Słychać policyjne koguty piejące na radiowozach, zdążających na miejsce rabunku. Nawet delikatny deszcz nie jest w stanie uciszyć ich nawoływań. Pora już co najmniej późna, właściwie, bliżej do świtu niż środka nocy. W niewielkiej ślepej uliczce jest jakby ciszej. Koguty są słyszalne, lecz ich dźwięk już nie wibruje w uszach tak, jak na głównej ulicy. Uliczka ta jest bardzo ciemna. Jedyne światło pochodzi z samochodów przejeżdżających główną ulicą oraz jednej migającej, co 30 sekund, lampy, stojącej na rogu. Pięćdziesiąt metrów długości zaledwie, dwa kontenery na śmieci (trudno stwierdzić po co zostały postawione, gdyż obok jest jeszcze więcej śmieci niż w środku) i jeden karton - mieszkanie bezdomnego, co się zapił na śmierć trzy dni temu. Pomiędzy jednym z kontenerów, a pudłem kartonowym leży ciało mężczyzny. Ubrany jest on na czarno, na głowie widać kominiarkę, obecnie tak przekręconą, iż nie sposób dostrzec oczu człowieka. Prawdopodobnie mężczyzna jest martwy, leży w kałuży krwi. Nie widać wyraźnych śladów walki, lecz przypatrując się uważniej można dostrzec otwór po kuli w okolicach klatki piersiowej oraz szyi. Oprócz zwłok nie widać nikogo w pobliżu, nawet żaden kot się nie kręci (a przecież ich wszędzie pełno). Światło z lampy na rogu, to się zapala, to znów przygasa.
Gdy lampa ponownie oświetla uliczkę widać mężczyznę ubranego na biało. Biel ta jest jakaś szarawa, nieczysta, jakby to była nie do końca biała barwa. Jest jakby ciemniejszą bielą, taką szarawą. Mężczyzna staje nad zwłokami człowieka w kominiarce i długo się mu przypatruje. W końcu zapala najbardziej pospolitego papierosa i pomiędzy zaciągnięciami się, cedzi słowa powoli, dobitnie, z żalem, a może skruchą, wyrzutem lub tęsknotą:
- No i się skończyło! A zaczęliśmy tak dobrze. Gdzie popełniłem błąd? Przecież starałem się go uchronić. A zresztą, co ja mogłem zrobić? On mnie nawet nie widzi! A tak i on jest stracony i ja!
Po tych słowach mężczyzna wyrzuca niedopałek papierosa. Chwilę stoi nieruchomo, jakby się zastanawiał czy jeszcze coś powiedzieć, po czym zapala kolejnego papierosa. Zaciągając się mężczyzna ubrany na jasno przechadza między kontenerem na śmieci a mieszkaniem martwego bezdomnego, aż ponownie lampa zagasa. Widać niedopałek spadający na ziemię. Gdy lampa się znów zapala człowieka w pseudo-bieli już nie ma, chociaż nie było słychać, jak odchodzi.
Po kolejnym cyklu lampy w uliczce pojawiają się policjanci. Idą powoli, są bardzo spokojni i opanowani. Sądząc po śladach na wąsach jednego z nich, niedawno musieli pić kawę. Zapewne pracują już od popołudnia i najchętniej poszliby do domu spać. A tutaj, jak na złość tuż przed końcem nocy, dokonano napadu na bank. Dwóch uzbrojonych bandytów zbiegło z miejsca wypadku. Jak brzmiały komunikaty, jeden z bandytów z raną postrzałową w okolicy szyi, nie mógł daleko uciec. Ochroniarz wykazał się wielką odwagą raniąc go. W końcu dorabia on w banku na pół etatu do emerytury. Ma już 69 lat, dwie córki i pięcioro wnucząt. Trudno od kogoś takiego wymagać heroicznych czynów.
Policjanci zauważyli najpierw krew rozlewającą się wzdłuż uliczki, a następnie trupa mężczyzny w kominiarce. Po wstępnych oględzinach, telefonicznie poinformowali zwierzchników o znalezisku.
- Ciekawe, co się tutaj stało? Dlaczego jeden drugiego zabił i jakie były motywy ich postępowania? Ale to już nie nasza broszka, my jesteśmy przecież z prewencji, a wysłano nas tutaj tylko dlatego, że obrabowano największy bank w mieście i potrzebne były posiłki. W sumie żal mi tego co tu leży. W końcu zrobili coś wspólnie, przygotowywali się do tego, a po udanej akcji jego kumpel go zabił.
- Jeszcze ciekawiej będzie jak się okaże, że oni byli ze sobą spokrewnieni albo coś takiego (rubaszny śmiech). Cholera, ale zimno, może weźmiemy kurtkę od tego kolesia, w końcu sztywniakowi już nie może być zimno?
- Zamknij się! Ty to się nie umiesz wczuć w atmosferę.
Odczekawszy na przyjazd inspektora policji, koronera, lekarza, policjanci udali się na zasłużony spoczynek. Martwego bandytę przewieziono do kostnicy, gdzie dokonano sekcji zwłok. Trzy dni później ciało zostało spalone, a prochy umieszczone w bezimiennej urnie. Nie udało się ustalić, kim był zmarły. Także nie ustalono personaliów drugiego bandyty, ani co zaszło w krótkiej, ciemnej uliczce bardzo późną porą...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Samotny Wilk · dnia 27.11.2008 14:41 · Czytań: 829 · Średnia ocena: 2,8 · Komentarzy: 17
Inne artykuły tego autora: