- Podaj mi rękę!
- Nie mogę.
- Zrób to! - wrzeszczała z silnym bólem i strachem, paraliżującym ją aż po czubki palców.
- Przepraszam.
- Nie!!!
Obudziła się, krztusząc się niewidzialnym śniegiem.
- Aaaaa!!! – wrzeszczała, nie potrafiąc przestać.
- Już dobrze kochanie, jestem tutaj - przy jej łóżku uklęknęła zaspana matka.
- Zabiłam go – łkała.
- Cii… Już dobrze - szeptała uspokajająco.
- Odszedł - szlochała. – Nie ma go.
Matka głaskała ją po plecach i całowała w ramię.
- Zaśnij słoneczko, zaśnij - szeptała.
- Zabiłam go – powiedziała ponownie. – Aaaaa!!! – kolejny wrzask wydobył się z jej piersi.
Odepchnęła ciepłą dłoń matuli i zaczęła się tarzać po całym łóżku. Ta objęła ją obiema rękami, dostając przy tym z całej siły w policzek.
- Spokojnie. Weź to – wetknęła córce do ust tabletkę nasenną i podała szklankę wody, znajdującej się na półce przy jej łóżku.
Położyła jej głowę na poduszce i patrzyła jak zaczyna się powoli uspokajać.
- Już dobrze dziecinko - przykryła ją kołdrą i wyszła, gdy tylko zobaczyła zamknięte oczy córki.
-Co się stało? - zapytał mąż, stojący na schodach.
- Kolejny atak - przytuliła się do niego. – To się kiedyś skończy prawda? – zapytała z nadzieją.
- Nic nie trwa wiecznie. Musimy to przeczekać i mieć na uwadze jak bardzo jest jej teraz ciężko.
- Masz rację - odetchnęła. – Ty zawsze masz rację.
- Mamo?
W sąsiednich drzwiach ukazała się mała postać chłopca. Obydwoje rodziców natychmiast do niego podeszło.
- Już dobrze królu. Wracaj do łóżka – powiedział ojciec, głaskając go po głowie. – Ty też musisz odpocząć – objął w pasie żonę i poprowadził ją w stronę łóżka.
- Dzień dobry mamusiu! – powiedział następnego dnia chłopczyk o kręconych, złotych loczkach, skacząc wokół matki.
- Cześć kochanie! – ucałowała go w czółko. – Cześć. – zwróciła się do brunetki, stojącej za stołem, a jej serce znowu zaczął ściskać ból.
Dziewczyna była blada. Miała podkrążone oczy i poplątane włosy, a na sobie miała granatową koszulę nocną. Gdy obydwie z matką na siebie spojrzały, w oczach ich obu zaszkliły się łzy.
- Iwona? – obok żony pojawił się mąż – Trzymaj się. – w odpowiedzi kiwnęła mu głową.
Mężczyzna ogarnął wzrokiem po raz ostatni kuchnię i wyszedł do pracy.
- Kotku? – zaczęła niepewnie kobieta. – Dzisiaj przyjedzie do ciebie bardzo miła pani… Jest lekarzem. Pomoże ci.
Dziewczyna nie reagowała. Nawet nie spojrzała na matkę i brata, który uwiesił się jej ręki. Przeszła do salonu i włączyła telewizor.
Po chwili zabrzmiał dźwięk dzwonka, który był dla nich prawdziwym ratunkiem.
- Dzień dobry! To pani jest matką Aleksandry? – zapytała młoda jeszcze kobieta, mająca około trzydziestu lat.
- Tak to ja. Córka jest w salonie. Zapraszam – gestem rąk zaprosiła ją by weszła dalej.
- Postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy – kobieta położyła jej dłoń na ramieniu, dostrzegając jak ta bardzo się z tym męczy.
- Zostawię was – zabrała syna i poszli razem na górę.
- Aleksandro? – kobieta usiadła na fotelu. – Jestem Teresa i jestem psychiatrą. Twoja mama powiedziała mi o twoim stanie. Możesz mi wszystko opowiedzieć. Nikomu tego nie powiem. Rozmowa pozostanie między nami – patrzyła na spuszczony wzrok dziewczyny. – Zacznijmy od czegoś prostego. Jak masz na imię? - chwila ciszy. – Jak masz na imię? – powtórzyła pytanie.
Spod zamkniętych powiek dziewczyny, wypłynęły łzy.
- Jak masz na imię? – kolejna próba. – Aleksandro?
- Aaa!!! – lekarka podbiegła do dziewczyny i zaczęła ją uspokajać.
W salonie pojawiła się matka. Obydwie kobiety przytrzymywały jej ręce.
- Już dobrze kochanie. – przytuliła córkę i kiwnęła porozumiewawczo głową do psychiatry.
To był już koniec sesji, zakończonej totalną porażką.
Następnego dnia spotkanie rozpoczęła się o tej samej porze z podobnym rezultatem, co wcześniejsze. Nową, przyjętą metodą było głownie milczenie. Teresa zadawała ciągle to samo pytanie, ale robiła to łagodniej. Nie naciskała. Przez kilka dni wszystko wyglądało tak samo.
- Jestem… - to był pierwszy wyraz, który wypowiedziała przez całą sesję.
- Jak masz na imię? – zapytała ponownie kobieta, żeby pomóc jej dokończyć rozpoczęte zdanie.
- Jestem… Jestem… - zbliżał się kolejny napad paniki.
Teresa wiedziała, że mija, gdy ona wychodzi, dlatego tak robiła.
- Jestem Teresa. Chcę ci pomóc. Pozwolisz mi? – zapytała pewnego dnia. – Jak masz na imię?
- Aleksandra – odpowiedziała cicho.
- Spróbujmy jeszcze raz. Jak masz na imię? – zaczynała wierzyć, że może w końcu coś się zmieni.
- Jestem… Aleksandra – odpowiedziała po dłuższej chwili.
- Jak masz na imię?
- Jestem Aleksandra – tym razem jej odpowiedź była płynna.
-Jakie jest twoje pełne imię? – pierwsze pytanie uznała za zaliczone, więc teraz przeszła do kolejnego.
- Aleksandra Oliwia Nowak – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Ile masz lat Olu?
- Dziewiętnaście.
- Zdarzył się wypadek. Co się stało?
Na twarzy dziewczyny pojawiły się pierwsze oznaki paniki. Kobieta wiedziała, że nie mogą przerwać teraz sesji.
- Twoja mama mówiła mi, że pięknie rysujesz. Pokażesz mi? – zmiana tematu była czymś najlepszym, co mogła teraz zrobić.
Zobaczyła jak przerażenie znika z twarzy pacjentki i zastępuje je spokój. Wstała i poprowadziła Teresę po schodach, do swojego pokoju. Było tam pełno rysunków poprzyklejanych na wszystkich ścianach. Przedstawiały głównie modeli albo nadrealistyczną rzeczywistość.
- Są piękne. Sama je wszystkie narysowałaś? – zapytała łagodnie.
Ola pokiwała jej w odpowiedzi głową, uśmiechając się do niej.
-Co to było za miejsce? – chciała wrócić powoli do tematu.
- Góry.
- Gdzie dokładnie?
- W Alpach – powiedziała beznamiętnym głosem, wpatrując się w jeden ze swoich rysunków.
-Jaka była wtedy pora roku? – zaczynała się bardziej zagłębiać.
- Zima.
-Kiedy?
- Rok temu.
- Ktoś z tobą był? – czuła, że wchodzi na niebezpieczny grunt.
- Przyjaciele – odpowiedziała smutnym głosem.
- Jak miał na imię chłopak? – to było zbyt szybkie posunięcie, ponieważ ciałem dziewczyny zaczął wstrząsać silny dreszcz.
-Narysujesz mi taki rysunek? – to pytanie ponownie uspokoiło dziewczynę.
Otarła łzy i wyciągnęła duży brystol. Przygotowała kolekcję ołówków, gumkę i zaczęła coś na nim kreślić.
-Dlaczego… akurat Alpy? - zapytała ostrożnie.
- Wygłupialiśmy się. Rodzice nic o tym nie wiedzieli. Chcieliśmy pojechać gdzieś sami, zasmakować dorosłego życia. Zawsze były jakieś zakazy: ,,To możesz, a tamtego nie”. Pragnęliśmy przygody – to była jej najdłuższa wypowiedź.
-Gdy… rodzice się zorientowali, że was nie ma… nie zawróciliście?
- Nie – odpowiedziała już bardziej nerwowo.
- A czy nie baliście się zimy? Wtedy panują w górach groźne zamiecie i lawiny…
Dziewczyna odłożyła na moment ołówek i spojrzała na kobietę, która ciągle się jej przyglądała.
- Niczego się nie baliśmy – odpowiedziała.
- Nieustraszona ekipa na górskim szlaku. Musieliście być z siebie dumni.
- Nie bardzo – spochmurniała.
-Co się stało?
- Popełniliśmy błąd – po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
-Co się stało? – powtórzyła pytanie.
- Było… dużo śniegu… - Teresa przyglądała jej się z zaciekawieniem. – Oni pili – szlochała.
- A ty? – chwila oddechu. – Piłaś z nimi?
- Nie chciałam.
- Ktoś jeszcze był trzeźwy? – dziewczyna nie odpowiadała. – Był z tobą chłopak. Jak miał na imię? – czekała, ale Ola w dalszym ciągu nie chciała odpowiedzieć na pytanie.
Była pogrążona w zadumie, nieobecna.
- Jak miał na imię chłopak? – zapytała ponownie.
Wiedziała, że są już bardzo daleko i to tylko kwestia czasu, kiedy uda im się dojść do sedna.
- Przejdziemy przez to razem. Pomogę ci – próbowała dodać dziewczynie otuchy. – Jak miał na imię chłopak? – zapytała jeszcze raz.
- Konrad… Konrad… Konrad… - na jej twarzy malowała się udręka.
Zaczęła gorzko płakać. Kobiecie zrobiło się przykro, że musi ją do tego zmuszać, ale to była jedyna droga, żeby móc jej pomóc.
- Aleksandro?
- Nie… nie… nie… - zaczynała się zwijać z bólu i powoli przechodzić do stanu paniki.
- Chciałabyś zostać artystką? – zapytała szybko. – Olu? – dziewczyna coraz bardziej wykrzywiała twarz w bólu. – Wiążesz przyszłość z rysunkiem? – chwila ciszy. – Odpowiedz, proszę. Jesteśmy już bardzo blisko. Dasz radę.
- Tak – wyszlochała.
- Masz talent. Będę trzymać kciuki – uśmiechnęła się. – Co się tam wydarzyło?
-Śnieg.
- Możesz dokładniej? – musiała poznać prawdę.
- Wyszliśmy… wyżej. Chcieli podziwiać widoki. Mówili…, że wyżej wszystko wygląda dużo lepiej. Byłam z nimi. Kon… rad też – starała się opanować.
-Co się stało, gdy wyszliście na górę?
- Było… dużo śniegu… a pod nim… lód.
-Ktoś się poślizgnął? – pokiwała głową ze łzami.
- Konrad – jej serce przeszył miecz.
-Kim był Konrad? – zapytała, uważnie przyglądając się swojej pacjentce.
- Sypało – powiedziała wymijająco. – Było tak bardzo dużo śniegu… wszędzie. Oni…. śmiali się – każde słowo zdawało się szumieć w jej uszach. – Zabiłam go.
-Kogo? – zapytała. – Kogo zabiłaś?- chwila ciszy - Konrada?
- T… a… k. – Wstała z wielkim trudem i zaczęła rzucać wszystkim, co wpadło w jej ręce.
Jej nogi się trzęsły i już prawie nie chciały utrzymywać jej ciała w pionie. Teresa nie zrobiła niczego, żeby ją powstrzymać.
-Co zrobiłaś? – prowadziła dalej rozmowę.
Była spokojna, okazując jej przez to zrozumienie.
- Nie utrzymałam go! – wykrzyknęła z nienawiścią, ale ona nie była kierowana do kobiety, siedzącej na dywanie.
-Dlaczego nienawidzisz samej siebie? – zapytała ze współczuciem. – Dlaczego ktoś tak młody, mający przed sobą całe życie zamyka się w sobie?
- Puściłam go! Wypuściłam jego… rękę. – płakała i krzyczała na przemian, zaklinając życie i samą siebie. – Byłam tam… i patrzyłam… jak… umiera… jak… spada w dół i w dół i w dół i w dół – padła na kolana, a później osunęła się na podłogę.
Jej twarz była spokojna. Leżała bez sił, nie dając sobie żadnych szans na życie. Teresa widziała jak ciężko oddycha.
-Kim był Konrad? – zapytała, kładąc się obok niej.
- Miłością. Szczęściem. Nadzieją.
- Bardzo go kochałaś – pokiwała swoją ciężką głową na znak potwierdzenia, że to wszystko było prawdą.
- Miałam… zostać jego żoną – zamknęła oczy. – Chciał, żebym za niego wyszła… Widziałam… pierścionek.
Nagle wstała targana gwałtownymi emocjami i zaczęła zdzierać ze ścian rysunki. W pierwszym momencie zdawało się, że opuściła ją już cała fizyczna siła, jednak jej zwinne ruchy zmieniły postać rzeczy.
- Aaaa!!! – krzyczała głośniej niż wcześniej, płacząc mocniej i niszcząc bardziej.
W drzwiach pokazała się matka. Patrzyła na córkę płacząc i przytrzymując ręką usta. Przeżywała ten koszmar razem z nią.
- Straciłam wszystko – szlochała - Aaa!!! Kim ja jestem? – spojrzała wyzywająco na Teresę. – No kim ja jestem?! – zapytała z wściekłością. – Odpowiedz! - wydarła się Teresie w twarz.
- Rozdartą, dorastającą nastolatką, która straciła kogoś, kogo kochała. – odpowiedziała spokojnie. – Wiem też, że czas leczy rany. Jeżeli mu na to pozwolisz, to uleczy też twoje.
- Wiesz, kim jestem? – Spojrzała jej w oczy. – Nikim. – Powiedziała gorzko, zbliżając się i sycząc jej to do ucha. – Śmieciem i największa porażką.
- Nie jesteś porażką – dziewczyna kręciła głową. – Nie mogłaś go uratować – Ola odwróciła wzrok. – Spójrz na mnie. Spójrz mi w oczy. Zrobiłaś wszystko, co mogłaś, żeby pomóc Konradowi. Teraz posłuchaj – dziewczyna patrzyła gdzieś w bok. – Będzie ciężko, ale nauczysz się z tym żyć. Jeszcze przez nie jedną śmierć będziesz musiała przejść. Ludzie rodzą się, a później umierają. – po policzkach pacjentki spływały łzy. – Wiesz, co my możemy zrobić dla tych, którzy od nas odeszli? – pokręciła głową. – Żyć.
Udawała, że nie słucha, ale każde słowo Teresy kłuło jej serce jak igła, a nawet całe miliony malutkich i ostrych igieł.
- Wiesz, co teraz musisz zrobić? – zapytała Teresa.
Zaciskając usta pokręciła głową.
- Płacz najmocniej jak potrafisz, żeby uleciał z ciebie cały ból, a później wybacz sama sobie.
To było już wszystko. Sesja dobiegła końca.
*********************************************************************
Weszły razem do dużego budynku z niezliczoną ilością pomieszczeń. Trzymały się za ręce: matka i córka. Aleksandra miała zarzuconą na ramię dużą, czarną teczkę, wypełnioną rysunkami. Stały na środku korytarza, czekając aż jedna z nich będzie gotowa, żeby się pożegnać.
- Jestem z ciebie dumna – powiedziała matka. – Konrad byłby szczęśliwy, wiedząc, że spełniasz swoje marzenia.
Dziewczyna przytrzymała mocniej jej rękę.
- Minął rok, od kiedy znowu wyszłam gdzieś z domu. Jesteś pewna, że dam radę? – po jej prześlizgnęła się pojedyncza łza.
- Jesteś gotowa – przytuliły się.
Później wreszcie puściła z uścisku matczyną dłoń, z której czerpała siłę i ruszyła prosto przed siebie, przez oświetlony słońcem korytarz.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt