Dolni Vestonice - Marian
Proza » Obyczajowe » Dolni Vestonice
A A A

* kursywą zostały zapisane cytaty z książki Eduarda Štorcha pt. „Łowcy mamutów”.

   Chyba wszyscy marzą, żeby dokądś pojechać i coś ciekawego zobaczyć. Nie wszystkim się to udaje, bo nie mają pieniędzy, czasu lub zdrowia. Czasem brakuje im na to odwagi, lub zły los krzyżuje ich plany. Marzą jednak.

   Pewna lwowianka jeszcze przed wojną chciała pojechać na pielgrzymkę do Rzymu. Jednak jej mąż żałował na to pieniędzy i za wszystkie oszczędności kupował ziemię. W czasie wojny mąż zginął w Katyniu, a ona z dziećmi została wywieziona na Syberię. Przeżyła zsyłkę, ale na zakupione grunty już nie wróciła.

   – Po co mojemu Stefanowi były te pola? I tak zostały u Ruskich – utyskiwała już jako staruszka. – A mogliśmy za te pieniądze zobaczyć papieża i Rzym. Jak umrę i spotkam go w zaświatach, to mu te morgi wypomnę.

   Mój kolega marzył o wycieczce do Egiptu, ale zawsze brakowało mu na to czasu i pieniędzy. Odchodząc na emeryturę, dostał z firmy wysoką odprawę i całą wydał na wycieczkę nad Nil. Naraził się tym wnuczkom, które uważały, że to one powinny zwiedzać świat, a nie dziadek.

   Miałem i ja moje marzenie, które towarzyszyło mi od dziecka – chciałem zobaczyć... Dolni Vestonice.

   Zapyta ktoś: Po co i gdzie to w ogóle jest?

   Otóż jest to mała miejscowość na Morawach, a chciałem tam pojechać, żeby zobaczyć, gdzie żyli Kopacz i Wiewiórczak. Właściwie to oni nie żyli w Dolnich Vestonicach, bo w ich czasach żadnej miejscowości tam nie było i nawet nie wiadomo, czy naprawdę istnieli. Ja jednak nie miałem wątpliwości. Dla mnie istnieli, żyli na tamtych terenach i, mimo że upłynęło... dwadzieścia tysięcy lat, byli mi bardzo bliscy.

   Poznałem ich, gdy byłem jeszcze w podstawówce za sprawą książki pt. „Łowcy mamutów”. Głównymi jej bohaterami byli właśnie Kopacz i Wiewiórczak chłopcy w wieku od ośmiu do czternastu lat* czyli moi rówieśnicy. Autor opisał ich przygody tak barwnie, że identyfikowałem się z nimi w pełni, mimo że byli członkami gromady prehistorycznych jaskiniowców, a ja żyłem w dwudziestym wieku.

   Gdybym mieszkał w dużym mieście, moimi bohaterami byliby zapewne chłopcy z Placu Broni, ale ja mieszkałem w takim miejscu, gdzie Nemeczek z kumplami przepadliby z kretesem.

   Co innego Kopacz z Wiewiórczakiem. Oni żyli u podnóża Wzgórz Pawłowskich, a z ich obozowiska widać było gdzieniegdzie rzadkie, zielone gaje i krzakami porosłe łąki; wzdłuż Dyi migotały lśniące jeziorka i wiły się spokojne rozlewiska*.

   Moją Dyją była niewielka struga wpadająca do pobliskiego jeziorka, a za nią rozciągały się morenowe wzgórza pokryte lasem. Z owych wzgórz przychodziły pod nasz dom zwierzęta opisywane w książce. Dziki niszczyły nam ziemniaki, lisy próbowały kraść kury, a nasz pies ganiał po łące zające. Do kompletu książkowych stworzeń brakowało tylko renów, żubrów, mamutów i wielkich drapieżników. Te pierwsze zastępowały mi sarny, a pozostałych niestety nie mogło nic zastąpić. Mimo tych niedostatków okolica była dostatecznie dzika, żebym razem z synem sąsiada, albo i sam mógł bawić się w dyluwialnych łowców.

  Obaj książkowi chłopcy bardzo mi imponowali, starałem się im dorównać, ale słabo mi to wychodziło. Byli dobrymi i wytrwałymi biegaczami. Ich twarde, zrogowaciałe stopy nie czuły ostrych kamieni, kłujących traw ni ciernistych gałązek. Potrafili biec przez kolczaste, chwytające zdradliwie za nogi jeżyny i skakać przez sięgające do pasa krzaki pokrzyw*. Nie chciałem być od nich gorszy i też biegałem boso. Niestety moje stopy kaleczyły się o byle patyk, skakanie przez pokrzywy kończyło się poparzeniem tyłka, a w jeżyny nie odważałem się wejść bez gumowych butów.

   Szczególnie imponował mi Kopacz. Nie dość, że był sprawny i silny, to jeszcze bardzo przysłużył się współplemieńcom. Utrata ognia kilkakrotnie dała im się mocno we znaki i postanowił temu zaradzić. Widział już z tysiąc razy, gdy łowcy robili ostre noże, groty i skrobaczki. Iskier wtedy bywało dosyć, ale nigdy nie widział, aby z nich powstał ogień. To prawda, że w krzemieniu jest ukryty ogień, ale tylko Szary Wilk znał czary, z pomocą których z iskier powstawał ogień*. Szary Wilk już dawno nie żył, więc Kopacz zdany był tylko na siebie. Wypróbowywał różne metody, aż w końcu któregoś dnia rozniecił ogień, wiercąc świerkowym kijem w sosnowej podkładce*. Został za to pochwalony przez wodza i zyskał wielki szacunek gromady.

   Chociaż moje „Wzgórza Pawłowskie” zbudowane były z piasku, to na nich też czasem można było znaleźć krzemień. Miałem kilka jego kawałków i próbowałem krzesać ogień, ale zawsze kończyło się to tylko na poranionych palcach. Nigdy nie rozpaliłem ogniska bez zapałek i dlatego bardzo zazdrościłem Kopaczowi sukcesu. Co więcej, przez jakiś czas święcie wierzyłem, że to on był prawdziwym Prometeuszem, który zapewnił ludzkości stałe posiadanie ognia*.

   Kopacz i Wiewiórczak mieli również inne zasługi. Wynaleźli fujarkę i sposób malowania na ścianach jaskini, kładąc w ten sposób podwaliny pod rozwój kultury.

   Podsumowując, gdyby nie oni, to ludzkość rozwijałaby się o wiele wolniej, a może nawet by nie przetrwała.

   Czas płynął, rosłem i czytałem inne książki, ale żaden Winnetou, D'Artagnan ani Kmicic nie dorastał nawet do pięt chłopcom znad Dyi.

   Mimo że moją ukochaną lekturę znałem prawie na pamięć, to wracałem do niej wciąż od nowa i coraz bardziej marzyłem o wyjeździe na Morawy. Niestety leżały one w „zaprzyjaźnionej” Czechosłowacji, oddzielonej nieprzekraczalną wtedy dla mnie granicą. Z czasem granica ta zniknęła, ale ja zajęty byłem prozą życia i zapomniałem o dziecięcym marzeniu. Dopiero na emeryturze przypomniałem sobie o nim i postanowiłem w końcu pojechać nad Dyję. Żona przyjęła to ze zrozumieniem i razem ruszyliśmy na Morawy.

   Gdy w oddali pokazały się Wzgórza Pawłowskie, moje serce zaczęło mocniej bić, bo oto za chwilę miałem postawić nogę na ziemi Kopacza i Wiewiórczaka. Przez most na zalewie Nové Mlýny wjechaliśmy do Dolnich Vestonic i zaraz skierowaliśmy się do tamtejszego muzeum. Nie mogło być inaczej, bo przecież tam czekała na nas słynna Vestonicka Venus. Dla postronnych jest to najstarsza znana gliniana figurka nagiej kobiety, ale dla mnie to podobizna tragicznie zmarłej matki Kopacza. Jego ojciec Njan mozolnie pracował w glinie, aż uzyskał to, że na piędź wysoka figurka podobna była do człowieka: głowa, gruby tułów i dwie nogi do kolan. Ramiona były tylko z grubsza zaznaczone, natomiast z tułowiem Njan miał moc roboty. Pracował cienką kością, dokładnie wygładzał powierzchnię figurki i od czasu do czasu polewał wodą. Wyraźnie wymodelował duże piersi, potem małym dołeczkiem zaznaczył pępek. Dwa skośne rowki na głowie miały wyobrażać oczy dzieło było skończone*. Rzeźbę w ognisku wypalił Kopacz i dzięki temu dotrwała aż do naszych czasów.

   Muzeum było skromne i figurkę znalazłem bez problemu. Nie przeszkadzało mi, że tylko jej kopię, bo oryginał schowano w brneńskim muzeum; dla mnie była to rzecz, której dotykał Kopacz i długo na nią patrzyłem.

   Napasłszy oczy boską urodą rzeźby, wyszliśmy pozwiedzać Dolni Vestonice. To właśnie tu w okresie międzywojennym znaleziono mnóstwo odłamków krzemienia oraz kości dawnych zwierząt, głównie mamutów. Świadczyły one, że nad brzegiem Dyi znajdowało się niegdyś wielkie obozowisko pradawnych ludzi. Właśnie to odkrycie było natchnieniem dla autora mojej ukochanej książki. Dzisiaj jest to senna miejscowość, znana chyba tylko archeologom i wędkarzom. Ci pierwsi mają tam nawet swój instytut, a drudzy obsiadają ciasno brzegi zalewu Nové Mlýny w nadziei na taaaką rybę.

   Historyczną sławę okolicy bardziej wykorzystał sąsiedni Pavlov, gdzie powstało nowoczesne muzeum archeologiczne. Zgromadzono w nim liczne wyroby z kości, kamienia i gliny, odkopane w okolicy. Moi książkowi bohaterowie też rzeźbili z kości i lepili z gliny figurki zwierząt, a teraz podobne rzeczy leżały przede mną w gablotach. Patrzyłem na nie długo, jak na znajome przedmioty zrobione przez współplemieńców Kopacza, a może i przez niego samego.

   Od muzeum prowadziła ścieżka na czoło Wzgórz Pawłowskich, zwieńczone ruinami średniowiecznego zamku. Wybraliśmy się tam, żeby obejrzeć ruiny, ale przede wszystkim po to, żeby spojrzeć z góry na okolicę. Przecież to na tych wzgórzach przed wielu wielu laty Kopacz zatrzymał się i zaczął się rozglądać. Przed nim ciągnęła się rozległa dolina, obramowana na krańcach horyzontu siniejącymi wzgórzami. Po stronie północno-zachodniej wznosiły się one w górę fala za falą, a dopiero wysokie Chrziby jakby podtrzymywały firmament. Na wzgórzach za Dyją widać było gdzieniegdzie rzadkie, zielone gaje i krzakami porosłe łąki; wzdłuż Dyi migotały lśniące jeziorka i wiły się spokojne rozlewiska. A tam w dole nad rzeką, u podnóża góry, widać skórzane namioty to obozowisko gromady łowieckiej*.

   Stanęliśmy pod zamkiem i zobaczyliśmy panoramę jak sprzed tysięcy lat, popsutą jednak współczesnymi wtrąceniami. Przed nami ciągnęła się ta sama dolina, obramowana wzgórzami, a jej północno-zachodni horyzont zamykało pasmo Chrzibów. Na wzgórzach za Dyją widać było rozległe winnice i pola słonecznika, a poniżej zabudowania wsi Strachotin; Dyja tworzyła tu zalew Nové Mlýny, ciągnący się od horyzontu po lewej, po horyzont po prawej stronie. A tam w dole nad wodą czerwieniły się dachy domów – to Dolni Vestonice. Nie przeszkadzały mi ani winnice, ani zabudowania w dole – oczyma wyobraźni widziałem to, co widział Kopacz.

   Tak oto spełniłem moje marzenie z dzieciństwa i pobyłem kilka dni na ziemi moich książkowych bohaterów. Żadne szczęście jednak nie trwa wiecznie. Kopaczowa gromada została wygnana przez inną, silniejszą i musiała uciekać w stronę dzisiejszego Brna. Później dotarła w poszukiwaniu terenów łowieckich aż do Bramy Morawskiej, przez którą od zawsze wędrowali ludzie i zwierzęta.

   Nasz pobyt nad Dyją też dobiegł końca i – choć nas nikt nie wyganiał – tym samym szlakiem co łowcy mamutów wróciliśmy na nasze dzisiejsze „tereny łowieckie” do TESCO i jarzyniaka w sąsiedztwie.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 12.02.2020 14:24 · Czytań: 377 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Komentarze
Dobra Cobra dnia 12.02.2020 16:34 Ocena: Bardzo dobre
Pięknie wspomnienia opowieść z czasów młodości. A jak wiadomo to młodość nas kształtuje.


Marian,

To Twoja bajka i Twoje warcaby, jednak zabrakło jakiegoś mrugnięcia okiem. Np.... podczas nocy, spędzonej w lokalnej gospodzie, przyszła do bohatera ta dziewka z figurki. ... itede, temat bardzo nośny, nawet seksu nie musiałoby być.

No, ale to takie moje gdybanie.

Bardzo podobało mi się, wspomnienia pozostają na całe życie. A Czechosłowacji wspomnienia to już w ogóle pozostają, bo to był bratni kraj swego czasu. Nie, żeby bratni nie był teraz, ale wtedy było inaczej.

Gratuluję wysmażenia przepięknej opowieści.


Pozdrawiam i do następnego,

DoCo
Marian dnia 13.02.2020 09:04
Dzięki Cobro za pojawienie się tu i dobrotliwe ukąszenie.

Gdybym nabroił coś z tą "zabytkową" panienką, to już by nie było wspomnienie z czasów podstawówki.
Sam pomysł jednak jest niezły i może kiedyś skrobnę coś w stylu "jak pokochałem troglodytkę" ;) . Pozdrawiam.
Marek Adam Grabowski dnia 13.02.2020 11:49
Jakkolwiek jestem miłośnikiem twojej twórczości, to tym razem mnie nie zainteresowałeś; chociaż nie mogę stwierdzić, że jest to obiektywnie złe.

Pozdrawiam!
Marian dnia 13.02.2020 19:15
No widzisz Marku, czasem coś Ci się podoba bardziej, a czasem mniej.
Obiecuję, że będę pracował nad sobą.
Marek Adam Grabowski dnia 13.02.2020 21:02
Spoko. A tak przy okazji polecam moje najnowsze opowiadanie.

Pozdrawiam!
Miladora dnia 30.03.2020 18:01
To ciekawe, ja też miałam tę książkę w dzieciństwie, Marianie. :)
I pamiętam ją do dzisiaj.
Bardzo lubię tego rodzaju konfrontacje z przeszłością. Mieszkam w Krakowie, więc jest mi o wiele łatwiej poruszać się po śladach historycznych lub wymyślonych postaci, takich jak chociażby Wawrzek z Historii żółtej ciżemki.
Nie przypuszczałam, zaglądając do Twojego tekstu, że znajdę dawnych bohaterów z dzieciństwa.
To było miłe spotkanie. :)
Także dlatego, że - podobnie jak w "Tureckim kocie" - opowieść jest płynna, swobodna i wolna od błędów.
W oczy wpadły mi tylko te trzy drobiazgi:
Cytat:
Cza­sem bra­ku­je im na to od­wa­gi, lub zły los

Bez przecinka.
Cytat:
żebym razem z synem są­sia­da, albo i sam(,) mógł bawić się w

To wtrącenie, a wtrącenia zawsze oddziela się przecinkami.
Cytat:
na nasze dzi­siej­sze „te­re­ny ło­wiec­kie” do TESCO i ja­rzy­nia­ka w są­siedz­twie.

Jeżeli dasz "w pobliżu" lub "opodal" (albo jakieś inne określenie miejsca), pozbędziesz się tego rymu.

I to wszystko. :)
Hmm... ciekawe, czy czytałeś również "W orlim gnieździe" Walerii Szalay-Groele...

Miłego wieczoru. :)
Marian dnia 30.03.2020 22:17
Widzę Miladoro, że znowu mnie odwiedziłaś. Dziekuję za tę wizytę i komentarz. Nad błędami popracuję.
Nie czytałem tej książki, ale postaram się to nadrobić.
Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
30/04/2024 16:55
Nie bardzo rozumiem:) »
valeria
30/04/2024 16:54
Fajne »
valeria
30/04/2024 16:53
No ja przepadam:) »
valeria
30/04/2024 16:52
Ja znowuż wychwalam Warszawę:) »
valeria
30/04/2024 16:50
Jest pięknie, dzisiaj bardzo gorąco, cudna pogoda. Wiersz… »
Kazjuno
28/04/2024 16:30
Mnie też miło Pięknooka, że zauważyłaś. »
ajw
28/04/2024 10:25
Kajzunio- bardzo mi miło. Dziękuję za Twój komentarz :) »
ajw
28/04/2024 10:23
mede_o - jak miło, że wciąż jesteś. Wzruszyłaś mnie :)»
Kazjuno
28/04/2024 08:51
Duży szacun OWSIANKO! Opowiadanie przesycone humanitaryzmem… »
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty