Szczepan w zielonych butach - Marian
Proza » Obyczajowe » Szczepan w zielonych butach
A A A

   Szczepan mieszkał w małej wsi na końcu górskiej doliny. Do najbliższego miasta było około dwadzieścia kilometrów, do przystanku autobusowego ponad godzinę marszu, a wyboista droga i marna linia energetyczna kończyły się przy ostatniej chałupie. Była to właśnie jego chałupa, w której mieszkał z matką. Utrzymywał się trochę z rolnictwa, trochę z pracy w lesie, a trochę z niczego. Był koło czterdziestki, niewysoki, ale pleczysty, miał przerzedzające się blond włosy i wodnistoniebieskie oczy. Dłonie miał wielkie jak bochenki chleba i skórę na nich też jak na starym bochenku – twardą i popękaną. Były one często poobijane lub pobandażowane, bo Szczepanowi ciągle zdarzały się różne drobne wypadki. A to się skaleczył siekierą, a to mu pustak spadł na palec lub drzazga wbiła pod paznokieć. Rany te, nigdy niewidziane przez lekarza, goiły się same, pozostawiając brzydkie blizny.

   Gdy nie miał nic do roboty, to wychodził na skraj drogi i stał tam godzinami, patrząc na świat, w którym nic się nie działo. Gdyby mieszkał na początku wsi, widziałby więcej, bo tam była droga prowadząca do przystanku autobusowego i dalej. Wiedziałby, kto i o której godzinie wybrał się do miasta lub do kogo listonosz przywiózł list. Koło jego domu tylko sąsiedzi przeganiali krowy na pastwiska lub przejeżdżali starymi traktorami do pracy w lesie. Szczepan zagadywał ich wszystkich, a oni chętnie zatrzymywali się, gawędzili z nim i przekazywali mu wieści z początku wsi. Były to wiadomości nieco spóźnione, ale i tak pozwalały mu być na bieżąco.

   Czasami jednak i do niego uśmiechało się szczęście i spotykał ludzi z szerokiego świata. Koło jego domu prowadził bowiem szlak turystyczny i od czasu do czasu ktoś nim przechodził. Wtedy Szczepan pozdrawiał turystę i pytał, skąd i dokąd idzie. Jeśli ten dał się zagadnąć i przystanął, to wtedy Szczepan pytał go o imię i podawał mu wszystkie możliwe daty jego imienin. Potem pytał o datę urodzin i mówił, jaki to był dzień tygodnia. Niestety nie radził sobie z nowomodnymi imionami typu Dżesika lub Liliana i wtedy mówił, że „nie ma takich świętych”.

   Dzięki temu kalendarzowi, który miał w głowie, w okolicy znali go chyba wszyscy, a nawet przechodzący tamtędy nowi turyści nie wiadomo skąd wiedzieli, jak ma na imię.

   – Cześć Szczepan! – mówili do niego, a on witał się z nimi jak ze starymi znajomymi i, niejako w promocji, dorzucał jakąś aktualną wiadomość z życia okolicy. W ten sposób turyści dowiadywali się, że rano przebiegł wtedy jakiś nieznany Szczepanowi pies lub że wczoraj w sąsiedniej wsi przywieziono cegłę na budowę do jakiegoś Mietka albo też, że sąsiad znalazł borowika o wadze dwóch kilogramów.

   Szczepan miał jeszcze jedną cechę, która go wyróżniała. Większość wypowiedzi zaczynał od „a” i to było zaraźliwe, bo jego rozmówcy też zaraz zaczynali tak mówić.

   Ubierał się jak wszyscy w jego wsi, ale na nogach zawsze miał gumowce. Na co dzień były one czarne, a na niedzielę lub wyjazdy do miasta – zielone. Na takie uroczyste występy miał garnitur – sprany, ale też zielony. Zimą gumowce zamieniał na gumofilce, a te niedzielne oczywiście były zielone. Podobno kupił je na Słowacji, bo w Polsce zielonych nie było. Widocznie uważał, że w zielonym wyglądał elegancko. Wyjściowy ekwipunek uzupełniała skórzana teczka z dwoma metalowymi zatrzaskami i paskiem przez środek.

   Mnie ze Szczepanem zapoznał znajomy prowadzący pensjonat w sąsiedniej wsi i zaraz dowiedziałem się, że urodziłem się w piątek, a imieniny mam aż osiem razy w roku.

   Kolejny raz spotkałem go chyba po kwartale niewidzenia, kiedy stał przed dworcem autobusowym.

   – A cześć Szczepan! – zagadnąłem. – Co nowego?

   Przywitał mnie z imienia jak starego znajomego i zaraz dodał, że rano w jego wsi była straszna mgła. Informacja o mgle mnie nie zaskoczyła, bo był to typowy Szczepanowy nius, ale zdziwiło mnie to, że pamiętał moje imię. Z czasem dowiedziałem się, że pamiętał imiona wszystkich, z którymi zamienił choćby kilka zdań.

   Szczepan „operował” w promieniu kilkunastu kilometrów od swojej wioski i czasem wydawało się, że na tym terenie był wszędzie jednocześnie. Jednego dnia stał na drodze przed swoim domem, drugiego pracował na budowie w trzeciej dolinie, a na trzeci dzień widziano go w wiejskim barze zupełnie gdzie indziej. Ponieważ nie miał żadnego pojazdu, a komunikacja publiczna była marna, dlatego trudno było pojąć, w jaki sposób się przemieszczał. Robił to jednak, bo wszyscy chętnie go podwozili, a i przejście dziesięciu kilometrów na skróty przez góry, nie było dla niego problemem.

   Okoliczne góry i lasy znał jak własną kieszeń i, podobno, był strażnikiem łowieckim. Nie wiem, czy to prawda, ale raz spotkałem go w lesie niosącego jakieś druty.

   – A to wnyki, co pozbierałem po lesie – odpowiedział zapytany o nie.

   Nie dopytywałem dalej, chociaż nie dałbym głowy za to, czy były to wnyki zdjęte, czy przeznaczone do zastawienia.

   Spotykałem Szczepana wiele razy w górach, w wiejskich barach lub na przystankach autobusowych. Kilka razy go podwoziłem. Zamienialiśmy zawsze kilka zdań i to było wszystko.

   Któregoś lata, wracając z grzybobrania, spotkałem go na skrzyżowaniu leśnych dróg. Wyglądał źle. Był jakby chudszy i poszarzały. Przy powitaniu zauważyłem, że ma obandażowane lewe przedramię. Wiedziałem, że często przy pracy ranił sobie niegroźnie ręce, wiec zapytałem żartobliwie:

   – Gdzie znowu wsadziłeś łapę?

   – A nigdzie. Przysiadłem w lesie na pieńku i użarła mnie miedzianka.

   – A byłeś u lekarza? Dali ci zastrzyk?

   – A po co? Samo się zagoi.

Szczepan odsunął nieco bandaż i dodał:

   – Patrz, to tylko trochę poczerwieniało. Przejdzie.

Nieco powyżej nadgarstka zobaczyłem dużą plamę. Była nienaturalnie niebieskawoczerwona.

   – Ty nie rób sobie jaj! – powiedziałem. – Z tym trzeba do lekarza. Mam tu na dole auto, to cię zaraz zawiozę na pogotowie.

   – Nie trzeba – odparł. – I tak pojutrze mam jechać do miasta, to może pójdę do jakiegoś doktora.

Zanim zdążyłem zaprotestować, pożegnał się i ruszył w swoją stronę.

   Wychodząc z lasu, zastanawiałem się, czy nie zadzwonić na pogotowie. Ale co mógłbym powiedzieć? Że spotkałem w lesie faceta ugryzionego przez żmiję, który nie chciał pomocy i gdzieś sobie poszedł?

   Po około pół roku odwiedziłem pensjonat prowadzony przez znajomego, który zapoznał mnie ze Szczepanem. Porozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a potem zapytałem o Szczepana.

   – To ty nic nie wiesz? On nie żyje – usłyszałem w odpowiedzi. – Żmija ugryzła go w rękę, a on, tak jak zawsze, nie poszedł do lekarza, tylko zabandażował miejsce ugryzienia. Dopiero jak rana zaczęła gnić to poszedł do przychodni. Doktorzy powiedzieli, że rękę trzeba uciąć, ale się nie zgodził. Męczył się jeszcze jakiś czas, aż matka uprosiła go, żeby jednak zgodził się na amputację. Nie wybudził się z narkozy.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 02.07.2019 16:02 · Czytań: 335 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 9
Komentarze
wiosna dnia 02.07.2019 16:58
Polubiłam Szczepana w zielonych butach, a Ty go uśmierciłeś:(
Tego się wiośnie nie robi:(

Dobrze się czytało:) Pozdrawiam.
Marian dnia 02.07.2019 20:11
Dzięki Wiosno za wizytę.
Zauważ, że ciekawi ludzie nie żyją długo: Chopin, Mozart, Aleksander Wielki no i ... Szczepan.
gitesik dnia 02.07.2019 22:23
dziękuję wzruszająca historia
pozdrawiam
Marian dnia 03.07.2019 07:41
Dziękuję Getsik za wizytę.
Cieszę się, że Ci się moje opko spodobało.
Dobra Cobra dnia 03.07.2019 08:09
Piękny moralitet o tym, żeby chodzić do lekarza, gdy użre cię wąż.

Marian,

Krótko, tresciwe, do rzeczy, a na końcu podmiot liryczny umiera - czegóż jeszcze trzeba miłośnikom wysmarowanej prosssy?

Dziękuję za miłe chwile, spędzone przy Twojej opowieści.


Pozdrawiam,

DoCo
Marian dnia 03.07.2019 18:41
Dzięki Dobra Cobro za odwiedziny.
A co robić, gdy użre cię dobra cobra?
Nic, tylko podziękować, bo to takie miłe ukąszenie.
Pozdrawiam.
Marek Adam Grabowski dnia 05.07.2019 13:42 Ocena: Świetne!
Z początku myślałem, że to będzie twoje typowe opowiadanie. Jednak była potem niespodzianka;takie sarkazmu jeszcze nie miałeś. Generalnie fajne!

Pozdrawiam
Ps. Czy to prawdziwa historia?
Marian dnia 05.07.2019 13:47
Dzięki Marku za wizytę.
Na treść złożyły losy dwóch znanych mi ludzi plus nieco mojej fantazji.
Pozdrawiam.
Marek Adam Grabowski dnia 05.07.2019 14:08 Ocena: Świetne!
Czyli to barwnie opowiedziana anegdota. Tym lepiej.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty