Warszka - Rozdział 1 - Orodruina
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Warszka - Rozdział 1
A A A
Od autora: Historia opowiedziana jest z perspektywy dziecka, choć nie jest to literatura dziecięca.

Akcja rozgrywa się w Polsce, w 2201 roku, kiedy to wskutek III wojny światowej oraz przebiegunowania Ziemi, ludzkość cofnęła się cywilizacyjnie do epoki pary. W większości państw Starego Kontynentu znów panują królowie, również w stołecznej Warszawie. Łódź staje się miastem w pełnym rozkwicie. W dawnej Manufakturze powstaje największa w Europie szkoła dla magów. Istoty, o których niegdyś można było czytać jedynie w bestiariuszach, żyją teraz wspólnie z ludźmi na równych prawach.
W dużych miastach panuje godzina policyjna - między północą a godziną trzecią wychodzisz na ulice na własną odpowiedzialność. Demony przybrały materialną postać. Noc należy do nich. Mogą wejść na każdą ziemię, która nie została poświęcona. Ludzie nie są jednak całkiem bezbronni, wobec posiadających nadprzyrodzone moce sąsiadów. Strzegą ich Stróżowie - Anioły, czuwające nad porządkiem i przestrzeganiem prawa oraz Święta Inkwizycja.

Dziewczynka wydzierała właśnie stronę z jednej ze swoich książek, gdy rozległo się pukanie do drzwi jej sypialni.

— Panienko?

Usłyszawszy stonowany głos majordomusa, z pośpiechem wsunęła dywanik ze zdewastowanymi książkami pod łóżko. Stary Benedykt nigdy by nie zrozumiał...

Zdążyła, nim drzwi się otworzyły.

— Tak?

Podniosła na starca wielkie, szare oczy i zamrugała niewinnie. Odpowiedział jej podejrzliwym spojrzeniem. Nie wszedł jednak do pokoju i nie zajrzał pod łóżko, czego się przez chwilę obawiała.

— W kuchni na stole czekają na panienkę ciasteczka i szklanka mleka. Radzę się pospieszyć, zanim wystygną.

Podekscytowana, poderwała się na nogi. Marzyła o czekoladowych ciastkach. Rzadko dostawała kakao. Było bardzo drogie.

Kiedy przechodziła obok Benedykta, dostrzegła cień uśmiechu na jego ustach. Korciło ją, by zbiec na dół, ale bała się, że staruszek zostanie w pokoju i znajdzie ukryte pod łóżkiem książki.

Czekając, aż zamknie za nimi drzwi, nerwowo przestępowała z nogi na nogę i wyrwała się biegiem w kierunku schodów dla służby, gdy tylko się zatrzasnęły.

Kręte schody w ciasnym pomieszczeniu były o wiele bardziej interesujące niż główne schody, od kiedy zabroniono jej zjeżdżać po poręczy.

***

Zbiegała po schodach tak szybko, że nie zdołała w porę zauważyć wchodzącej z tacą pokojówki. Ta zachwiała się, gubiąc po drodze całą zastawę. Rozległ się wysoki dźwięk tłuczonej porcelany. Służąca, klnąc i krzycząc z wściekłości, złapała dziewczynkę za ramię, lecz Warszka zdołała wyślizgnąć się z uścisku i wypadła przez najbliższe drzwi na korytarz.

Nie planowała trafić właśnie tutaj, mimo to postanowiła niezwłocznie znaleźć jakąś kryjówkę. Próbowała się uspokoić, powtarzając w myślach, że przecież nikt nie zakazał jej wchodzić do tej części zamku.Przynajmniej nie wprost. Zalegający w korytarzu półmrok, wcale jej tego nie ułatwiał.

Rzadko tu bywała. Miała wrażenie, że jeśli zrobi jeszcze krok wzdłuż korytarza, ktoś na pewno ją znajdzie. A nie chciała znów spędzić nocy na strychu. Tam straszyło.

Kiedy wspomniała o tym służbie, drwili z niej i wyśmiewali ją.

Zdecydowała się wejść do pierwszych otwartych drzwi, a te były z pokrytego ciemnym lakierem drewna. Nie wyglądały zbyt przyjaźnie, jednak szybko wsunęła się przez szparę.

Zamarła. Z jej ust wyrwał się zduszony okrzyk.

Oj!

Z tak wielu pokoi w tym zamku trafiła akurat tu. Do Gabinetu. Właśnie tak o nim myślała. Nie był to zwykły gabinet, a Gabinet. Ściany pokrywała ciemna boazeria, pasująca do zdobiących sufit kasetonów. Jedyne w pomieszczeniu okno przysłaniały ciemnozielone kotary, które broniły dostępu dziennemu światłu, wprowadzając niepokojący półmrok. Zaraz przy drzwiach, stała komoda z barkiem. Lewa strona pokoju zajmowana była przez kominek, dwa fotele obite zielonym brokatem w roślinny motyw oraz stolik; prawa przez czarne biurko błyszczące od wosku. Za nim, przy ścianie, stał jedyny w tym pokoju przeszklony regał. Dziewczynka przypuszczała, że znajdowały się tam najcenniejsze w domu książki, skoro ktoś postanowił zamknąć je w witrynie na klucz. Inaczej znalazłyby się w bibliotece razem z innymi.

Chciała się wycofać, kiedy usłyszała echo kroków, które popchnęło ją w głąb pomieszczenia. Lotem błyskawicy znalazła się przy oknie i skryła za ciężką kotarą. Kucnęła w zagłębieniu pod parapetem.

Po chwili do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Nie było trudno zgadnąć — właśnie byli w trakcie rozmowy.

Zamknęła oczy, by lepiej słyszeć.

Jednego z nich rozpoznała, jednak drugiego dotąd nie słyszała. Pierwszy głos miał granatową barwę jak nocne niebo chwilę po zachodzie słońca. Jego dźwięk budził w niej obawę, że świt nie nadejdzie. Czuła to za każdym razem, gdy ojciec przemawiał. Był piękny i uwodził, mimo to wywoływał w niej niepokój.

Głos nieznajomego brzmiał jak szelest starych woluminów. Było w nim coś ciepłego i dobrodusznego. Znajomego. Miała jednak wrażenie, że jest kruchy, czyli jak dla niej kompletnie bezużyteczny. Gdyby próbowała wydrzeć z niego kartkę, mogłaby się rozpaść w palcach. Muszą być mocne, by dało się je wyrwać jednym pociągnięciem — bez niszczenia tego, co w nich najcenniejsze.

— Agenorze, twoje [...] nieetyczne. Jaśniepanie, [...] zrobić [...] nieludzkie.

Nieetyczne? Niestety stali zbyt daleko, by mogła usłyszeć całą rozmowę. Starszy pan szeptał nerwowo, jakby się czegoś obawiał.

— Nie pytam cię o opinię, medyku — uciął Agenor. — Usiądźmy.

Zdecydowała się wyjrzeć zza zasłony. Nie dostrzegła swojego ojca, natomiast w jednym z foteli siedział teraz starszy, krępej sylwetki pan w czarnym, trzyczęściowym garniturze z wełny. Z siwych włosów niewiele zostało. Twarz miał pełną jak księżyc, gładko ogoloną i rumianą. Ze swojej kryjówki mogła dostrzec jasne oczy pod ciemnymi, krzaczastymi brwiami. Nie wyglądał na zadowolonego.

— Miej na uwadze, że nie należę do licznego grona twoich wrogów — zaczął jeszcze raz gość. — Wiesz, że zawsze jestem do twoich usług i staram się sprostać twoim oczekiwaniom. Zdajesz sobie sprawę, jak może ucierpieć moja reputacja, jeśli ktoś dowie się, że mi płacisz?

— Obowiązuje cię tajemnica lekarska, profesorze — przypomniał uprzejmie gospodarz. — Dobrze wiesz, co by cię spotkało, gdybyś zdecydował się zerwać współpracę.

— Wiele dla ciebie ryzykuję, przyjacielu.

— Ciekawe, że wspominasz o przyjaźni. — W głosie jej ojca słychać było zimny uśmiech. — Jedyne, o co cię proszę, to zablokowanie mocy u dziecka. To nie może być dla ciebie nic trudnego. Oczywiście mogłem zrobić to sam. Nawiasem wspomnę, że nigdy niczego podobnego nie robiłem. Zdecydowałem się poprosić o pomoc człowieka, który ma wieloletnie doświadczenie w podobnych procedurach. Doceń to, profesorze.

— Tak! — zawołał nerwowo starzec. — Nigdy jednak nie robiłem tego wbrew czyjejś woli!

— Bez obaw, nie zepsuję ci statystyk. Moją wolą jest, byś nie tyle zablokował, ile ograniczył moc dziecka.

— Agenorze... To, co planujesz, jest okrutne i etyka lekarska zabrania mi podjęcia się tego, o co mnie prosisz.

Agenor westchnął ciężko. Dziewczynka mogła sobie wyobrazić, jak uciska grzbiet nosa. Kiedyś też tego próbowała, gdy była zmęczona. Nie pomogło.

— Otrzymałem list od Damiana.

— Damiana?

— Naszego wspólnego znajomego. — To wyjaśnienie wcale niczego dziewczynce nie wyjaśniało. — Dostałem wczoraj ponaglenie, by wypełnić obowiązek szkolny.

— Jak to? Czy on wie...?

— Kim jestem? Oczywiście, że nie! Dałem Benedyktowi wszelkie niezbędne uprawnienia do załatwiania formalności dotyczących Warszki. Popełniłem jednak jeden znaczący błąd. Guwernantka, którą dla niej zatrudniałem, odkryła w niej magiczne uwarunkowanie.

— Wie, jakim potencjałem dysponuje dziewczynka? — zaniepokoił się profesor.

— Nie. Upewniłem się co do tego, zanim ją zwolniłem. Była słabą czarodziejką. Mój błąd polegał na tym, że nie orientowałem się w procedurach. Okazuje się, że każda osoba, która znajdzie takie dziecko, jest zobowiązana zgłosić ten fakt władzom, by zapobiec samorodnym. Muszę wysłać ją do szkoły, a jeśli Warszka w jakikolwiek sposób przykuje uwagę czarodziei, zagrozi to mojej konspiracji, jej bezpieczeństwu i twojej karierze. W naszym wspólnym interesie leży zaradzenie temu.

Dziewczynkę to przekonało, jednak starzec nadal miał wymalowaną na twarzy wątpliwość.

— Mam ci przypominać o ostatnim razie, kiedy ktoś wpadł na pomysł, by mnie zdradzić? — kontynuował Agenor. — Wiesz, jak to się dla wszystkich skończyło. Mam dosyć wojen w tym stuleciu.

Starszy pan wyglądał na zdenerwowanego. Najwyraźniej coś, co powiedział jej ojciec, musiało go nieźle przerazić. Słyszała różne historie o szkole, ale nie wiedziała, że jest tam aż tak strasznie. Czy to gorsze niż spędzenie nocy na strychu? Jeśli tak, dołoży wszelkich starań, by zostać w swoim pokoju.

— Dobrze — uległ profesor — wygrałeś. Zrobię to dla ciebie. Gdzie jest dziewczynka?

— Na dole. Zdaje się, że kucharka upiekła dla niej ciastka.

Warszka zdawała sobie, rzecz jasna, sprawę, że rozmawiają o niej. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, co za sobą niesie ta wymiana zdań między jej ojcem a starym profesorem. Nie rozumiała nawet połowy tego, co usłyszała.

Kiedy Agenor z profesorem wyszli z Gabinetu, odetchnęła z ulgą. Miała wrażenie, że już dłużej nie wytrzyma. Wygramoliła się spod parapetu i przeciągnęła, by rozprostować kości. Gdy napięcie minęło, poczuła tępy ból w ręce. Podwinęła rękaw koszulki. Na ramieniu rozpływał się siny ślad pozostawiony przez dłoń pokojówki.

Odczekawszy chwilę, wyszła z Gabinetu, masując obolałe ramię. Ruszyła w kierunku schodów.

Zdążyła chwycić dębową poręcz, kiedy za nadgarstek pociągnęła ją czyjaś zimna dłoń.

— Mam cię, ty mała smarkulo!

Pokojówka ją znalazła. Zadrżała na samą myśl o karze. W duchu modliła się o lanie. Nie chciała nocować na strychu.

— Spiorę cię na kwaśne jabłko! — Pokojówka szarpnęła, wykrzywiając boleśnie jej rękę i poprowadziła w dół schodów.

— Co tu się dzieje?

Benedykt!

Pokojówka szybko zmieniła chwyt na nadgarstku dziewczynki.

— Panienka zgubiła się w pokojach jaśniepana. Podobno w kuchni czekają na nią świeże ciastka?

— Tak — przyznał Benedykt, uważnie przyglądając się młodej pokojówce. — Osobiście zaprowadzę ją do kuchni. Możesz wrócić do swoich obowiązków, Anno.

W tej samej chwili gdzieś na parterze rozległo się wołanie Agenora.

— Benedykcie? Znajdź, proszę, Warszkę. I zaprowadź ją do ambulatorium.

Stary Benedykt położył dłoń na plecach dziewczynki, ponaglając ją delikatnie.

— Chodźmy już. Później porozmawiamy o porcelanie zdobiącej schody dla służby.

— Dobrze, Benedykcie — odpowiedziała posłusznie Warszka.

Nie mogła zdecydować, co bardziej ją przerażało — rozmowa z Benedyktem, czy wizyta w ambulatorium.

Ambulatorium zwano pomieszczenie przypominające gabinet lekarski. Znajdowały się tam szafki z lekami i bandażami... Stało tam nawet specjalne łóżko! Słyszała, jak jedna ze sprzątaczek mówiła, że takich nie mają nawet na salach operacyjnych w szpitalu, w którym swego czasu pracowała. Warszka sprawdziła oczywiście, co było w nim takiego niezwykłego. Łóżko dostarczyło jej dużo zabawy, jednak nadal pamięta, że następne kilka dni po tym, jak przyłapano ją bawiącą się mechanizmem, nie mogła siadać. Poza tym było to miejsce, w którym pobierano jej krew i robiono zastrzyki. Bilans był zdecydowanie niekorzystny dla pokoju sanitarnego.

— Co to znaczy nieetyczny?

— To znaczy, niezgodny z normami postępowania, niemoralny.

— A co...?

— Warszko, jesteśmy na miejscu. To nie jest dobry czas na pytania. Wejdź do środka. Gdy będzie po wszystkim, przyjdź do kuchni.

Dziewczynka jedynie skinęła głową i pchnęła drzwi do ambulatorium. W środku czekał już jej ojciec.

Był wysoki i atletycznie zbudowany. Nigdy nie widziała go w kolorze innym niż czarny. I nie potrafiłaby wyobrazić go sobie w innym. Zwykle miał na sobie czarne spodnie i takąż koszulę. Pociągła twarz o wystających kościach policzkowych i kanciastej szczęce oraz długi, prosty nos, nadawały szlachetności jego rysom. Czarne włosy sięgające łopatek zakręcały się lekko przy końcach. Tęczówki miały odcień, jaki niebo nabiera przed burzą. Był przystojnym mężczyzną. Ciężko było określić jego wiek. Wyglądał młodo, lecz jego oczy zawsze wydawały się Warszce oczami starca.

— Siadaj, Warszko. To nie potrwa długo.

Gdy to powiedział, z pomieszczenia obok wyszedł profesor. Na swój wełniany garnitur nałożył biały kitel. Naciągnął jednorazowe rękawiczki. Podszedł do niej, przyciągając za sobą stolik zabiegowy. Na nim leżała już przyszykowana stalowa nerka, nieprzezroczysta ampułka, strzykawka oraz jałowe tampony.

— Czy to będzie bolało? — Warszka zadała to pytanie, wiedziała jednak, że boli, nawet gdy mówią, że nie. Tym razem jednak lekarz ją zaskoczył.

— Tak. Jakkolwiek postaram się, byś cierpiała jak najmniej. Agenorze, przytrzymaj ją, proszę.

Profesor usiadł na stołku przed dziewczynką. Ojciec stanął za nią, trzymając ją w delikatnym, lecz stanowczym uścisku.

Profesor napełnił strzykawkę luminescencyjną cieczą z ampułki. Warszka poczuła delikatny niepokój. Nigdy nie płakała podczas zastrzyku i była z tego bardzo dumna. Tym razem też będzie dzielna.

Lekarz wkłuł się w miejscu, gdzie szyja łączy się z ramieniem. Przez chwilę nie czuła nic oprócz delikatnego szczypania. Zauważyła, jak żyły pod jej skórą stopniowo nabierają jadowicie niebieskiego koloru.

Ogień.

Krew w jej żyłach zaczynała ją palić. Czuła, jakby pod jej skórą wędrowały czerwone mrówki. Gardło zaczęło się zaciskać, kiedy próbowała złapać oddech. Przed oczami pojawiły się czarne punkciki, pulsująca czerwień zawęziła jej pole widzenia. Ogarnął ją przejmujący lęk. Coś gnało ją, kazało jej uciekać i nie oglądać się za siebie, dopóki nie padnie z wycieńczenia. Wyrywała się z uścisku — bezskutecznie.

Usłyszała przeraźliwy krzyk.

Nigdy nie słyszała nic podobnego. Dotarło do niej, że to przepełnione bólem wołanie dobiega z jej ust.

Dlaczego?

Dlaczego jej to zrobili?

Oczy wypełniły się łzami, które płonącą rzeką spływały po policzkach, zadając jeszcze większe katusze.

— Spokojnie. — Ojciec mówił do niej przez zaciśnięte zęby. Uderzyła go głową w brodę, kiedy próbowała się uwolnić.

— Trzymaj ją mocniej, bo zrobi sobie krzywdę! — syknął doktor. — To się źle skończy, Agenorze. Utrzymaj ją jeszcze dziesięć minut, bym mógł dokończyć zabieg.

Wycie przerodziło się w rozpaczliwy i bezsilny szloch. Na ciało Warszki wystąpił krwawy pot. Ostatkiem sił próbowała uciec. Uciec jak najdalej. Schować się. Ukryć przed ojcem. Przed profesorem.

Krew paliła ją w ustach. Musiała przegryźć język.

Niespodziewanie jej ciało stało się ociężałe. Mocno zamknęła oczy z wrażeniem, że ciśnienie zaraz rozsadzi jej czaszkę. Po chwili wszystkie doznania zaczęły napływać z daleka. Jej świadomość uciekła i schowała się w najgłębszym, najciemniejszym miejscu.

Zemdlała. 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Orodruina · dnia 27.05.2020 08:53 · Czytań: 372 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Tomasz R.Czarny dnia 16.06.2020 11:46
Witaj Orodruina.
Ciężko mi cokolwiek powiedzieć na temat tego opowiadania. Biorąc pod uwagę, że jest to pierwszy rozdział, warto by wstrzymać komentarze. Przyznam, że po przeczytaniu mam nijakie wrażenia. Poproszę o drugi rozdział, może się rozkręci. Na chwile obecną nie zachęciło mnie do dalszego czytania, ale jak pojawi się drugi rozdział, postaram się przeczytać i wtedy wyrazić opinię bardziej wiążącą.
Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty