Sen 11 - grab2105
Proza » Obyczajowe » Sen 11
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

..... - Rozumiem. – Odparłem machinalnie, nie znając sprawy z wagi usłyszanych słów.

Nagle poczułem gorące wargi na ustach i już jej nie było. Biegła do odprawy.

Stałem jak porażony prądem. Nie bardzo wiedziałem co się koło mnie dzieje. Do świadomości przywołał mnie głos Pati.

- Nie dziw się. Zawróciłeś dziewczynie w głowie. Chodźmy już. Nic tu po nas. – Popchnęła mnie do wyjścia.

Jechałem do domu jak automat. W głowie tłukło się uparte pytanie, - w co znowu niechcący wdepnąłem? Przecież nic mnie z nią nie wiąże. Zwykła przypadkowa znajomość. A jednak czułem się jakiś przegrany. Do diabła, za jakie grzechy los tak mną pomiata. W fatalnym nastroju położyłem się do spania.

Następne dni nie pozwoliły na rozczulanie się nad moim losem. Finalizowaliśmy pierwsze egzemplarze sterowników. Wszystko wyglądało bardzo obiecująco. Liczyłem, że za kilka dni wyślę je do Boeinga na pierwsze wstępne testy. Praktycznie całe dni spędzałem w firmie. W domu zjawiałem się tylko na noc. Ale za taki tryb życia trzeba było zapłacić. Stałem się nerwowy i upierdliwy w stosunku do współpracowników. Wybuchałem bez powodu. Nie wyrabiałem psychicznie. Pati nic nie komentowała. Ale widziałem jej troskliwe spojrzenia. Wreszcie pewnego dnia nie wytrzymała.

- Posłuchaj dyrektorze. – Usłyszałem ostry ton głosu. – Weź na wstrzymanie. Zaaplikuj kilka dni urlopu i zniknij z firmy. To pomoże tobie i firmie. Jesteś normalnym kłębkiem nerwów.

- Tak myślisz? – Spojrzałem na nią zaskoczony. – Ale sama wiesz co się teraz dzieje.

- Żadne ale. Dzieje się i zawsze dziać się będzie. Chcesz trafić do wariatkowa?

- E tam, zaraz wariatkowa. Fakt jestem trochę zmęczony i tyle.

- Nie opowiadaj bajeczek. Widzę co się z tobą dzieje. I nie bój się, dopilnuję wszystkiego.

- Już sam nie wiem. – Wymiękałem. – Tylko czy jeszcze będę umiał odpoczywać?

- Rany, daj spokój. Kiedy byłeś ostatnio w domu? Dawno, prawda? No to pojedź. Mamusia dopieści, dokarmi i dojdziesz do siebie. To jak? – Naciskała.

- Dzięki Pati za ustawienie mnie do pionu. Masz rację. Zniknę na tydzień a potem zobaczymy. Przygotuję listę spraw do załatwienia.

- Jak chcesz, to popisz sobie. Wiem doskonale co trzeba robić. Jak wrócisz to sterowniki będą gotowe do wysyłki. Wyślesz osobiście.

- Pati, - spojrzałem na nią czule, - jesteś cudowną kobietą i wspaniałym przyjacielem.

- E tam. Gadasz głupoty, - Zmieszała się i delikatnie zarumieniła. – No dobra, to od jutra zgłaszam twój urlop. – Opanowała się już.

Po pracy, już tradycyjnie poszedłem do szpitala odwiedzić Karolinkę. W pierwszej chwili nie poznałem jej. Zobaczyłem radośnie uśmiechniętą dziewczynę spoglądającą na mnie zza szyby izolatki.

- Janku, już nie umrę. – Usłyszałem głos płynący z głośnika. – Widać znaczną poprawę.

- Karolinko. – Tyle tylko mogłem z siebie wydusić. Usiadłem ciężko na krześle. – Nie żartujesz sobie ze mnie? – Dodałem słabym głosem.

- Ależ skąd. Dzisiaj profesor zakomunikował mnie tą wiadomość. Żebyś wiedział jaka jestem szczęśliwa.

- Chyba nie bardziej niż ja. Oto znika moja zmora, moje przekleństwo czekania na wyrok śmierci. Twojej Karolinko śmierci. Chyba się dzisiaj upiję z radości.

- Nie wygłupiaj się, nie pij. Lepiej odpocznij, tak źle wyglądasz. Widzę, że musisz być przepracowany. Nie chcę abyś zachorował. Wystarczy ta jedna choroba.

- Jak długo jeszcze musisz być w tym więzieniu? Kiedy będę mógł porozmawiać z tobą bez tych drutów i szybek.

- Nie wiem dokładnie, ale była mowa o kilku, kilkunastu dniach. Wszystko zależy od tempa i stabilności poprawy.

- Wiesz, od jutra mam kilka dni urlopu. Chcę pojechać do rodziców, tak dawno u nich nie byłem, aż wstyd.

- To bardzo dobrze. Odpoczniesz i nacieszycie się sobą. W tym czasie będę szybko zdrowiała tak, aby być na chodzie jak wrócisz. Nie mogę doczekać się twojej obiecanej opowieści. Pamiętasz?

- Pewno, że pamiętam. Pojedziemy nad jeziorko, usiądziemy na znanej ławeczce i opowiem całą historię.

- Nie wiem czy wytrzymam z ciekawości. Jejku, ja już chcę tam pojechać. – Tupnęła nóżką.

- Już nie długo Karolinko. Ani się obejrzysz jak tam będziemy. Cierpliwości.

- Nie mów o cierpliwości. – Zezłościła się nagle. – Nie wiesz ile jej trzeba mieć aby tu wytrzymać tyle czasu. Cierpliwości…. Dobre sobie.

- Ojej, przepraszam. Tak mi się tylko powiedziało.

- To nich ci się tak nie mówi. Drażni mnie to.

- W porządku, jeszcze raz przepraszam. Hmm, … pójdę już. Jak wrócę zaglądnę. Cześć.

- Cześć. - Dobiegło mrukliwe z głośnika.

Co ją napadło? Rozmyślałem idąc do samochodu. Musi byś istnym strzępkiem nerwów. Zresztą co się dziwić, po takich przejściach. Teraz jadę, zobaczymy jak wrócę. Nie muszę znosić jej humorów.

Tych kilka dni spędzonych na łonie rodziny były doskonałym lekiem dla mojej psychiki. Tak, jak powiedziała Pati, dopieszczony i dokarmiony, zobaczyłem świat w całkiem innych kolorach. Nie istniała praca, Pati, Karolina i Susan. Byli tylko moi rodzice i ja, ich kochane dziecko. Byłem takim małym chłopczykiem szukającym matczynego ciepła. A znalazłszy, byłem szczęśliwym.

Wyjeżdżałem pełen optymizmu i woli działania. Znowu morze miałem tylko do kolan, a świat był nadal piękny i bez wad.

W takim oto infantylnym nastroju zjawiłem się w firmie. Minęło kilka godzin nim w pełni wszedłem w nałożone na mnie obowiązki. Okazało się, że oczywiście nic złego się stało. Kilka próbnych sterowników czekało na mnie i na wysyłkę na testy do Boeinga. Oddział osiągnął planowaną ilość pracowników. Można było dopinać szczegóły produkcyjne i szkoleniowe. Już w końcówce dnia, po uporaniu się z bieżącymi sprawami, usiedliśmy spokojnie z Pati przy filiżance kawy.

- Wyglądasz jak nowo narodzony. – Uśmiechnęła się. – Odpocząłeś.

- Nie da się ukryć. Faktycznie, to było potrzebne.

- Mam wieści od Susan. – powiedziała jakby mimochodem, ale bacznie mnie obserwowała.

- Tak, i co tam u niej? – siliłem się na obojętność.

- Dziwne rzeczy. Jej tato miał ciężki zawał. Lekarze nie dawali wielkich szans. Wyobraź sobie, Susan przyszła, ucałowała ojca, porozmawiała i ku zdumieniu medyków poczuł się na tyle dobrze, że poszedł do domu. Nieprawdopodobne.

- No tak, … Leki pomogły. – powiedziałem półgłosem.

- Jakie znowu leki? O czym mówisz?

- To nie ma nic wspólnego z medycyną. Kiedyś ci wytłumaczę.

- Coś taki tajemniczy?

- Nie pytaj Pati. To nie na teraz rozmowa. Proszę.

- No dobra. A jeżeli chodzi o Susan to prosiła uściskać ciebie. Bardzo tęskni.

- Dzięki za wieści. Jestem w kropce, Susan jest sympatyczną dziewczyną, lecz należymy do różnych światów. Mam obawy przed kontynuacją tej znajomości. Jestem z tobą całkiem szczery. Oczywiście podoba mi się. Jest śliczna. Wielu mężczyzn zwariowałoby na jej punkcie. Ale wiem co przeszła i nie stać mnie na traktowanie jej jako materaca. Myślę, że mnie rozumiesz?

- Z tymi dwoma światami to lekka przesada. Ja jestem tego dowodem. To według mnie żadna przeszkoda. Natomiast co do reszty, hmm, … sama nie wiem. Zależy, czy oprócz, jak to nazwałeś materaca istnieje coś więcej. Nie umiem ci pomóc. Sam musisz zdecydować. Wiedz tylko, że wlazłeś jej nieźle za skórę.

- To oczywiste rzeczy. Sęk w tym, że niczego nie jestem pewien. E tam, czas rozwiąże te dylematy. Jak mogę prosić to przekaż jej moje pozdrowienia i powiedz, że kiedyś znów zjadłbym z nią dzika.

- Dzika? – Wytrzeszczyła oczy.

- Ach tak, nie wiesz. Jedliśmy go na kolację w restauracji.

- Macie pomysły. – Zaśmiewała się.

- Ładnie się śmiejesz. – Spoglądałem na nią leciutkim uśmiechem.

- Przesadzasz. – Zmieszała się i znów na policzkach ukazał się leciutki rumieniec.

- Wcale nie, - ciągnąłem dalej, - cudowna z ciebie kobieta. Można tylko zazdrościć twojemu mężowi.

- Nie mów tak. – Rumieńce na policzkach przybrały odcień szkarłatu. - To nie wypada. Pomyśl, dzieli nas tyle lat.

- Co to ma do rzeczy? Jesteś śliczną i pociągającą kobietą. Trudno tego nie widzieć i nie wypowiedzieć.

- Nie mogę tego słuchać. Idę już. – Wstała od stolika.

- Naprawdę? – Chwyciłem jej dłoń i lekko pociągnąłem ku sobie.

- Tak, muszę już iść. – Wyrwała się i prawie wybiegła z pokoju.

Westchnąłem ciężko. Nie byłem przyzwyczajony do życia w celibacie. A tu już spory kawałek czasu te stan mnie prześladował. Pati od zawsze roztaczała wokół siebie jakąś podniecającą mnie aurę. Starałem się pilnie zachowywać dystans, ale ostatnio nie wytrzymywałem i stąd ta moja głupawa odzywka.

Po pracy jak zawsze poszedłem do szpitala zobaczyć co u Karoliny. Nie zastałem jej w separatce, więc powędrowałem do dyżurki lekarskiej. Tam zakomunikowano, że została wypisana na własne żądanie i matka zabrała ją do domu. Szczęka mi opadła. Tego nigdy bym nie przewidział. Z pewnego rodzaju ulgą opuściłem ten przybytek boleści i pojechałem do domu. Tak, pomyślałem, - mamuśka dopilnowała, aby córeczka czasem nie zbłądziła po strzechy i była z dala ode mnie. W porządku, kłopot z głowy. Jednak cierpki smak pozostał. Profesorostwo za przeproszeniem.

Następne dni upłynęły w pracy jakby nic między nami nie zaszło. Może po za kilkoma szczegółami. Zauważyłem, że chociaż zawsze ubierała się bardzo elegancko, to ostatnia nosiła bardziej obcisłe spódnice i bluzki pokazujące znacznie więcej jej ciała. Zachowywałem się wzorowo. Jednym najmniejszym gestem nie prowokowałem jakiś wydarzeń.

Pewnego dnia siedziałem zamyślony przy biurku czytając jakieś sprawozdanie. Nagle doleciał mnie zapach jej perfum i poczułem dotyk na moich ramionach. Odwróciłem się. Stała przede mną z błyszczącymi oczami. Nie odzywała się, tylko piersi podnosiły rytmicznie się w przyspieszonym oddechu. Moje ręce niekontrolowanie wślizgnęły się pod jej spódniczkę i uniosły ją wysoko do góry. Zobaczyłem kształtne uda i biodra oraz ukryty za malutkim trójkącikiem majteczek, seksowny wzgórek.

- Co robisz? – Szepnęła, jeszcze ktoś wejdzie. Drżała.

- Podziwiam twoje ciało. – Moja dłoń przesunęła się po owym wzgórku a druga opuściła litościwie kurtynę spódniczki.

Odsunęła się gwałtownie ciężko oddychając. Spoglądała na mnie trochę dzikim wzrokiem.

- Boże co ja wyczyniam. - Wyjęczała. – Kompletnie zwariowałam. Nigdy nie pozwoliłam sobie na takie coś.

- Zawsze jest kiedyś pierwszy raz. – Rzuciłem filozoficznie. - Żałujesz tego?

- Nie. – Pokręciła głową.

- Pokażesz mi jeszcze swoje cudne piersi?

W odpowiedzi podeszła blisko do mnie i wyszeptała:

- Tylko szybko, boję się że ktoś wejdzie.

Wysupłałem zza niemałego dekoltu obie obfite, kształtne piersi i popieściwszy, ugryzłem na pożegnanie każdą delikatnie w sutek. Jęknęła i lekko przysiadła. Spojrzałem na jej twarz, miała biało – purpurowe wypieki. Drżącymi rękoma porządkowała ubiór.

- Jestem absolutną wariatką. – Szeptała do siebie. – To nie może być prawdą. Ja na pewno śnię i zaraz obudzę się. To będzie bardzo miły, ale tylko sen.

- To nie był sen, to było spełnienie twych ukrywanych pragnień. Przecież zawsze marzyłaś o czymś takim. Prawda?

- No tak, ale nie w taki sposób i w tym miejscu.

- Każde miejsce jest dobre dla spełnienia swych fantazji. Bo przecież masz takowe.

- Nie wiem. Ale jestem taka rozdarta. Kocham swojego męża a jednocześnie tak bardzo pragnę twoich pieszczot. Co mam robić?

- Jedno drugiemu nie przeszkadza. - Byłem jak ten wąż w raju. – Tu masz taką miłą odskocznię od małżeńskiej rutyny. Nie namawiam absolutnie. To musi być tylko twoja decyzja.

- Decyzję już podjęłam przychodząc tutaj. Boję się, że to bardzo zła decyzja. Muszę już iść, mały czeka na mnie w przedszkolu. Spojrzała na mnie czule i musnąwszy moje wargi pocałunkiem zniknęła za drzwiami.

Nazajutrz i w ciągu następnych dni zmieniło się wszystko. Znikły prowokujące stroje, nasze kontakty ograniczały się tylko do ściśle służbowych. Zdawałem sobie sprawę z jej poświęcenia dla rodziny i również byłem oschły w rozmowach z nią. Ale diabełek siedzący na moim ramieniu szeptał do ucha różne takie pomysły, aby ją tylko zaciągnąć do łóżka. Odpędziłem jednak typka. Miałem naprawdę wielką ochotę na nią, ale nie dla psa kiełbasa, - przynajmniej na razie.

Minęło jeszcze kilka dni i mam telefon od projektanta wnętrz. Mogę pooglądać sobie stan prac. Gdyby coś trzeba było zmienić to pora w sam raz. Pojechałem i mało nie usiadłem z wrażenia. To, co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Widziałem wprawdzie projekt, ale co tam rysunek. Rzeczywistość powaliła mnie. Widziałem cudowne wypieszczone w każdym calu cacuszko. Łaziłem jak ostatni kretyn z otwartą gębą, gapiąc się na oglądane detale. Kątem oka widziałem zadowolenie bijące z twarzy projektanta.

- Do końca pozostało tylko ustawienie mebli i zamontowanie wyposażenia kuchni. To powinno zająć jeszcze dwa trzy dni. – Usłyszałem zadowolony głos.

- Załamał mnie pan tym co zobaczyłem. Ma pan niesamowity talent.

- Widzi pan, pierwszy raz realizuję własną wizję. Zawsze realizowałem czyjś gust.

- Pozazdrościć takich wizji.

- Życzy pan też wyposażenia kuchni w sprzęt typu garnki, talerze i temu podobne?

- Oczywiście. I również zdaję się na pana gust.

- A jak z pościelą?

- Coś mam, ale proszę i zadbać o to.

- Świetnie. Mam już nawet upatrzone. Myślę, że spodoba się panu.

Uzgodniwszy jeszcze sprawy finansowe z żalem wróciłem do swojego starego mieszkania. No. Jeszcze tylko kilka dni i przeprowadzka. Przeprowadzka, - roześmiałem się. Spakować to całe badziewie i wywalić na śmietnik. Nie chcę na to patrzeć. Resztę zabiorę do jednej większej torby.

Nazajutrz niespodziewany telefon ze Stanów. Dzwoni Susan i słyszę radosne:

- Cześć mówi Susan.

- Witaj. Ale robisz miłe niespodzianki.

- Stęskniłam się za tobą. Tak mi ciebie brak.

- Żartujesz sobie. Daj spokój, tęsknić za mną to dobry kawał.

- Czemu mnie krzywdzisz? Już mnie nie lubisz?

- Ależ skąd. Tak mówiąc szczerze, mnie też brak jest pewnej dziewczyny z Lekami.

- Naprawdę? Mówisz to poważnie.

- Jak najbardziej.

- A co z tą dziewczyną ze szpitala?

- Jest już w domu.

- I co?

- Nie wiem. Nie kontaktowała się ze mną.

- Jak to, tak wyszła bez jednego słowa?

- Aha.

- Dziwne? Powiedz, ale tak szczerze, kochasz ją?

- Wiesz, to już czas przeszły. Nie wracaj nigdy do tego. Dobrze? To bardzo boli.

- Obiecuję. Ciocia mówiła, że zjadłbyś ze mną znowu dzika na kolację. To prawda?

- Całkowicie.

- A, co by było gdybym za kilka dni przyleciała do ciebie?

- Cóż, cieszyłbym się. Ale, co na to twoja rodzina i ciocia?

- Ciągle zapominasz, że jestem wolnym człowiekiem.

- Fakt. A gdzie zamieszkasz?

- Jak to gdzie? U ciebie. To chyba normalne.

- Mówisz normalne. To nie tak do końca.

- Dlaczego? Co w tym dziwnego, że dwoje kochających się ludzi mieszka razem.

- Nie zauważyłaś, że słowo miłość padło dopiero przed sekundką? Jaką masz pewność, że ja jestem w tobie zakochany?

- Przecież powiedziałeś że ucieszyłbyś się z mojego przylotu.

- Tak, ale to nie to samo co miłość. Prawda?

- Ale ja myślałam ….

- To nie myśl tyle dziewczyno. – przerwałem brutalnie. – Jak możesz to przyleć, ale pod warunkiem zgody rodziny i to, że zamieszkasz u cioci. To są podstawowe warunki. Potem zobaczymy co z twoją i moją miłością. Zgoda.

- Jesteś okropny. Gniewam się na ciebie. Przemyślę co mi nagadałeś i może zadzwonię. Cześć.

- Będę czekał z utęsknieniem. Cześć Susan.

Zwariowała dokumentnie. Zamieszkać razem, … dobre sobie.

Minęły dwa kolejne dni w trakcie których nasze wzajemne stosunki nie uległy zmianie ani na jotę. Chłodne służbowe odzywki, unikanie spojrzeń w oczy, - pozorna obojętność. Następnego dnia mam wiadomość, - mieszkanie gotowe. Mogę je sobie odebrać. Nareszcie….

Poprosiłem Pati do siebie. Weszła spoglądając gdzieś obok mnie.

- Siadaj proszę. Chciałem zamienić kilka słów.

- Słucham.- Przycupnęła na krajuszku krzesła.

- Mam prośbę. Mam mieszkanie gotowe do odbioru. Byłbym wdzięczny gdybyś chciała mi towarzyszyć. Twoje oko doświadczonej gospodyni byłoby bezcenne. To jedno, a drugie to zorganizowanie malutkiego przyjęcie na oblanie mieszkania. Pomożesz?

- Nie mogę odmówić. Obiecaj tylko, że będziesz zachowywał się przyzwoicie.

- Masz na to moje słowo harcerza. – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.

- Wariat jeden. – Zobaczyłem ów śliczny błysk w oku, który za moment rozpłynął się bez śladu.

- Wariat, ale szczęśliwy. – Omiotłem ją pożądliwym spojrzeniem.

- No dobrze, - wróciła do urzędowej roli, - Kiedy ten odbiór?

- Dzisiaj po południu. Nie wiem, czy nie będzie to kolidowało z przedszkolem?

- Nie ma sprawy, mąż odbierze. A co z tą parapetówką? Kiedy to mam być i na ile osób?

- Parapetówka, sam jeszcze nie wiem do końca. Myślałem zaprosić ciebie z mężem i ze dwie osoby z firmy.

- A Susan nie zaprosisz? Przyleci jak na skrzydłach.

- Hmm, … Susan. Widzisz dzwoniła do mnie i …

- Wiem o tym. Opowiedziała całą rozmowę. Spławiłeś ją.

- Można to tak nazwać, chociaż miałem na myśli zupełnie coś innego.

- Wiesz, zachowujesz się jak dzieciak. – Zezłościła się. – Sam nie wiesz czego chcesz. Nie widzisz, że potrzebujesz kobiety. Kogoś kto będzie ci towarzyszył nie tylko w łóżku, ale i w życiu. Trafia ci się śliczna, wykształcona dziewczyna a ty kręcisz nosem. Co, księżniczka ci się marzy? – Spoglądała wojowniczo.

- No to dostało mi się. I wiesz myślę, że słusznie. Nigdy o tym nie mówiłem, ale naprawdę strasznie doskwiera mi samotność. Nie wiem, czy to rozumiesz.

- Wyobraź sobie, że tak. Doskonale poznałam to uczucie po śmierci pierwszego męża.

- Przepraszam. Nie wiedziałem o tym.

- To nie ważne. Powiedz lepiej co robimy z Susan? Bądź mężczyzną do cholery. Jeszcze ślubu z nią nie bierzesz. Dojdziecie do wniosku, że to pomyłka, więc cześć. Każde idzie w swoją stronę. Ale na mój rozum będzie z was dobrana para.

- Powiedz mi jedno droga Pati. – Spojrzałem jej prosto w oczy. – Dlaczego tak wpychasz mnie w jej ramiona?

- Uff, … mogłabym snuć różne teorie, ale powiem wprost. Bo tak wyszło, że stałeś mi się bardzo bliski. Nie mogę być z tobą więc chcę abyś uszczęśliwił również bliską mi osobę - Susan. Rozumiesz mnie teraz?

- A nie pomyślałaś o tym, że ty dla mnie też jesteś bardzo bliska.

- Pomyślałam i wiem, to tylko zwykła żądza. Pociągam ciebie seksualnie i nic więcej. A to za mało aby być razem. Zgodzisz się za mną? Zacytuję jeszcze ciebie: To może być odskocznia od rutyny małżeńskiej. Może jednak kiedyś wykonamy taką odskocznię. Kto wie.

- No tak, zostałem zepchnięty do narożnika. W bitwie na argumenty wygrywasz do zera. Powiedz teraz, co proponujesz z Susan?

- Nawarzyłeś piwa, to go wypij. Dam jej numer telefonu i zaproś. Ale będzie kwik radości.

- Zaraz, chwila. Tak po prostu do mnie?

- A jak to sobie wyobrażasz? Mam być jakąś przyzwoitką? Nie żartuj. Powtórzę, - bądź mężczyzną do cholery. Dodam jeszcze, że parapetówkę przygotujecie wspólnie. Moja pomoc będzie całkowicie zbędna. Ale to będzie wspaniałe. – Uśmiechnęła się marzycielsko.

- Powiem całkiem szczerze. Mam cholerną tremę. Dużo większą niż przed egzaminami.

- Nie ślimacz się. Tu masz telefon i dzwoń. Nie ma na co czekać.

Postawiony pod ścianą wybrałem podany numer i czekam. Trochę trwało nim usłyszałem miły kobiecy głos. Nie był to głos Susan. To na pewno jej mama, - pomyślałem.

- Dzień dobry. Nazywam się Grabowski i dzwonię z polski. – Kryguję się jak mogę. - Przepraszam, że o tak wczesnej godzinie, ale ta różnica czasu. Czy mogę poprosić do telefonu Susan?

- A, Johnny z Polski. Miło pana słyszeć. Tyle o panu słyszeliśmy. Su nie ma w domu. Pojechała coś załatwiać na uczelni. Powinna być za jakieś trzy godziny.

- Szkoda. Jak myślę rozmawiam z mamą Susan?

- Oczywiście. Mam na imię Jessica.

- To dobrze się składa. Chciałem zaprosić pani córkę do siebie na taką małą uroczystość. Nie będzie pani miała nic przeciwko temu?

- Młody człowieku, ona jest dorosła i robi co chce. Ale miło, że pan poprosił o to rodziców. To bardzo sympatyczne. Su na pewno ucieszy się. Ciągle marzyła o tym wyjeździe. Jak wróci na pewno zadzwoni.

- Miło było poznać mamę Susan. Przepraszam za kłopot i do widzenia.

- Myślę, że jednak do zobaczenia młody człowieku.

- Niewykluczone proszę pani. Do widzenia.

Odłożyłem słuchawkę z czołem zroszonym potem. Odetchnąłem głęboko.

- Zadowolona?

- Byłeś znakomity. Mamusię kupiłeś za pierwszym podejściem.

- Co jej naopowiadałaś o mnie. Napomykała coś o mnie.

- Nic takiego strasznego. Takie tam ogólniki.

- Już wyobrażam te ogólniki. – Mruknąłem powątpiewająco.

- To mamy z głowy, teraz jedźmy przygotować gniazdko dla was. - Zaśmiała się jakoś tak radośnie, że spojrzałem zdumiony.

Udała, że nie zauważyła mojego spojrzenia i pomaszerowała do wyjścia.

Za kilkanaście minut byliśmy na miejscu. Potem tylko spacerek na drugie piętro i stanęliśmy pod drzwiami na których czyjaś ręka zamontowała elegancką tabliczkę z wygrawerowanym: Jan Grabowski. No, ładnie to wyglądało. Przecież to moje mieszkanie, - dotarło z opóźnieniem. Otwieram drzwi i puszczam przodem kobietę.

- O rany, ale tu ślicznie! Wyrwało się z ust mojej towarzyszki.

Łaziła po całym mieszkaniu zaglądając dosłownie wszędzie. Nie odpuściła żadnej szufladzie, szafce czy innych schowkach. Ja grzecznie usiadłem w wygodnym fotelu przyglądając się zaaferowanej Pati. Trwało to pewnie z pół godziny, poczym usiadła naprzeciwko spojrzała głęboko w oczy i powiedziała:

- Zazdroszczę Susan takiego mieszkania. W zasadzie tylko wejść i mieszkać. Każdy detal dopracowany idealnie. Powiedz, kto to wszystko wybrał?

- To nie ja. Zdałem się w całości na poleconego przez ciebie projektanta. To jego zasługa. Załatwił wszystko od budowlanki poprzez umeblowanie i całe pozostałe wyposażenie. To jego gust, mnie o takie coś trudno podejrzewać.

- Powiedz, kiedy zamierzasz przeprowadzić się?

- W zasadzie w każdej chwili. Spakować torbę i już, a resztę badziewia na śmietnik.

- No tak. … - Zamyśliła się.

- O czym tak rozmyślasz?

- Nie wiem czy dasz radę z wszystkim. Niby jest wszystko a jednak każda rzecz nie ma jeszcze swojego miejsca. To sporo pracy. Weźmy na przykład sypialnię. Widziałam jest kilka zmian pościeli. Jaką ubrać na przyjazd Susan?

- A to takie ważne?

- Wyobraź sobie, że tak. Dla kobiety jest istotne, jak spędzi pierwszą noc z mężczyzną.

- Pomożesz? – Spojrzałem bezradnie.

- Właśnie nad tym myślę.

- Dzisiaj nie mam za wiele czasu, ale jutro może uda się coś wygospodarować.

- No popatrz, czym jestem bez ciebie. Szkoda gadać.

- Powinieneś powiedzieć, czym jestem bez kobiety. Ale to już się zmienia. Zjawi się Susan.

- Tak, zjawi się, i co dalej? Rany, co się ze mną dzieje? Akademikowy lowelas zachowuje się jak prawiczek który nie miał kobiety. Możesz to wytłumaczyć.

- Hm, to takie oczywiste. W akademiku liczyła się zerwana sztuka i nic więcej. Im więcej tym lepiej. Zero skrupułów. A teraz bierzesz na siebie los innego człowieka i poczuwasz się do odpowiedzialności. Dorastasz mój drogi.

- Cholera boję się. Zawsze byłem sam i jakoś z tym radziłem. Teraz wypada myśleć za dwoje.

- Tak, na razie za dwoje, a potem jak los zarządzi również za dzieci. Normalka.

- Tak,… normalka. Muszę wziąć się w garść. To co, jutro działamy? Zebrałem się w sobie.

- Najprawdopodobniej tak. Powiem rano w pracy. A teraz zmykam do domu.

- Ja też spadam. Muszę jeszcze coś kupić na kolację i śniadanie.

Pożegnaliśmy się przed blokiem i każde pojechało w swoją stronę. W nocy śniła się Susan otoczona wianuszkiem roześmianych naszych dzieci. Gęba mi się śmiała z tego snu całą drogę do pracy. To był taki uroczy widok.

Poranną naradę przerwała Pati wywołując mnie do sekretariatu. Dzwoniła Susan. Asystentki nie było więc mogłem swobodnie rozmawiać.

- Cześć Susan. Zamiast smacznie spać, wydzwaniasz. Która u ciebie godzina?

- Daj spokój. To nie ważne. Zadzwoniłeś do mnie! Jednak zadzwoniłeś! - Wykrzyczała. - Popłakałam się jak idiotka z radości i mama miała kłopot mnie uspokoić. Właśnie siedzi koło mnie i pozdrawia ciebie. Kochanie wiem, jesteś w pracy i nie masz czasu na gadanie. Posłuchaj. Pojutrze wieczorem około dwudziestej zjawię się na lotnisku. Czekaj na mnie.

- Po pierwsze, pozdrów mamę jest naprawdę wspaniała. Po drugie, nie mogę już doczekać się ciebie. Bardzo tęsknię. I po trzecie, będę wypatrywał na lotnisku mojej dziewczynki z Lekami. Jesteś kochana, że zadzwoniłaś mimo nocnej pory.

- Już kończę. Jejku, chciałabym już mieć ciebie w ramionach. Ale odbiję sobie jak się spotkamy. Cześć.

- Też liczę na to. Cześć.

Odłożyłem słuchawkę i zauważyłam, że trzęsą mi się ręce. Niedobrze – pomyślałem. Kiepsko ze mną.

- Daj mi szklankę wody. Wysiadłem. – Poprosiłem Pati.

- Spokojnie. Pochodzisz zbyt emocjonalnie. Pomyśl, że to kolejna randka.

- To nie jest tak. Naprawdę zaangażowałem się emocjonalnie. To nie randka Pati. Wiem, to coś znacznie poważniejszego.

- Łyknij wody a zaraz podam do gabinetu mocną kawę. Postawi na nogi. No, idź już.

Przekraczając próg gabinetu przeistoczyłem się w pewnego siebie dyrektora. Nie było już śladu po facecie targanym jakimiś tam uczuciami. Uśmiechnąłem się w duchu, - teatr jednego aktora.

Koło południa jak trochę się uspokoiło weszła Pati. Przyglądała mi się jakoś szczególnie.

- Stało się coś? Tak dziwnie na mnie patrzysz.

- Nie, nic. Zaskoczyłeś mnie dzisiaj. Nie wiedziałam o twoim uczuciu do Susan.

- Jakim znowu uczuciu. – Odparłem zmęczonym głosem. – Nie wygłupiaj się.

- Nie musisz się wstydzić. To śliczna kobieta.

- Nie mówię, że wstrętna, ale zaraz uczucie.? E tam przesada.

- Jak zwał, tak zwał, ale trafiło ciebie. To jak działamy dzisiaj?

- Możesz? – Ożywiłem się.

- Jasne, a czasu tyle co nic.

- Jesteś wspaniała. Nie wiem, jak mam odwdzięczyć się.

- Nie wiesz? – Uśmiechała się szatańsko.

- No, jak? – Byłem zaintrygowany.

- Znajdując u niej swoją przystań. Swój port - głuptasie.

- Zawsze zagonisz mnie do narożnika. Ale wiesz, coś ci powiem. Użyłaś słowa port i tak czasem myślę, że byłabyś dla mnie taką prawdziwą przystanią spokoju i miłości.

- Obiecywałeś coś. – Była zła. – Nie wracaj nigdy do tego. Zabraniam.

- Przepraszam Pati. Nie miałem nic złego na myśli. Taka moja chwila słabości.

- No już dobrze. Nie gniewam się. Chodźmy coś zjeść, bo potem pracujemy do wieczora.

Skończyliśmy przed północą. Mieszkanie wyglądało tak jakby było zamieszkane od dawna. Ganiałem kilka razy do pobliskiego sklepiku po brakujące zaopatrzenie. Zapasy żywnościowe jak oceniałem, wystarczyłyby na dobrych kilka dni. Dopilnowała i sprawdziła wszystko. Na koniec z widocznym zmęczeniem rozejrzała się po mieszkaniu mówiąc:

- No, możesz teraz wprowadzić swoją Susan. Nie będziesz się wstydził.

Objąłem ją czułym spojrzeniem. Zauważyła to i zmieszała się. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok.

- No chodź już, idziemy. – Siliła się na normalny ton.

- Jasne. Chodźmy. – Puściłem przodem przez otwarte drzwi.

 Następne popołudnie spędziłem na porządkowaniu starego mieszkania i przygotowaniu go do zdania dla właściciela. Zrobiłem tylko jeden kurs z rzeczami które zdecydowałem się zabrać. Reszta powędrowała uroczyście na śmietnik. Zostawiłem tylko to co było potrzebne do spędzenia nocy. Postanowiłem, że pierwszą noc w nowym mieszkaniu spędzę razem z Susan. To będzie nasz punkt początkowy wspólnego życia. Miałem tej nocy słodkie sny. Widziałem nas oboje uśmiechniętych i szczęśliwych. Była taka piękna i kochana. Znowu jadąc do pracy miałem uśmiechniętą gębę.

W pracy czas dłużył się niemiłosiernie. Nie mogłem doczekać końca. Pati schodziła mi z drogi, tylko czasem udało mi się pochwycić jej zamyślone spojrzenie. Biedna i kochana Pati…

Wychodząc po pracy usłyszałem na pożegnanie:

- Pozdrów ode mnie Susan i nie zapomnij, kup świeże pieczywo. Oto cała ona…

Nie mogąc wysiedzieć, na lotnisku zjawiłem się dużo wcześniej. Łaziłem bez celu po terminalu oglądając wszystko, ale jednocześnie nic nie widząc. W głowie miałem tylko jedno, – za chwilę zobaczę Susan, i co wtedy? Pustka w głowie. Wreszcie słyszę komunikat, - samolot wylądował. Serce zabiło mocniej. To już za chwilkę wezmę ją w ramiona. Podszedłem do bramki. Upłynęło jeszcze trochę czasu nim dojrzałem w tłumie wychodzących podróżnych jej śliczną sylwetkę. Pomachałem ręką. Zobaczyła i uśmiech opromienił twarz. Podbiegła roztrącając ludzi i rzuciła się na szyję. Przywarła całym ciałem jakby chciała wtopić się we mnie.

- Nareszcie mam ciebie tak blisko. – Szeptała do ucha. – Tak strasznie tęskniłam.

- Ja też tęskniłem za moją Susan.

Zamknąłem ją w mocnym uścisku czując poddające się pieszczocie ciało. Nasze usta najpierw nieśmiało musnęły się po to, aby za sekundę wpić się szaleńczo. Z trudem oderwaliśmy się od siebie.

- Daj wezmę bagaże. Do samochodu jest jednak kawałek drogi.

- Nie męcz się. Weźmy bagażowego. Mam tego, co nie co.

Za moment faktycznie nie małe bagaże znalazły się w bagażniku, a my jechaliśmy do domu.

- Muszę coś powiedzieć. – Odezwałem się zza kierownicy. – Jedziemy do mojego nowego mieszkania. To będzie moja pierwsza noc spędzona w nim.

- I moja pierwsza noc spędzona z tobą. - Roześmiała się szczęśliwa.

- Czyli nasz start w nieznane. – Wzięło mnie na filozofię.

- Pamiętasz, kiedyś powiedziałam że wiem i nie wiem skąd. Teraz też wiem, że będziemy naprawdę szczęśliwi. Przekonasz się. – Nachyliła się do mnie całując w policzek.

- Trzymam za słowo. Niczego innego nie pragnę.

Minęło jeszcze kilka chwil i podjechaliśmy pod dom. Z biedą wytargaliśmy bagaże pod drzwi mieszkania. Otwieram je i zaskoczoną wnoszę na rękach do środka.

- To na szczęście Susan. Taki zwyczaj młodych małżeństw.

- To zwyczaj małżeństw, a my nie jesteśmy mężem i żoną.

- No, tak prawie. – Zachichotałem.

- Wiesz, że bardzo ciebie kocham? – Powiedziała bardzo poważnie.

Głupawy chichot zamarł mi na ustach. Zmieszałem się. Zrobiłem krok do przodu biorąc jej twarz w obie dłonie.

- Posłuchaj, nie rozumiem pewnych rzeczy. Naprawdę broniłem się przed tobą. Nie chciałem zaangażować się uczuciowo. Nie dałem rady. Zaczarowałaś mnie. Mówiąc krótko, kocham ciebie moja czarownico.....

Dalszy ciąg nastąpi.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
grab2105 · dnia 11.05.2020 09:16 · Czytań: 316 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:90
Najnowszy:ivonna