Elwira przyłożyła kartę magnetyczną i drzwi otworzyły się. Szpitalne laboratorium było pogrążone w półmroku, a ona spokojnie westchnęła. Weszła do środka, zamknęła za sobą starannie drzwi, po czym sięgnęła do włącznika światła.
- Kurwa mać! - Podskoczyła gwałtownie, cofnęła się o krok i walnęła całą sobą o zamknięte drzwi, gdy tylko świetlówki zaczęły wygrywać z mrokiem. Patrzyła na mnie gniewnie i oddychała ciężko. - Kamila, do jasnej cholery... Wystraszyłaś mnie!
- No przecież sama mówiłaś, że potrzebowałabyś mnie w laboratorium - powiedziałam z psotną miną, siedząc na blacie biurka. Wesoło machałam nogami, a potem zerknęłam na otwarte okno. Elwira poszła za moim wzrokiem.
- Okno? Serio? Wlazłaś tu przez okno? Na szóstym piętrze? - powiedziała. Wzruszyłam tylko ramionami. I popatrzyłam na wschód. Robiło się nieprzyjemnie szaro. Zostało mi więc kilka godzin do wschodu. Zeskoczyłam z biurka i zdjęłam płaszcz, a potem podwinęłam rękaw.
- Mam mało czasu. Obiecałaś mi w pierwszej kolejności badanie krwi - powiedziałam. Elwira westchnęła.
- No dobrze. - Rozejrzała się po laboratorium i po chwili podeszła do mnie ze strzykawką i fiolką na krew. Zaczęła delikatnie oglądać moją rękę, po czym sięgnęła po wacik z alkoholem. Oczyściła miejsce wkłucia, powyżej zawiązała mi gumowy wężyk ciasno i patrzyła z bezradną miną. - Kurde, ty w ogóle nie masz żył - powiedziała i przyłożyła strzykawkę do mojej skóry. Po chwili ją wbiła, mam wrażenie że niemal na chybił trafił i oczywiście krew się nie pokazała. Kamila wysunęła igłę i wbiła ją ponownie obok. Po kilku chwilach spróbowała trzeci raz. - Kurwa, nic z tym nie zrobię. Sorry. - Przewróciłam tylko oczami.
- O matko no, weź to ode mnie - powiedziałam, po czym zerwałam sobie z ręki gumowy wężyk. - Podaj mi nerkę - dodałam i gdy Elwira mi ją podała, wysunęłam w jej stronę otwartą dłoń. - Nóż? - zapytałam. Elwira tylko popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytała.
- Mówiłam ci, że nie mam już wiele czasu - powiedziałam i gdy podała mi jednorazowy skalpel, z rozmachem przecięłam skórę tuż poniżej łokcia na długości kilku centymetrów w stronę dłoni. Krew wylała się od razu na dno nerki, a ja po chwili przymknęłam oczy i patrzyłam tylko, jak cięcie błyskawicznie się zasklepia. - Proszę bardzo - dodałam, podając Elwirze szpitalną nerkę z moją krwią.
- Jesteś naprawdę porąbana - powiedziała tylko moja przyjaciółka.
- Och, nie wiesz nawet jak bardzo. Co jesteś w stanie z tego wyciągnąć? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia - przyznała szczerze Elwira. - Wiem tylko, że nie wiem, czego mam się spodziewać - dodała. Zastanowiłam się, czy moja krew była dla mnie jakimkolwiek zagrożeniem, ale uznałam, że nie. Przecież w Warszawie nieraz krwawiłam, czy to przy treningach, czy w trakcie innych... przygód. Po pamiętnym powrocie z dyskoteki dziewczyny zmieniały mi opatrunki, a raczej nic się im nie stało.
- Ja też ci tego nie powiem. Spadam - powiedziałam i ruszyłam do okna.
Otworzyłem oczy i zdałem sobie sprawę, że czuję delikatny zapach smażonego boczku oraz jajecznicy. Zapach, który zawsze stawiał mnie na nogi. Cóż, przynajmniej tym razem miałem dobrą wymówkę, by jednak nie ruszać się z miejsca. Wciąż leżałem w czystej pościeli u Wioletty. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, co u jej męża, jakoś nie pomyślałem, by o tym porozmawiać. Tak naprawdę, nie rozmawialiśmy o tym, co mi powiedziała w szpitalu od... cóż, od chwili gdy to powiedziała. Jakoś udało mi się przesunąć do krawędzi łóżka, a potem z niemałym wysiłkiem przetoczyłem się na wózek. Czułem już, że miałem czoło całe mokre od potu i byłem wściekły z powodu swojej ograniczonej mobilności. Ale musiałem to chyba jakoś po prostu przetrawić. Powoli wtoczyłem się do kuchni.
- Cześć - powiedziałem i Kamila odwróciła się w moją stronę z szerokim uśmiechem. Miała na sobie kusą, nocną sukienkę na cieniutkich ramiączkach i z dużym dekoltem. Wpadające przez okno słońce pięknie oświetlało jej twarz i całe nagie ramiona oraz dłonie, aż zabawnie mrużyła oczy. Bose stopy zgrabnie poruszały się po nagrzanej od słońca podłodze. Kamila? Chryste. Dopiero po chwili jej postać przybrała wygląd mojej - na pewno mojej? Bo miałem wrażenie, że już nie byłem tego pewny? - Wioletty. Musiałem przestać się uśmiechać, bo lekarka popatrzyła na mnie czujnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Tak, przepraszam. Zamyśliłem się - powiedziałem, uśmiechając się nieudolnie. - Wydaje mi się, że powinniśmy porozmawiać - dodałem. Wioletta spoważniała.
- Tak, chyba tak - westchnęła. - Ale odłóżmy to na chwilę, dobrze? Zjedzmy śniadanie, zaparzę kawę i porozmawiamy. Jest wiele rzeczy, o których musimy pogadać. - Podjechałem na wózku pod stół, zauważyłem, że jedno z krzeseł było odsunięte pod ścianę, pewnie dla mnie. Wiola rozłożyła jajecznicę na dwa talerze, zjedliśmy. Tak po prostu, w milczeniu. Jak cholerna, szczęśliwa para. Tylko, cholera, nie czułem tutaj nic szczęśliwego.
- Tak po prostu? - zapytałem. - A on wie o wszystkim? - dodałem. Pół godziny później siedzieliśmy w salonie jej domu, z kubkami kawy. Przy czym ona nie patrzyła nawet na mnie, cichutko sobie chlipiąc pod nosem. Tak, jakby to ona była tutaj ofiarą. Fak, naprawdę żałowałem, że nie mogłem tak po prostu wstać, trzasnąć drzwiami i odjechać. Byłoby to wszystko o wiele łatwiejsze.
- Wszystko potoczyło się tak szybko... Na razie mieszka w hotelu. Ale jest gotowy wrócić. A ja... nie wiem, czy przypadkiem nie chciałabym, żeby...
- Żeby wszystko było jak dawniej? - zapytałem. - Nie ma żadnej wielkiej miłości, co? - Odstawiła kubek trzymany w dłoniach i ukryła w nich swoją twarz. Słyszałem jak zaczyna płacze. Fak. Wstać, wyjść, odjechać. Tylko póki co nie umiałem wstać. Położyłem kubek na szklanym blacie stolika.
- Chyba zadzwonię po Łukasza - powiedziałem i oparłem dłonie na metalowych obręczach kół.
- Miki, ja cię tak bardzo, bardzo przepraszam... Nie umiem tak. Nie czuję tego, rozumiesz? To było tylko...
- Jasne. Dla seksu - powiedziałem i poczułem, że zabrzmiało to jakoś zbyt oschle i napastliwie. - Wiola. Przecież wiedziałem, co jest między nami. Jaki jest układ. Proszę cię, nie wiń siebie - dodałem. Walczyłem przez chwilę ze sobą i w końcu się odezwałem. - Tamtej nocy, zanim doszło do... - Przed oczami znów stanęła mi Kamila pochylająca się nad ciałem tamtej dziewczyny. - Do tamtego incydentu podjąłem decyzję. Ja już wtedy chciałem czegoś więcej. I wiedziałem, że nie mogłaś mi tego dać. Więc... Wtedy już uznałem, że chyba nie powinniśmy być razem. - Wiola popatrzyła na mnie zaskoczona. A potem zwiesiła głowę. Oddychała ciężko. I w końcu popatrzyła na mnie. Widziałem, że była skołowana i tak naprawdę sam nie czułem się lepiej.
- Rozumiem. Ale się wygłupiłam. Jak jakaś porąbana nastolatka. - Kąciki moich ust minimalnie drgnęły w górę.
- Myślę, że musimy odpocząć. W ogóle i... od siebie również - powiedziałem, a Wiola znów popatrzyła gdzieś w bok. - Zadzwonię po Łukasza.
- Tak, masz chyba rację - powiedziała tylko.
- Kurwa mać. - Usłyszałam to doskonale, mimo, że nawet nie patrzyłam w tamtą stronę. Ale cóż, ponury bar w stylu typowej mordowni był póki co pusty. Muzyka z dwóch zdezelowanych głośników pod sufitem ledwie się sączyła. Weszłam do środka, w swoim zwyczajnym, codziennym stroju, otulona zwyczajowo w płaszcz, chociaż tak naprawdę było już po zachodzie słońca. Cały dzień przesiedziałam w kawiarni, robiąc setki kaw, a teraz wreszcie mogłam pojawić się tutaj. Usiadłam na wysokim, barowym krześle, po czym zrzuciłam kaptur na plecy.
- Ile ty masz lat, dzieciaku? - Warknął do mnie barman, ale umilkł, gdy razem ze środkowym palcem położyłam na stole stuzłotowy banknot i wskazałam na jednego z drinków z menu. Założę się, że zrobi mi rozcieńczonego do granic możliwości, ale tak naprawdę miałam to w nosie. Nie o to mi przecież chodziło. Najzabawniejsze było, że banknot przed chwilą pożyczył mi jakiś facet spotkany na ulicy. Wystarczyło podejść, popatrzeć w oczy, powiedzieć by pożyczył. W zasadzie tutaj też mogłam zrobić tak samo, ale wiedziałam już, że ludzie zapamiętują swoje dziury pamięciowe wywołane moim spojrzeniem nie gorzej niż samą mnie. Gdy przede mną pojawił się zamówiony drink, spojrzałam ponownie na chłopaka, dla którego tu podeszłam. Rzucił znów pod nosem jakieś przekleństwo, po czym wstał i ruszył w moją stronę. Po chwili usiadł obok mnie na wysokim, barowym krześle. Popatrzyłam na niego zakochanym wzrokiem, bawiąc się niesfornym kosmykiem włosów wypadającym zza ucha. Głównie po to, by ktokolwiek, kto nas obserwował, nie miał wątpliwości, dlaczego ma w ogóle ze mną rozmawiać.
- Co masz dla mnie? - zapytałam, tonem pasującym do miłosnego wyznania niż żądania informacji. Chłopak westchnął, ale tylko się roześmiałam.
- No kaman. Wiesz że jak będę chciała, to i tak mi powiesz wszystko co wiesz. Albo i więcej. Do ciebie póki co należy sposób w jaki to zrobisz. Ale nie mam całej nocy na to. Więc?
- Za dwa dni ma przyjechać tutaj pociąg z Warszawy. Tam będzie kurier z towarem.
- Świetnie. Imię, nazwisko, wygląd, co ma mieć ze sobą?
- Tego nie wiem - powiedział. Zrobiłam smutną minę.
- To trochę słabo. Z całego pociągu mamy wyłuskać jednego kuriera? O niewiadomo jakim wyglądzie i nieznanym nazwisku? - zapytałam. - Misiu, postaraj się trochę - dodałam, przymilnie się uśmiechając. Położyłam mu dłoń na udzie w przyjacielskim geście. Chłopak przewrócił oczami.
- Wiem tylko, że to mafia z Warszawy. Dość... niefajna podobno. Podobno zaczęli od jakiegoś klubu czy dyskoteki w stolicy. Jakoś udało im się zrobić duży monopol na import i sprzedaż w hurcie. Sami już się nie bawią w detalkę. Pobierają tylko opłaty od mniejszych przedstawicieli. To dostawcy, rozumiesz? Kurwa, dziewczyno, za to co ci mówię, mogę zginąć. - Ostatnie zdanie powiedział niemal bezgłośnie, ale ja i tak doskonale go usłyszałam.
- Za to, czego mi nie powiesz, możesz zginąć już teraz - powiedziałam z przymilnym, pełnym ciepła uśmiechem i zacisnęłam tylko palce na jego udzie. Widziałam, jak się cały spiął, musiało zaboleć. Jego noga drgnęła, ale nie puściłam. Trzymałam mocno i czułam, jak wbijam palce w jego nogę. Byłam pewna, że zostaną mu siniaki po koniuszkach moich palców.
- Pu... puść. To mnie boli - powiedział przez zaciśnięte zęby. Uśmiechnęłam się, ale moje palce wciąż były zaciśnięte. W końcu jednak puściłam i chłopak aż całym sobą pokazał prawdziwą ulgę.
- No to widzimy się jutro. Tutaj. Obyś miał coś konkretnego dla mnie. - Chłopak położył dłoń na swoim udzie i intensywnie masował mięsień.
- Ty potworo. Kiedyś cię ktoś zabije, zobaczysz - warknął, ale tylko się roześmiałam i pogładziłam go po policzku, chociaż początkowo chciał uciec przed moją dłonią.
- Kiedyś z pewnością. Ale jeszcze nie teraz. I na pewno nie ty. Do jutra - powiedziałam, mrugnęłam okiem i zeskoczyłam z barowego krzesła, po czym ruszyłam do wyjścia.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt