-Moniko, powiedz mi wszystko, co wiesz!
-Kiedy że ja nie wiem prawie nic... Wyszłam z pubu z nożem, to wiem. Zobaczyłam Michała z Justyną... I... Nie wiem, co się później stało. Pamiętam tylko, że ocknęłam się przy jego ciele, już nie żył, noża nigdzie nie widziałam... Ktoś wołał policję, usłyszałam syreny, więc uciekłam... Ja naprawdę go nie zabiłam! Ja go kochałam!
Do sali, zaalarmowany podniesionym głosem dziewczyny, wbiegł lekarz.
-Pacjentka musi teraz odpocząć, proszę...
-Tak jest, już idziemy.
Kiedy wyszli na ulicę, Jacek pierwszy przerwał milczenie.
-Myślisz, że to prawda? - Krzysiek pokręcił głową.
-Kiepskie tłumaczenie. Dziura w pamięci niczego nie rozwiąże, ślady na nożu są ewidentnym dowodem.
-Tak, ale ktoś mógł...
-Stary... Teoretycznie ktoś mógłby ją wrobić, ale jak i po co? Nawet zakładając, że Mario zabił Michała, bo o tym zdaje się myślisz, nie sądzę, żeby... Słuchaj, zapomnij o Justynie! Jesteśmy gliniarzami, nie interesuje mnie ten cały melodramat, chociaż ta sprawa zaczyna mnie już wkurzać. Według odcisków palców Michała zabiła Monika Grudź, ale na razie nie możemy jej zatrzymać.
-Słuchaj, to bez sensu. Jeśli Monika zabiła Michała, gdzie Justyna?! Czekaj... - odezwała się melodyjka telefonu. Jacek spojrzał na wyświetlacz i zaklął: -Ostryga.
-Tak, szefie?
-Nie szefuj mi tu, wiesz, że tego nie lubię. Dlaczego nie powiedziałeś, że ta zaginiona Justyna Mialik to twoja bratanica?
-A co za różnica? - zapytał niepewnie.
-Już ty wiesz, co za różnica! Za długo wam to schodzi, w tym miesiącu chcę tę sprawę zakończyć, rozumiesz?
-Tak.
-Dobra, na razie.
-O co chodzi? - zapytał Krzysiek, patrząc uważnie na kumpla.
-Jesteśmy za wolni.
-Jasne - mruknął z przekąsem mężczyzna. -Słuchaj, ja jadę do Moniki. Ty leć do brata, nie wiem, rozejrzyj się w pokoju Justyny, może coś znajdziesz. Po południu wypuścimy Maria i zobaczymy, dokąd nas zaprowadzi.
-Chcesz go wypuścić?!
-A masz lepszy pomysł?
Drzwi Mialików otworzyła mu Maja. Była zapłakana, blada, w poplamionej bluzce i wytartych dżinsach, ale jemu jak zawsze wydawała się piękna.
-Jest Patryk? - spytał po chwili. Potrząsnęła głową. Otworzyła szerzej drzwi.
-Wejdź.
Chociaż wszystko mówiło mu, że to nie ma sensu, przekroczył próg i poszedł do salonu.
-Maja, muszę się rozejrzeć w pokoju Justyny.
-Macie coś? - nie patrząc na nią, pokręcił głową. Dosłyszał jakiś zduszony odgłos i odwrócił się. Kobieta słaniała się na nogach, dopadł do niej i objął.
-Maja, nie martw się, znajdziemy ją. Będzie dobrze - dotarło do niego, że sam w to nie wierzy. Każda godzina zmniejszała szanse na odnalezienie jej - i jego - córki żywej. Maja jeszcze raz zaszlochała i delikatnie wywinęła się z jego rąk.
-Idź do jej pokoju.
Bez słowa protestu odwrócił się i przeszedł przez wysokie drzwi do niebieskiej sypialni Justyny. Rozejrzał się, choć był w tym pokoju już wiele razy. Szafa na książki, komoda z ubraniami, wysokie łóżko, komputer, ściana oklejona zdjęciami... Na komodzie leżał brulion w okładce z dżinsu. To był jej pamiętnik. Zaczął sobie wyrzucać, że dopiero teraz o tym pomyśleli. Usiadł na łóżku i otworzył zeszyt.
"Wychodzę z Michałem. Po raz pierwszy. Jest fajny, mam taką nadzieję. Wkurzała mnie tylko u niego ta pozerska mina i zachowanie, ale mówi, że to tylko na pokaz. Zobaczymy.
Marta mówiła, że Mario znowu pożarł się z Michałem. Ten to debil. Jest zazdrosny o Monikę Grudź z równoległej klasy, a na dodatek Michał chyba pożyczył od niego kartę graficzną do kompa i coś zepsuł... Nie wiem, nie znam się na tym. Marta mówi, że Mario chodzi teraz wściekły jak burza gradowa i że dopadnie Michała. Nie wiem, czy się bać, czy co... Mario jest głupi, ale nie sądzę, żeby był zdolny do czegoś złego."
Jacka zamroziło. Tylko że to nadal nic nie wyjaśniało. Z tego wszystkiego wynikało, że Mario naprawdę zakochał się w Monice, a skoro tak... Po co wrabiałby ją w morderstwo? Chyba że miało być inaczej: może ofiarą miała być Justyna, a osobą wrobioną Michał. To wyjaśniałoby pomysł z smsami do Moniki...
-Jasna cholera! - zaklął niecierpliwie i zerwał się na równe nogi. W drzwiach stanęła Maja.
-Znalazłeś coś?
-Chyba. Jeszcze nie wiem. Poczekaj - wyjął telefon. Dzwonił Krzysiek.
-O co chodzi?
-Monika uciekła ze szpitala. Znalazł ją patrol przy Podmiejskiej. Nie żyje. Skoczyła z wiaduktu. Przyjedź na komendę, pogadamy.
Pod Jackiem nagle zmiękły nogi. Jego hipoteza zdawała się potwierdzać: Monika, jako zazdrosna o Michała, miała zabić Justynę, ale nóż przypadkiem ugodził chłopaka. Tylko w takim razie co z Justyną? Jako policjant doskonale znał odpowiedź na to pytanie, bo mogła być tylko jedna, ale nie mógł dopuścić do siebie nawet takiej myśli. Ona musi żyć! Miał ochotę wyć. Spojrzał na pobladłą nagle Maję.
-Czy ona...
-Nie, Maja. To nie Justyna. Muszę iść - wybiegł, nawet nie patrząc na kobietę. Pędząc na komisariat, w ciągu dziesięciu minut zdążył złamać z pięć zasad kodeksu drogowego.
-Jest coś? - rzucił do Bartka. Ten zaprzeczył.
-Nie, ale Krzysiek chyba coś dla ciebie ma. Jest w biurze.
-Dzięki. No, co jest? - Krzysiek był dziwnie pobladły, co sprawiło, że Jackowi znowu zrobiło się słabo. -Nie mów, że...
-Nie. Jeszcze nie. Wypuściliśmy już Maria, pojechałem za nim z Rafałem. Śledziliśmy go aż do opuszczonego magazynu za miastem. Znaleźliśmy tam plecak Justyny z portfelem i ślady krwi. Teraz Mario kręci się po mieście. Słuchaj...
Jacek usiadł ciężko na krześle.
-Przecież ona nie może...
-Wiesz doskonale, że może. Wiem, kim ona dla ciebie jest, ale musisz wziąć się w garść.
-Co?! Co wiesz?
-Świat jest mały - parsknął Krzysiek. -Przed policją pracowałem w biurze detektywistycznym. Dostałem wtedy zlecenie od pewnej zazdrosnej małżonki, która była pewna, że mąż ją zdradza. Wysłała mnie za nim aż do Hiszpanii...
-Do Monte Sa - szepnął Jacek.
-Dokładnie. Byliście sobą tak zajęci, że nawet nie poznałeś mnie, kiedy później zostaliśmy partnerami. Słuchaj, nie obchodzi mnie ta historia, chcę znaleźć twoją córkę, jasne? I dowiedzieć się, co się stało.
-Jasne - wykrztusił Jacek i wstał. Odezwał się telefon. Krzysiek odebrał i zacisnął wargi.
-No? - po chwili rzucił słuchawką i zawołał do Jacka. -Jedziemy. Mario spotkał jakiś kumpli na mieście i teraz jadą w kierunku Fug.
-To pięć kilometrów od miasta...
-No, to dawaj! Lecimy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 24.02.2007 18:43 · Czytań: 606 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: