Historia, która być może zdarzyła się naprawdę - SylwiaJ
Proza » Obyczajowe » Historia, która być może zdarzyła się naprawdę
A A A
Od autora: Było już przed siedemnastą, gdy stwierdziła, że czas zbierać się do domu. Wstała od biurka. Pozbierała wszystkie nagromadzone w ciągu dnia kubki i talerzyki. I poszła je umyć. Wyciągnęła z szafy swoją torebkę i zaczęła się pakować. Już miała wyłączyć laptopa, gdy pomyślała, że mogłaby jeszcze sprawdzić stan swojego prywatnego konta. Rankiem zrobiła przelew z firmowego więc chyba powinien już przejść. Zapłaciłaby jeszcze za czynsz i prąd. Wyciągnęła z szuflady swój kajecik i zaczęła wciskać kolejno Login i PIN.
Stan konta wskazywał, że wpłynęło coś jeszcze. Zerknęła na historię i parsknęła gromkim śmiechem.

- A wie Pani, ja to bym te wszystkie obrazki spaliła.
- No wiesz!!! Małgosiu!!! - odpowiedziała jej z nutą lekkiego sarkazmu w głosie.
- A dlaczego by nie? Moja mama mówi, że świętych nie można wyrzucać, ale spalić tak.
- Hmm... Skoro Twoja mama tak mówi.
- Boże. Ja to mam wrażenie, że to była jakaś podróż do trzeciego świata - podsumowała dziewczyna.
- Podróż do trzeciego świata? - zaśmiała się w głos.
- Tak.

I właśnie tak zatytułowana była wpłata, która nie była niczym innym jak zwrotem kosztów ich wspólnej podróży. Podróży do świata, o którym nie śniła w swych najgorszych snach. Podróży, która miała być czymś zupełnie innym. I którą mimo rozczarowania, złości i łez, warto przekuć na coś, co będzie choć trochę zabawne. Bo tak to już w tym życiu jest, że nie wszystko idzie po naszej myśli. Lepiej jest coś obśmiać i wyszydzić, wystudzając dzięki temu własne wzburzone emocje, niż przeżywać coś w nieskończoność, udowadniając wszem i wobec, że zostało się skrzywdzonym i że ta krzywda wszystkich powinna jakoś mocno obchodzić.

To miał być taki miły dzień - pomyślała, gapiąc się w monitor i przewijając myszką kolejne zdjęcia. W czasie gdy wracały do domu, dostała na Messengera wiadomość z linkiem strony, gdzie można było je obejrzeć. Otworzyła go dopiero na miejscu. Gdy szczęśliwie dojechała do domu i ogarnęła się po podróży. Obok niej kieliszek czerwonego wina. Tego, które w ramach podziękowań, dostała od młodych. I które być może miało poczekać na zupełnie inną okazję. A ona otworzyła je niemalże natychmiast po wyjściu z wanny i przebraniu się w domowe łachy. Na jednym ze zdjęć "ona". Z tym swoim zadartym nosem i tryumfalną miną belfra, który czerpie niespożytą radość z gnębienia swych nierozgarniętych uczniów. Wredna suka - pomyślała o niej - no po prostu... wredna suka. Nic więcej.

- Wyjeżdżasz - spytał zięć, patrząc jak schodzi w dół. Z turkusową walizką w ręku.

- Tak mój drogi. Czas się zbierać. 

- A ty aby na pewno dobrze się czujesz?

- Nie... - odpowiedziała - czuję się źle. Nie słyszysz jak mówię?

W dniu wesela siedziała pod klimatyzacją. Przewiało ją nieco. I to jakoś tak inaczej niż zwykle. Rzadko kiedy miewała chrypkę, za to prawie zawsze cierpiała na ból mięśni w okolicach lewego ramienia. Jakby miała zamilknąć i nie mówić nic. Jej odpowiedź była mocno wymijająca. I cholernie oszczędna. Poprzedniego dnia leczyła się cytrynówką. Z niewielkim skutkiem. Nie wpłynęło to pozytywnie ani na jej struny głosowe, ani stan jej umysłu. Po kolejnej nieprzespanej nocy i zaaplikowanej jej w ostatnich dniach dawce upokorzeń i zgryzot, stwierdziła, że pomimo fatalnego samopoczucia, musi wracać do domu. Teraz i już. 

Rankiem pobiegła do sklepu i kupiła swatom niewielki prezent. Jakąś kawę, słodycze i bon z Rossmanna. Niech mają. Niech poznają moje chamskie serce - powiedziała siostrze i poszła się pożegnać. W domu był tylko ojciec. Mama poszła odprowadzić swoją przyjaciółkę na autobus. 

- Co złego to też ja - oznajmiła ojcu - więc jak coś, to przepraszam. A to taki mały drobiazg. W końcu to wy tutaj o wszystko się staraliście i jestem wam za to bardzo wdzięczna.

- Daj spokój. Nie trzeba - powiedział ojciec. 

- Trzeba. Trzeba. Zresztą to nic wielkiego. 

- Beatka poszła właśnie odprowadzić na przystanek Jolę.

- Wiem. Spotkałam je. I nawet się z nimi pożegnałam. 

- No to wszystkiego dobrego. I dojedźcie dobrze - powiedział jej na pożegnanie - i daj znać jak będziecie na miejscu.

- Jasne. Odezwę się na pewno. 

 

Na Zakopiance panował już spory ruch. Mimo iż długi weekend kończył się dopiero jutro. W niedzielę. Jej przyjaciółka - chrzestna jej córki - wracała do domu w piątek. Chwaliła jej się, że dojechali do domu w ciągu trzech godzin. A ona? Jeszcze przed Krakowem stanęła na jakąś kawę. Za Katowicami zjechała na parking, bo myślała, że za chwilę zaśnie.

- Mam tu jeszcze jednego Red Bulla - powiedziała siedząca obok niej Małgosia. Przyjaciółka  i świadkowa na kościelnym ślubie jej córki. 

- Daj mi go, bo chyba nie dam rady. Jestem niewyspana i psychicznie wykończona.

- Wcale się Pani nie dziwię. Przecież to było okropne. Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. 

- No cóż... To było jak ostre lądowanie w dół. Z samiutkiego Giewontu albo nawet i z Rysów. Po tych pionowych skałach. Ryjem w dół - była wściekła i bez skrupułów dawała upust zarówno swoim emocjom jak i słownictwu. Pojechała na ślub własnej córki z nadzieją, że to będzie dla nich naprawdę wyjątkowy dzień, a okazał się być dla niej jednym z gorszych w jej życiu. I być może, to nawet jej były mąż przez 18 lat ich burzliwego związku nie zrobił jej takiej przykrości. Od niego przynajmniej wiedziała, czego może się spodziewać. Był mistrzem obrażania. W szczególności jej. Po czym o wszystkim zapominał i zachowywał się normalnie. Oczywiście na miarę jego możliwości. 

- Jak ona mogła Pani coś takiego powiedzieć? 

- No jak... Przecież ona ponoć taka jest. I w ogóle nie powinnam się nią przejmować. 

- Akurat - prychnęła Małgosia - a sama przybiegła do mnie na skargę i powiedziała, że Pani to taka straszna egoistka, bo zjadła chleb jej karmiącej córce.

- Że niby ten suchy tostowy chleb?

 

W niedzielne przedpołudnie umówiła się na kawę.

- Ty już w domu - dostała wiadomość zwrotną.

- Tak. I lepiej nie pytaj mnie o szczegóły. Opowiem ci wszystko jak się spotkamy.

Umówili się w Rynku. Na dworze było jeszcze o tej porze bardzo przyjemnie i ciepło. Usiedli więc na zewnątrz. I po kolei - od samego początku, do końca - zaczęła mu to wszystko opowiadać. Jakby sama nie do końca rozumiała. Jakby jego spojrzenie na to, przez co tam przeszła, miało cokolwiek jej pomóc. 

- Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim tak naprawdę mogło chodzić. I wiesz, gdybym nie miała obok siebie przyjaciółki mojej córki, to chyba uznałabym, że to ja jestem jakaś walnięta. Ale ona była tym wszystkim tak samo zbulwersowana jak ja. 

- No daj spokój. Przecież to była jawna wrogość - stwierdził jej przyjaciel.

- I to nie tylko do mnie. Do całej mojej rodziny. A przecież była nas tam tylko garstka. 

- Ciesz się, że masz już to z głowy. 

- Ale to jest takie przykre. Myślałam, że to będzie taki piękny dzień. Taki miły. A tu... takie przykrości. 

 

Znajomi pytali o wesele. Jak było i czy wszystko się udało. A ona. Chciała skłamać, ale jakoś nie potrafiła. Rana była zbyt bolesna i świeża. Wiedziała, że emocje będą mówić same za siebie. Że jeśli skłamie, to pytający wyczyta z jej oczu fałsz. Tłumaczyła więc każdemu z osobna. Kojąc w tych opowieściach swoje rozczarowanie, swój smutek i ból. 

- No wiesz Iza... Jakby Ci to wytłumaczyć. Wesele może i się udało, ale... wyobraź sobie coś takiego. Ślub o 15-tej. Ja głodna jak pies. Rano zjadłam jakąś kromkę chleba z resztką masła. Potem jakąś jedną parówkę. A później... Wzięłam sobie z chlebaka dwie kromki tostowego chleba. Na to położyłam sobie plasterek żółtego serca, którego w normalnych warunkach za bardzo nie lubię. I nagle słyszę od krzątającej się po kuchni koleżanki mamy młodego: a ty wiesz, że tutaj wszyscy dokładają się Beatce do jedzenia? A ty już dzisiaj jesz trzecie śniadanie...

- Ty chyba żartujesz - Iza patrząc na nią jeszcze chyba nie do końca wierzyła w to, co słyszy.

- Nie no... serio. A niby po co miałabym Ci kłamać. 

- No ja jakbym coś takiego usłyszała, to chyba chwilę później by mnie już tam już tam nie było. Ja bym chyba ich wszystkich tam rozniosła. Przecież jak można gościom czegokolwiek żałować. 

- Ano chyba taka ich gościnność. 

- No to swoje przeżyłaś.

- No wiesz... Jakoś przeżyłam. Ale chyba długo nie będę tego mogła zapomnieć. 

 

W poniedziałek wieczorem zadzwoniła do swojej córki i takim dość stanowczym głosem powiedziała jej, co o tym wszystkim myśli. Krótko i zwięźle. Wcale nie musi lubić jej teściów. W końcu to są dla niej zupełnie obcy ludzie. Ze względu na nią i jej męża, będzie ich tolerować. I, że ma sobie wybić z głowy jakieś wspólne spędzanie świąt. Jak jeszcze kiedyś tam pojedzie, to do hotelu. I nikt nie będzie nawet wiedział, gdzie mieszka, za ile i co robi.

Jej córka wydawała się być tym wszystkim nieco zmieszana. Może nawet jakaś bardziej odległa, niż zwykle. Jakby była po zupełnie drugiej stronie, nie rozumiejąc przy tym jej rozczarowania i złości. Postanowiła nie drążyć więcej tego tematu. Nie było sensu. Pewne sprawy muszą utrwalić się w nas. Ugruntować się. Czasem pomieszać z czymś, co wniesie w nasze postrzeganie jakieś inne światło i co pomoże nam zrozumieć czyjeś zachowanie inaczej. To była jej jedyna córka. Wesele należało do przeszłości. I choć wiedziała, że długo jeszcze nie będzie mogła o tym wszystkim zapomnieć, to wierzyła, że tylko czas może uleczyć rany i naprawić połamane cząstki. Jak złota nić Kintsugi. Posklejać to, co połamane. Pęknięte.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
SylwiaJ · dnia 03.12.2019 15:00 · Czytań: 403 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
marzenna dnia 03.12.2019 16:32 Ocena: Bardzo dobre
/
SylwiaJ dnia 19.12.2019 08:18
I niestety bardzo prawdziwe.
marzenna dnia 19.12.2019 08:29 Ocena: Bardzo dobre
Co ja wczoraj napisałam?
03.12.2019 ?
SylwiaJ dnia 19.12.2019 10:24
Nie. Ta historia. Ale o tym może za kilka dni. W krótkim wyjaśnieniu do całkiem innej opowieści.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:68
Najnowszy:Janusz Rosek