PRACA
Po skończeniu studiów przez długi czas nie mogłem znaleźć pracy. Pewnego dnia zauważyłem w miejscowej gazecie ogłoszenie informujące, że duży zakład, zajmujący się naprawą czy produkcją wagonów kolejowych, poszukuje pracownika do działu marketingu. Postanowiłem zadzwonić, aby poznać szczegóły tej propozycji.
- Jakie ma pan wykształcenie? - spytał damski głos w słuchawce.
- Wyższe – odparłem.
- Co pan skończył?
- Psychologię.
Chwila ciszy, pani naradza się z kimś szeptem.
- Jutro o dziesiątej jest pan umówiony na spotkanie z dyrektorem – mówi w końcu i odkłada słuchawkę.
Nazajutrz rano, zgodnie z umową, przyszedłem do zakładu. Po przekroczeniu bramy, strzeżonej przez dwóch umundurowanych strażników i wydającego przepustki portiera, znalazłem się w miejscu, w którym zatrzymał się czas. W starym, zniszczonym budynku, pełniącym funkcję biurowca, podłogi przykryte były zielonymi chodnikami, a pod sufitem wisiał duży, tykający co minutę zegar, zupełnie taki sam jak na dworcach w małych miasteczkach.
Dyrektor był starszym, postawnym mężczyzną. Siedział za wysłużonym biurkiem w ogromnym,
pustym pokoju; przy jego prawej ręce spoczywał na statywie mikrofon, służący, jak się domyśliłem, do nadawania ważnych komunikatów przez zakładowy radiowęzeł; na podłodze zaś, tuż przy dyrektorskim fotelu, stał mały radiomagnetofon, z którego nadawano na cały budynek jakiś program radiowy. Od czasu do czasu dyrektor przechylał się lekko w bok, aby wyregulować głośność.
- Słucham pana – oznajmił poważnym głosem.
Opowiedziałem mu kilka słów o sobie: ile mam lat, jakie studia ukończyłem i tak dalej.
- Czy ma pan jakieś doświadczenie w naszej branży? - spytał.
- Nie – odparłem ze skruchą. Cała ta sprawa wydawała mi się coraz bardziej beznadziejna.
- Bo widzi pan, my tu remontujemy elektrowozy i potrzebujemy kogoś, kto będzie się na tym znał. Nie tylko specjalisty od marketingu, ale też fachowca w branży, żeby miał rozeznanie w temacie.
- Tak, rozumiem – potwierdziłem.
- Dlatego, szczerze panu powiem – ciągnął dalej znużonym głosem - że nie widzę pana na tym stanowisku.
- Zgadzam się z panem – przytaknąłem znowu. - Ja tylko zadzwoniłem, bo chciałem się dowiedzieć czegoś bliższego i sekretarka od razu kazała mi przyjść... - tłumaczyłem, ale dyrektor mnie nie słuchał.
- Jakie jest pana nazwisko? - spytał nagle, jakby coś sobie przypominając.
- Majewski – odpowiedziałem.
- Czy Henryk Majewski to pana krewny?
- Tak, ojciec – odparłem.
- Ojciec – pokręcił głową. - Znałem dobrze pańskiego ojca. Pracowaliśmy razem. Ile to już lat minęło?
- Prawie piętnaście.
- Prawie piętnaście... - powtórzył. - Jak ten czas szybko leci... - zamyślił się na chwilę, po czym rzekł: - A języki jakieś pan zna? Na przykład angielski?
- Słabo niemiecki – odparłem.
- To już coś – powiedział bez entuzjazmu. - Wie pan co, zróbmy tak: pójdzie pan na dół, do kadr,
i wypełni kwestionariusz osobowy. To nie będzie nic zobowiązującego, ale jakby się dla pana coś w przyszłości znalazło, to damy panu znać.
- Dobrze – zgodziłem się przekonany, że dyrektor chce się mnie pozbyć.
Zszedłem na parter i wypełniłem pożółkły ze starości kwestionariusz, zawierający mnóstwo szczegółowych i bezużytecznych pytań, w rodzaju: "nazwisko panieńskie matki", "przynależność do organizacji", "stosunek do służby wojskowej", "posiadane odznaczenia". Dołączyłem do niego napisane odręcznie podanie o przyjęcie do pracy w charakterze pracownika umysłowego i wszystko razem wręczyłem podekscytowanej pani za biurkiem. Następnie, odebrawszy swój dowód na portierni, wyszedłem poza teren zakładu, zapominając o całej sprawie.
Tydzień później w moim mieszkaniu zadzwonił telefon.
- Mamy dla pana pracę – poinformował mnie kobiecy głos w słuchawce. - Proszę się pilnie zgłosić do kadr.
Poszedłem. W progu biurowca przywitała mnie głośna muzyka płynąca z głośników.
- Czy odpowiada panu stanowisko referenta do spraw zaopatrzenia? - spytała się mnie moja znajoma z kadr, spoglądając na moje podanie, u dołu którego widniała jakaś adnotacja.
- A na czym mniej więcej miałaby ta praca polegać? - spytałem.
- Niech pan pójdzie do działu zaopatrzenia i porozmawia z kierownikiem. On panu wszystko wyjaśni.
Dział zaopatrzenia znajdował się w obdrapanym budynku z brudnymi, drewnianymi schodami. Odnalazłem kierownika i powiedziałem mu w czym rzecz.
- Skierowali pana do mnie? - zdziwił się. - Na czyje miejsce? Przecież nikt się nie zwalnia.
Zdenerwowany chwycił za słuchawkę.
- Pani Krysiu – zaczął – przyszedł tu do mnie jeden pan...Jak nazwisko? - rzucił w moim kierunku. - Majewski – odparłem. - Majewski – powiedział do słuchawki. - Mówi, że dostał przydział do zaopatrzenia.
Słuchał przez dłuższą chwilę w milczeniu, po czym ze złością odłożył słuchawkę.
- No, dobrze – powiedział. - Jak pan wie, nasz zakład remontuje lokomotywy. My zaś dbamy o dostarczanie nowych części na wymianę. Dostałby pan swój dział i jeździł po hurtowniach i fabrykach. Praca nie jest łatwa, dużo wyjazdów, użerania... - zamyślił się. - Pracował u nas kiedyś jeden Majewski. Henryk.
- To mój ojciec – powiedziałem.
- Heniek Majewski to pana ojciec? - wykrzyknął. - Niemożliwe.
Skinąłem głową.
- Panie, co myśmy tu razem wyrabiali – rozkręcił się. - To dopiero były czasy.
Przyjrzał mi się uważnie spod krzaczastych brwi.
- Jak powiedziałem, praca nie jest lekka, płacą też nie najlepiej, ale da się wytrzymać.
- Nie wiem, czy się będę nadawał – wybąkałem. - Za bardzo się na tym nie znam.
Zaczynało mi się to coraz mniej podobać.
- Popracuje pan parę miesięcy i wszystkiego się pan nauczy – powiedział kierownik.
Wyszedłem na zewnątrz. "Niech to szlag " - pomyślałem sobie. - "Wszyscy tutaj pamiętają mojego ojca. Dlatego na siłę szukają mi jakiejś ciepłej posadki. A jak on na mnie patrzył! I jak szybko zmienił zdanie, gdy dowiedział się o ojcu! Nie ma głupich. Muszę się z tego jakoś wykręcić. "
Wróciłem do biurowca.
- Niestety, nie mogę przyjąć tej pracy – oznajmiłem kobiecie za biurkiem.
- Za dużo wyjazdów? - uśmiechnęła się wyrozumiale.
- Nie, nie w tym rzecz – odparłem. - Po prostu jest to praca zbyt odległa od mojego wykształcenia i od moich zainteresowań.
Pokiwała głową, przyglądając mi się z ciekawością.
- Myślałem, że chodzi może o pracę w biurze, przy komputerze... - tłumaczyłem się niezręcznie.
- W biurze? - kobieta uniosła lekko brwi.
- Tak napisałem w podaniu – podchwyciłem uradowany, że wreszcie znalazłem wiarygodne usprawiedliwienie dla swojej odmowy.
"No to załatwione" – pomyślałem.
Pożegnałem się szybko i ruszyłem w stronę bramy.
- Niepodbita – stwierdził portier, zwracając mi przepustkę.
Wziąłem małą, pogniecioną karteczkę i wróciłem do kadr. Ciężkie, drewniane drzwi były uchylone. Już miałem zapukać, gdy wtem w środku skrzypnęły inne drzwi, prowadzące do pokoju obok, i jakiś nieznany mi kobiecy głos zapytał:
- I co z tym psychologiem?
- Powiedział, że woli pracować w biurze – odparła moja znajoma zza biurka.
- I odmówił? - dopytywał się głos.
- Tak – potwierdziła z irytacją kobieta. - Załatwia się takiemu pracę, a on wybrzydza.
- Wie, co robi. Jego ojciec był znajomym dyrektora – poinformował głos.
- Taak? - spytała z niedowierzaniem kobieta zza biurka. - A ty wiesz, mi od początku coś tutaj nie grało. Przecież w zaopatrzeniu jest komplet.
- Sama widzisz – stwierdził głos.
- I co teraz? - spytała kobieta wyraźnie zatroskana.
- Nie wiem – odparł głos. - Może rzeczywiście znaleźć mu miejsce gdzieś w biurze? Na przykład u Zosi, w księgowości? Dostawi się biurko i po sprawie.
- Taak, masz rację – zgodziła się kobieta. - Chyba trzeba będzie tak zrobić.
02' 95
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt