Rozdział ósmy
Nie myśleć o tym. Zapomnieć o jej ciele, dotyku, zapomnieć o jej szeptach i dreszczu, jaki wzbudziła
swą śmiałością. Tak będzie najlepiej dla ich obojga. Edward wcisnął ręce w kieszenie znoszonego prochowca i maszerował
przed siebie, sztywno i bez większego zainteresowania wędrówką. Myślami był ciągle przy niej, wdychał cudowny aromat jej naprężonej,
rozgrzanej skóry, chłonął jej pot i czuł w ustach smak jej pocałunków. Wspominał podobne do snu chwile, gdy mówiła, czego potrzebuje...
A on przysięgał, że jej to da. Dał się jej pożreć. Stał się własnością nieznajomej w czerni tej gorącej, ciężkiej od pożądania nocy.
Rozdział Dziewiąty
Złocisty płyn leniwie zafalował w kieliszku, zmącony ruchem siedzącego w fotelu mężczyzny. Niemal kobiecą dłonią ujął karafkę
i dolał sobie odrobinę znakomitego starego koniaku. Przez moment wdychał z upojeniem aromat trunku, podziwiając jego doskonałą barwę
i konsystencję. Upił łyk i z namysłem smakował przez chwilę alkohol, po czym, jakby z aprobatą, uśmiechnął się i sięgnął po książkę.
-A zatem jesteś.
-Tak.
-Koniaku?
-Niech będzie.
-Mam szczerą nadzieję, że nikt cię nie śledził, a moje sanktuarium pozostanie słodką tajemnicą...
-Nikt mnie nie śledził. Mam wieści.
-Och, domyślam się, mój drogi...
Mężczyzna wyprostował się w fotelu. Delikatne rysy gładko ogolonej twarzy były doskonale widoczne w padającym od strony wysokiego, gotyckiego okna
świetle, pomimo wielobarwnego witrażu, zdobiącego szybę.
Edward popił łyk koniaku.
-I cóż przynosisz, przyjacielu?
-Ciekawostki i zmyślenia. Nadal nie mam żadnego tropu, ale przynajmniej twoje odkrycie na coś się przydało.
-Doprawdy?
-Taa...Okazało się, że to osoba, na którą dostałem drugie zlecenie.
Mężczyzna w fotelu poruszył się.
-Od kogo?
-Nie wiem, czy ta informacja się panu przyda.
Mężczyzna zesztywniał. Znał ten głos aż za dobrze. Odwrócił się powoli w kierunku, z którego dobiegał.
-Serdecznie witam w moich skromnych progach, panie White.
-Mnie także miło pana widzieć, szkoda jednak, iż w tak niesprzyjających okolicznościach- odpowiedział gość, repetując broń.
Różnobarwne refleksy światła tańczyły w bieli jego stroju. Kilkunastu uzbrojonych Smoków błyskawicznie wycelowali w obydwu siedzących.
-Jak rozumiem, mamy iść z wami?
-Owszem, byłoby to bardzo wskazane. Podobnie jak pośpiech. Samochód już czeka.
-No cóż...zatem nie mamy wyboru, Edwardzie. Prowadźcie, panowie.
Koniak falował jeszcze przez moment w kieliszku.
Ciąg dalszy nastąpi... kiedyś... może...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
AnonimowyGrzybiarz · dnia 02.12.2008 00:15 · Czytań: 565 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: