Surfinia - SylwiaJ
Proza » Obyczajowe » Surfinia
A A A
Od autora: Patrząc na moją fioletową surfinię myślę o Małym Księciu. O kapryśnej Róży. O mądrym Lisie. I o zagubionym na pustyni, samotnym Lotniku. O relacjach, które się między nimi zrodziły. Bo jak już coś oswoisz, to zawsze będziesz za to odpowiedzialny... A ja czuję się odpowiedzialna ze ten śliczny kwiatek, którego wprawdzie nie przywiał mi wiatr, ale sama go sobie wybrałam. Choć może to ona wybrała sobie Mnie.

Nigdy nie byłam ogrodnikiem. Za to moja teściowa... zdecydowanie tak. Ona dbała o swój wielki ogród i kwiaty. Na tyle mocno, że ja zdążyłam się chyba do tego wszystkiego mocno zniechęcić. 

- Po co ci dom - mówiła moja córka, w czasach, gdy mojej mamie śnił się nasz wspólny dom. Jej i mój. I miała w tym ta moja córka absolutną rację. Wyszła potem z tego wszystkiego wielka kłótnia. Spóźniony, nie młodzieńczy już bunt. 

No i stało się... Półtorej roku po mojej przeprowadzce do nowego mieszkania, okazało się, że moja mama ma ogromnego guza na piersi (pisałam o tym więc nie będę się powtarzać. Można więc zdać sobie pytanie: co ja zrobiłabym z takim domem? Mam więc te moje 52 metry kwadratowe własnej przestrzeni życiowej i chwalę za to Boga i mamę, za to, że mi pomogła. Bez niej... Nie wiem... doprawdy nie wiem co by było...

Pandemia przyczyniła się do zagospodarowania balkonu. Myśl o urlopie (także z innych względów) wydała się na tyle nierealna, że... gdy tylko pojawiła się taka możliwość, kupiłam skrzynki, ziemię i kwiatki. I się zaczęło. Nagle okazało się, że potrafię jednak o te kwiaty zadbać. Może tylko dlatego, że są Moje i że ta "Mojość" skłania mnie do odpowiedzialności. Gdy więc tylko wczoraj zobaczyłam na mojej pięknej surfinii jakieś białe "coś", to nie patrząc na porę i brak ogólnej chęci, przebrałam się i pognałam do marketu kupić jakiś preparat na mszyce. Bo przecież muszę ochronić mój kwiat. 

Jak to z nami jest? Że niby wciąż przeglądamy się w ludzkich spojrzeniach, a w ich milczeniu odgadujemy wszelką niemożność. Bo oni... I tu wpadamy w swoje zachwyty... Gdy tymczasem zatrzymuje nas strach przed wejściem w cudze kompetencje,. W granice jakiejś innej odpowiedzialności za coś, do czego sami nie czujemy się przysposobieni. I dopiero ta "mojość". Ten stan... może nie tyle posiadania, co takiej czułej odpowiedzialności za coś, co wybraliśmy i co w jakiś sposób jest od nas zależne. 

Tamten dom. Tamten czas. 18 lat i ciągłe poczucie wyobcowania. Nawet wtedy gdy to wszystko należało już tylko do mnie. Ta "mojość" nie wynikała jednak z jakiejś czułej troski o... nie tyle o miejsce i znajdujące się tam rzeczy, ale z pewnego stanu wyższej konieczności. Cała ta przestrzeń - razem z przestrzenią życiową - mimo wszystko zdała się należeć do niej... A ja? Byłam tylko żoną jej syna. Pewnie i potrzebną, ale... 

Pozostawienie tego domu nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Wyprowadzając się "donikąd" skazałam siebie na tułaczkę po miejscach, które w swym ostatecznym rozrachunku zaowocowały jednak czymś pozytywnym i dobrym. Zostali mi przecież przyjaciele i znajomi. Wartość dodana, którą zawsze warto dostrzec, docenić i zaaplikować sobie jako niekwestionowany zysk. Bilansujący niepowetowane i wciąż jeszcze nieodrobione straty. 

Za chwilę minie 6 lat od tamtej pamiętnej przeprowadzki z potopem w tle. Tyle lat potrzebowałam by się tu zakorzenić. I nawet włosy ostatnio mam jakieś dłuższe... To pierwsze takie miejsce od... Może nawet od zawsze. I nawet mój rodzinny dom nie dawał mi takiej siły, spokoju i wytchnienia. Choć niewykluczone, że to we mnie coś się poprzestawiało, a reszta układa się już zgodnie z tym, co znajduje się wewnątrz mnie. I być może... żadne Feng Shui nie ma sensu, bo gdy człowiek nie zna samego siebie, to nigdy nie zbuduje swojej zewnętrznej przestrzeni zgodnie z własną prawdą. 

Moja opowieść wije się jak ta rzeczka na Mazurach. Ta, do której próbowałam wejść drugi raz, a która do dziś pozostawiła na moim lewym ramieniu bolesny ślad. Może nie ma w niej nic niezwykłego. Może to nuda. Nic ważnego. A może ktoś odnajdzie w tych moich zagubionych ścieżkach własną twarz. Swoje strachy. Nadzieje. Swoją nagość lub poprzyklejane do twarzy maski, których tak bardzo boimy się pozbyć. Bo przecież "mój makijaż", to moja sprawa. Moja "mojość" i mój własny styl. 

Dziś już wiem, że nie warto tracić życia na coś, co nie pokrywa się z tym, co wewnątrz nas. Nie warto tracić słów i marzeń na ciąłe spełnianie cudzych oczekiwań. Choćby nawet tym oczekującym był sam... bóg. Celowo napisany przez małe "b". Bo ten prawdziwy niczego od nas nie oczekuje. Jedyne czego pragnie, to nasze spełnienie i szczęście. Ja na ten moment upajam się widokiem mojej balkonowej surfinii. I światełek pachnących żywym ogniem Tego, Który Wie. 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
SylwiaJ · dnia 21.07.2020 12:21 · Czytań: 616 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
Dobra Cobra dnia 21.07.2020 19:34 Ocena: Bardzo dobre
Jak zwykle dobra opowieść p przemijaniu (z echami dramatu w tle).


SylwiaJ,

Dom to dom. Jak piszesz: tam człek dobrze się czuje.

Tekst ujmuje prostotą.


Dziękuję za możliwość przeczytania.


Pozdrawiam i do następnego,

DoCo
Helena Dulska dnia 25.07.2020 22:15
Twój tekst jest bardzo osobisty, ale odnalazłam w nim cząstkę siebie. Ta historia nic we mnie nie zmieniła, ale pozwoliła doświadczyć uczucia solidarności z bohaterką. Ja też mam swoją surfinię i swoją historię. Dziękuję za możliwość przeczytania Twojej.
Pozdrawiam serdecznie, Hesia
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
AlexPretnicki
12/07/2025 23:14
Dziękuję, wzajemnie :) »
Krzysztof Stasz-Malkowski
10/07/2025 18:04
Dziękuję Miladoro za cenne rady i pozdrawiam. »
valeria
09/07/2025 21:44
Fajne, chociaż końcówka mnie zbiła z tropu:) »
pociengiel
09/07/2025 00:31
i wszystko jasne »
Szwarczyk
09/07/2025 00:00
Czasami to właśnie cień ukazuje nam więcej niż światło. »
pociengiel
08/07/2025 21:09
tak, cień to niebagatelna gwarancja »
Szwarczyk
08/07/2025 20:36
Ja spisałem tylko jego historię, która sama do mnie… »
pociengiel
08/07/2025 15:15
Zastanawiam się, w jaki sposób podmiot liryczny dał stamtąd… »
Wiktor Mazurkiewicz
08/07/2025 15:10
ajw Miło mi; już zapomniałem o tym wierszu, ale tytuł mnie… »
ajw
08/07/2025 10:33
A ja już myślę co będzie w październikowie i to potem mnie… »
ajw
08/07/2025 10:30
Bardzo wzruszający kawałek poezji.. Pozdrawiam serdecznie,… »
ajw
07/07/2025 20:19
Lilah - ja się musiałam latami tego uczyć :) Milu -… »
Wiktor Mazurkiewicz
07/07/2025 16:32
Podoba się bez dwóch zdań, od początku do końca; taki… »
Miladora
07/07/2025 03:25
A ja się nieziemsko ubawiłam. :))) Miłego dnia, Alex. »
Ala Mak
06/07/2025 23:53
Przykro czytać. »
ShoutBox
  • Miladora
  • 04/06/2025 15:22
  • Bardzo dziękuję, bo nie spodziewałam się wyróżnienia. :)
  • pociengiel
  • 28/05/2025 10:41
  • moskalik ciapatek a jak dowcipny buk Akbar! powie za rok dwa góra osiem posrają się muchy na jego głowie wcześniej da głos nieczyste prosię
  • pociengiel
  • 26/05/2025 14:18
  • co to z tym Conanem?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty