Kiedy umarł mój ojciec, miałem dwadzieścia trzy lata. Teoretycznie byłem już dojrzały, ale jak się okazało o kwestiach przyziemnych, jak zorganizowanie pogrzebu, stypy i tym podobnych spraw związanych ze śmiercią, miałem nijakie pojęcie. Mama była zdruzgotana, ja z siostrą zrozpaczeni, a problem nie znikał. Na szczęście rodzice mieli świetnych przyjaciół, a pan Waldek był z nich najbliższy i to on zajął się wszystkimi formalnościami. Pozostał jeszcze jeden problem: sprowadzenie taty do Elbląga.
Ojciec zmarł na czerniaka, który rozsiał się po całym organizmie, gdy tylko jego pierwotna postać została wycięta. Dzięki rodzinie Pawła, męża mojej siostry, udało się załatwić miejsce w szpitalu w Warszawie. Tam tato miał być operowany. Możesz się starać ile chcesz, ale życia, a właściwie śmierci jeśli tego nie chce, nie pokonasz. Tomografia wykazała liczne przerzuty i operacja okazała się niemożliwa. Kilkanaście dni po przyjęciu do warszawskiego szpitala tato zmarł.
Stoimy więc przed potężnym problemem: załatwienie takiej sprawy, czyli zgody na przewiezienie zwłok wymaga zebrania stosu papierków, na których różni ważni ludzie muszą złożyć swoje podpisy. To lata osiemdziesiąte, tuż po zakończeniu stanu wojennego i procedury są nadal skomplikowane, bo jak słyszymy od jednego z urzędników: „każde działanie może być próbą obalenia rządu”. Na pewno mój ojciec miał taki właśnie plan: umrzeć w Warszawie i jadąc na swój pogrzeb do Elbląga obalić rząd, myślę, ale oczywiście nie dzielę się swoimi rozważaniami z urzędnikiem.
Problem nie znika, aż do momentu, gdy w domu pojawia się wujek Leszek.
Leszek jest bratem mojej mamy. To najbardziej zaradny facet, jakiego znam, potrafi załatwić wszystko i wydobyć spod ziemi każdą pożądaną rzecz. Mieszka w Kwidzynie i tam też pracuje. Jest kierowcą w Polmo; to zakład, który kooperuje z fabryką fiata na Żeraniu, a także z Ursusem i produkuje dla nich podzespoły. Leszek ma rozliczne znajomości; jego garaż to istny sklep motoryzacyjny i o ile Polmozbyty, czyli sklepy z częściami do samochodów, świeciły pustkami, u mojego wujka można było zaopatrzyć się we wszystko, co było niezbędne do samochodu lub ciągnika, a nawet jeśli w danej chwili jakiejś części nie posiadał, przyjmował zamówienie i po kilku dniach uszczęśliwiał potrzebującego. Wszystko było do załatwienia, a jedynym kryterium stawała się cena. Leszek jeździł dużym fiatem 125, ale takim na włoskich częściach i mój ojciec okropnie mu tego samochodu zazdrościł.
Ale wróćmy do przyjazdu wujka. Już jest, już myśli i po chwili ma plan. Nie zdradza go, ale mówi, że zatelefonuje wieczorem. Zgodnie z obietnicą dzwoni: rano przyjedzie po mnie i we dwóch pojedziemy do Warszawy po tatę. O nic nie pytamy. Mama oddycha z ulgą i szykuje dla mnie kanapki, które na noc lądują w lodówce.
Jest czwarta rano, gdy wyruszamy z Elbląga. Na dworze chłodno, ale w szoferce stara miłe ciepełko. Wujek gada jak najęty i droga do Warszawy szybko mija. Dowiaduję się, że o przewozie „szwagra” służbowym samochodem wie dyrektor zakładu, ale oczywiście wszystko odbywa się nieoficjalnie, więc w razie kontroli wyprze się, że wyraził zgodę na taki numer.
Około godziny jedenastej lądujemy pod szpitalem. Wychodzimy razem. Szukamy ciotki Pawła, która pomogła umieścić ojca w szpitalu. Po chwili ją znajdujemy. Kieruje nas do prosektorium. Nie jestem w stanie tam wejść. Wujek deklaruje się, że dokona rozpoznania zwłok. Po chwili wraca. Idziemy na plac i podstawiamy samochód pod prosektorium. Otwiera pakę stara. Ku mojemu zdziwieniu stoi tam trumna. Wujek reaguje chichotem i pyta, czy myślałem, że ojca przewieziemy w worku. Nie myślałem, nie odpowiadam. Absurdalność sytuacji wywołuje mój śmiech. Wnosimy trumnę do prosektorium. Stoję w oddali, ale widzę, jak ojca w niej układają. Ma na sobie ubranie, które przekazał Leszek. Chciałbym zapamiętać, jak tato wygląda, a jednocześnie zapomnieć, że widzę go w takim stanie. Wieko skrzyni zostaje zamknięte; wujek wciska zwitki pieniędzy pracownikom prosektorium, a ci pomagają nam wnieść trumnę do samochodu. Po chwili tato ląduje pomiędzy częściami do aut; klapa stara zamyka się z hukiem. Ruszamy dalej.
Po kilkudziesięciu minutach stajemy przed fabryką na Żeraniu. Tutaj wujka wszyscy znają; ja odnoszę wrażenie, że znają go wszyscy ci, którzy są mu potrzebni, by interes się kręcił. Stajemy przed szlabanem. Z drewnianej budki wychodzi strażnik. Uśmiecha się do Leszka i wita po przyjacielsku. Wujek podaje mu torbę z kabiny. Wartownik promienieje i szybko chowa ją do stróżówki. Po chwili pada decydujące pytanie: co wwozisz, Leszek?
Ile by toreb nie przeszło przez ręce wujka do rąk strażnika, nie zmieniłoby faktu, że ten starszy mężczyzna w czarnym płaszczu, ze starym karabinem na ramieniu ma prawo zadać to pytanie. Mało tego: ma prawo zajrzeć na pakę samochodu i dokładnie sprawdzić, co będzie wwiezione na teren zakładu. Najważniejsza jest jednak kontrola powrotna, gdy padnie sakramentalne: co wywozisz, Leszek? To jest moment decydujący, bo wszystko, co zostało zapisane w dokumentach, musi zgadzać się z ilością towaru na samochodzie. Małe odstępstwo od tego i nikt nie zaryzykuje posady, by chronić interes kierowcy. Dlatego przy tym pierwszym pytaniu wartownik jest jeszcze uśmiechnięty, a jego karabin ciągle tkwi na swoim miejscu.
Wróćmy więc do pytania: co wwozisz, Leszek? A wujek niewzruszony odpowiada: szwagra, czym wywołuje szczerą reakcję strażnika: mężczyzna uderza dłońmi o uda i śmieje się na głos. Tymczasem Leszek podąża w stronę paki i otwiera ją na oścież. Na widok trumny śmiech strażnika zamiera. Przez ułamek sekundy przez twarz wujka przebiega uśmiech satysfakcji. Wartownik tego nie dostrzega. Widać, że jest roztrzęsiony. Niemym wzrokiem spogląda na Leszka. Ten wyciąga dokument ze szpitala, podaje zaskoczonemu mężczyźnie i wyjaśnia, że wiezie do domu szwagra, który zmarł w Warszawie. To jego syn, mówi, wskazując mnie ręką. Strażnik, nadal blady i roztrzęsiony, kiwa do mnie głową i szepce jakieś słowa, które odbieram jako wyrazy współczucia. Robię zbolałą minę i bezgłośnie dziękuję. Leszek zamyka pakę, a strażnik unosi szlaban. W jego oczach widzę i strach, i współczucie, ale również niemożność jasnego myślenia. To ostatnie bardzo przyda się wujkowi w drodze powrotnej.
W magazynie zdajemy towar zgodnie z dokumentami. Wujek dostaje również ładunek na drogę powrotną; wszystko kwituje podpisem. Magazynierzy go znają; jest sporo śmiechu i żartów. Znowu wujek wynosi jakieś torby z szoferki, które znikają w czeluściach magazynu. Oprócz zadeklarowanego towaru na pace lądują również paczki, które nie mają odzwierciedlenia w dokumentach. Wszystko dzieje się szybko i w zupełnej ciszy. Mam wrażenie, że słyszę, jakby ktoś otwierał trumnę, ale równie dobrze może mi się zdawać. Po chwili tylne drzwi samochodu zostają zamknięte i odjeżdżamy spod magazynu. Właśnie wyszło słońce, a my przejeżdżamy obok placu, który zastawiony jest dużymi i małymi fiatami. Szkoda, szwagier, że tego nie widzisz, mówi wujek i uśmiecha się do własnych myśli. Racja. Tato byłby szczęśliwy, widząc tyle ukochanych samochodów. Dojeżdżamy do szlabanu. Widzę, że twarz wujka stężała. Podaje dokumenty przez szybę i mówi cicho: szwagier. Otwiera drzwi szoferki, ale strażnik przytrzymuje je dłonią, stawia pieczątkę na dokumencie i macha nam ręką na pożegnanie. Wujek odmachuje i zapuszcza motor. Opuszczamy Żerań. Ulga, którą poczuł wujek, gdy minęliśmy bramy zakładu, jest nieomal namacalna.
Taka sama sytuacja powtarza się w Ursusie.
Wujek Leszek robi świetny interes na lewych częściach, moja mama jest szczęśliwa, że udało nam się sprowadzić ojca do domu, pogrzeb odbywa się zgodnie z wyznaczonym terminem. A my płaczemy.
Gdy teraz o tym myślę, uśmiecham się, że ta „ostatnia droga” taty wyglądała właśnie w taki sposób i że w ciągu jednego dnia zwiedził najważniejsze fabryki tamtych czasów, a nade wszystko zobaczył miejsce, w którym produkowano jego ukochane duże fiaty.
***
Tato nie znosił swojego imienia, wolał to drugie: Albin. Kilka dni temu moja córeczka urodziła synka i po pradziadku otrzymał imię Franek. Dlatego nie gniewaj się tato, że taki jest tytuł tej opowieści...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt