Byłam dosyć skrytą, stroniącą od towarzystwa studentką, mieszkającą w ciasnej klitce ze współlokatorką, która traktowała mnie jak niechcianego prusaka. Gdyby tylko mogła kupiłaby na mnie środek owadobójczy. Na uczelni też nie należałam do najpopularniejszych. Większość osób z roku traktowała mnie jak powietrze. Chociaż, gdybym była dla nich powietrzem, mogłabym to odczytać jako komplement – ludzie przecież nie mogą żyć bez powietrza. Ja byłam więc cieniem, bo kto zwraca uwagę na cień? Tak, to całkiem trafne porównanie.
W wolne wieczory, kiedy moja koleżanka z pokoju obok Klaudia obmacywała ze swoim chłopakiem, albo szykowała do wyjścia na imprezę, ja lubiłam słuchać muzyki, czytać książki albo oglądać śmieszne filmiki w Internecie. Tamtego wieczora jednak z youtube’owego transu wyrwał mnie dźwięk nowej wiadomości na Messengerze. Przełączyłam karty w przeglądarce i od razu rzucił mi się w oczy podkreślony na niebiesko link do strony internetowej. Nadawca: Ania Kotecka - koleżanka z grupy, z którą niedawno robiłam projekt, dlatego dodałyśmy się do znajomych na Facebooku i gadałyśmy trochę przez komunikator.
„Jak się nudzisz i masz chwilę, to wypełnij ankietę. Siostra potrzebuje do pracy. Tak w ramach koleżeńskiej przysługi :)”
Czułam, że Ania może mieć na myśli tę krzywą sytuację podczas robienia projektu… Przyznaję, nie przygotowałam się wtedy dostatecznie i prawie zawaliłam całą naszą pracę, ale Anka miała każdą kwestię w małym palcu i kiedy zamilkłam przy prezentowaniu swojej części, ona przejęła pałeczkę. Dzięki niej nie oblałyśmy przedmiotu, a nawet dostałyśmy po piątce. Wtedy powiedziała, że jestem jej winna przysługę. Nie miałam wyjścia, kliknęłam w link.
Ankieta wyglądała dość zwyczajnie. To znaczy na pierwszy rzut oka, bo jak tylko wczytałam się w metryczkę, zaczęłam zastanawiać się czym zajmuje się siostra Anki, że potrzebne jej są tak szczegółowe informacje. Pytała o wiek, płeć, stan cywilny, ale też o wzrost, wagę…
Nieco zaskoczona pierwszą częścią ankiety przeszłam do następnej, w której pytania miały wyświetlać się jedno po drugim, a warunkiem było udzielenie odpowiedzi.
Tam było tylko dziwniej:
„Czy masz dzieci?”, „Czy byłaś kiedykolwiek w ciąży?”, „Czy używasz antykoncepcji? Jeśli tak, to jakiej?”, „Czy przyjmujesz jakieś leki na stałe?”, „Czy w twojej rodzinie są jakieś choroby dziedziczne?”, „Czy ktoś z twoich najbliższych zmarł z powodu choroby genetycznej?”, „Czy twoi rodzice nadal żyją?”.
Zatrzymałam się na chwilę przy ostatnim pytaniu. Naprawdę nie rozumiałam do czego tej dziewczynie mogłaby być potrzebna taka informacja. Nie robiłam wielkiej tajemnicy z tego, że moi rodzice nie żyją, ale nie rozumiałam po co to pytanie. Odpowiedziałam jednak zgodnie z prawdą, żeby przejść do następnego. Niepokoiło mnie to, że zaczęłam odczuwać ciekawość co będzie dalej, jakie pytanie mnie czeka, czym ta ankieta jeszcze mnie zaskoczy… Potrząsnęłam głową, żeby odgonić te myśli.
Kolejne pytanie było podobne, ale dotyczyło rodzeństwa. Odpowiedziałam więc, że nie mam rodzeństwa, a wtedy na ekranie pojawiło się następne, które zupełnie zbiło mnie z tropu.
„Czy jesteś szczęśliwa ze swojego życia?”
Do zaznaczenia tylko „tak” lub „nie”. Co to za wymuszacz wynurzeń? Czułam się jak na spowiedzi u księdza, albo wyjątkowo niewygodnej herbatce u wścibskiej ciotki. Wybrałam „tak”, a wtedy stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Na ekranie pojawił się napis:
„Skoro nikogo nie masz, to jak możesz być szczęśliwa?”
I puste pole do napisania odpowiedzi. To już weszło z buciorami w środek mojej strefy komfortu, byłam też pewna, że mija się z zadaniem normalnej ankiety, dlatego nie bacząc na „koleżeńską przysługę” kliknęłam myszką w krzyżyk, aby zamknąć kartę z ankietą. Na ekran wskoczyło okienko z komunikatem:
„Musisz ukończyć ankietę”
Co to miało być, do cholery? Zamknęłam okienko i jeszcze raz kliknęłam w krzyżyk na karcie, ale znów pojawił się ten komunikat. Próbowałam kilka razy, ale za każdym razem było to samo.
Niewiele już myśląc wklepałam w pole odpowiedzi „nie wiem”.
„Czy boisz się zostawać sama w mieszkaniu?”
To chyba jakiś żart. Zaznaczyłam „nie” i przeszłam do kolejnego pytania.
„Wchodzisz do pokoju współlokatorki i widzisz ją martwą, leżącą na podłodze w kałuży krwi. Co robisz?”
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam pod drzwi sypialni Klaudii. Popchnęłam je bez pytania, a w odpowiedzi usłyszałam ciąg pisków i przekleństw. Zaczęłam ją przepraszać, wróciłam do siebie i osunęłam się bezwładnie na fotel. Czułam jak krew pulsuje mi w głowie. Ta ankieta była chora, po prostu chora. Wpisałam odpowiedź „dzwonię po pogotowie”.
„Idzie za tobą zakapturzony mężczyzna. Jak się bronisz?”
Jak się bronię? Spróbowałam jeszcze raz to wyłączyć, ale nadal wyskakiwał ten sam komunikat: „Musisz ukończyć ankietę”.
Napisałam „gówno” i wcisnęłam enter.
„Dzwoni domofon, to dostawca pizzy. Otwierasz drzwi?”
„Tak” lub „nie”. Wybrałam więc „nie”.
„Nie szkodzi, Klaudia i tak otworzy”
Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Drżącą dłonią przytrzymałam włącznik na laptopie, aż ekran zrobił się czarny. Nie miałam ochoty z powrotem go włączać. Znokautowana emocjami przeczołgałam się na łóżko, okryłam kołdrą i, nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Rano, niemal od razu po przebudzeniu, zalała mnie fala wspomnień, przed oczami migały pytania z ankiety. Zdobyłam się na odwagę i włączyłam laptopa. Oczekiwałam, że system sterujący ankietą zapewne opanował mój komputer i jak tylko otworzę przeglądarkę, znowu zaatakują mnie złowrogie pytania. Ale tak się nie stało. Dość swobodnie posprawdzałam najczęściej odwiedzane strony, a wśród nich Facebooka. Nabrałam wtedy ochoty, żeby napisać coś Ance, chociaż nie wiedziałam jeszcze co. Otworzyłam okienko z naszą konwersacją i zamarłam. Nie było tam śladu po jej wczorajszej wiadomości, ani słowa o ankiecie, żadnego linka. Weszłam w historię przeglądarki i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Według Chrome’a nie wypełniałam wczoraj żadnej ankiety, historia zatrzymała się na jednym z filmików oglądanych na Youtubie.
Może po prostu zasnęłam? Może to wszystko mi się przyśniło? Muszę powiedzieć, że odetchnęłam z ulgą.
Na uczelni tego popołudnia miałam same wykłady i… Nie, to musiało mi się wydawać. Chodzi o to, że odkąd tylko weszłam na aulę miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Nie byłoby to nic dziwnego, w końcu sala była pełna studentów.
No tak, tylko że ja usiadłam na samej górze auli. Za mną nie siedział zupełnie nikt, jak więc mogłam wytłumaczyć to dziwne uczucie? Czy ktoś z dołu przyglądał się mojemu odbiciu w swoim lusterku? Nie mogłam zupełnie skupić się na treści wykładów, wytrwałam jednak do końca i uczelnię opuściłam grubo po 18. Przez całą drogę do mieszkania towarzyszyło mi to uczucie, jakby ktoś przeszywał mnie spojrzeniem na wylot. Rozglądałam się nerwowo, przeczesywałam wzrokiem wszystkie twarze ludzi jadących ze mną autobusem. I wtedy go zobaczyłam. Siedział na samym końcu, na miejscu przysłoniętym szklaną przegródką, ledwo zauważalny, z czarnym kapturem naciągniętym na głowę. Wszystkie wnętrzności ścisnęła mi niewidzialna obręcz strachu. Autobus zatrzymał się na moim przystanku, musiałam wysiąść. Niestety stało się to, czego obawiałam się najbardziej – nieznajomy wysiadł razem ze mną. Od przystanku do mojego bloku było dosłownie kilka kroków, przejście tego kawałka zajmowało mi przeważnie nie więcej niż trzy minuty. Tym razem jednak były to najdłuższe trzy minuty w moim życiu.
W kieszeni kurtki ściskałam telefon, gotowa wyciągnąć go każdej chwili żeby zadzwonić po pomoc. Tylko do kogo? Nieznajomy szedł tuż za mną, byłam niemal pewna, że gdybym się zatrzymała, on również by to zrobił. Telefon prawie wyślizgiwał mi się ze spoconej dłoni, przyspieszyłam kroku. Był tak blisko, że niemal czułam jego oddech na swojej szyi. Wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Klaudii. Całe szczęście, że była w mieszkaniu. Poprosiłam ją, żeby jak najszybciej otworzyła mi drzwi do klatki schodowej. Oczywiście musiała zadać mi mnóstwo niepotrzebnych pytań, a ja prawie rozpłakałam się w słuchawkę. Kiedy zaczęłam błagać, Klaudia wreszcie odpuściła i z oddali usłyszałam charakterystyczne brzęczenie. Ostatnie, najgorsze dziesięć kroków. Chrzanić to, biegnę – pomyślałam.
Na klatkę schodową wpadłam z takim impetem, że omal nie wylądowałam twarzą na schodach. Wbiegłam na górę, weszłam do mieszkania i zaryglowałam drzwi. Opowiedziałam Klaudii o nieznajomym, ale ona tylko roześmiała się, że spanikowałam jak nastolatka i zamknęła się w swoim pokoju.
Nie miałam ochoty na jedzenie, nie miałam ochoty na nic. Usiadłam na łóżku i przez chwilę po prostu gapiłam się w ścianę, próbując uspokoić myśli. Może faktycznie przesadziłam, może ten typ tylko szedł w tym samym kierunku co ja? A ja od razu wymyśliłam, że mnie śledzi… Zaśmiałam się sama z siebie pod nosem.
Telefon zasygnalizował nowego SMSa od… Ani Koteckiej. Nie przypominałam sobie, żebym zapisywała jej numer.
„Zrobiłaś ankietę?”
Nie, nie, nie, to nie mogło być naprawdę. Przeczytałam tę wiadomość kilkakrotnie, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Zerwałam się z łóżka i sięgnęłam po laptopa, aby znowu przeszukać Messengera i historię przeglądarki. Nie było tam żadnej pieprzonej ankiety!
Dźwięk SMSa…
„Jeśli nie, to nie klikaj w ten link. Pod żadnym pozorem nie klikaj w link.”
Czułam, że cała się trzęsę. Próbowałam wstukiwać literki, ale telefon prawie wypadał mi z rąk. Zanim zdążyłam wysłać: „Dlaczego?”, otrzymałam nową wiadomość.
„Oni już po mnie idą. Pomóż mi, błagam, pomóż mi!!!”
Z sercem w gardle wybrałam numer Anki i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach usłyszałam wesoły głos dziewczyny. Zbita z tropu zaczęłam dopytywać o co chodzi z tymi SMSami, a ona sprawiała wrażenie jakby nie wiedziała o czym mówię. Prawie krzyczałam w słuchawkę, a Anka ze spokojem powiedziała:
- Nie wysyłałam ci żadnych wiadomości.
Usłyszałam dobiegający z przedpokoju dźwięk domofonu. Ania po raz kolejny zapewniła mnie, że nic do mnie nie pisała, rozłączyłam się więc. W tym samym momencie do pokoju weszła Klaudia.
- Zamawiałaś pizzę? Bo dostawca dzwonił.
Pokręciłam głową. Przypomniało mi się to pytanie z ankiety… „Dzwoni domofon, to dostawca pizzy. Otwierasz drzwi?”.
A wtedy znowu usłyszałam dźwięk SMSa. Oraz dzwonka do drzwi.
„Nie wpuszczaj ich, bo zrobią ci to samo co mi”
Chciałam krzyknąć, ale było już za późno. Klaudia otworzyła drzwi, a ja usłyszałam tylko ostry dźwięk, tak przeszywający i niepodobny do innych… A potem lepkie kroki, zbliżające się do mojej sypialni. Nie miałam gdzie się schować, mogłam tylko usiąść w rogu pokoju i z zamkniętymi oczami czekać na wyrok. Coś gęstego i ciemnego wpłynęło przez szczelinę pod drzwiami. Krew? Jezu…
Usiadłam w rogu, zakryłam głowę rękami, zamknęłam oczy i prawie nie oddychając czekałam. Drzwi uchyliły się…
- Ej, co ty odwalasz? – usłyszałam głos Klaudii. Dziewczyna stała w progu i przyglądała mi się jak bombce choinkowej w środku lata. Wyglądała zupełnie normalnie. – Dobra, chodź do kuchni, poczęstuję cię pizzą, bo widzę, że masz jakiś problem.
Gdy się odwróciła, przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że widzę smużkę krwi płynącą po jej przedramieniu.
Nie mogłam przełknąć tej pizzy. Przyglądałam się Klaudii bez słowa, co musiało wyglądać bardzo niepokojąco, ale nie mogłam nad tym zapanować. Działo się coś niewytłumaczalnego i albo świat zwariował, albo to ja zwariowałam.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk SMSa… Telefon zostawiłam w swoim pokoju, wróciłam tam więc i sięgnęłam po komórkę.
„Uciekaj stąd, błagam, ONI TU SĄ”
To był SMS od Klaudii.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt