strony swoich kumpli, z początku nie rozumiejąc o co im chodzi. Jakie on ma osiągnięcie w tym, że zna ładne kobiety? No cóż. Z biegiem czasu doszedł do wniosku, że większość jego kolegów myśli nie tymi częściami ciała, którymi powinni.
W końcu, po kolejnej rundzie obserwacyjnej, których wykonał już chyba z pięć, dojrzał ją, wchodzącą z gracją przez lekko trzeszczące drzwi, z pozłacanymi framugami. Emanował od niej spokój i pewna... dostojność? Tak, chyba tak to można określić. Robert znał wiele trudnych słów, w końcu był studentem polonistyki. Jednak w takich momentach wszystkie gdzieś uciekały, a zastępowały je najprostsze możliwe frazy, których w życiu by nie użył. Kelner od razu podszedł w tamtą stronę, mając zamiar zacząć skakać w okół... kogo? No właśnie jak ona miała na imię? W jego mózgu zapalała się czerwona lampka z napisem „DANGER ALERT!”, kiedy desperacko starał się przypomnieć sobie jej godność. Pamiętał, że była studentką, ale w tamtym momencie nie potrafił stwierdzić jakie nosiła imię. Dziwne, zwykle bezbłędnie zapamiętywał wszystkie podawane mu nazwy. No cóż, trzeba będzie improwizować.
Jego uwagę zwrócił krok tej dziewczyny. Pewny, opanowany. Przez moment zdawało mu się nawet, że słyszy ciężki tupot jej obcasów, dopóki nie zorientował się, że przecież jej buty są ich pozbawione. No właśnie. Nie włożyła obcasów na randkę? Kolejne zdziwienie. Dotąd na wszystkich takich spotkaniach, widujące go kobiety nosiły obcasy. Wszystkie, bez wyjątków. Spojrzał trochę wyżej, przez moment spodziewając się nawet braku makijażu. Nie doczekał się jednak zaskoczenia, bo na górze kobieta wyglądała dokładnie tak, jak sobie ją wyobrażał. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Niebieskie, piękne oczy, patrzące znacząco spod ciemnych brwi, trochę cienia, nosek przypudrowany, policzki lekko zaróżowione, a usta czerwone jak dobre wino. Obrazu dopełniały długie blond loki, opadające wolno na wyprostowane ramiona. Innymi słowy – nic nowego.
Kiedy się zbliżyła, powstał by ją powitać;
- Cześć! - zaczął przyjacielsko. Wiedział z doświadczenia, że bardziej formalne powitanie wypadłoby sztywno, a nawet odstręczająco. Podszedł bliżej.
- Hej! - odezwała się słodkim głosem. Także podeszła, przytulili się. Wycałowali po policzkach. Standard.- Widzę, że już chyba chwilę tu czekasz. - odezwała się po skończeniu „randkowej ceremonii wstępnej”.
- A tak. Lubię przychodzić wcześniej. Takie przyzwyczajenie. - odparł Robert, wciąż z uśmiechem na ustach. - Siadaj. Masz moje zdjęcie? Bo ja nie zapomniałem!
- Tak, tak! Oczywiście, że mam. - powiedziała, po czym wyjęła z torebki portfel, kremowego koloru. Robert wcześniej przysunął się do niej w ten sposób, że stał teraz po jej prawej stronie. W uporządkowanej, skórzanej skarbonce, bez trudu dostrzegł jej kartę miejską. „Marta Suwalska”. I problem rozwiązany. - Proszę bardzo. - odezwała się znowu dziewczyna, wręczając mu fotkę. On zrobił to samo.
- Usiądziemy? - zaproponował. Usiedli. Student dostrzegł na jej sukience, również kremowego koloru, małą białą plamkę. Wyglądało to na jakiś krem. Może nawilżający? Chyba Marta śpieszyła się przed wyjściem z domu. Kobieta zauważyła jego spojrzenie i skierowała swój wzrok w tą samą stronę.
- Och! Ale ze mnie gapa. - powiedziała lekko się uśmiechając. - Zupełnie tego nie zauważyłam. Chyba zbytnio się denerwowałam. - dokończyła, potwierdzając swoje słowa dziwno brzmiącym śmiechem. Robert też się zaśmiał. Bynajmniej nie z powodu słów Marty. Chociaż nie, w sumie to z ich powodu. Przecież widać było, że próbowała na szybko usuwać plamę. A teraz udawała, że nawet nie wie skąd się wzięła. No cóż, rozumiał to, bo kto by się przyznał? Niemniej, nie przestawał się śmiać.
- Nic nie szkodzi, ledwo zwróciłem na to uwagę. - skomentował, pozwalając sobie na kłamstwo. Domyślał się już, że dziewczyna pewnie zapomniała o spotkaniu, a szykując się na szybko, prawdopodobnie zmieniała ubranie z dziesięć razy. Czy mu to przeszkadzało? Nie. Absolutnie. - Na co masz ochotę? - zaczął, zmieniając swój tok myślenia. Plamka była już odległa i nieistotna. Podsunął jej przed oczy kartę menu, otwartą na stronie z daniami ciepłymi.
- Hmmm... - westchnęła jego towarzyszka. Całkiem miło wyglądała z tą zmarszczką na czole. - Może grillowane żeberka w sosie z wybraną sałatką i frytkami? - powiedziała po chwili zastanowienia. Robert wiedział, że nie miała na to za dużej ochoty. Dostrzegł to kiedy przeglądała kartę. Zaproponowała to, zakładając, że jako taki „duży” mężczyzna musi lubić żeberka. Bezpieczna propozycja. Student zgodził się, bo chociaż potrawa nie należała do jego ulubionych, nie zamierzał się do tego przyznawać. Lubił tak grać.
- Pewnie! Myślałem o tym samym, kiedy wcześniej przeglądałem kartę. - na jego usta wgramolił się ciepły uśmiech, sugerujący ukontentowanie.
- No to załatwione! A do picia może jakieś wino?
- Jeżeli tylko masz ochotę. Byle niezbyt mocne, wolałbym żebyśmy wyszli stąd trzeźwi. - powiedział Robert żartobliwym tonem, na co Marta odpowiedziała uśmiechem.
- Już myślisz o wychodzeniu? - udała urażoną.
- Ani przez moment. Po prostu chciałem ci udowodnić, że jestem świetnym mężczyzną i nie mam zamiaru cie upijać. - odparł tym samym tonem.
- Ha! No... jakoś wybrnąłeś. - powiedziała dziewczyna, przyjmując wyraz obłaskawionej.
Na razie wszystko szło według schematu. Spotkanie układało się świetnie – Robert wiedział co się zdarzy, na kilka chwil zanim jeszcze się stało. Wiedział jakie padną pytania. Wiedział też jakie padną odpowiedzi. Znał takie uśmiechy, półuśmiechy i chichoty. Jedynym zaskoczeniem było to, jak łatwo i naturalnie mu to wszystko przychodziło. Tu i ówdzie rzucał żartem, z którego Marta głośno się śmiała. Przy każdej lepszej okazji rzucał subtelnym komplementem. Rozmawiali o wszystkim. To znaczy, rozmawiali o niczym. Ale o to właśnie chodzi prawda? Nic jest bezpieczne. Nic cię nie zdradzi, bo nie ma czego zdradzać. Przecież nicość nie istnieje. No to o czym w takim razie rozmawiają?
Po raz setny w swoim życiu Robert zastanowił się co właściwie robi. Ta randka... w sumie była bardzo przyjemna. Ale dlaczego? Wiedział co się stanie po wyjściu z restauracji. Wszystko miał pod kontrolą, nic nie miało prawa pójść źle. Lubił wszystko kontrolować.
Mówił coś o swoim życiu, jakieś zabawne historyjki, czasem nieco podkoloryzowane. Ona też coś opowiadała, chyba o swojej mamie. Gdzieś pracowała, ale raczej nie było to nic ważnego. Większość czasu podczas jedzenia Robert spędził uporczywie wypatrując się w żeberka, zastanawiając się czemu je zamówili. Nie były zbyt smaczne. W ogóle restauracja wydawała się mało atrakcyjna. Ciągle coś mówił, tym samym, żartobliwym tonem młodego człowieka, który przeżył swoje i ma dystans w stosunku do własnych przeżyć. Może i dystans miał, ale do życiowego doświadczenia było jeszcze daleko.
Po wypiciu drugiej lampki ciepłego wina zaczął się nudzić. Jak można się nudzić siedząc przy jednym stoliku z młodą, piękną i do tego inteligentną panną? Cóż, wygląda na to, że można. Wszystko to wydało mu się w tamtym momencie obrzydliwe. On sam wydawał się obrzydliwy. Dotarło do niego, że przecież całe to spotkanie to kłamstwo.
Zawartość czwartek lampki właśnie przepływała mu przez gardło. Co on próbuje udowodnić? Że potrafi uwieść kolejną dziewczynę, która myśli, że może coś między nimi będzie? A może ona ma takie same przemyślenia? Hmm, chyba jednak nie. Kobiety są inne. Chyba. Dużo tych „chybów”. Dużo tego wina. Widocznie wyglądał już na nieco skołowanego, bo partnerka zaczęła mu się dziwnie przyglądać.
- Wszystko w porządku Robert? - powiedziała, a w jej głosie dało się wyczuć nutkę czułości.
- Hmm... no, chyba taaak. - odpowiedział troszkę niepewnie student. Zaraz jednak, wysilając całą swoja wolę, zapanował nad różnokolorowymi komórkami. - Wszystko okej, chyba jednak zrezygnuję z reszty wina.
- No, tak będzie lepiej. Teraz już wiem dlaczego nie miałeś zamiaru mnie upijać! Sam wysiadasz przy takiej ilości wina!
- Eee tam. - odparł nieco urażony student. Prawda, że miał lekką awersje do alkoholu, no ale żeby tak zaraz wysiadać? - To wiesz, taka gra. Nie chcę cie zawstydzać.
- No oczywiście, nie wątpię w twe szczere intencje. - zakończyła temat Marta, zanosząc się od śmiechu.
Pogadali jeszcze parę chwil. Wkrótce Robert doszedł do wniosku, że ma już dość. Wszystko dookoła zaczynało go irytować. Wrócił temat głupiej plamy, która teraz drażniła jego zmysły. Śpieszyła się, więc zapomniała. A jak zapomniała to pewnie jej nie zależało. A zresztą, czy jemu zależało? Czy na którejkolwiek z tych stu randek, które odbył w ostatnim czasie, mu zależało? Ehh, ta bezsensowna męska... cośtam. Raczej nie duma, ale coś pomiędzy nią, pożądaniem, a... znudzeniem? Na początku może i była to miła odskocznia, ale teraz stała się po prostu kolejnym bezsensownym „ceremoniałem”, z własnym schematem postępowania, mówienia, a najlepiej myślenia.
Marta pewnie spodziewała się, że teraz zaprosi ją do domu. Albo zapyta, czy nie pójdą do niej. Albo zrobi cokolwiek w tym kierunku. Tacy są w końcu mężczyźni. No. Kolejny ceremoniał. Albo stereotyp? Wszystkie te terminy mieszały się w głowie Roberta, podczas gdy zastanawiał się nad tym co robić. Miał ochotę po prostu wyjść. Zostawić pieniądze na stoliku, kiwnąć głową i opuścić lokal. Jednak nie pozwalała mu na to przyzwoitość. Albo może wychowanie. Albo obydwie te rzeczy w połączeniu ze świadomością, że później będzie żałował. Jego roztargnienie zostało znowu zauważone, co spotkało się z kolejnym pytaniem strony przeciwnej.
- Wszystko w porządku? To nadal to wino? - zapytała, tym razem rozbawiona, Marta. Hmm. Wypadałoby odpowiedzieć. Ale co?
- Chyba tak. Coś mi w głowie trzeszczy. To chyba mój oddział „X” domaga się dawki niemyślenia, stąd to rozkojarzenie. Słyszałaś o tym, że mężczyźni mają w mózgu taką puszkę z napisem „NIC”?
- Nie. Ale przyznam, ze brzmi to całkiem prawdopodobnie. - odpowiedziała dziewczyna, już wyraźnie rozbawiona.
No i udało się. Szybkie opowiadanie o puszce z niczym i udało się uniknąć wybuchu. Może nie dosłownego, ale jednak wybuchu. Miał wrażenie, że w tym momencie jego partnerka przyjmie każdą historię. Zdał sobie sprawę, że ciężar prowadzenia rozmowy spadł na nią, ze względu na to, że jego przestało to po prostu obchodzić. No tak, małe odstępstwo od normy i już zaskoczenie. Randka z osobą z portalu internetowego. Kto to w ogóle wymyślił? Przecież on jej nawet nie zna. Wewnętrzne przemyślenia na temat sensu tego spotkania znowu sprawiły, że odleciał na kilka minut. Marta chyba zaczynała się irytować.
- Halo? Słuchałeś co mówiłam? - zapytała trochę głośniej.
Kłamstwo czy prawda? Co szybciej zakończy tę randkę? Zdecydowanie prawda. Prawda boli. Prawda w oczy kole. Prawda wyzwala. Wszystko jedno, byle zakończyć te egzystencjalne męki w jego duszy. Nigdy więcej takich randek. Albo może w ogóle randek. Miłość jest przereklamowana.
- Nie bardzo. Mogłabyś powtórzyć? - odpowiedział bez cienia złośliwości. Normalnie, jak gdyby nigdy nic.
- Nie nie mogłabym. Co się dzieje? Nagle stałeś się taki jakiś dziwny. Czy ja cię nudzę?
- Hmm... Prawdę mówiąc to... tak. - odpowiedział Robert. Przez chwile sam zaskoczył się swoją szczerością, ale co tam. I tak to on płacił za kolacje. Widział jak już otwierała usta, a na twarzy robi się czerwona jak buraczki, które zamówiła do żeberek. Buraczki do żeberek? Dziwne. Wiadoma jakość restauracji. - Może nie tyle ty mnie nudzisz co cała ta randka. Wszystko jest takie... nijakie.
- Jak to nijakie? Sugerujesz przez to, że jestem sztywna albo pusta?
Zaskoczyły go te insynuacje. Czy naprawdę coś takiego sugeruje? No nie, przecież powiedział, że to nie o nią w gruncie rzeczy chodziło. Wszystko jedno. I tak jej tego nie wyperswaduje.
- Wybacz. Przykro mi, że tak to się kończy. - bardzo przykro. Ale w sumie nie zdążył jej złamać serca. Albo ona jemu. Dziwna ta miłość.
- Nawet się nie zaczęło. - rzuciła Marta, po czym szybko wstała i wyszła, wyraźnie prychając i dając do zrozumienia jak bardzo nim gardzi. Szybka zmiana nastrojów. Cóż, przynajmniej obyło się bez wyzwisk. Miła dziewczyna, w końcu i tak znajdzie tego jedynego. O ile istnieje.
Kelner zobaczywszy całą sytuacje, szybko się w niej zorientował. Podszedł do stolika i po kilku zamienionych słowach rachunek był już zapłacony, a student zbierał się do wyjścia. Szkoda tych kilku godzin. Mógłby je poświęcić na jakieś bardziej produktywne zajęcia, jak na przykład szukanie sensu życia. Albo sensu miłości. Ale zaraz, nad czym to on tak myślał podczas tej randki?
Wychodząc z restauracji pomyślał, że raczej więcej tutaj nie wróci. Czy nie umówi się więcej? Na pewno nie tutaj. W Warszawie wiele jest przecież knajp. Dochodząc do domu już zastanawiał się nad tym, jak zepsuł całe to spotkanie. Nie pierwszy zresztą raz. Miał się więcej nie spotykać z kobietami, zły na całą płeć żeńską. Na męską w sumie też. Ale to chyba jednak była jego wina. Może tak spróbować znowu? Tym razem musi pójść lepiej. Tak, to dobry plan. Teraz do domu. Wino, muzyka, fotel i może jakieś gry na konsoli? Do miłości wróci się jutro.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt