Smukłe, zwinne ciało żmija uwijało się pod Jeźdźcem. Poruszali się bezszelestnie. Doskonale naoliwiona zbroja mężczyzny lśniła w blasku księżyca. Siedział wygodnie, obejmując smoczą szyję.
Czarne, wężowate cielsko zastygło w bezruchu. Głowa odwróciła się w stronę Jeźdźca, czerwone oczy spojrzały na niego pytająco.
- Tak, to tutaj - powiedział cicho.
Stali w milczeniu na opustoszałej uliczce grodu Kraka. Mieszkańcy pogrążeni byli w głębokim śnie, zmęczeni pracą i ukojeni cichym szeptem wiatru. Zza okien nie dobiegały żadne dźwięki. Jeździec jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak samotny. Pogładził szyję żmija, bestia zasyczała łagodnie, jakby chciała mu dodać otuchy.
Do wyczulonych uszu Jeźdźca doszedł cichy stukot kopyt, który przybierał na sile. Do rytmicznego, głuchego dźwięku dołączył po chwili szczęk metalowej zbroi. Żmij poruszył się niespokojnie.
Na uliczkę wjechał powoli mężczyzna w ciemnym płaszczu, zdobionym motywem błyskawic. Roztaczał wokół siebie aurę nieopisanej godności i mocy. Zatrzymał się kilka kroków przed żmijem. Smok zasyczał i zadrżał. Jeździec położył mu dłoń na trójkątnej, łuskowatej głowie.
- Jeźdźcze - powiedział przybyły. - Zgodnie z Prawem zesłanym przez Jedynego...
- ...Nie należę tutaj - dokończył. - Zdaję sobie z tego sprawę.
- Zatem wyzywam cię. W imię Najświętszego i Jego Praw! - Wyciągnął z sakwy przy siodle skrzący się kamień. Powietrze zdawało się wibrować przy zetknięciu z nim, a po powierzchni przebiegały drobne, bladoniebieskie iskierki.
Żmij syknął i naprężył wszystkie mięsnie. Jeździec przygotował się, wyciągając zza cholewy sztylet. Smok zwinął się i ruszył w bok. Jego czarne łuski zalśniły w bladym księżycowym blasku.
Rycerz na koniu czekał w bezruchu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Smok sprężył się i skoczył, szybciej niż strzała. Sztylet rozbłysnął w dłoni Jeźdźca.
Rycerz podniósł dłoń.
Wszystko pogrążyło się w bezruchu. Gęsta energia spowiła Jeźdźca i smoka. Wytężali wszystkie siły, lecz nie byli w stanie się poruszyć.
- Nadszedł twój koniec, ostatni z Jeźdźców - rzekł rycerz beznamiętnym głosem. - Podzielisz los swego Pana, strażnika krainy umarłych.
Jeździec poczuł, jak energetyczne więzy pękają. Strumień mocy cisnął go na bruk, potoczył się po nim, wzniecając chmarę pyłu. Drżał. Uniósł się z wysiłkiem i dojrzał żmija, leżącego na boku, oddychającego z wyraźnym trudem. Spomiędzy rozwartych szczęk wysunął się bezwładnie ostry język.
- Zabijesz nas - stwierdził, podnosząc dumnie głowę. - Niech więc tak będzie. Z Nawii można powrócić.
- Nie - odrzekł rycerz z nutką satysfakcji w głosie. - Nie zabiję.
Jeździec spojrzał pytająco w chłodne oczy rycerza. Nie liczył na ułaskawienie.
- Przykuję ciebie i tego plugawego zwierza łańcuchem, okryję niewidzialnością. Będziesz patrzył jak świat się zmienia, jak wszystko to, co kochasz, odchodzi w niepamięć.
- Całą...
- ...Wieczność - dokończył rycerz, wyciągając z sakwy potężny, skrzący się magią łańcuch.
***
Nie wszystko wyszło zgodnie z planem rycerza. Przez cały rok żmij wraz z ostatnim Jeźdźcem pracowicie rozkuwają więzy, by chociaż przez jedną noc być wolni.
To zawsze jest straszna noc. Pełna krwi. Tak, jak pełen goryczy jest Jeździec, tak, jak pełne cierpienia jest jego serce.
Zawsze wtedy nadchodzi wielka burza. Jeźdźcy Błyskawicy wyruszają na ulice miasta, a sam Perun ciska gromami w żmija, próbując go znów spętać. Nigdy jeszcze nie zawiedli. Słychać ryk wściekłości, żalu i rozpaczy, szczęk łańcucha. Potem wszystko milknie i nastaje nowy dzień. Mieszkańcy grodu Kraka, zwanego później Krakowem, zauważają rano brak kilku osób.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Firewarrior · dnia 27.11.2008 11:57 · Czytań: 954 · Średnia ocena: 4,11 · Komentarzy: 18
Inne artykuły tego autora: