I nastał ten czas. Ostatni felieton roku 2008. Ten felieton nosi okrągły numer 40. Oznacza to ni mniej ni więcej to, że przez 40 tygodni, tydzień w tydzień publikowałem dla Was, drodzy czytelnicy, zawsze nowy tekst. Oczywiście kilku wiernych czytelników się oburzy - "Co, do cholery? A te wszystkie spóźnienia? Tyle razy musieliśmy czekać!". Coż... płakać nie będę! A tak serio, to jestem niezwykle wdzięczny każdej pojedynczej osobie, która czytała regularnie moje felietony. To dla Was piszę przede wszystkim. To o Was myślę, kiedy nie chce mi się nic wymyślać na kacu, po kolejnym morderczym (pozytywnie) weekendzie. Wytrwaliście. Ja wytrwałem z Wami. To Gwoli wstępu. Ten felieton będzie moim podsumowaniem minionego roku. Oto moja lista wydarzeń roku 2008:
1. Sport, ponieważ warto zacząć od rzeczy przyjemnych!
Nie byłbym sobą, gdybym nie zaczął od Kubicy. Nasz jedynak w formule 1 dostarczał nam przez cały sezon niezwykle pozytywnych emocji. Wygrał wyścig, i do samego końca liczył się w walce o tytuł. A gdyby BMW częściej myślało o sukcesach sportowych, zamiast walczyć o kolejnego łysego klienta w dresie, wszyscy bylibyśmy dziś w raju!
Na Olimpiadzie nie było różowo, ale nie było też źle. Najbardziej cieszyłem się ze złotego medalu w pchnięciu kulą. Bo zdobył go Ślązak. Wiadomo - Ślązaki to fajne chłopaki.
Na Euro reprezentacja się nie spisała. Popisał się jedynie Boruc, który polakiem jest. Jako polak więc, po ciężkiej harówce postanowił się upić. I pije do dziś. A wszyscy pytają wciąż - Leo, why?
2. Polityka, bo w Polsce żyjemy.
Nasz karłowaty Prezydent miał rok pełen wpadek. Lecząc swe kompleksy seksualne, wyśmiewał wszystkich gejów, aż dwóch przyleciało aż z USA, żeby go kopnąć. Potem toczył wojnę z premierem o władzę w kraju. Przegrał i musiał wynająć cały samolot, bo wszystkie bilety na RyanAir były już wyprzedane. Ze wstydu postanowił upokorzyć resztę kraju. I regularnie robił z siebie clowna, jak w Japonii lub w Święto Hanukki. Ale ma ogromnego plusa za przemówienie w Gruzji. Niech brzydal ma coś od życia!
3. (Pop)Kultura, bo nie samą polityką człowiek żyje.
Jej Wysokość, Królowa Doda, została w tym roku zdetronizowana przez jeszcze większe beztalencie. Ni(e)jaka Jola Rutowicz, znana wielbicielka jednorożców, udowodniła, że można być znanym nie potrafiąc kompletnie nic. Doda przynajmniej umie śpiewać, Herbuś tańczyć, a Rutowicz... udowadnia, że w roku 2009 karierę zrobi człowiek, który wydaje ładne tony podczas bekania.
Zakończył się także kolejny festiwal "Programów z Gwiazdami". Błagam - nigdy więcej! Prędzej zobaczę drugą edycję "Mam Talent". Ale nie wiadomo, czy produkcja dojdzie do skutku, ponieważ środowiska homofobiczne, na czele z Prezydentem, nie są zadowolone z pary zwycięzców. Od jutra nawet na basenie wolno mieć tylko nagą twarz i dłonie.
4. Nauka, bo trzeba iść, miast cofać się w miejscu!
Jedyne, co jest warte opisania, to odkrycie wody na Marsie. Misja Phoenix spisała się wyśmienicie. A wiadomo - woda oznacza życie. Pomyśl więc dwa razy zanim wypożyczysz "Wojny Światów". Podobno w 2012 roku - Marsianie atakują!
5. Last, but not least... Media!
W 2008 roku narodził się Andy Rutheford. Jego gwiazda w polskim internecie powoli jaśnieje. Ale, o dziwo, jedna gazeta w wydaniu papierowym również postanowiła publikować jego felietony. Fenomen, jak na analfabetę z dysleksią i inteligencją świni. Zastanawiasz się teraz, "po co więc go czytam?", mam rację? Cóż... Lepsze to, niż podziwianie Joli Rutowicz!
Andy Rutheford
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Andy_Rutheford · dnia 07.01.2009 23:38 · Czytań: 863 · Średnia ocena: 1,88 · Komentarzy: 12
Inne artykuły tego autora: