A właściwie, czym są słowa? - JOLA S.
Proza » Obyczajowe » A właściwie, czym są słowa?
A A A

 

Z oknami gasło światło dnia, gdy oprzytomniałem.

 O rany, kwadrans po osiemnastej! Kwiaciarnia za rogiem będzie jeszcze otwarta. Kupię białe róże, byle się jej podobały. Nie znosi, gdy się spóźniam – pomyślałem rozgorączkowany, wbiegając do windy.

Wkrótce potem dwa przystanki z pękiem kwiatów w zatłoczonym po brzegi tramwaju. Pierwsze piętro, znajomy dzwonek, otwierają się drzwi. Serdeczny pocałunek w policzek. 

- No, wreszcie jesteś! Zapodziałam kluczy do stacyjki. Tylko pół minuty, wytrzymaj…

I popłynęła w głąb mieszkania lekko kołysząc biodrami. Przystanęła odruchowo. jak każda kobieta przed lustrem, przeczesała ręką krótkie włosy.

Mam przed sobą  pierwszy od dawna wolny wieczór, nie muszę już nigdzie gonić, jestem w domu. Dobrze się składa, akurat w dzień jej urodzin, o ile pamiętam w rocznicę zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę.

Zostałem sam w przedpokoju. Zamyślony bezwiednie oparłem się o ścianę:

Każde urodziny matki to powrót do dzieciństwa. W całym domu unosi się znajomy zapach jej talku i róż, gdański zegar z jedną wskazówką tyka dostojnie. Nadal jest piękna, wiele zachowała z dawnej prawdy, ciągle podoba się mężczyznom. To twarz człowieka dumnego i szczęśliwego ze spełnionego obowiązku.

Z głębi mieszkania dochodziły odgłosy szukania. Rozsiadłem się w ulubionym,  uszatym fotelu,  zawieszając wzrok na rzędzie starych, rodzinnych zdjęć. Obiektyw utrwalił radość moją i matki. Tęsknię z tamtymi czasami, ich duch wypełnia ten dom. Od zawsze przechowywała nasze zdjęcia. Tkanina życia. Przymknąłem powieki, wróciły wspomnienia.

 - Tak, to było dwa lata temu, wczesną jesienią. Wyszedłem później niż zwykle, zasiedziałem się w redakcji, potem musiałem wpaść jeszcze do banku. Byłem wykończony, szef  się czepiał od rana o byle co. Bank to osobny rozdział:  bieganie od panienki do panienki, stanie w kolejkach i tych zawiłych formalności. Głód i zmęczenie mieszały rozum. Stałem na brzegu chodnika, na czerwonych światłach, blisko jej domu. Może odwiedzić mamę? - Może zrobi mi puszysty omlet, jeszcze pamiętam jego delikatny smak… 

Nie otwierała. Miałem klucz. Kuchnia była pusta. Przez ścianę wdzierał się dziwny odgłos, dochodzący z głębi mieszkania. Miałem złe przeczucia, serce waliło, jak młotem. Wszedłem cicho do sypialni. Nigdy, wcześniej nie słyszałem  jej płaczu. Smutek i gorycz to była zawsze tylko jej sprawa, skrywana głęboko. Widząc mnie, usiadła na łóżku, opierając łokcie na kolanach i ukradkiem otarła łzy. Oczy czerwone i podpuchnięte. 

- Wszystko w porządku, mamo? 

Zatoczyła kółko w powietrzu palcem, rozszerzone źrenice wpatrywały się we mnie przez chwilę.

- Jest mi tak potwornie przykro - wyszeptała. - Siadaj. - Wybacz musiałam coś przemyśleć. Świat nie rozpieszcza, ale to tylko maleńkie zmartwienie - usprawiedliwiała się jak dziecko.

Usiadłem na stołku. Zapewne odżył w znowu ten stary koszmar?, przemknęło.

- Mamo, wyrzuć z siebie gorycz! Raz na zawsze, nie dręcz się. Minęło tyle lat.

Poprawiła się na łóżku, kiwnęła głową. To był znak, że miałem mówić dalej. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, dotknęła spodem drżącej dłoni mojego policzka. 

- Uda ci się, tylko kieruj się zdrowym rozsądkiem.

- To, prawda, muszę, wiem, ale czasem mnie napada i myślę: w cholerę z tym, życie jest zbyt krótkie. Nie wiem, gdzie podziała się moja siła. Po kawałku odłupało ją życie, powoli się zużyła - wyszeptała, jej oczy znowu zaszkliły się łzami.

To znowu ta sama, stara historia, tkwi w matce jak cierń. Była wtedy chudą, szaloną nastolatką. Przyszpilona do ziemi, stała w tłumie podnieconych gapiów i patrzyła jak płonie jej dom. Ugrzązł w nim jej ojciec, a mój dziadek. Coś się wtedy w niej otworzyło, coś się zamknęło. "Mała, dobra robota", drwił, któryś z gapiów.

Krzyczała. Usmażył się w ogniu, ratując psa, jej ukochanego psa, którego niefrasobliwie zamknęła samego w domu, spiesząc na randkę z pierwszym chłopakiem. Do dziś słyszy ryk ognia wypluwanego przez rozbite okna, wycie syren i chlust wody, szemranie strażackich sikawek i ten zapach gryzącego dymu. Przerażające...

Twój dziadek był fantastycznym facetem i ojcem, nieraz zapewniała.

A co z jego genami?

Gdybyś je od dziedziczył byłbyś geniuszem.

To prawda, łączy mnie z nim ta sama pasja. Kolekcjonuję, tak jak on kalendarze, wszystkie, ścienne też, z kartkami do wyrywania. Kalendarz to w pewnym sensie książka, której przeznaczeniem jest likwidacja. To dzieło, programowo nietrwałe, nie ma zamiaru nas przeżyć, marzy, by każda kartka została przeczytana dokładnie.

Nie poddawałem się.

- Mamo, kupiłem to mieszkanie. Nareszcie się udało! Kredyt będę spłacał chyba do emerytury. Jakoś sobie poradzę, mam trochę rozumu i instynktu - wyrzuciłem z siebie jednym tchem, czułem, by coś powiedzieć, zająć ją czymś innym.

Uniosła brwi,  twarz pokrył nikły uśmiech.

- Potrzebujesz pomocy?

- Dzięki, już mam.

Zasypała mnie pytaniami, jak zwykle chciała być ze wszystkim na bieżąco.

– To wspaniała wiadomość. Cóż, w życiu trzeba ryzykować. Nie martw się, zawsze byłeś moją mądralą, dasz radę. 

 Łasy na pochlebstwa, przytuliłem ją mocno.

- Ułożysz sobie nareszcie życie w nowym domu, będziesz miał więcej miejsca. Jesteś szczęśliwcem, Anna to dobra dziewczyna. Czy myśleliście o małżeństwie? Cieszę się, że spełniły się twoje marzenia. To głupie, byłam szczęśliwa mając cię tu blisko. Czas, gdy dzieci odchodzą na swoje, dla rodziców zawsze jest trudny.

Nie patrzy na mnie, wstydząc się swojej słabości.

Z zadumy wyrwał mnie SMS od Anny: "Muszę zostać na noc w szpitalu".

****

Nadal z głębi mieszkania dochodziły odgłosy szukania, obudziły Bliznę, przybiegła się przywitać, merdając puszystym ogonem.  Jest  przygłucha.

- Przepraszam, długo kazałam na siebie czekać.

Stanęła zadowolona przede mną z kluczykami w ręku. Wręczyłem róże, utonęliśmy w uścisku. Starannie ułożyła kwiaty w zielonym wazonie. Przy herbacie i babeczkach z konfiturą, rozmawialiśmy jak dawniej. Czas umykał, wieczorny wiatr targał firankę. Podniosła się, by ją poprawić.

- Piotrze, czy pamiętasz jak byliśmy razem na meczu Lechii?

- To było tak dawno, mamo - odpowiedziałem, podnosząc się z krzesła.

Zrobiło się późno, księżyc niecierpliwie zaglądał w okna. Nie mogłem dłużej zostać, długi, gorący prysznic i łóżko, to o czym  marzyłem. Matka towarzyszyła mi do drzwi.

- Nie martw się o mnie, a ja nie będę martwić się o ciebie.

 

Objąłem ją ramieniem. Nawet nie wiedziałem, kiedy pokonałem schody. Na zewnątrz, wiał silny wiatr, przeganiał ciemne chmury, targał włosy spóźnionych przechodniów. Szedłem na skróty, przez park, starając się omijać kałuże, nieustannie ślizgając się na mokrych liściach,  cienką warstwą pokrywających chodnik.

 

*****

   Nie mogłem zasnąć. Czasem tak mam, gdy jestem wykończony, ostatnio tyrałem codziennie po szesnaście godzin. Wspomnienia przeplatały się z teraźniejszością:

 Zajęty tysiącem własnych spraw, przyzwyczaiłem się, że matka była i jest, wystarczy, że się do mnie uśmiecha. Jestem spokojny, wiem, że da sobie radę, zawsze sobie radziła. Ma odwagę być sobą, nie lubi rozmów o niczym, niektórych tym drażni. To ostro zarysowana osobowość. Kto bodaj przelotnie pozna matkę, ten musi ją zapamiętać, to człowiek wielkiego, ale prostego serca. Wywiera silny urok na ludzi, skupiając ich wokół siebie. Zmusza siebie i innych do bezustannej szczerości. Żyje mocnymi uczuciami, niespokojna, egzaltowana, czasem jest w tym trochę śmieszna, ale przecież tylko ludzie nijacy unikają śmieszności. Sąsiedzi patrzą na nią z ukosa, krążą po mieście smakowite plotki, że spada jak kot na cztery łapy. W dzień zaduszny przygarnęła bezdomnego psa, wyłowiła go z nieprzebranego tłumu, mogił i krzaków, przywiązanego do drzewa. Poturbowana, z pyskiem ociekającym krwią żółta suka na jej widok radośnie zaszczekała i to wystarczyło. Teraz są prawie nierozłączne. Karmi ją ciasteczkami, tak czy owak to chyba głupota.

Pisze w wolnych chwilach bajki dla dzieci, nie marnuje czasu, zapominając nawet o posiłkach. Czuje się w niej smak zauroczenia pisarstwem. Kobiecej prozy nie czyta, za to uwielbia stare komiksy i bajki.

 Geniuszowi Andersena nikt nigdy nie oddał należnego hołdu, może ja to uczynię, kiedyś zażartowała.

  Cienki  zbiorek jej bajeczek trafił do księgarni. Przyjemnie. Ach, jaka była z siebie dumna. Dostałem egzemplarz autorski z dedykacją. Wstyd, ale dotąd do niego nawet nie zajrzałem. Zastanawiała się czy nie napisać poematu, ale nie wyszła poza czterowiersz, jej zdaniem nie brzmiał dość dostojnie, zgrzytał. Też pomysł! W końcu dała sobie spokój z poezją.

 Słowa zawodzą, powiedziała z nutą żalu w głosie.Mamo, brak czasu, moje życie pędzi na oślep. To prawda masz ostatnio złą passę. To przeczytasz moją powieść, odparła. Z wielką chęcią. Jestem przekonany, że ją wkrótce napiszesz.

Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. To było radosne, rodzinne popołudnie.

  Matka jest  uparta zupełnie jak osioł, jak sobie coś ubzdura, żadna siła jej nie jest w stanie powstrzymać. To nic dziwnego, ma za sobą długie lata bolesnych doświadczeń. Czasem jest jak otwarta księga, szczera do bólu i pełna dziwnej empatii, nawet, gdy życie ją okrutnie beszta. Jutro wyjdzie jak zwykle z domu, uśmiechnięta i wyprostowana, w pełnym, starannym makijażu, nikt nic nie zauważy spod nowego swetra, zajęty jest swoimi sprawami i pędzi. Matka przynajmniej pędzi swoją, czerwona Toyotą, nie musi dusić się w tramwaju lub gnać na piechotę.

  Jest najbardziej zwariowaną osobą, ze wszystkich kobiet, jakie znam. Nie opuszcza jej optymizm. Bywa twarda, a przynajmniej tak chce być postrzegana, nie znosi litości. Po śmierci dziadka, musiała wcześnie dorosnąć, nie miała wyjścia ani wtedy ani później. Uciekła od mego ojca. Małżeństwo rodziców nie należało do szczęśliwych, szybko zapomnieli kroków, które wiodły ich do siebie. Ojca, prawie nie pamiętam, w moim, życiu był chwilowym gościem. Może tylko to, że był dla mnie niesprawiedliwy. Ojciec był zapatrzonym w siebie zdolnym, zimnym inteligentem, który nie dawał z siebie nikomu nic oprócz blasku. Bezmyślnie wszystkich ranił, mówił głośno i z afektacją. Ciężko mi było dzień po dniu, milczałem. Zdawało mi się niekiedy, że Pan Bóg zapomniał o kawałku ziemi, na którym żyłem. – „Twój ojciec nie rozróżniał kolorów, dlatego od niego odeszłam”. Nigdy o nim więcej nie mówiła. Nie należy do kobiet, które lubią być poniewierane. Kiedy raz ojciec podbił jej oko, oddała mu... Nie zauważyła, że czaję się w cieniu przedpokoju.

 Zwalniam cię. Widocznie niektórzy potrzebują w związku motywacji innego typu, oznajmiła ojcu.

Nie uwierzyłbym, gdybym nie słyszał i nie zobaczył na własne oczy. Pozwoliłem sobie na cichy śmiech.

 Zgubą moją było twoje serce, powiedziała na koniec, trzęsąc się cała.

Trudno, musiał  iść z krwawym sinikiem do biura...Jakże okropnie może czasem wyglądać przystojny mężczyzna. Pomogło, więcej jej nie tknął, zresztą nie dała mu ku temu okazji. Dzwonił jeszcze trzy razy. Och, tak, żeby mu wybaczyła. Powiedziała, że odbierze za czwartym. Nie płakała, miała ochotę spalić jego buty, które rozrzucał po całym mieszkaniu. To jedyna scena,  kłótnia, którą zapamiętałem. No cóż, miała niezłomne zasady. Żadne "przepraszam" tu nie zadziałało - potem była już sama przez długie lata, to był jej wybór, nie miała do nikogo pretensji i nie dławiła się własną samotnością. W rodzinnym domu, z matką za ścianą, zasypiałem bez lęku, gdy patrzyłem przez jego okno, świat wydawał mi się lepszy, bardziej kolorowy.

 Nazajutrz miałem zadzwonić do mamy, by powiedzieć, że wpadną z Anną, wieczorem po pracy. Oczywiście zawsze mogłem ją odwiedzić, przecież  byłem jej jedynym synem. Kupiłem pudełko drożdżówek z czekoladą. Było dobrze po ósmej, kiedy weszliśmy do środka. Ewa, sąsiadka z vis a vis stała we drzwiach, zakrywając dłońmi twarz.

 To to niesprawiedliwe dla świata, wykrztusiła przejęta. Wyglądała, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze.

Otworzyli wytrychem drzwi. Wezwaliśmy karetkę.

  Nie oddycha!!!

Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, co powiedzieć, byłem bezradny. Rozpłakałem się dopiero w szpitalu.

- Cholerne gniazdko! Mamo, wybacz, że go nie naprawiłem, miałem na głowie ważniejsze potrzeby. Brakowało ci cierpliwości... Sprzątałaś kuchnię, myłaś blaty, miałaś wilgotne ręce... Twoje zmęczone serce nie wytrzymało. Nie zamierzam się osądzać, ale nie tak planowaliśmy…

Jakże mam cię nie kochać? Mamo, z karminową szminką na ustach, z podrażnionymi od niewyspania śluzówkami oczu, uśmiechającą się do mnie wyrozumiale, ekspertką od piekącej cebuli i słodkiej galaretki, którą zjadałem, aż mi się uszy trzęsły.

A właściwie, czym są słowa...

Przez tyle lat stałem w świetle poranka.

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
JOLA S. · dnia 18.02.2017 10:58 · Czytań: 733 · Średnia ocena: 4,25 · Komentarzy: 12
Komentarze
Gorgiasz dnia 18.02.2017 19:23
Sam tytuł jest już ważnym i niełatwym pytaniem.

Relacja pomiędzy synem a matką, która – przynajmniej od jakiegoś momentu – samotnie go wychowuje, jest z założenia trudna i skomplikowana. Dla obu stron. Obawiałem się, że pisząc z męskiego punktu widzenia, może okazać się niewiarygodną, a nawet sztuczną. Jednak dobrze sobie z tym poradziłaś, choć nie jest to łatwe. Emocje wyważone, czytelne i naturalne, tworzą intymny, refleksyjny klimat. I ogólnie dobrze napisane. Pzreczytałem dwukrotnie, uważnie, z przyjemnością.


Cytat:
Ten sam gdański zegar z jedną wskazówką, tykał dostojnie.

Bez przecinka.

Cytat:
Misternie spleciona tkanina naszego życia. Dzięki Bogu, to co najgorsze w moim życiu nie wyszło na jaw.

Powtórzone „życie”.

Cytat:
Szary dzień dobiegający za oknem końca  zrobił się taki przytulny. Wróciły wspomnienia,
Za oknem końca?

I kropka na końcu zamiast przecinka.

Cytat:
Oczy miała czerwone i podpuchnięte, wyglądała tak jakby była chora.

Oczy miała czerwone i podpuchnięte, wyglądała tak, jakby była chora.

Cytat:
Miałem złe przeczucie, serce waliło mi jak młotem.

„mi” niepotrzebne.

Cytat:
Wszedłem cicho do jej sypialni. Nigdy, wcześniej nie słyszałem jej płaczu. Smutek i gorycz to była zawsze tylko jej sprawa, skrywana bardzo głęboko.

Powtórzone „jej”.

Cytat:
Kolekcjonuję, tak jak on kalendarze, wszystkie, ścienne też, z kartkami do wyrywania. Kalendarz to w pewnym sensie książka, której przeznaczeniem jest likwidacja. To dzieło, programowo nietrwałe, nie ma zamiaru nas przeżyć, marzy, by każda kartka została przeczytana dokładnie.

Ciekawy fragment.

Cytat:
Obserwowałem jej reakcję. Uniosła brwi, na jej twarzy odmalował się nikły uśmiech.  

Powtórzone „jej”. Z pierwszego można zrezygnować.

Cytat:
Matka towarzyszyła mu do drzwi.

Raczej „mi”.

Cytat:
Szedłem przez park starając się omijać kałuże,

Szedłem przez park, starając się omijać kałuże,

Cytat:
Gdy to robi zapomina o posiłkach.

Gdy to robi, zapomina o posiłkach.

Cytat:
Matka jest czasem uparta jak osioł, żadna siła jej nie jest w stanie powstrzymać.

Powtórzone „jest”. Może: Matka bywa...

Cytat:
Pęka rzadko, to nic dziwnego, ma za sobą długie lata bolesnych doświadczeń.

W moim odczuciu, słowo „pęka” jest tu zbytecznym kolokwializmem.

Cytat:
nikt nic nie zauważy spod nowego swetra, każdy jest zajęty swoimi  sprawami i pędzi. Matka przynajmniej pędzi swoją Toyotą,

Powtórzone „pędzi”.

Cytat:
Po śmierci dziadka, musiała wcześnie dorosnąć, nie miała wyjścia ani wtedy ani później.

Po śmierci dziadka musiała wcześnie dorosnąć, nie miała wyjścia ani wtedy, ani później.

Cytat:
Ojca, prawie nie pamiętam, w moim, życiu był chwilowym gościem.

Ojca, prawie nie pamiętam, w moim życiu był chwilowym gościem.

Cytat:
Ojca, prawie nie pamiętam, w moim, życiu był chwilowym gościem. Może tylko to, że był dla mnie niesprawiedliwy. Ojciec był zapatrzonym w siebie zdolnym, zimnym inteligentem, który nie dawał z siebie nikomu nic oprócz blasku.

Powtórzony „ojciec” i „siebie”. Może tak: Ojca, prawie nie pamiętam, w moim życiu był chwilowym gościem. Może tylko to, że był dla mnie niesprawiedliwym, zapatrzonym w siebie zdolnym, zimnym inteligentem, który nie dawał nikomu nic, oprócz własnego blasku.

Cytat:
Nie płakała, miała ochotę spalić jego buty, które rozrzucał po całym mieszkaniu. To była jedyna scena, do której dopuściła. No, cóż miała niezłomne zasady.Potem była już sama przez długie lata, to był jej wybór, dobrze, że nie miała do nikogo pretensji,

Powtórzone „miała” i „była/był”.
Może: Nie płakała, miała (choć nachodziła ją ochota) ochotę spalić jego buty, które rozrzucał po całym mieszkaniu. To była jedyna scena, do której dopuściła. No, cóż trzymała się własnych, niezłomnych zasad. Potem została już sama na długie lata, dokonała wyboru, dobrze, że nie żywiła do nikogo pretensji,
I spacja przed „Potem”.

Cytat:
Nie zamierzam cię osądzać.

Wydaje się, że nie miał powodów. Jeśli już – to raczej siebie, nie naprawił gniazdka.

Cytat:
Przez tyle lat stałem w świetle poranka.

Ładne zakończenie.
JOLA S. dnia 18.02.2017 19:41
Tak, tego mi brakowało. Spokoju, wnikliwej uwagi i Twojej serdeczności, i Twojego pisania.

Gorgiaszu,

podjęłam się niełatwego wyzwania. Tym bardziej pozytywny odbiór tekstu jest dla mnie tak cenny.

Uff!
To może nie jest to co tygrysy lubią najbardziej, myślę oczywiście o sobie i Czytelnikach. Zalegał w mojej głębokiej szufladzie, powinnam mu się lepiej przyjrzeć.

Wielkie dzięki :)

Serdeczności :)

JOLA S.
Dobra Cobra dnia 19.02.2017 09:19 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo piękny kawałek z życia.


JOLU S,

To siedzi chyba w każdym z nas. Momenty, w których daliśmy ciała, choc wtedy tak nie myśleliśmy. Dopiero z perspektywy do nas to dociera. A jak już ktoś umrze dopiero wysyłamy litanię wszystkich błedów i zaniechań. Często w podobny sposób działa na ludzi rozstanie.

Co tu dużo mowić: dzieło pierwsza klasa, pozbawione łatwo pojawiajacego się w takich wypadkach sentymentalizmu.

Za przypomnienie tych prawd pieknie dziękuję.

Należałoby na spokojnie poprawic błędy, które znalazły się w zapisie. Będą razić wytrawnego czytelnika.


Pozdrawiam serdecznie, dziękując za poranną ucztę prozatorską.

DoCo
JOLA S. dnia 19.02.2017 10:02
Dobrze mi się zaczął ten niedzielny poniedziałek... Mój laptop roześmiał się radośnie "Chodź" - powiedział. Wysunęłam się niepewnie z łóżka i poszłam za jego głosem. Wypolerowany trudem pracowitych nocy blat sekretarzyka lśnił świeżą obietnicą ... Przetarłam oczy, podniosłam wzrok -

DoCo,

Twój komentarz, jest prawdziwy jak wszystkie inne , leży jak podrzucony tobołek z miłą niespodzianką.
Nieważne, co mnie kiedyś pchnęło, do napisania tego kawałka.

A właśnie, czym są słowa... Pozostaję w wierze, że tak dobrze rozpoczęty dzień jeszcze się nie skończył :) i, że czekają mnie dalsze przyjemności...

Dzięki wielkie i do usłyszenia, i do następnego.

JOLA S.

PS. Słusznie, coś jeszcze przeoczyłam, poprawię, aby nie drażniły :) , ale to za dłuższą chwilę. ;)
Dobra Cobra dnia 19.02.2017 10:15 Ocena: Bardzo dobre
To dla wiekszego jeszcze uweselenia wesoła i skoczna pjosenka porankowa: http://youtu.be/4517pI-Evts

Wypucowany sekretarzyk zawsze lśni nadzieją obietnicy (literackiego) spełnienia... ;)

Dalsze przyjemności w drodze.


Ukłaniam,

DoCo
JOLA S. dnia 19.02.2017 16:35
DoCo i Gorgiaszu,

melduję posłusznie, że wszystkie moje błędy naprawiłam i gaszę światło. Nigdy nie jest za późno by pójść w objęcia zazdrośnika Morfeusza :)

Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za wszystko :)

JOLA S.
Dobra Cobra dnia 19.02.2017 17:50 Ocena: Bardzo dobre
To tak można naprawić wszystkie błędy (życiowe) za jednym razem??? To ja też się piszę....

DoCo
Aronia23 dnia 20.02.2017 00:38 Ocena: Świetne!
Jolu S. Droga moja Koleżanko. Ja rozpłakałam się, czytając tę opowieść. Tu jest wszystko, oprócz... sprawiedliwości. Miłość, radość, spokój, delikatność matczynych rąk, piękne mieszkanko - gniazdko. Jest też zło szczerzące kły, wredota i głupia zazdrość. Rozmowa bohatera z matką robi niesamowite wrażenie, ich relacja niesamowitą dla mnie jest. I zwierzęta. Kochane, jak członkowie rodziny. Opis pożaru pełen dynamizmu, ale i statyczny (durnowaci gapie). Coś Ty uczyniła z mą duszą steraną? ŁOJ, CÓŻ POCZĄĆ. Zaczynam "głupawkować, aby nie zwariować". Życie może tak boleć, że pęka serce. Tak, pęka, niknie, jak kalendarze, o których piszesz. Wiesz, ja też przywiązuję ogromną wagę do dat, moja babcia urodziła się w 1. dniu I wojny światowej, to tak a' propos tej Hiroszimy. Mam masę pamiątek po swoim Tacie, którego pasjonowała historia, geografia, i który znał dobrze parę języków. Był inteligentny i dobry, jak ojciec boh. Nawet opis pasuje, po pewnej poważnej korekcie: "Ojciec był zdolnym, inteligentem... " Był też daltonistą, ale Tobie nie chodzi o wadę wzroku, gdy piszesz: "„Twój ojciec nie rozróżniał kolorów, dlatego od niego odeszłam”. Rozumiem doskonale matkę boh. i zdanie: "
- Nie martw się o mnie, a ja nie będę martwić się o ciebie.". I wiesz co? Ja wprowadziłam fikcyjną córkę Andersena do mojej opowieści, ale sza... Jolu, jesteś wielka. Pełna szacunku - Aronia.
Krzysztof Konrad dnia 20.02.2017 14:19 Ocena: Bardzo dobre
Mój Boże i wszyscy święci. Prócz patosu, który został przez ciebie zgładzony ( i bardzo dobrze!) znajduje się tu tyle pięknych zdań.

Cytat:
dachy mia­sta po­wo­li sty­gły


[/quote]
Cytat:
Ucie­kła od mego ojca. Mał­żeń­stwo ro­dzi­ców nie na­le­ża­ło do szczę­śli­wych, szyb­ko za­po­mnie­li kro­ków, które wio­dły ich do sie­bie


Cytat:
Twój oj­ciec nie roz­róż­niał ko­lo­rów, dla­te­go od niego ode­szłam


Wystarczy kilka nieostrożnych słów, żeby taki tekst stał się tandetny. Ty nie użyłaś tu takich słów, ani jednego słowa. Nie wiem, czy błędy wcześniej wytknięte zostały przez Ciebie poprawione, ale jeśli tak, to przez wzgląd na emocje, jakie wywołało we mnie to opowiadanie - nie zauważyłem ich.
JOLA S. dnia 20.02.2017 14:37
Witam Krzysztofie,

po raz pierwszy goszczę Cię w moich skromnych progach. Miło! Nie znoszę patosu, podobnie jak Ty, o wszystkim można porozmawiać przy stole.

Dzięki za uwagę i słowa uznania
Serdeczności, wpadaj częściej :) :)

JOLA S.

PS. Błędy poprawiłam, nawet o tym meldowałam ( nie chodziło o życiowe). Och, ten DoCo :(
mike17 dnia 25.02.2017 13:31 Ocena: Bardzo dobre
Matka - najpiękniejsze imię świata :)
Nie ma piękniejszego i nigdy nie będzie.

Świetnie pociągnięta opowieść, bardzo naturalnie opowiedziana z dbałością o szczegóły, w której stworzyłaś ciepły, kameralny i intymny nastrój, co sprawia, że miło się od razu robi na sercu.

Dostrzegam mnóstwo tkliwości, co cieszy, bo łatwo w tej materii o ckliwość, która nie zawsze wychodzi pisarzowi na dobre.

Pięknie ukazana relacja matki z synem, która przetrwała lata i nic jej nie zaburzyło.
To cudowne!
Tak powinno zawsze być na tym łez padole :)
Bo rodzice to świętość i nie ma tu o czym gadać.

Lubię teksty sentymentalne, może dlatego, że z biegiem lat takim się staję, i pewnie dlatego wyczułem doskonale tę swojską nutę w opisach przeżyć syna, który odwiedzając matkę cofa do lat dziecinnych i znów czuje to piękne uczucie, nigdy niezapomniane.

O walorach literacko-językowych nie wspomnę - znasz już moje zdanie.

Czytało się przyjemnie, choć koniec tragiczny...

Ale miejmy nadzieję, że TAM, gdzie wszyscy kiedyś pójdziemy, syn odnajdzie znów matkę i będą na nowo szczęśliwi - wierzę w to :)
JOLA S. dnia 25.02.2017 14:17
Michale,
jakże stęskniłam się za Tobą.

Twoje komentarze są niezwykle uważne i tchną ciepłem tak jak Twoje opowiadania. :)
Tak życie ma różne odcienie, podobnie jak miłość, o której tak pięknie piszesz.

Głębokie ukłony i bardzo dziękuję za odwiedziny.
Gorąco pozdrawiam :) :) :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty