Dziewczyny lubią wysokich chłopców - Quentin
Proza » Obyczajowe » Dziewczyny lubią wysokich chłopców
A A A
Od autora: To coś o utartych standardach w zakresie obyczajowości. Nic więcej nie dodam.
No, może jeszcze tylko tyle, że w tle toczy się wojna.
Jaka wojna?
Każda...

Zapraszam
Klasyfikacja wiekowa: +18

„Dziewczyny lubią wysokich chłopców”

0

Spoglądał na tablicę informacyjną, z której wynikało, że najbliższy pociąg do domu odjeżdża za nieco ponad godzinę. Usiadł więc na ławce naprzeciwko kasy biletowej i cierpliwie czekał. Przez dworzec przemaszerowała młoda elegancko ubrana kobieta. K podziwiał jej wysmukłe nogi i szerokie biodra. Pomyślał, że mógłby ją zaprosić na ciastko, o ile tamta znalazłaby chwilę wolnego czasu.

Tuż za ślicznotką weszła cała masa ludzi wypełniając przestrzeń dworcowej hali wrzawą. Z tłumu wyłowił kilku mundurowych. Nie był w stanie ich rozpoznać, ale możliwe, że tamci słyszeli co nieco o nim. Chwycił więc worek na osobiste rzeczy i wyszedł na zewnątrz.

1

– Co będziesz robił po powrocie?

– Odwiedzę swoją dawną nauczycielkę.

– I co?

– Poproszę, żeby usiadła mi na twarz.

– Akurat.

– Serio, może nawet napiszę do niej list.

– Ja tam wychłostam węża na pierwszej lepszej ulicznicy.

– To można robić przez pierwszy tydzień, a co potem? Mus jest przygruchać sobie porządną babkę. Z taką wszystko jest łatwiejsze.

– A ty, K, co będziesz porabiał po powrocie?

K od kilkunastu minut udawał, że śpi wsparty o ścianę ciasnego okopu.

2

Najwięcej działo się zawsze po zmroku. Pod osłoną nocy plutony stale zmieniały pozycje. Jak ktoś miał szczęście i mógł dłużej posiedzieć w jednym miejscu, rozkładał się na trawie i obserwował niebo. Oczywiście tylko przez chwilę, bo wciąż trzeba było nasłuchiwać odgłosów z oddali i wypatrywać ruchów wroga. Czerń nieba co jakiś czas rozrywał ciężki ogień artyleryjski, jednak w tej chwili było bardzo spokojnie.

Przed K piętrzyła się potężna ściana gęstego mroku. To dżungla, w której od dłuższego czasu skrywał się wróg. Jego obecność dało się wyczuć w drżeniu ziemi czy zapachu wiatru. Tamci pachnieli inaczej. Podobno dzięki szczególnym genom pocili się mniej, ale i tak cuchnęli. Ten smród dało się poznać na kilometr.

Któryś z żołnierzy kichnął tak głośno, że wszyscy aż zdrętwieli.

– Wytrzyjcie se ten pierdolony nos, zanim wam go rozkwaszę – upomniał dowódca, porucznik A.

Wróg musiał być bliżej niż początkowo sądzili, bo wyraźnie usłyszeli łamany język:

– Na zdrowie!

– Wielkie dzięki, zasrańcu! – odpowiedział mu porucznik.

Potężna ściana dżungli odezwała się ponownie.

– Ja jebał twoja mama, jebał twoja babcia i żona i siostra i córka!

Zapadła cisza, którą przerwał charakterystyczny huk wystrzału z moździerza.

– Kryć się! – zawołał porucznik, a wszyscy na ten sygnał uczepili się mocno ziemi.

3

Starszy szeregowy P trzymał w dłoni fotografię ślicznej blondynki. Wpatrywał się w nią w milczeniu od dobrego kwadransa, po czym zmiął zdjęcie i rzucił je na ziemię, którą rozorał ciężkim kamaszem.

– Na co się gapisz? – spytał K, który cicho siedział w okopie. – Uważasz, że powinienem ją powiesić razem z innymi, co?

K wzruszył tylko ramionami, po czym odparł:

– Nic mi do tego.

– Daj spokój – wtrącił Z. – Tak już w życiu bywa. One są tam, a my tu. Nic na to nie poradzisz. Ale jeśli chcesz wiedzieć, to ja bym ją powiesił razem z innymi.

P zapalił papierosa i zamyślił się.

– Powiadasz, że tak byś zrobił? – zapytał.

– A co ci więcej zostało?

Starszy szeregowy P popalał jeszcze przez chwilę. W końcu rzucił peta przed siebie.

– Dobra, idę – rzekł.

– Teraz? – zdziwił się Z.

– A co mi pozostało?

– Poczekaj aż nas zluzują.

– Sram na to.

P wyszedł z okopu i spokojnie pomaszerował na tyły.

W obozie przecisnął się przez grupkę żołnierzy zgromadzonych przed przytwierdzoną do drzewa tablicą, na której wisiały zdjęcia dziewcząt, które nie potrafiły dochować wierności. Wszyscy w milczeniu obserwowali jak P przybija zmięte zdjęcie swej ukochanej, z którą zamierzał po powrocie wziąć ślub.

4

Kiedy nocą pododdziały stale zmieniały swoje pozycje, za dnia żołnierze regenerowali siły. Oczywiście w dżungli nikomu nie pozwalano zasypiać, gdyż dowództwo było zdania, że wróg może zaatakować w każdej chwili.

K przechadzał się po małym sklepiku z bibelotami. Cały oddział zluzowano cztery godziny temu. Po powrocie do bazy część żołnierzy od razu poszła spać, zaś ci, którym sen ciążył zbyt mocno, wyruszyli do miasteczka. Największym powodzeniem cieszyły się, rzecz jasna, bary i burdele.

K przeglądał komplet porcelanowych filiżanek, które, jak sądził przypadłyby do gustu matce. Ojcu już dawno wybrał piersiówkę. Odruchowo spojrzał na zegarek. Dochodziła szesnasta, zatem chłopcy już na niego czekali.

Gdy Z zapytał go, co zamierza robić przez cały dzień i noc, K odparł, że nie ma żadnych planów. I choć nie chciał ruszać się z bazy, głupio było mu odmówić po raz kolejny zaproszenia kolegi, z którym spędził ostatnie dni w okopie.

Chłopcy tłoczyli się przy niewielkim stole i wcinali w tempie ekspresowym tutejszą specjalność lokalu, makaron z ostrym sosem.

– Będzie nas piekło w dupsko – stwierdził po chwili Z, po czym przywołał filigranową kelnerkę, aby zamówić następną kolejkę zimnego piwa.

Głośną rozmową i ciągłymi żartami chłopcy odreagowywali wydarzenia ostatnich kilku nocy.

– Przez tą pierdoloną dżunglę nie mogę spać – oznajmił szeregowy F. O tym, że mówi prawdę świadczyły olbrzymie wory pod oczami.

– A ja zasypiam dopiero jak zwalę sobie porządnie konia do zdjęcia mojej byłej – odparł na to L, po czym rzucił na środek stołu zdjęcie panienki w stroju kąpielowym.

Fotografię od razu chwycił Z, który aż zagwizdał z wrażenia.

– No proszę – powiedział rozmarzony Z. – Chyba też zacznę do niej walić.

L uderzył go w ramię, a wszyscy zaczęli się śmiać.

Tylko P siedział z posępną miną, niewiele czerpiąc przyjemności z ciepłego posiłku i zimnego piwa. Od dłuższego czasu wpatrywał się w K, który czuł się przez to nieswojo.

– A ty – przemówił wreszcie starszy szeregowy P, wskazując na obserwowanego. – Kopsnij zdjęcie swojej dupy.

Wszyscy raptem zamilkli. Cisza w połączeniu z uwagą chłopaków wprawiła K w jeszcze większe zakłopotanie. Próbował udawać rozluźnionego, ale w rzeczywistości siedział sztywno, jakby doznał skurczu wszystkich mięśni jednocześnie.

– Po co? – zapytał w końcu.

P wzruszył ramionami.

– Chcemy popatrzeć, prawda, chłopcy?

Nikt się odezwał, ale dało się wyczuć, że nikt też nie miał nic przeciwko temu. K sięgnął więc do portfela, z którego wydobył lekko zmiętą fotografię uśmiechniętej blondynki.

P ujął zdjęcie tak, aby widzieli je wszyscy ci, którzy siedzieli najbliżej niego. Rozległa się seria gwizdów i cmoknięć.

– Czym się zajmuje? – spytał P.

– Pracuje w aptece – wyjaśnił K.

– Mądra dziewczyna.

P oddał zdjęcie K, a potem zapadła decyzja o pójściu do burdelu.

5

Przedarcie się przez dżunglę i zepchnięcie wroga do defensywy zajęło trzy dni i trzy noce. Straty były niewielkie, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Wszyscy to przeczuwali.

– Co dalej? – zastanawiał się na głos Z. Od ponad pół godziny leżał w cieniu palm i przygryzał jakąś trawkę.

– To chyba oczywiste – odparł starszy szeregowy P. – Każą nam zdobyć wzgórze.

– Takiego – prychnął Z. – Najpierw musieliby je zbombardować.

W samo południe porucznik A oznajmił swym ludziom, że wzgórze musi być zdobyte do wieczora. Zarysował pokrótce założenia taktyczne i podzielił się swoją opinią na temat tego, jak chciałby całą akcję przeprowadzić. Po wszystkim nakazał chłopcom przygotowanie się do ataku.

– Panie poruczniku – odezwał się natychmiast Z. – Nie czekamy na samoloty?

– Niestety tymczasowo nie mamy wsparcia – oznajmił porucznik A. – Zacząć musimy sami.

Wszyscy zaczęli kląć pod nosem i narzekać.

6

W drodze do domu spotkał przyjaciółkę matki.

– O Boże, K, już wróciłeś? – Kobieta zsiadła z roweru i podeszła bliżej.

– Dzień dobry pani – przywitał się K.

– Twoja matka nic mi nie mówiła.

K się speszył, po czym dodał pośpiesznie:

– Nie wie, że wracam. To niespodzianka.

– Wspaniale. Ucieszy się. Boże mój, ależ ty zmężniałeś. W tym mundurze nie opędzisz się od dziewcząt.

Chłopak uśmiechnął się tylko.

– Co u was słychać? – zmienił temat.

– W porządku. Wszyscy zdrowi. Słyszeliśmy, że nasi chłopcy radzą sobie nieźle. Jak tam w ogóle jest?

– Znośnie, proszę pani. Przepraszam, ale muszę już iść.

– Oczywiście. Cieszymy się, że wróciłeś, K.

– Dziękuję bardzo.

7

Sztywna i wysoka na metr trawa szeleściła pod obutymi stopami żołnierzy. Słońce grzało im plecy. Nie licząc szumu deptanej i odgarnianej na bok trawy, wokoło panowała grobowa cisza. Po kilkudziesięciu metrach mozolnej wspinaczki na wzgórze chłopcy zaczęli się niepokoić. I chociaż nikt nie powiedział na głos ani słowa, gdyż porucznik nakazał trzymać gębę na kłódkę, oczekiwanie na ruch ze strony wroga stawało się nieznośne.

K przykucnął tak, że kolanami szurał po ziemi. Od ponad dziesięciu minut trzymał sztywno karabin w pozycji oznaczającej pełną gotowość do strzału. Lewa ręka, dzierżąca łoże broni, zaczynała już słabnąć, jednak największy dyskomfort powodowały permanentnie napięte mięśnie ud i łydek, których nie wolno było ani na moment rozluźnić.

Półtora metra z prawej, równo w linii, człapał w taki sam sposób szeregowy F. Tamten dla odmiany zaciskał szczęki, jakby mogło to cokolwiek pomóc w uśmierzeniu rozpalonych mięśni.

– Chyba się zaraz zesram – wymamrotał niewyraźnie F.

K spojrzał w jego kierunku, a wtedy ciałem F wstrząsnął potężny dreszcz, któremu towarzyszył huk wystrzału i świst kuli przeszywającej klatkę piersiową młodzieńca. Porucznik A zdążył jeszcze krzyknąć „uwaga!”, a tuż po tym rozpętało się piekło.

Seria z CKM-u skosiła niemal całą pierwszą linię. Ci, którzy nie zdążyli płasko wczepić się w ziemię, potoczyli się w dół niczym szmaciane lalki. Wszyscy wokoło krzyczeli i pruli z karabinów na oślep we wzgórze, które zdawało się ziać ogniem. K skrył się za ciałem jednego ze swych poległych kolegów, próbując przeczekać najgorszy moment. Właśnie wtedy przypomniał sobie o zdjęciu, które trzymał w kieszeni i zrobiło mu się strasznie przykro. Pomyślał, że jeśli w tej chwili umrze, a ktokolwiek znajdzie przy nim to zdjęcie… Pożałował, że pokazał je chłopakom. Że też dał się w to wciągnąć.

Kilka metrów po lewej ziemię rozerwał pocisk z moździerza, wzbijając w górę czarną chmurę piasku i pyłu. Niewiele myśląc K przeczołgał się naprzód i ukrył za kolejnym ciałem. Nasłuchiwał dłuższy czas odgłosów walki, usiłując zlokalizować gniazdo CKM-u.

Z ulgą stwierdził, że jakimś cudem udało mu się przesunąć z linii najcięższego ognia. Terkotanie CKM-u stało się nieco mniej wyraźne. K leżał teraz na plecach i próbował złapać trochę tchu. Kiedy wreszcie doszedł do siebie, sięgnął do zasobnika u pasa po granat. W zasobniku były co prawda trzy sztuki, ale wiedział, że jeśli pomyli się przy pierwszej próbie, drugiej szansy może już nie mieć. Wziął jeszcze kilka głębokich wdechów, po czym przekręcił się na brzuch.

8

Tamtego dnia nikt nie był w nastroju do zabawy. Po pierwsze przy stole brakowało kilku chłopaków, a poza tym walka o wzgórze wycisnęła ze wszystkich całą energię i wesołość. Sytuacji nie zmieniało nawet picie alkoholu.

Z przybliżył się do K i poklepał go po ramieniu.

– Dostaniesz za to medal, bracie – wybełkotał ten pierwszy.

– Przestań – odparł K.

– Jak Boga kocham. Wszyscy to widzieli. Nawet porucznik. Coś ci powiem. Jeśli wrócisz do domu z medalem, ta twoja aptekarka z miejsca zostanie twoją żoną.

– Bzdury pleciesz.

– Stary, jesteś bohaterem!

9

Wieczorem matka przygotowała wspaniałą kolację. Na stole nie zabrakło pieczonych żeberek, za którymi K przepadał. Na wieść o powrocie syna ojciec otworzył butelkę trzydziestoletniej whisky, którą podarował mu znajomy ksiądz, entuzjasta wykwintnych alkoholi.

– Pamiętasz D? – zagaił ojciec, nalewając do szklanek złocisty trunek. – Syna nauczycielki. Wyjechał półtora miesiąca po tobie. Może o nim co słyszałeś?

– Niestety nie – odparł K.

– Przestań męczyć chłopaka – wtrąciła matka, podsuwając K półmisek z marynowanymi grzybkami. – Skarbie, nie powiedziałeś nam, jak długo zostajesz.

– Dopóki nie wezwą mnie znowu, mamo – wyjaśnił K, po czym nabił na widelec grzybka.

– To coś w rodzaju urlopu? – dociekała matka.

– Można tak powiedzieć.

– A co za różnica – zabrał głos ojciec. – Cieszmy się, póki mamy go w domu.

Matka uśmiechnęła się czule, jakby za chwilę miała płakać.

– Dziękuję, skarbie, za filiżanki – zmieniła temat. – Przepiękny komplet.

Tuż po kolacji poszedł do swojego pokoju. Powiedział, że musi odpocząć.

Nie mógł jednak zasnąć. Myślał o nadchodzących dniach. O tym, że prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Wszyscy wokoło zdają sobie sprawę, że armia wciąż mobilizuje siły. Nikt od tak sobie nie wraca z frontu, no chyba że w trumnie lub gdy zostaje poważnie ranny. Urlop? Któż może sobie na niego pozwolić, gdy zarówno w dżungli, jak i poza nią toczy się najprawdziwsza wojna.

Nazajutrz w drodze do sklepu spotkał M, kolegę ze szkoły, który ze względu na kiepski stan zdrowia nie został zmobilizowany. M natychmiast zaprosił go na piwo, które wypili nad jeziorem.

– Dlaczego nie nosisz munduru? – spytał w pewnym momencie M.

– Tutaj nie muszę – odparł K.

– Założę się, że panienki lecą na żołnierzy jak pszczoły do miodu.

– Bo ja wiem… – K łyknął piwa.

– Boże, gdybym tak miał mundur i był wyższy, siedziałbym teraz z jakąś panną z dobrego domu na łączce i dobierał się do jej majtek. Byłeś w burdelu?

– Co?

M natychmiast się speszył.

– No wiesz – dodał pospiesznie. – Słyszałem, że żołnierze stale chodzą na kurwy.

K namyślał się chwilę, po czym postanowił, że tym razem nie będzie kłamał.

– Raz się zdarzyło – wyznał w końcu.

– I co, jak było?

– Nic szczególnego.

– Powiesz coś więcej? – nalegał M.

– Co chcesz wiedzieć?

– Robią wszystko, co im każesz?

– O ile cię na to stać.

– A jeśli nie?

– Wtedy masz dziesięć minut najzwyklejszego trykania.

– Cholera, ale klawo. Chciałbym potrykać.

10

P od dłuższego czasu pociągał z manierki małe łyki. W ciągu godziny bezczynnego siedzenia w okopie jego twarz stała się senna i zmęczona.

– Zdrzemnij się – poradził mu Z. – Dziś nie powinni zaatakować.

– Nic mi nie jest – wybełkotał P. – Pilnuj własnego nosa.

– Dobra, jak sobie chcesz.

Pół godziny później P wreszcie zasnął.

– Jeśli porucznik go zobaczy, oberwie jak diabli – rzekł K wskazując na śpiącego starszego szeregowego.

– Zostaw – odparł na to Z. – Pies go drapał. Przez tę cholerną zdzirę zupełnie stracił rozum.

Około północy P wyskoczył z okopu jak poparzony. Wrzeszcząc na całe gardło i biegnąc przez polanę, pruł w ciemność ze swego karabinu.

– Co ty robisz, kretynie? – zawołał za nim Z. – Wracaj tu natychmiast!

– Jasna cholera! – zaklął w oddali porucznik, co zwiastowało kłopoty.

– Osłaniaj mnie – powiedział Z do K i nie tracąc ani chwili, ruszył w pościg za szaleńcem.

– Zostań! – upomniał go K, ale było już za późno.

Polanę wypełniły huki wystrzałów i błyski ognia. Rozpętało się piekło, którego nie można było powstrzymać.

– Co tu się dzieje, do jasnej cholery?! – krzyknął porucznik A lądując w okopie tuż obok K.

K nakreślił pokrótce sytuację. Porucznik zaklął kilka razy na głos i ruszył dalej, aby wydać pododdziałom odpowiednie rozkazy.

Zaraz gdy tylko ogień zelżał na sile, do okopu wpadł P. Jego twarz lśniła od potu.

– Gdzie Z? – zapytał K. – Gadaj, cholera, gdzie Z?!

P nie potrafił wykrztusić z siebie słowa.

11

Była bardzo gruba i miała ogromne piersi. Cóż jednak można było poradzić, taką sobie przecież wybrał. Właściwie wcale jej nie wybrał. Po prostu podeszła do niego, gdy siedział przy stoliku i popijał jakiś paskudny koktajl.

Kilkanaście minut później leżał na twardym łóżku. Spodnie zsunięte miał do kostek. Tamta podskakiwała w górę i w dół, trzęsąc za każdym razem potężnymi piersiami. Nie powiedziała nic, co potrafiłby zrozumieć. Uśmiechała się tylko. Pachniała potem i mydlinami. Właśnie tak było.

12

– Kopsnij no zdjęcie – powiedział P, gdy siedzieli w polowej stołówce na tyłach.

– Daj sobie spokój – odparł K.

– Chcę je zobaczyć po raz ostatni.

– Zamknij się.

– Dobra – odparł pojednawczo P. Sięgnął do kieszeni, w której zwykle trzymał papierosy. Zamiast papierośnicy wyciągnął jednak fotografię dziewczyny K, którą położył na stole obok talerza z zupą. – Spójrz tylko – dodał. – Każdy może ją mieć za mniej niż piątaka razem z ramką. Wystarczy pójść do miasta, do tego sklepu z tandetą.

K poczuł, że krew uderza mu do głowy.

– Stul pysk, bydlaku – rzekł przez zaciśnięte zęby.

– Patrzcie tylko, nasz bohater boi się, że wyjdzie na jaw, że jest pedziem.

„Wszystko działo się tak szybko” – właśnie to K powtarzał na późniejszym przesłuchaniu po kilkakroć. Nie był w stanie przypomnieć sobie, co powiedział przed tym, gdy rzucił się na P z nożem. P był dużo silniejszy, ale nie zdołał zareagować w porę. Pojął, że stracił kontrolę w chwili, gdy ostrze kuchennego noża przywarło do jego gardła.

„To przez ciebie zginął Z” – to ostatnie zdanie, jakie pamiętał i bardzo chciał, aby P zapamiętał je do końca swojego życia.

13

Porucznikowi A było bardzo przykro. W ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin stracił wielu żołnierzy. Wiedział, że na uzupełnienia przyjdzie poczekać co najmniej kilka dni. Przed komisją dyscyplinarną wstawił się za K, wspominając o heroicznej akcji zniszczenia CKM-u, tam na wzgórzu.

Komisja musiała jednak skazać K na obóz karny oraz wydalenie z kompanii.

– Całe szczęście, synu, że wyrzuciłeś w porę ten nóż – dodał na koniec major. – Gdybyś go zabił, stanąłbyś przed sądem polowym.

Major sprawiał wrażenie bardzo surowego, ale w głębi serca żałował wszystkich chłopców, z których nie można było już uczynić żołnierzy.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Quentin · dnia 26.03.2020 12:24 · Czytań: 723 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 11
Komentarze
Dobra Cobra dnia 26.03.2020 15:28 Ocena: Bardzo dobre
Piękne sprawa , na dodatek w starym, wietnamskim stylu.


Quentin,

A jednak nie dałeś na siebie zbyt długo czekać o oto mamy nową, pierwszoplanową opowieść, która wyszła spod Twojego piora.

Tematy wietnamski poszły pewien czas temu do lamusa, co zatem sprawiło, że zaciekawił Cię ten temat?

Wojna, nie ma białego i czarnego. Zamiast tego szaleństwo. I niepilnowane laski, które zostały w domu i zmieniają właściciela. Bo trzeba je pilnować. Marność, marność nad marnościami - jak pisał mędrzec wiele wieków temu. Wszystko marność.

Ale opowieść w warstwie literackiej wyborna. Dobrze się czyta, a napięcie i dylematy bohaterów nadają czytającego.


Bardzo dobra rzecz.

Dziękuję i pozdrawiam,

DoCo
mike17 dnia 26.03.2020 16:28 Ocena: Świetne!
Kamilu, zaskoczyłeś mnie na maxa, poważka :)
Czekając na Twoje kolejne opko, oczekiwałem właśnie korzennej, męskiej prozy, i się nie pomyliłem.
Wietnam, John Rambo i "Pluton".
To tu ujrzałem, pięknie pomieszałeś te wątki.

Niezwykle wiarygodnie i plastycznie oddałeś życie w okopach.
To się widziało, słyszało i czuło.
Zupełnie jak wojna pozycyjna podczas I wojny światowej.
W Wietnamie było podobnie, gnicie w okopach i rzadkie starcia.

Jesteś super gawędziarzem i to się czuje w każdym dialogu.
To sprawia, że utwór żyje i jest bardzo bliski czytaczowi.
Snujesz spokojnie swoją opowieść, bez fajerwerków, na chłodno.
Nawet te kurwy i pierdolenia są spokojnie (sic!).
W ogóle jesteś mistrzem trafnego używania wulgaryzmów.
To się ceni, to się wie.

Ale...

Twój spokój jest lodowaty.
Bo nie wiemy, kto umrze jutro.
Czasem warto zwalić ostatniego konia w życiu...

I ten właśnie spokój mi najbardziej przypadł do gustu.
W wojennej zawierusze to coś niezwykłego.
Oni rozmawiają o dupach jakby obok nie było wojny.
To wielkie i zacne.

Dziewczyny lubią wysokich chłopców?
Mnie polubią na pewno :)

To sum up,

Jesteś wytrawnym pisarzem, Kamilu.
Wiesz, jak to się robi.
Nic w Twoich utworach nie jest dziełem przypadku.

Bravo :)

:yes: :yes:
Quentin dnia 27.03.2020 00:19
Czołem,

DoCo, może właśnie sam fakt, że temat wojny indochińskiej pokrył się kurzem wystarczył mi do poruszenia tego wątku. Sam nie wiem tak naprawdę :-) Przeważnie nie lubię być "na czasie" ze swoimi tekstami, w sensie nie chcę dłubać w czymś tylko dlatego, że taka jest moda. Z tego samego powodu nie jestem "na czasie" z filmami, serialami itd. Przeważnie.

Ty skojarzyłeś od razu Wietnam, choć równie dobrze można by pomyśleć o II WŚ i działaniach na Pacyfiku. Właśnie między innymi ze względu na to pojawiło się dość uniwersalne przedsłowie.

Ostatnimi czasy mocno siedzę w klimacie wojennym. Niejako z chęci, a niejako z przymusu, bo chciałbym machnąć powieść z czymś na kształt wojny w tle. Akcja dzieje się w niedalekiej przyszłości albo w alternatywnej rzeczywistości. Tyle wiem na teraz :-)

Mike, twoja opinia tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że wszystko poszło po mojej myśli :-) Jak wyczułeś "Pluton", no chwała Tobie i Stone'owi :-)

Myślę, że śmierć i seks w pewnych konfiguracjach bardzo do siebie pasują. Kontrast w tym przypadku podkreśla tylko rolę oraz wartość jednego i drugiego. Podejrzewam (bo przecież nie wiem na pewno), że rozmowy o dupach w okopie to norma. No chyba jakoś trzeba przeciągnąć myśli na stronę seksu, ażeby nie myśleć o tym, że za chwilę łeb ci może eksplodować pod naporem ołowiu. Cieszę się, że tego nie wiem :-)

Gwoli ścisłości dodam, że prócz standardu filmowego spore wrażenie zrobiły na mnie "Depesze" Herra. Dialogi pomiędzy towarzyszami broni są tam po prostu palce lizać.

Wielkie dzięki, Panowie, za przybycie, cierpliwość i wierność :-)
Wiem, że w okopie mógłbym na was polegać jak na najlepszych towarzyszach broni;-)

Do następnego i czołem!

Q
Kazjuno dnia 28.03.2020 19:36
Tekst czytałem 2 razy.
Powiem Ci Quentinie, że jako miłośnik batalistyki jestem w pewnym kłopocie. Kolejny problem, który burzył mi odbiór - ale to nie powinno mieć związku z oceną poziomu artystycznego Twojej opowieści - jest moje kurczowe trzymanie się tematyk opartych na faktach. Ty jednak wyraźnie zastrzegasz: "To coś o utartych standardach w zakresie obyczajowości. Nic więcej nie dodam.
No, może jeszcze tylko tyle, że w tle toczy się wojna.
Jaka wojna?
Każda..."
Więc nie ważne, kto z kim, istotne, że się strzelają, są ranni i zabici, no i dzieje się wojna o standardach 1 Wojny Światowej, bo pozycyjna i głównie w okopach. Domyślasz się już pewnie, że do tekstu poczułem pewien dystans, bo wolałbym historyczny konkret. No i przede wszystkim większą wiarygodność.
Na pewno nie są to żołnierze LWP. Ci nie walczyli w dżungli, nie mówiąc o palmach w tle. Jeszcze jeden detal. Naciągnięte byłoby wobec nich użycie przysłowia: "za mundurem panny sznurem". Żołnierze LWP na przepustkach chybcikiem przebierali się w cywilki, wiedząc, że nie są żadnymi obrońcami ojczyzny, a jedynie pomocniczymi popychadłami marszałków radzieckich, ponadto ich mundury w znikomym stopniu dodawały szyku.
Bardzo ogólnie określasz nazwy broni: karabin, CKM, moździerz. To też mnie uwierało. Lubię precyzyjne określenia nazw broni. Karabin to ogólnik. Między karabinem, a karabinem może być różnica jak między maluchem a Lamborghini wartym 20 maluchów.
Wiem, że się dowalam i wcale nie miałeś intencji do urealniania detalików.
Atak na wzgórze opisany całkiem nieźle (choć mógłbyś uszczegółowić typ granatu /atakujący używają zaczepnych/ - znowu się czepiam jak rzep psiego ogona).

Natknąłem się jednak na niejasności w warstwie, którą opisałeś całkiem ciekawie.
Nagle, w rozdziale 6, K jest na przepustce. Więc walczy w pobliskim kraju, podróż dla amerykańskiego żołnierza z Wietnamu raczej niemożliwa. Chyba? Że jest już po wojnie. P na forum kolesi zarzuca K, że jest zbokiem. On reaguje, jakby P go zdemaskował. Zrozumiałem, że chodziło o zdjęcie, czy tylko za to groził poderżnięciem gardła? Może też ze złości, że przez P zginął Z?
Więc znowu dysonans poznawczy. Cofnąłem się do rozdziału 11. Tam, (chyba K - bo najwięcej o nim) używa z grubą prostytutką. Więc zarzut P, że jest pedziem odpada.

Sumując, trochę chaosu. Ale tematyka żołnierskich pogaduszek jak najbardziej OK Więc dialogowo w porządku.

Wybacz, że do powyższych komentatorskich zachwytów chlusnąłem chochlą diegciu. Poprzedni Twój utwór był o niebo lepszy - przynajmniej dla mnie.

Pozdrawiam, Kaz

PS Nieśmiało liczę na rewizytę.
Marek Adam Grabowski dnia 30.03.2020 21:08
Romans to nie moje zainteresowanie, więc nie doczytałem; chociaż językowo zdawało się być Ok.

Pozdrawiam!
Quentin dnia 30.03.2020 22:43
Cześć,

Kaz, cenne uwagi i to w warstwie merytorycznej, więc jak najbardziej dziękuję za komentarz i wnikliwe oko. Już sam fakt, że zadałeś sobie trud "grzebania" w tekście świadczy o twojej skrupulatności. A to w tym przypadku akurat zacna cecha :-)

Powiem ci tak: jeżeli chodzi moje teksty i świat w nich przedstawionych skupiam się przede wszystkim na bohaterach. Pozostałe elementy, czyli czas i miejsce pozostawiam (raczej) w domyśle. Rzadko kiedy używam konkretnych nazw miast, lokacji itd. Kiedyś wykombinowałem sobie, że dzięki temu historię taką można odbierać w sposób nieco bardziej uniwersalny, ale nie każdy musi się z tym zgadzać.

Pewnie gdyby zależało mi (tak jak tobie) na dopieszczeniu i miejsca, i okoliczności, napisałbym raczej coś w rodzaju reportażu, choć tak naprawdę to nie napisałbym, bo nie bardzo mnie to aktualnie interesuje, a poza tym pisać reportaż o realiach wojny, nie mając o niej bladego pojęcia, to chyba SF, a w tym siedzę rzadko :-)

Reasumując jeszcze raz dziękuję za wnikliwe oko, szczerą i skrupulatną opinię.
Z pewnością dojdzie do rewizyty. Przymierzam się od jakiegoś czasu do "dawnych dziejów...", więc myślę, że w końcu się zorganizuję :-)

Marku, a gdzież tam romans??? :-) Równie dobrze scenę ostrego seksu ukazaną w bardzo bliskim planie można nazwać komedią romantyczną ;-)
Grunt, że językowo pasuje. Po to tu w końcu jesteśmy na PP, ażeby szlifować rzemiosło.
Dzięki za wizytę.

Pozdrawiam was serdecznie
Q
Kazjuno dnia 31.03.2020 09:26
Dzięki, Quentinie, za korzystną ocenę komentarza. Ja też nie piszę reportaży.
Ostatnio dopracowuję powieść o wojnie, może nietypowej, nieprecyzyjnie określanej "wojną domową". Były to zmagania ubecji z legendarnym Ogniem - patriotą określanym: Królem Podhala.

Fabularną akcję sobie "dośpiewałem". Gdzieś tam wyczytałem, że uwielbiała Ognia góralska społeczność. Akcję opisuję z perspektywy głównego bohatera - wychowanka lwowskiej szkoły złodziejskiej - który wstąpił do bezpieki, bo Ogień wydał na niego wyrok śmierci. Wstąpił w szeregi zniewalającej naród ubecji, żeby ratować własną dupę. W czasie okupacji był hersztem bandy, mimo to człowiekiem na swój sposób szlachetnym.

Żeby uwiarygodnić poniżej zacytowaną akcję musiałem dodać szczegóły dotyczące uzbrojenia. Były istotne! Wprawdzie opisana scena jest moim wymysłem, przynajmniej wydaje mi się, że detalami ją urealniłem. (Chyba dlatego, bo interesuję się bronią, szczególnie strzelecką).

Tu, poniżej, fragmencik:

[...]W dniu Bożego Ciała 1945 roku Jurek Sprytny wiedząc, a właściwie bardziej się domyślając, że Ogień i jego żołnierze mogą go zaatakować, na wieść o ich nadejściu, zrezygnował z akcji na prywatny sklep winno-cukierniczy w Waksmundzie. Szybko wycofał swoich chłopaków do pobliskiego lasu i przyczajony w krzakach, przez lornetkę obserwował rozwój wypadków. Drżąc z emocji, poczuł narastające uczucie zazdrości. Gromadzący się na procesję mieszkańcy najwyraźniej uwielbiali Ognia. Jego prezentujących się jak regularna armia żołnierzy otaczały dzieci, podchodziły do nich uśmiechnięte dziewczęta. Wyprane i wyprasowane mundury ogniowców wyglądały jak spod igły. Na piersiach żołnierzy Ognia błyszczały wzbudzające respekt najnowocześniejsze niemieckie szybkostrzelne karabinki Sturmgewher. Sam dowódca, przewyższając innych wzrostem, stanął na początku procesji.
– Może posłać długą serię? I załatwimy tego „góralskiego władcę”. – Gruby zastępca jakby przeczytał myśli Jurka i zaczął się wczołgiwać obok dowódcy z talerzowym karabinem maszynowym Diaktieriewa.
– To byłaby krwawa jatka. Pozabijalibyśmy niewinnych ludzi. Przecież widzisz, razem z żołnierzami szykują się na procesję. Poza tym ten ruski erkaem się zacina. Ma duży rozrzut, to nie jest szwabski MG. Jak nie zetniemy Ognia pierwszą serią, to on ze swoim wojskiem rozniosą nas na strzępy.
Spod parafialnego kościółka ruszyła procesja. Przed baldachimem z proboszczem niosącym Najświętszy Sakrament, krzyż niósł sam Ogień. Wtedy Jurka Wołczeckiego ponownie ukłuła zazdrość. Nikt z uczestników procesji nie patrzył na księdza ani Sakrament. Ci stojący przy drodze klękali przed prowadzącym procesję Ogniem. Patrzono na niego jak na Boga. Podbiegały odświętnie ubrane w kolorowe regionalne stroje młodziutkie góralki i rzucały mu pod nogi garści różanych płatków. Zupełnie jakby to na jego cześć odbywała się kościelna uroczystość i czczono nie Boże, a jego Ciało, opięte znakomicie leżącym mundurem opatrzonym dystynkcjami majora.
„Uwielbiają go, bo ich chronił przed przemocą komunistów” – dotarło do Sprytnego. Rekwirował nałożone przez władze podatkowe zobowiązania, szczególnie te uiszczane żywcem i płodami rolnymi. Przejęte przez Ogniowców, dowódca rozdawał ludności, a nieznaczną ich część zachowywał na wyżywienie swojego wojska. Chłopcy powoływani do wojskowej służby w Ludowym Wojsku Polskim ignorowali wezwania, za to chętnie zasilali szeregi partyzantów Ognia.
„Co ja zrobiłem dla zwykłych ludzi w minionych latach ”? – zadał sobie pytanie Jurek. Nie przepadał za częścią swoich bandziorów. Większość z nich była jak zwierzęta pozbawione krztyny ludzkich uczuć. Tylko okraść – często cierpiących niedostatek wieśniaków – sprać ich po gębach, opić się bimbrem i pieprzyć zastraszone, sterroryzowane kobiety. Na to dawali przyzwolenie komuniści za wspomaganie ich w zwalczaniu patriotycznej opozycji. „Zostałem pachołkiem Moskwy do niszczenia tych, co nie godzą się z ruskim zniewoleniem”. Szczególnie przekonywał się o tym ostatnio, w czasie kontaktów z krakowską bezpieką, podległą sowieckiemu NKWD.
– Daj na chwilę lornetkę – wyrwał go z zamyślenia oparty o erkaem zastępca. – Teraz już widzisz, że on pierdoli ludową władzę. Zresztą tu widać, jaki z niego komunista[...]



Wybacz, że Cię epatuję swoją twórczością, ale chcę odeprzeć Twój argument, że aby pisać szczegółowiej o wojnie, trzeba być jej bezpośrednim obserwatorem, prawie uczestnikiem.
Tłumaczę się z "napaści" na Twój tekst.

Serdecznie pozdrawiam.

PS niemiecki KM - MG42 był najdoskonalszą konstrukcją karabinu maszynowego w 2 Wojnie Światowej. Z bardzo niedużymi przeróbkami jest po dziś dzień używany przez armię Bundeswehry i USA jako MG3. (Chyba tylko zmieniono kolbę drewnianą na plastikową).
Quentin dnia 01.04.2020 22:24
Kaz, powiem tylko tyle, że twoja historia zapowiada się naprawdę interesująco. W mojej osobie masz na pewno chętnego na zapoznanie się z resztą, gdy już będzie gotowa :-)
Zawsze chciałem uzupełnić braki w wiedzy historycznej, zwłaszcza jeśli chodzi o okres, o którym wspominasz.

Pozdrawiam
Q
Kazjuno dnia 02.04.2020 00:15
Dzięki Quentinie za miłe słowa. Tu w PP opublikowałem ok. 3/4 tej powieści. Jest w moim dossier. Ma tytuł roboczy (który mi się nie podoba) "Gnębiciele i Krzywdzeni". Teraz obrabiam całość, czyli usuwam drobne usterki (nie jest ich bardzo wiele), czasem coś dopiszę i zapisuję pomysły, by oby z "przytupem" zakończyć całość.
Mogą Cię zainteresować losy Jurka Sprytnego, który po przebojach w szkole złodziejskiej, został hersztem bandy, potem, jego niesamowite przygody w ubecji, wreszcie miłość do pojmanej i uwięzionej pięknej żołnierki Armii Krajowej. Przy okazji ślizgając się po prawdziwych dziejach słynnego Ognia pokazuję walki patriotycznego podziemia z tłamszącymi Polaków poplecznikami Moskwy.
Całość to podana w formie fabuły historia bardzo ciekawych czasów: o skręceniu karku naszemu narodowi, by przerobić go na zniewolonego "przyjaciela" okupanta ze wschodu.

Zerknij, może się wciągniesz i wzbogacisz wiedzę o interesujących Cię czasach.

Pozdrawiam serdecznie, Kaz
Usunięty dnia 03.04.2020 11:58
Quentinie,

to dobra opowieść o wojnie i żołnierzach. Bardzo dobrze napisana, stworzony klimat przeplatania czasów. Językowo jest też dobrze.
Jednak zwróciłbym uwagę na skróty imion czy nazwisk. Nie widzę tu właściwej przesłanki, która wyjaśniałaby, dlaczego nie użyłeś pełnych nazwisk. Niby na końcu jest sąd czy coś podobnego, ale to dla mnie zbyt mało. Jednak traktując te skróty jako widzimisię autora - do czego ma jak najbardziej prawo - to czepiał się więcej nie będę.
Druga sprawa to marynowane grzybki. W Stanach nie byłem, a domniemywam, iż rzecz dotyczy Armii USA, ale byłem w Yrlandii i wiem, że zarówno Anglicy, jak i Yrlandczycy nie znają grzybów, dopiero w ostatnim czasie przyjmują te potrawy wraz z imigracją. Nie sądzę więc, aby w USA znali grzybki - takiej informacji znaleźć w internecie nie mogłem.
Poza tym jak najbardziej mi się podobało.


, potoczyli się w dół niczym szmaciane lalki.
Osobiście unikam używania zużytych porównań, chyba że są w dialogu. Wymyśliłbym własne porównanie albo napisał po prostu, że potoczyli się bezwładnie w dół.

Właśnie wtedy przypomniał sobie o zdjęciu, które trzymał w kieszeni i zrobiło mu się strasznie przykro. Pomyślał, że jeśli w tej chwili umrze, a ktokolwiek znajdzie przy nim to zdjęcie…
PRZYKRO w obliczu śmierci??? To mi kompletnie nie pasuje. Użyłbym innego słowa.

Pozdrawiam.
Quentin dnia 04.04.2020 00:38
Antoni, Nie ma nazwisk, gdyż tutaj są one (moim zadaniem) całkowicie zbędne. To żołnierze, a jak mawiał klasyk polskiego kina "sztuka jest sztuka" :-) Poważnie. W innych realiach pewnie bym dodał im personalia, ale na potrzeby krótkiego opowiadania żołnierskiego uznałem to za zbędną czynność.

Grzybki, powiadasz. Jako tak mi odruchowo przyszło na myśl. Może dlatego, że sam lubię :-) Tak czy inaczej masz rację, na przyszłość trzeba będzie się nad tym bardziej zastanowić.

Wielkie dzięki za wizytę i cenny komentarz.

Pozdrawiam
Q
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty