Amentis - Obłuda. T - TomaszObluda
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Amentis - Obłuda. T
A A A
- Idziemy! - zawołał Spyra. Wszyscy wpatrywali się w niego oczekując propozycji. Zdecydował. I kiedy cała piątka już stała w gotowości. Przemówił Jareczek.
- Kurwa, no nie wiem.
- Co nie wiesz?! - zapytał Łysy.
- Fajnie będzie im skopać brudne ryje, ale to kurwa śmierdząca sprawa.
- Co? - odezwał się Spyra. - Sprawa jest jasna. Nic nie śmierdzi, poza tą azjatycką hołotą. Rozpieprzymy im tą budę. A jak się, któryś pojawi...
- To rozjebiemy mu maskę! - krzyknął buńczucznie Świr. Najniższy z towarzystwa, ale najbardziej agresywny.
- Świr ma rację. Koniec wątpliwości. Idziesz Jareczek? Czy dasz dupy? - powiedział Spyra i spojrzał wyzywająco w oczy wyższego i potężniej zbudowanego kolegi. Jareczek przetarł spoconą dłonią po łysinie i kiwnął potakująco głową.
- Dobrze - mówił dowódca. - Dzisiejszy dzień będzie przełomem w działalności naszej organizacji. Miasto o nas usłyszy i setki chętnych będą chciały się przyłączyć.
- Ale przyjmiemy tylko najlepszych - dodał Łysy.
- Dokładnie - kontynuował Spyra. - Siła i duma. To nasze hasło. Siłą odbudujemy dumę w naszym narodzie. Koniec z tchórzostwem i kuleniem ogona przed pieprzonymi cudzoziemcami. Ich jest na ziemi więcej, ale tylko po to, aby byli niewolnikami i robotnikami pod panowaniem białej rasy - snuł marzenia. - Ten dzień, choć tak mały, zapiszę się złotymi zgłoskami w historii ludzkości. Za białą rasę!
- Za białą rasę! - odpowiedzieli towarzysze.

Spyra wyszedł pierwszy, za nim Łysy, Jareczek, Świr i Cichy. Wyszedł ostatni, bo zebranie było u niego w domu. Państwo Kowalscy albo byli w pracy, więc Marek mógł rozporządzać samodzielnie całym mieszkaniem. U nikogo z pozostałej czwórki, oboje rodziców nie pracowało. U Łukasza Jarkowlaka, alias Świrka, nikt nie pracował. Ojciec z matką, a czasem też starsza siostra wciąż byli pijani i nie wychodzili zbyt często, poza wycieczkami do monopolowego. Zresztą wódkę najczęściej przynosili goście, którzy płacili wpisowe za wejście na odbywające się tam libacje. Łukasz nie pił wcale, czasem palił marihuanę. To też często nocował u Cichego. Rodzice Marka nie mieli nic przeciwko, byli nadzwyczaj pobłażliwi.

Zatrzymali się przed domem, Spyra popatrzył każdemu w oczy. Byli gotowi. Mieli kije baseballowe z aluminium. Świr pod kurtką ukrywał butelkę z benzyną i zapałki, Jareczek łom. Chłopcy byli dumni z siebie. To miała być ich pierwsza akcja.

Organizację pod nazwą "Duma i siła", założyli pięć miesięcy wcześniej. Właściwie, trudno to było ich szajkę nazwać organizacją. Ale wierzyli, że to kwestia czasu. Marek znał się z Karolem "Spyrąr" Spyrkowskim z podwórka. Osiedle Karola mieściło się bardzo blisko dzielnicy willowej, na której mieszkał Kowalski. Pod koniec gimnazjum zaczęli rozmawiać o patriotyzmie, nienawiści do innych narodów, wyższości białej rasy. Okazało się, że mają mało znajomych o równie skrajnych poglądach. To ich bardzo zbliżyło. Czytali książki o drugiej wojnie światowej, oglądali filmy na ten temat i godzinami dyskutowali o odrodzeniu dominacji europejskich narodów. W zawodówce Spyrkowski poznał Albina "Łysegor" Dorowskiego, Jarka "Jareczka" Kozkę i Lukasz "Świra" Jarkowlaka. Byli z najgorszej dzielnicy w mieście i byli silni. Oni też nie lubili murzynów, Azjatów i żydów. Jednak ich poglądy były mniej skrystalizowane. Karol otworzył im oczy - powtarzali często. Pokazał im drogę, wyjaśnił, że mogą coś zmienić w swoim życiu. Nie tylko swoim. Mogli pomóc swoim rodzinom, znajomym. W tym celu trzeba było wprowadzić nowy porządek. Tak twierdził Spyra. Zaufali mu. Cichego zaakceptowali, kiedy stoczył bójkę z Jareczkiem. Przegrał. Nie miał szans, z zaprawionym w ulicznych walkach wysokim nastolatkiem. Pokazał jednak, że walczyć potrafi. Poza tym, ręczył za niego Karol. Z czasem polubili go wszyscy, zwłaszcza Łukasz, który był mu wdzięczny za udostępnianie mieszkania, na czas największych popijaw rodziców. Zorganizowali się wreszcie. To było oczywiście pomysł Spyrkowskiego. Stworzyli status. Zaczęli przygotowywać plany budowy nowego państwa. To była świetna zabawa. Prowadzili sparingi między sobą, ćwiczyli walkę kijami i inną uliczną bronią. Biegali, a latem pływali w jeziorze. Wszystko to aby się wzmocnić i przygotować do czekającej ich walki. Raz w tygodniu Spyra prowadził wykład dla członków organizacji, na temat nowej Polski, walki ras i innych ważnych zagadnień. Przygotowywał się rzetelnie i słuchacze nie nudzili się ani trochę.

Wreszcie przyszedł dzień, w którym mieli pokazać nową jakość. To miało być coś spektakularnego, coś co zwróciłoby uwagę mediów. Od dawna solą w oku, była im chińska restauracja, o mało oryginalnej nazwie "Mandaryn". Nie dość, że lokal serwował prawdziwe chińskie potrawy, nie tylko ryż z sosem słodko kwaśnym, to całą obsługę stanowili przybysze z pod Wielkiego Muru. Tego znieść nie mogli. To była agresywna ingerencja w Polską tożsamość. Próba zmiany tysiącletniej kultury. A chciały tego dokonać prymitywne stworzenia z bliskiego wschodu. Powiedzieli: Nie! Czas z tym skończyć. Wycieczka ta, miała być sprawdzianem ich siły i możliwości. Wierzyli w siebie. No może Jareczek nie do końca, zawsze się długo zastanawiał, ale kiedy już bił, nie było odwrotu.

Chłopcy nie odzywając się ani słowem, przeszli przez park. Wrześniowa noc była cicha. Na niebie mrugały gwiazdy, wiatr delikatnie chłodził nagrzane porannym słońcem budynki. Członkom "Dumy i siły", w tym momencie nic nie było wstanie zbić temperatury. Płonęli gniewem, a może w jeszcze większym stopniu zdenerwowaniem. Szybko, prawie biegiem minęli ulicę Bolesława Krzywoustego i znaleźli się na Bohaterów Warszawy. Pod numerem sześćdziesiąt dziewięć ulokowany był "Mandaryn". To miejsce hańby, na polskiej ziemi. Szli gęsiego. Pełni skupienia. Jareczek trząsł się z nerwów.
- Spokojnie bracie - powiedział Świr idący zanim. Widział zdenerwowanie kolegi. - Zaraz posmakujesz żółtej krwi. To będzie zajebista sprawa. Zobaczysz.
- Dzięki stary. Dam radę - odparł.

Byli już blisko. Restauracja skrywała się w studni kamienic. Przed wejściem do bramy stała reklama, informująca o wspaniałych chińskich posiłkach. Łysy plunął, a Świr warknął, kiedy mijali napis.

Stali przed wejściem. W środku panowała ciemność. Lokal był otwarty do dwudziestej trzeciej. Chińczycy pewnie spali. Chłopcy nie mieli pojęcia, czy mieszkają w którymś z mieszkań pod numerem sześćdziesiąt dziewięć, czy w zupełnie innym miejscu. Cichy i Spyra nie wahali się w najmniejszym stopniu. Nigdy nie brali udziału w bójkach, których ringiem było podwórko, publicznością ściany kamienic, a jedyną drogą brama. W razie nie powodzenia ucieczka była znacznie utrudniona. Pozostał trójka wiedziała o tym. Nie raz musieli salwować się ucieczką, przed przeważającymi siłami przeciwników. Teraz jednak nie szło o zwykłą bijatykę, lecz o ideę. Cel był święty.

W drzwiach w niewielkich otworach widniały szyby, chronione były one kratą, zamkniętą na kłódkę. Same drzwi zamykano na jeden zamek wielozapadkowy. Takie zabezpieczenie, było wystarczającą przeszkodą dla amatorów. Samo zerwanie grubej kłódki było wyzwaniem, dalej należało sforsować jeszcze stalowe drzwi, otwory były niewielkie. Jednak przed akcją przeprowadzili szczegółowy rekonesans . W tym celu każdy z nich musiał raczyć się barbarzyńskimi potrawami. Spyra jako mózg przedsięwzięcia dwa razy kosztował chińskich specjałów. Słabym punktem pomieszczenia były okna. Zwykłe szklane szyby, zamykane, w nocy na drewniane okiennice. Wystarczyło je wyważyć, rozbić szkło i będą w środku.
- Zaczynaj - zakomenderował Karol. Łysy zbliżył się do okna, zaparł łom pod okiennicę i całym swoim ciałem nacisnął. Drewno zaskrzypiało. Później wykonał ten ruch jeszcze dwa razy. Za trzecim razem, okiennice puściły. Okno dosłownie, stało przed nimi otworem. Łysy westchnął zdyszany i się uśmiechnął. Uderzył łomem w szybę. Po podwórku rozniósł się dźwięk tłuczonego szkła. Jareczek rozejrzał się ze zdenerwowaniem. Stali tak około minuty, niepewni czy ktoś usłyszał tłuczenie szyby. W oknach było ciemno, ale jeśli ktoś ich obserwował, najpewniej nie zapalił światła, aby nie być zauważonym i widzieć lepiej to co dzieje się na zewnątrz.
- Dobra wchodzimy - rozkazał zniecierpliwiony Spyra. Łysy zaczął usuwać resztki szkła z ramy okiennej. Otwór znajdował się na wysokości około metra, więc mogli wejść bez problemu. Po kolei wślizgnęli się do środka. Znali dobrze rozkład głównej sali.
- Cholera. Jeśli było tak bardzo słychać, wybijanie okna, to jak tu będziemy robić rozpierdol, to pobudzimy cały budynek - słusznie zauważył Jareczek.
- Kurwa, racja - potwierdził Świr.
- Spokojnie - odezwał się Cichy. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Marek mówił zazwyczaj nie wiele. - Zacznijmy rozpierduchę od wewnętrznej części. Będziemy musieli się starać być cicho. Ale jak pozamykamy drzwi nie będzie nic słychać. Tu zrobimy ostatnie zniszczenia. Co z podpalaniem zobaczymy na końcu? Zależy, jak nam pójdzie.
- Racja. Tak zrobimy - powiedział Spyra.
- No nie wiem - zaoponował Jareczek. - Może lepiej od razu podpalić?
- Nie trzymamy się pierwotnego planu - zakończył Spyra. - Idziemy do toalety.
Spyrkowski poszedł pierwszy. Otworzyli drzwi do łazienki i weszli z kijami przygotowanymi do niszczenia. Zapalił światło. I okazało się, że pomylili wejścia. Byli w korytarzu.
- To musi być do magazynu - stwierdził Spyra. - Może trzymają tam szczury, albo psy.
- Co? - zapytał Jareczek.
- Oni to jedzą.
- Kurdę. Mój kurczak smakował jak kurczak. Mam nadzieję, że szczura nie jadłem.
Przeszli szybko przez korytarz i minęli kolejne drzwi, gdzie trafili na schody prowadzące w dół. Nie osłonięta jarzyniówka na ścianie, dawała nikłe światło. Źli, że jeszcze nie ma czego niszczyć, zbiegli po schodach. Skręcili w prawo, tak jak prowadził kolejny korytarz, później w lewo, wskoczyli po trzech niskich schodkach i zatrzymali się przed drewnianymi drzwiami, z których odpadały płaty żółtej, zaschniętej farby.
- Cholera, w takim miejscu trzymają jedzenie? - odezwał się Łysy.
- Chłopaki ja nie wiem, ale coś tu nie gra - Jareczek zgłosił kolejne zastrzeżenie. - Idziemy i idziemy, a tu nic.
- Cierpliwości.
- Ja chcę się zabawić - warknął Świr.
- Te drzwi rozwalimy - odparł Łysy. - Stąd już nikt nie usłyszy - słusznie stwierdził i zaczął uderzać kijem w drzwi. Spyra się skrzywił, czując zachwianie autorytetu.
- No dobrze - zgodził się po fakcie. - Zaczynamy zabawę.

Drzwi okazały się nadspodziewanie kruche, po kilku uderzeniach zaczęły pękać. Świr odsunął Dorowskiego, rozpędził się i kopnął w nie tak mocno, że zrobił dziurę. Wszyscy wybuchli szczerym śmiechem, widząc jak kolega próbuję wyciągnąć nogę z drzwi.
- Chłopaki. Kurwa chłopaki! - zawył Jarkowlak - Coś mnie trzyma za nogę.
- Co?
- Kurwa nie wiem. Wyciągnijcie mnie - cała czwórka skoczyła do niego i pociągnęli go do siebie. Coś puściło i wszyscy upadli na ziemie. Łysy wstał jako pierwszy trzymając kij w gotowości do walki. Po chwili cała piątka, czekała już w tych samych pozycjach.
- Wracajmy - powiedział Jareczek.
- Też tak myślę - dodał Cichy. - Łukasz nic ci nie jest?
- Nie. Ale to było dziwne. Bardzo zimna dłoń. I mokra. Tam ktoś siedzi.
- Kurwa boi się - stwierdził Spyra. - Rozwalmy mu łeb.
- Ja też jestem za tym żeby spadać - przyłączył się do opozycji Świr.
- Łysy, a ty? - zapytał Spyra.
- Wracajmy. Podpalimy to gówno i uciekamy - wyszeptał.
- Dobrze chodźmy - chcąc nie chcąc zgodził się Karol i poszedł przodem w kierunku z którego przyszli. Minęli trzy niskie schodki. Przebiegli kilka metrów, trafili na kolejne schody, którymi zbiegli w dół. Później skręcili w lewo, w prawo i znów schodami w dół.
- Kurwa stójcie - zatrzymał ich Jareczek. - Przecież idziemy inną drogą.
- Jak inną? Przecież droga jest prosta, nie ma gdzie skręcić - stwierdził logicznie Świr.
- Jest ciemno, to nam się zdaję, że idziemy inaczej - potwierdził Kowalski.
- Kurwa Cichy, ale filozofia - powiedział Jareczek. - Coś tu nie gra.
- No - zgodził się Łysy.
- Świr ma rację. Droga jest prosta. Idziemy prosto. Ja idę - zdecydował Spyra.
- Nie rozdzielajmy się - zaapelował Jareczek i wszyscy poszli za Karolem. Teraz jednak szli wolno i uważnie. Co kilka metrów z sufitu zwisała słaba żarówka. Nie pamiętali aby było ich aż tyle kiedy wchodzili do środka. Nagle Spyra stanął.
- Kurwa nie uwierzycie - zauważył i ruszył do przodu. Nagle przed ich oczyma ukazała się ogromna hala. Wyglądała jak lokomotywownia, albo jakaś ogromna fabryka z której wyniesiono maszyny. Ściany i podłoga wyłożone były białymi brudnymi kafelkami, sufit zbudowany z drewnianych desek. Wszystko oświetlały wielkie żarówki okryte stalowymi kratami.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Łysy.
- Kurwa gdzie jest Świr - krzyknął Cichy. Wszyscy rozejrzeli się do koła. Łukasz zniknął.
- Jareczek, Świr szedł za tobą? - zapytał Spyra.
- No jeszcze z pięć metrów temu był za mną.
- I nic nie słyszałeś?
- No nie. Nie zwróciłem uwagi. Widzicie drzwi tam na końcu hali? - wskazał ręką. - Ja spierdalam - powiedział i zaczął biec do domniemanego wyjścia.
- Hej, a Świr! - krzyknął Cichy, odwracając się i zamarł. Drzwi nie było. - Jarek zwolnij idziemy z tobą!

Wszyscy rzucili się pędem w stronę świecącego otworu. Hala miała prawie sto pięćdziesiąt metrów długości, szybko dogonili kolegę i już w czwórkę biegli do wyjścia.
- Stop! - zarządził Spyra. Kiedy minęli wejście. - Jest źle.
Znajdowali się teraz w jakimś pokoju. Całkiem przytulnym. Na ścianach wisiały obrazy, w centrum znajdował się duży drewniany stół, wokół którego stały miękkie fotele. W kominku płonął ogień.
- Spyra?
- Co Cichy?
- Jest gorzej. Nie ma drzwi i nie ma Łysego.
W istocie, wejście którym wbiegli nie istniało. W tym samym miejscu był kredens, którego półki uginały się pod ciężarem książek.
- Chłopaki drzwi są r11; zauważył Jareczek. - Tyle ze inne. I nie wiadomo, co za nimi jest. Może to samo co trzymało Świra?
- Cholerni Chińczycy! - wrzasnął Spyra.
- Jak pan może? - usłyszał kobiecy głos. Spojrzeli w prawo. Na dużej kanapie leżała Chinka w średnim wieku. W małej dłoni, trzymała długi ustnik za pomocą, którego paliła cienkiego papierosa. Była bardzo ładna, ubrana w czarną wieczorową suknię i szpilki w tym samym kolorze. Usiadła i uśmiechnęła się do nich. - Czego panowie sobie życzą?
- Dzień dobry - zaczął niepewnie Cichy.
- Dzień dobry.
- My weszliśmy z tej fabryki.
- Z dworca?
- Dworca? Szyn ani pociągów tam nie było.
- Rozkradli. Przecież jesteśmy w Polsce?
- Tak.
- Na złom pewnie. Macie ochotne na herbatę? Każe przynieść? A może papierosa?
- Chcemy do domu - zajęczał Jarek.
- Jaki uroczy chłopiec. Szkoda, że chce iść. Ale nie zatrzymam was siłą. Drzwi są otwarte. Jeśli, jednak kiedyś zamarzy się wam najlepsza herbata na świecie zapraszam.
Nie mówiąc słowa podeszli do drzwi. Spyra złapał za klamkę i wyszli na zewnątrz. Przedpokój urządzony był w tym samym stylu co salon. Kiedy zamknęli drzwi. Cichy zaczął.
- Albo to jest sen, a wiem, że nie jest, albo to jakieś czary.
- Chińskie - dodał Jareczek.
- Nie ważne. Jakoś wątpię, aby udało nam się wydostać z tego miejsca. Za tymi drzwiami, na bank jest kolejny korytarz, hala, albo Chinka.
- Chuj z tym! - krzyknął Spyra. - Mam dość. Idę. Zerknął na kolegów z nadzieją, że za nim pójdą i ruszył do wyjścia. Jarek z Markiem nie mając lepszego pomysłu, podążyli za prowodyrem.

Cichy, jako ostatni minął drzwi i z przerażeniem stwierdził, że jest sam. Po chwili jednak odetchnął z ulgą. Znajdował się w swoim pokoju, a wyszedł z szafy. Zaczął rozglądać się po mieszkaniu, wszystko wyglądało jak zwykle. Wyjrzał przez okno. Zaczynało świtać, ulicą przejechał pierwszy tego dnia autobus. Usiadł w kuchni i napił się wody. Kiedy zaczął wracać do równowagi przypomniał sobie o przyjaciołach. Czy wrócili do domów? I co właściwie się z nimi działo? Nagle usłyszał dźwięk telefonu, przypominający, że jakiś czas temu ktoś do niego dzwonił, a on nie odebrał. Spojrzał na wyświetlacz komórki, napis głosił - "Świr". Pierwszy, który zaginął, zadzwonił do niego. Uśmiechnął się i wybrał numer kolegi.
- Hej Łukasz?
- Tak to ja. Jesteś u siebie w domu?
- Tak dokładnie. Zniknąłeś, a my szliśmy dalej. Zresztą opowiem, jak się spotkamy.
- Wiem. Wiem. Dzwoniłem do reszty wszyscy są cali. Dziś o piętnastej u ciebie?
- Dobra. Idę się jeszcze położyć. Narqa
- Nara.

Rozłączyli się. Marek wziął prysznic, nastawił budzik na dwunastą i położył się spać. Obudziły go szturchańce w plecy. Najpierw lekkie, lecz za chwilę brutalne. Obrócił się na drugi bok. I skoczył jak opętany. Nie był już w swoim pokoju, nie spał na swoim łóżku. Stał w brudnej i śmierdzącej kajucie, a miast jego łóżka w rogu straszyło swym zaniedbaniem kojo. Przed nim prezentował się niski i stary już Chińczyk, w łachmanach. Uśmiechał się złośliwie.
- Co spać się zachciało?
- To chyba sen? - odparł przerażony.
- Tak sen. Może być i sen. Mnie to nie interesuję. Interesuję mnie, że pokład jest brudny. A ty jeszcze wylegujesz się w łóżku. Do roboty!
- Tak jest - jęknął i pobiegł na górę. Zdziwił się niezmiernie, że wie którędy iść. Okazało się, że zna świetnie handlową łajbę i doskonale wie, co robić. Współpracowników też kojarzył bez problemu, kiedy tylko miał ich o coś prosić lub oni zwracali się do niego. Z ulgą doszedł do przekonania, że to jest jednak sen. Bo w snach zawsze miał orientację co się w koło niego dziej.

Dzień był bardzo męczący, ale okazało się, że jego ciało jest przyzwyczajone do ciężkiej pracy. Zasnął bez problemu, z nadzieją, że dnia następnego obudzi się w swoim łóżku. Niestety nadzieje były złudne. Kolejny dzień niczym się nie różnił. Nocą kiedy miał chwilę wytchnienia, czas na poskładanie myśli, pożałował tego co robił w życiu. Pogardy dla innych nacji i nienawiści, którą w sobie nosił. Brzydził się Chińczykami, a teraz stał się członkiem tego narodu. Niestety biednym członkiem.

Jakie zdziwienie by przeżył, gdyby dowiedział się co spotkało jego przyjaciół. Być może kariera cyrkowego karła w średniowiecznej Francji, która czekała Łysego, nie była do pozazdroszczenia. Lecz los bajecznie bogatego kupca w piętnastowiecznej Wenecji, który spotkał Spyrę, lub gwiazdy piłki nożnej, którą został Jareczek, były bardziej do zniesienia. Świr otrzymał z nich najbardziej bezstresową osobowość, został członkiem plemienia pigmejów, w puszczy amazońskiej, jakieś sto lat przed narodzinami Kolumba. Cóż powiedzieć? Amentis była zwariowaną osóbką.


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
TomaszObluda · dnia 06.12.2008 12:51 · Czytań: 845 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 4
Komentarze
amoryt dnia 06.12.2008 14:12
bardzo nierówny tekst. raz bardzo dobrze, raz nijako. ciężko mi ocenić. na pewno wybija się ponad przeciętność, a to już coś. znalazłem literówki i drobne błędy, które wyłapiesz, jak tylko sam jeszcze raz przeczytasz.

póki co bez oceny.

ps: mógłbyś trochę rozwinąć, czym/kim amentis jest, bo nijako wyszło, nie wzbudza ta postać żadnych emocji.
TomaszObluda dnia 07.12.2008 02:32
sory za błędy.nhttp://pl.youtube.com/watch?v=wsHLbZyA2Uk dopatrzyłem się.poprawię.Amentis jest siostrą Marii.pozdrawiam
ginger dnia 07.12.2008 14:22 Ocena: Dobre
Jakiej Marii znowuż...?
Generalnie sprawa ciekawa. Tak jak napisał Amoryt - tekst bardzo nierówny. Momentami czyta się fantastycznie, a czasem zgrzyta straszliwie. Pomysł jest interesujący, więc warto byłoby nad tym popracować. I o Amentis faktycznie mógłbyś więcej napisać, bo szczerze mówiąc, nie przywiązałam do niej wagi.
ginger dnia 07.12.2008 14:24 Ocena: Dobre
Aaaa... Już wiem jakiej Marii :D Hmpf... Ale sama z siebie bym tych opowiadań nie powiązała za nic...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Dzon
01/05/2024 21:18
Ok. Sprawdzę z czytaniem na głos, ale dopiero jak nie będzie… »
Dzon
01/05/2024 21:16
Dzięki. Prawdę mówiąc ten tekst jest tak stary, że o nim… »
Janusz Rosek
01/05/2024 16:09
Dziękuję za komentarz. Mieszkam, żyję i pracuję w Krakowie,… »
Zdzislaw
01/05/2024 13:50
Dzon, no i w porządku ;) U mnie, przy czytaniu na głos,… »
Kazjuno
01/05/2024 12:25
Jako słaby znawca poezji ucieszyłem się, że proza. Hmmm!… »
SzalonaJulka
01/05/2024 00:14
Bardzo dziękuję za zatrzymanie się :) Dzon, ooo, trafiłeś… »
Dzon
30/04/2024 22:22
Bardzo mi się spodobało. Płynie dynamicznie. Jestem fanem… »
Dzon
30/04/2024 22:08
Widać,że tekst jest bardzo osobisty. Takie osobiste… »
Dzon
30/04/2024 21:53
;-) Uśmiechnąłem się. Jest koncept. Może trochę do… »
valeria
30/04/2024 16:55
Nie bardzo rozumiem:) »
valeria
30/04/2024 16:54
Fajne »
valeria
30/04/2024 16:53
No ja przepadam:) »
valeria
30/04/2024 16:52
Ja znowuż wychwalam Warszawę:) »
valeria
30/04/2024 16:50
Jest pięknie, dzisiaj bardzo gorąco, cudna pogoda. Wiersz… »
Kazjuno
28/04/2024 16:30
Mnie też miło Pięknooka, że zauważyłaś. »
ShoutBox
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty