W pogoni za cieniem 5. - grab2105
Proza » Obyczajowe » W pogoni za cieniem 5.
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

...

Minął tydzień na łażeniu po domu, pitraszeniu i kuśtykaniu na rehabilitację do niedalekiej przychodni. Tęskniłem za pracą gdzie zawsze coś się działo, ale stamtąd jakoś nikt nie dał znaku życia. Dawało to mi do myślenia. Trzeba pomyśleć o czymś innym. Tam na pewno nie będę petentem. Mając sporo czasu przygotowałem kilka CV i wysłałem do kilku znanych mi firm informatycznych. Pozostało czekać. Tak samo jak na wiadomość od Sebci. Milczała jak zaklęta a ja też postanowiłem dać sobie na wstrzymanie. Mówią wprost, potrzebowałem czasu na przemyślenia.

W miarę mijanych dni rozłąki zaczynało coraz bardziej brakować mojej Sabinki. Śmieszne, ale zaczynała pojawiać się w moich snach, - uśmiechnięta, powabna i podniecająca.

Minęły kolejne dni, a Jacek z Krysią wiercili mi dziurę w brzuchu pytaniami o Sabinkę. Czekali na nią jak na zbawienie. Można było oszaleć tym bardziej, że zaczynałem się niepokoić. Czyżby postanowiła zamknąć swoje uczucia na kłódkę?

Dopiero po ponad dwóch tygodniach zadzwonił telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam, - SABINKA.

Moja reakcja zaskoczyła mnie. Serce zabiło zwariowanie a w ustach zrobiło się sucho jak na pustyni.

            - Cześć Sabinko. – Wymamrotałem zdrętwiałymi ustami.

            - Cześć Piter. Jak z twoim zdrówkiem? Pewnie już biegasz?

            - Biegać to jeszcze nie, ale spacerować już zaczynam. Źle nie ma. A co u ciebie?

            - Też nie najgorzej, choć ostatnio trochę niedomagałam. Stąd to małe opóźnienie z telefonem.

            - Co się stało? Opowiadaj! – Usłyszałem swój przestraszony głos.

            - Nic takiego. Poczułam się źle i łapiduchy wzięli na obserwację. Trzymali kilka dni i w końcu wypuścili.

            - No nie, byłaś w szpitalu i nic nie powiedziałaś? Dlaczego?

            - Po co robić kłopot. Sam ledwo łazisz, a tu jeszcze ja.

            - Wiesz, warta jesteś porządnego klapsa. Nie wolno tak myśleć. Jacek i Krysia z radością by się meldowali u ciebie. Ja też, wprawdzie rzadziej, ale na pewno. A tak to leżałaś jak taka sierotka.

            - Jacek i Krysia? To oni jeszcze nie przeklęli takiej jędzy.

            - Daj spokój, czekają na ciebie jak na jakąś świętą.

            - Na pewno przesadzasz. Ale miło słyszeć.

            - To nie ważne. Mów, co orzekli medycy?

            - A kto ich tam wie. W zasadzie to nic złego nie wynaleźli. Wiesz jak to jest z nimi, - daj człowieka, a ja mu chorobę znajdę. Nie ma o czym gadać. Powiedz lepiej jak z tobą. Zrasta się wszystko bez kłopotów?

            - Ze mną bezproblemowo tylko wstyd się przyznać, - stęskniłem się za tobą. Cholera jasna, brakuje mi mojej Sebci.

            - To tak jak ja. Nie mogłam już wytrzymać nie słysząc przynajmniej twego głosu.

            - Bardzo bym chciał zobaczyć ciebie i tak, jak kiedyś, - mocno przytulić. Hm, marzyciel się odezwał.

            - Mamy widzę wspólne marzenia Piotrusiu. Co proponujesz?

            - U mnie, że tak powiem, wolna chata. Jednak tak na poważnie, poświęć się i przyjedź do mnie. Zrobisz wszystkim radochę - mnie i nastolatkom. Nie będą namolni. Szybko się wyniosą.

            - To oni naprawdę nie gniewają się na mnie?

            - Absolutnie. W mig zrozumieli o co biega. Spokojnie.

            - No dobra, wpadnę, ale powiedz kiedy?

            - Chciałbym już, natychmiast, ale nie chcę ich zaskakiwać. Powiedzmy jutro. Pasuje?

            - Jak najbardziej. Jak domyślam się popołudniu?

            - Jasne, ale co ty na to, gdybym zaprosił cię przedtem na kawę. Powiedzmy do Marago.

            - Żartujesz, prawda?

            - Nie. Całkowita powaga. Marzyłem o tym.

            - Dajesz popalić, ale zgoda. O której?

            - Powiedzmy o jedenastej. Może być?

            - Będę Piter, ale może przyjechać po ciebie?

            - O nie. Muszę być samodzielnym chłopczykiem. A zresztą, to ma być nasza pierwsza randka i nie można inaczej.

            - Rany, randka…. To zabrzmiało tak sympatycznie. Miły jesteś.

            - Wiesz, robię co mogę.

            - Piter, nie wiem, co mam powiedzieć choć tyle słów ciśnie się na usta. Myślę, że tu słowa nie są najważniejsze. Jestem pewna, że doskonale wiesz, o czym chcą mówić moje usta.

            - Wiem Sabinko.  Dodam tylko, że moje myśli są bardzo podobne.

            - Piter będę już kończyła. Odżyłam po tej rozmowie. Dzięki. Jutro czekam na ciebie w Marago. Do zobaczenia.

            - Cześć Sabinko.

            - Pa Piotrusiu.

Ten ostatni zwrot jeszcze długo brzmiał w mojej głowie. Siedziałem nieruchomo jak mumia, zapatrzony w jakąś niewidoczną plamkę na ścianie. Moja jak zwykle niezawodna pamięć, pieczołowicie odtwarzała nasz ostatni uścisk. Ponownie poczułem naprężone, młode ciało wciskające się we mnie. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia i zerwałem się z fotela. Dość tego, - mruknąłem zły na siebie, - amator damskich wdzięków się znalazł. Hamuj facet.

Z tym hamowaniem to najlepiej nie wychodziło. Co chwilę wpadałem w niekontrolowany poślizg mojej wyobraźni. Zasiane ziarenko pożądania kiełkowało rozpychając się, i żądając więcej przestrzeni dla siebie.

Na nic przydało się przywoływanie do rozsądku i wzięcia się w garść. Lawina zmysłów rozpędzała się, i miałem coraz mniejszą kontrolę nad jej energią. To były ciężkie, ale i słodkie chwile poddania się projekcji wyobraźni, kuszącej uśmiechem, gestem i ciałem Sabinki.

Byłem zaskoczony własnymi reakcjami. Po raz pierwszy od śmierci mojej żony, inna kobieta wyzwoliła we mnie takie pokłady erotyzmu. Przecież to było zarezerwowane tylko dla niej.

Ale najbardziej zaskoczył mnie jednak Jacek. Tylko wszedł do mieszkania, spojrzał  i wypalił,

- Co, Sabinka dała znak życia?

- Jasnowidz, czy co? Skąd wiesz?

- Rany, żadem jasnowidz. Mój tata wydaje się szczęśliwy, to co innego mogło być powodem?

- Przeginasz z tą szczęśliwością.

- Spójrz do lustra i sam zobaczysz szczęśliwe spojrzenie faceta po czterdziestce.

- Masz rację, zadzwoniła i dała się zaprosić na jutro po południu. Co ty na to?

- Super. Przygotujemy z Krychą coś na słodko. Zaraz do niej zadzwonię.

- Ona ma z nami przerąbane. Jak co, to do Krysi. Przeklnie nas.

- Nie ma źle. Masz u niej specjalne względy. Czasami jestem o ciebie zazdrosny.

- Komplementujesz starego. Dzięki.

- Krycha dała by ci starego. A ja bym jeszcze dołożył.

- No dobra, fajni jesteście oboje, ale powiedz, o której mam ją przyprowadzić?

- Przyprowadzić? – Wlepił zaskoczone spojrzenie.

- Tak, bo przedpołudniem idę z nią na kawę do Marago.

- Nie poznaję ciebie tato. Czyżby jednak coś zaiskrzyło?

- Odpuść sobie Jacek. To takie towarzyskie spotkanie.

- Towarzyskie?… No dobra, ale jestem z ciebie dumny. A o której, to muszę pogadać z Krychą. Dowiesz się we właściwym czasie. – Parsknął śmiechem i zniknął w swoim pokoju.

 

Nazajutrz wstałem wcześnie rano, przygotowałem nam obu śniadanie i zabrałem się za pitraszenie obiadu. Chciałem odrobić się, aby potem mieć spokój i czas poświęcić dla Sabinki.

Kręcąc się po kuchni i mieszkaniu, czułem ów słodki dreszczyk emocji jaki pamiętam z moich pierwszych randek. Mimo woli uśmiechałem się do wspomnień. To był piękny czas.

Ani się obejrzałem jak trzeba było zbierać się do wyjścia. Za oknem zrobiło się nieciekawie, znowu zawiewało śniegiem i na pewno było ślisko. Przy moich kłopotach z chodzeniem obawiałem się kłopotów. Uparłem się jednak na kupno jakiegoś kwiatka, więc musiałem nadłożyć trochę drogi, tak że do kawiarni wszedłem goniąc resztką sił.

Zobaczyłem ją z daleka. Siedziała w zacisznym miejscu zapatrzona w jakąś gazetę. Zostawiwszy kurtkę w szatni ruszyłem w jej kierunku. Prawdopodobnie  pod wpływem stukotu mojej laski podniosła głowę, spojrzała na mnie i zerwała się z przestrachem w oczach.

            - Boże, jak ty wyglądasz? Czekaj, już ci pomogę usiąść.

            - Daj spokój, nic mi nie jest. – Obruszyłem się. – Nieodśnieżone to i mały kłopocik.

            - I jeszcze te kwiaty… Piter, - ty naprawdę oszalałeś.

            - Masz rację, oszalałem. Ale sama powiedz, co to za randka bez bukiecika kwiatków?

            - No tak, mówiłeś coś o tym, ale włożyłam to między bajki.

            - To Sabinko nie bajka. To naprawdę moja pierwsza randka od… sama wiesz od kiedy.

            - Piotrusiu, na pewno nie uwierzysz, ale, to jest moja pierwsza w życiu, taka prawdziwa randka. Uśmiejesz się, ale, tak jak podlotek uważam cię za mojego chłopaka. Będziesz nim?

            - Już nim jestem i to nie od dziś.

Nasze dłonie spotkały się najpierw delikatnie pieszcząc się opuszkami palców, potem stopniowo coraz mocniej i mocniej, aż wczepiły się w siebie z całych sił.

            - To wszystko pięknie, ale powiedz, co będzie z nami? – Zapytała cicho.

Pomału rozluźniła uścisk i nasz wzrok spotkał się. Wytrzymałem to pytające, a zarazem nieco ironiczne spojrzenie. Skąd ta ironia? – Pomyślałem – Znowu kpi?

            - Dobre pytanie Sabinko. Kto wie, co nam los przygotował? Myślę, że to od nas, od naszych tak zwanych uczuć będzie zależało. Nie ma na to prostej odpowiedzi.

            - Jesteś jak piskorz, ślizgasz się, i nie odpowiadasz wprost. Sabinko, będzie tak i tak….

            - Wprost? Dobra, chcesz, to proszę bardzo. Myślę, że oczekujesz czegoś na ten kształt oświadczyn, ale chcę być uczciwy i nie zamierzam okłamywać kogoś, kogo darzę pewnym uczuciem. Więc nie usłyszysz tego. Zadowolona?

            - Jeszcze nie wiem, ale powiedz, co to znaczy , - pewne uczucie? Z czym się to je?

            - Ale z ciebie męczydusza. Ale skoro tak ci zależy, - to się tak je: Najpierw się bada składniki, potem miesza, doprawia i albo trafisz w proporcje i jest wyśmienite, albo całość wędruje do kosza. Tak, jak z jedzeniem Sebcia.

            - A my na jakim etapie jesteśmy?

            - Zaawansowanym. Zaczynamy doprawiać do smaku.

            - To teraz wszystko zależy od naszego smaku?

            - Dokładnie. Teraz zamieniam się w słuch. Jak ty widzisz ciąg dalszy. Zadam trudne dla ciebie, ale dla mnie ważne pytanie. Powiedz, znaczę coś w twoim życiu? Widzisz mnie jakoś w dalszej perspektywie czasu?

            - Jejku, myślałam, że wiesz o tym doskonale. Piotruś, czy znaczysz? Powiem szczerze, - jesteś moim całym światem. Wszystkim co mam. – Wpatrzone we mnie oczy zaszkliły się niebezpiecznie. – Co do perspektywy, to nie powiem nic. To byłoby bez sensu.

Tym razem nie wytrzymałam spojrzenia i zadziałał odruch. Nachyliłem się i wziąwszy jej twarz w obie dłonie pocałowałem w wilgotne usta. Zesztywniała i po policzkach zaczęły spływać nieskrywane łzy. Nie mówiła nic. To było zbędne. Wzrok wpatrzony w moje źrenice mówił wszystko. Tyle tam było oddania i miłości, że zadrżałem. Obleciał mnie strach, czy jestem wart kogoś takiego? Czy zasłużyłem?

Nie wypuszczając z rąk jej policzków, scałowywałem spływające po nich łzy i zaskoczony słuchałem własnego, wzruszonego szeptu:

            - Ty też jesteś całym moim życiem. Chcę być zawsze przy tobie. Kocham cię Sabinko.

            - Boże! Nareszcie to usłyszałam. – Szeptała przez łzy. - Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Ja też od dawna cię kocham. Ba, zwariowałam na twoim punkcie. Myślałam, że nigdy się tego nie doczekam. A jednak. Dzięki ci losie za taki prezent.

Pomału opanowywała się, obtarła oczy, mokre od łez policzki i uśmiechnęła się smutno.

            - Taka beksa ze mnie. Przepraszam za widowisko, ale to było ponad moje siły.

            - To moja wina, sprowokowałem do tego, ale jestem szczęśliwy. Jest ktoś. kto mnie kocha, komu nie jestem obojętny.

            - To takie nie ważne Piotrusiu. Niech patrzą i zazdroszczą naszej miłości.

            - Wiesz, tak słucham co powiedziałaś i nie wierzę własnemu słuchowi. Zdajesz sobie sprawę, - Nasza miłość. Moja i twoja, - niczyja inna.

Nachyliłem się aby ją pocałować, ale była szybsza. Gorące, rozchylone wargi przylgnęły do moich i poczułem wślizgujący się i penetrujący języczek. Trwało to sekundę, może dwie. Nie pamiętam.

Pamiętam natomiast, że moja cała siła woli skierowana była na uspokojenie swych szalejących zmysłów. Odetchnąłem ciężko i delikatnie odsunąłem się.

            - Uraziłam ciebie? – Dobiegł mnie jakiś głos z daleka.

            - Nie, ale bardzo mało brakowało, a zgwałciłbym cię na tym stoliku. – Sapnąłem.

            - Byłoby ciekawie. – Zachichotała zmysłowo.

            - Dałaś popalić. Wiesz, ile czasu nie miałem kobiety? Uf… Ledwo żyję.

            - Ale teraz już masz kobietę. Ale jeszcze dopowiem, też mam swojego mężczyznę i nie dziw się, - swojego po raz pierwszy w życiu.

            - Ale spokojnie, wróćmy Sabinko na ziemię. Uporządkujmy to jakoś.

Ponowię twoje pytanie, - co dalej? Pomijając stronę, że tak to nazwę, - cielesną, czy chcemy to jakoś zalegalizować? Mówiąc wprost, chciałabyś zostać moją żoną?

W chwili jak z moich ust padło to pytanie, ścierpła mi skóra na karku. Co ty wygadujesz do diabła, zwariowałeś? Jaka żona? Przecież to żadna miłość, tylko zwykłe, samcze pożądanie ślicznego ciałka. Ale słowo się rzekło…

            - No to strzeliłeś z grubej rury. – Napotkałem jej poważne spojrzenie. - Wybacz, ale nie traktuję tego jako tak zwane oświadczyny. To nie tak, jak myślisz. Nie chodzi mi oto, aby cię usidlić, lecz abyś obojętne na jakich zasadach był zawsze koło mnie.

Chcesz, to zamieszkam u ciebie i będę tobie żoną, a Jackowi matką. Nie będziesz chciał, to będę taką dochodzącą kochanką. Jest tylko jeden warunek. Chcę być koło swojej miłości. To tyle w tym temacie.

            - Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. Po prostu zaskoczyłaś mnie. Mówisz to w tak oczywisty sposób, jak o pójściu do pracy, czy na zakupy. Sabinko, naprawdę chcesz związać się z takim facetem jak ja? I do cholery, Dlaczego? Nie rozumiem! – Ostatnią frazę prawie wykrzyczałem.

            - Zapamiętaj raz na zawsze. – Spojrzała ze złością. - Kocham ciebie i nie mam nikogo poza tobą na świecie. Jesteś mi wszystkim co kocham. I proszę, nie zadawaj idiotycznych pytań. Doszło?

Zapadła cisza. W mojej mózgownicy tłukła się jedyna myśl. Ona mnie naprawdę kocha. To żadna ściema dla hecy.

A ja, czy jestem gotowy na dzielenie z nią życia? A przede wszystkim, czy oprócz szaleńczego pożądania, jest coś więcej? Nie wiedziałem. Zrezygnowany, podniosłem oczy ma Sabinkę. Nie patrzyła na mnie. Błądziła nieobecnym wzrokiem po sali. Jakiś smutny uśmiech błąkał się na nieco pobladłej twarzy. Poczułem się winny czegoś. Jakiś, nie całkiem w porządku.

Spojrzała na mnie i dotknęła paluszkiem mojego policzka głaszcząc go delikatnie.

            - Nie martw się, - powiedziała, - Jeżeli moja miłość będzie dla ciebie ciężarem, odejdę. Tylko miej odwagę o tym powiedzieć. Chcę abyś był szczęśliwy. Ja już się nie liczę.

            - Co to znaczy, - ja już się nie liczę? Sabinko, już powiedziałem, jesteś dla mnie wszystkim, więc w moim życiu liczysz się i to bardzo.

            - Wiem o tym, ale to jest dzisiaj. A jutro?...

            - Co jutro? Jutro i pojutrze, zawsze. Zapamiętaj.

            - Tak bym tego chciała, ale… - nagle zamilkła i uciekła wzrokiem w bok.

Zaskoczony miałem coś powiedzieć, ale zadzwonił telefon. Trochę zły wyciągam z kieszeni, patrzę na wyświetlacz, - Jacek. Aha, przecież miał zadzwonić.

            - Cześć Jacek, i jak wieści? – Nerwowo to wypadło.

            - Cześć. Jak randka, tata zadowolony? – Słyszę tłumiony śmiech.

            - Nawet bardzo. – Zerkam na Sebcię. – Powiem tyle, szykują się mój drogi pewne zmiany.

            - Nareszcie. Proszę pozdrowić Sabinkę, - dociera do mnie głosik Krysi.

            - Masz pozdrowienia od Krysi. – Powtarzam jak echo.

- Ona też was ściska. Właśnie spłoniła się jak podlotek. – Opisuję wygląd Sebci.

- My ją uściskamy jak przyjdziecie. - Słyszę chichoczący chórek.

- To miłe, ale, kiedy nas wpuścicie do mieszkania?

- Jak jesteście jeszcze zdolni do chodzenia, to nawet już.

- No to pakujemy się, a wy drżyjcie. Idzie szanowna inspekcja. – Parsknąłem śmiechem.

- Spoko, jakoś przeżyjemy.

Sygnał zakończenia i spoglądam na Sabinkę. Patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.

            - O jakich to pewnych zmianach mówiłeś Jackowi? – Słyszę niepewny ton głosu.

            - Jak to o jakich? Sabinko, dużych zmianach! Jacek będzie miał przyszywaną mamę, a jego tata towarzyszkę życia. Czy to nie cudowne?

            - Ty to tak, na poważnie? – Wlepiła we mnie podejrzliwe spojrzenie.

            - Przecież sama mówiłaś. Ja tylko nie ociągając się potwierdzam. Jeszcze byś się rozmyśliła. A tak moja droga klamka zapadła. Sprzedałaś się diabłowi Sebcia.

            - Piter, proszę, nie żartuj. Więc chcesz abyśmy zamieszkali razem i byli jak mąż i żona.

            - Nie inaczej, oczywiście o ile nie zmienisz zdania. Jak pozwolisz, to im dzisiaj formalnie zakomunikujemy.

            - Zdania na pewno nie zmienię, ale przyznam, - obleciał mnie strach. Oto stało się. Bałam się i nadal się boję, - czy dam radę być kobietą? Nie chciałabym nikogo z was zawieść. Ani Jacka a tym bardziej ciebie, mój kochany Piotrusiu.

            - Ty znowu swoje z tym strachem. Przekonasz się i to bardzo szybko, że nie taki straszny ten diabeł. On nawet da się polubić. Naprawdę. A teraz zbierajmy się. Jak się domyślam, czeka nas jakaś niespodzianka. Bądźmy czujni.

            - Dobra, ale dopadła mnie trema. Piotruś, jak się mam zachować? Ja już nic nie wiem.

            - Tylko naturalnie. Tak, jak podpowie ci własna intuicja. Ona zwykle nie zawodzi.

            - Łatwo mówić, ale naprawdę boję się tego momentu. Co im powiem? Że co?...

            - Powiesz to, co jak mówią górnolotnie, -  serce podpowie. Tylko tyle.

            - Eh, no to chodźmy. Co będzie to będzie. - Podniosła się zdecydowanym ruchem.

Po kilkunastu długich minutach, podjechaliśmy pod blok w którym mieszkałem. Po krótkiej przepychance i serii chichotów znaleźliśmy się przed drzwiami. Już miałem nacisnąć przycisk dzwonka, jak niespodziewanie znaleźliśmy się przed roześmianą młodzieżą.

Stali w otwartych drzwiach z wzruszonymi minami i bukietem kwiatów w rękach. Normalnie mnie zatkało, a kątem oka widziałem nieszczególną miną Sebci.

            - Witamy młodą parę. – Wypalił Jacek.

            - Jaką tam młodą? – Jak mogłem ratowałem sytuację.

            - Może starą? – Wojowniczo odezwała się Krysia.

            - No dobra, młodą, czy starą, ale parę. Wpuścicie nas, czy tu będziemy świętować?

            - Wpuścimy, ale jak wniesiesz Sabinką na rękach. – Jacek z szatańskim uśmiechem znęcał się na ojcem.

            - Nie ma sprawy, ale jak pomożesz. Widzisz, kaleka ze mnie.

            - A niech to… ale wtopa. Zapomnieliśmy o realu. Sorki tato. 

            - Nie ma problemu, to ja wniosę Piotrusia. Mąż i żona to przecież jedno.

Sebcia błysnęła refleksem, i nim się obejrzałem, z uśmiechem zrobiła kilka kroków ze mną na swych rączkach. Młodym ten widok odebrał mowę po to, aby po chwili doskoczyć do Sabinki i zamknąć ją w niekończących się uściskach.

            - Nie wiedzieliśmy, że pani jest taka równa? – Przekrzykiwali się.

            - To może nie pani? Mam na imię Sabina. Mówmy sobie po imieniu. Zgoda? - Wzruszona Sabinka tuliła je jak własne dzieci.

            - Jasne. Jesteś naprawdę super dziewczyną. Tata to fartowny facet. – Podsumował mój syn.

            - Sabinka też ma farta. A twój tata, to co? – Obruszyła się Krysia z błyskiem w oku.

            - No już dobra. – Dorwałem się do głosu. – Wszyscy jak tu stoimy jesteśmy szczęściarzami. Mamy swoje kochane, drugie połówki. A teraz dajcie nam usiąść. Nóg nie czuję.

 

Usiedliśmy i co na podano, - skonsumowaliśmy. Nie trwało to zbyt długo. Młodzież pod byle pozorem ulotniła się zostawiając nas samych i zażenowanych nową sytuacją. Czuliśmy się tacy skrępowani, bojąc się spojrzeć na siebie.

Podszedłem do patrzącej przez okno Sabinki, objąłem ją w pół i mocno przytuliłem. Obróciła się gwałtownie do mnie i zarzuciła ramiona na szyję. Nie mówiła nic, tylko wpatrywała się we mnie jakby czytając o czym myślę. Jej dłonie zatopiły się w moich włosach mierzwiąc i tarmosząc.

Potem pomału zbliżyła twarz i poczułem wilgotne usta wędrujące po policzkach, oczach aż zawędrowały do warg. Musnęły je delikatnie raz i drugi i znowu powędrowały dalej.

Ale już po chwili, już niecierpliwiej powróciły. Przygryzły, popieściły delikatnie języczkiem i delikatnie pocałowały.

W moim kroczu robiło się coraz ciaśniej i ciaśniej, a ona ruchami bioder zwiększała tę ciasnotę.

Nie pozostawałem dłużny. Moje ciekawskie dłonie rozpoczęły wędrówkę. Jej ciało chętnie poddawało się tej poznawczej wędrówce. Stopniowo, oszołomiony widokami, odsłaniałem coraz to inne rejony. Zafascynowany widokiem ślicznych piersi, zniżyłem się i zacząłem je namiętnie całować, przygryzając przy tym delikatnie sutki. Zadrżała i jęknęła z rozkoszy.

Nie przestając pocałunków powędrowałem hen, daleko. Moje dłonie jednym ruchem uniosły wysoko spódniczkę. Zaparło dech, bo oto zobaczyłem seksowny wzgórek przykryty jedynie skąpym trójkącikiem materiału. Przesunąłem po nim opuszkami palców. Był wilgotny i gorący. Delikatnie odsunąłem materiał i już energiczniej popieściłem nabrzmiały pożądaniem wzgórek.

            - Ja już nie mogę. – wyjęczała Sabinka. – Muszę się kochać. Chodźmy na łóżko.

            - Ja też. Jesteś taka cudowna. Kocham cię. – Wysapałem.

Była szybka. Dosłownie za moment wersalka była rozłożona i pościelona, a my drżący z podniecenia  na niej.

Teraz to ona pojęła inicjatywę i nie oddała jej do końca. Zwinne, delikatne i czułe dłonie Sabinki

wysłały mnie do nieba rozkoszy. Leżałem z zamkniętymi oczyma myśląc, że śnię. Jednak nie omieszkałem podglądać, a naprawdę było co. Syciłem się, dawno nie widzianym widokiem ślicznego, nagiego, kobiecego ciała. Nie wiedziałem kiedy i ja zostałem pozbawiony ubrania.

Czułem na całym ciele pocałunki i pieszczoty. Dotyk jej atłasowego i rozpalonego namiętnością  ciała, działał jak najlepszy afrodyzjak. Podniecałem się coraz bardziej. Naprężony członek wydawał się bliski eksplozji. Zaczynał boleć.

Wtedy nastąpiła kolejna faza. Zsunęła się niżej i wziąwszy obolałego biedaka w dłonie rozpoczęła swoisty zabieg. Zabieg, którego nie sposób zapomnieć. Od pieszczot, pocałunków, namiętnego ssania po finał, kiedy to nabiwszy się na niego, wykonała długi i szaleńczy taniec.

Półprzytomny, zapatrzony w wijącą się i podskakującą z dzikim wyrazem twarzy Sabinkę, w końcu   spasowałem. Jęknąłem z rozkoszy i wystrzeliłem w jej rozpalone pożądaniem wnętrze dawno nie używanym ładunkiem. Rozległ się głośny okrzyk spełnienia i Sabinka kompletnie bez sił zsunęła się na mnie.

 

Minął już ponad miesiąc odkąd mieszkamy razem. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nasze mieszkanie zmieniło się. Sabinka bardzo szybko, bo już nazajutrz, poczuła się gospodynią.

Począwszy od przygotowania śniadania i wyprawienia Jacka do szkoły, któremu nie zapomniała włożyć do torby kilku kanapek, po daleko idące sugestie dotyczące zamiany w urządzeniu mieszkania. Lekko przerażony nie dyskutowałem, godząc się na jej powiedzmy, - propozycje.

Ale miała rację. Po kilku dniach prac i niemałym uszczerbku na koncie, z nieco zatęchłej nory zrobiła coś, co nawet mnie konserwatyście, wydało się świeże i fajne.

Dla Jacka i Krysi, która teraz już tak często nie wpada, wprowadzone zamiany zrobiły z Sabinki bohatera. Zmusiła starego grzyba do pożegnania się ze starociami. A muszę się przyznać, trudne to były pożegnania. To przecież moja przeszłość, radości i smutki. A i wspomnienia, których nie sposób wymazać z pamięci i wywalić na śmietnik.

Ale, nastało nowe, - Sabinka. Teraz to ona zaczyna tworzyć nową historię i układać nasze życie. Stare musi ustąpić miejsca zmianom. Normalka, ale nie do końca z tym się zgadzam.

Zdrowotnie jestem w zasadzie na chodzie. Odszkodowanie za rozwalony samochód i niewielką dopłatę, pozwoliło kupić prawie identycznego opla. Jestem już prawdziwie samodzielny. Mogę sobie dowolnie przemieszczać się i nie być na łasce Sebci.

Sebci, która i tak ma dość swoich kłopotów. Praca, która ją jednak bardzo absorbuje, a dom? Lepiej nie mówić. Zaparła się w sobie, aby wszystkiemu podołać. Naprawdę, patrzę na nią z podziwem i mówiąc szczerze, - coraz bardziej kocham. I nie chodzi o to, że jest wspaniałą kochanką dającą mi radość życia, ale za to wszystko, co jest po za tym. Za codzienność, uśmiech dla wszystkich i dbałość o nas. Po prostu za to, że jest z nami.

No tak, Stan moich kończyn i opinia świata medycznego pozwala na rozglądnięciem się za pracą.

O powrocie na stare śmieci przestałem myśleć. Zraziłem się i tyle. Nie byli łaskawie dać znaku życia i zapytać jak się czuję. Nie istniałem dla nich. No to nie, ale było mi przykro.

Miałem kilka ofert, ale jakoś nie mogłem się zdecydować. Nie interesowała mnie praca szeregowego programisty. Cierpliwie szukałem i czekałem. No i opłaciło się. Przypadkowo spotkany, dawny kolega ze studiów zapytał bez ogródek, czy szukam pracy? Szukałem, więc przekazał informację, że amerykańska firma poszukuje informatyków do nowo tworzonej fili. Specjalnie zależy im na facecie z doświadczeniem na stanowisko szefa wdrożeń. Kasy na pewno nie pożałują.

Zastrzygłem uszami. To było to, czego szukałem. Wprawdzie z angielskim nie byłem na bakier, ale doskonałości było jednak brak. Podziękowawszy, wziąłem namiar i nie zastanawiając się zadzwoniłem z samochodu. Czekając na połączenie czułem narastające bicie serca.

Rozmowa była krótka i po angielsku. Tak. Są zainteresowani i mam zgłosić się z dokumentami na rozmowę z szefem. O terminie zawiadomią telefonicznie. Podyktowawszy rozmówcy potrzebne dane pożegnaliśmy się. Tak króciutka rozmowa kosztowała mnie bardzo wiele. To mogła być dla mnie życiowa szansa. Muszę dostać tą robotę. Muszę!

Minęło kilka dni i nic. Cisza. Mimo logicznych tłumaczeń Sabinki, niepokoiłem się coraz bardziej. Czyżby miało nic z tego nie wyjść?

Ale nie, któregoś dnia zadzwonił telefon i serce podskoczyło do gardła. Słyszę w telefonie język angielski. Jednak zadzwonili. Znowu krótko, jutro o jedenastej rozmowa z szefem. Powodzenia, - usłyszałem na zakończenie.

Mój dobry duszek – Sabinka, jak mógł podtrzymywał mnie na duchu, ale do spokoju było mi dużo brak. Denerwowałem się. Cholera, starzeję się. – Myślałem. - Dawniej traktowałem takie rzeczy na większym luzie.

Nazajutrz jadę pod wskazany adres. Wieżowiec, szkło i beton, winda i dziesiąte piętro. Wchodzę, zza wielkiej lady podnosi się śliczna recepcjonistka.

            - Pan Piotr Lorenz? – Pada czystą angielszczyzną.

            - Tak byłem umówiony. – Odpowiadam raczej szkolnym angielskim.

            - Pan Patterson czeka na pana. Proszę chwilkę poczekać.

Przyglądając się mnie naciska jakiś przycisk i komunikuje, że już jestem. Kiwa głową i uśmiecha się do mnie

            - Proszę za mną. – Rzuca krótko ruszając korytarzem.

Kilkanaście kroków i stajemy przed obitymi skórą drzwiami. Uchyla je i puszcza mnie przodem.

            - Witam panie Lorenz.

 Podchodzi do mnie mężczyzna w mniej więcej moim wieku. W powitaniu wyciąga dłoń i uśmiecha się szeroko.

            - Dzień dobry panie Patterson. – Odpowiadam. – Ja w sprawie pracy.

            - Tak, już coś o panu wiemy. Ma pan dokumenty?

            - Oczywiście. Oto one.

            - To może usiądziemy, - mówi biorąc je, i tylko na krótko zerkając do nich.- Zaraz podadzą kawę. Napije się pan?

            - Chętnie. Tak wyszło, że jestem kawoszem.

            - To tak jak ja. Mogę pić wręcz wiadrami. – Roześmiał się.

            - I na serduszko nie szkodzi?

            - Wkładam to między bajki. Ci lekarze… Ale do rzeczy. Zgadza się. To pan jest tym Lorenzem o którego zasięgaliśmy opinii. Przepraszam, ale to taka rutynowa czynność. Jak mówicie w Polsce, nie kupujemy kota w worku. Roześmiał się zadowolony z siebie.

            - I co wynika z tej opinii? – Rzuciłem od niechcenia.

            - Jest pan dalej zainteresowany stanowiskiem senior menagera w naszej firmie?

            - Jestem, ale to zależy od warunków.

            - Co do warunków płacowych dogadamy się na pewno. Co do innych, to słucham pana.

            - Jaki będzie zakres moich obowiązków?

            - To co pan robił ostatnio. No, prawie to samo. Zna się pan na tym. To, że oprogramowanie inne, nie powinno być większym problemem. Będzie pan odpowiedzialny za sprawne wdrażanie naszego produktu na polski rynek energetyczny. Ma pan odpowiednie doświadczenie w kontaktach z klientami, zna ich mentalność, słabe i mocne strony. Będzie miał pan duże pole do popisu.

            - Jak wygląda sprawa pracowników?

            - Nie ma żadnych. Liczymy, że pan ich sam wybierze. Mamy trochę zgłoszeń, spośród których  dokona pan selekcji. To będzie pana wybór i odpowiedzialność. To chyba oczywiste?

            - Jasne postawienie sprawy. Akceptuję warunki. Natomiast, co do finansów…

            - Panie Lorenz, na początek proponujemy piętnaście tysięcy z złotówkach, plus drugie tyle w dolarach na pana konto w banku amerykańskim. Jak wykaże się pan pożądanymi przez nas efektami, ta kwota będzie odpowiednio rosła. To jak, zgoda? Aha, jeszcze jedno. Przysługuje panu samochód służbowy. Za kilka dni powinien dojechać z Niemiec.

            - Odpowiem krótko, - Zgoda. Postaram się być w firmie pożytecznym człowiekiem.

            - Liczymy na to. Teraz tak, na jutro przygotujemy komplet dokumentów, po podpisaniu których może pan podjąć pracę. Zapraszam do mnie  jutro na dziewiątą rano. Na jedenastą ma pan umówionych pierwszych troje kandydatów, a za moment recepcjonistka zaprowadzi do pańskiego gabinetu. Powodzenia panie Lorenz.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
grab2105 · dnia 24.02.2020 18:31 · Czytań: 285 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:64
Najnowszy:ivonna