Echa Przeszłości 3 - grab2105
Proza » Obyczajowe » Echa Przeszłości 3
A A A

... Podszedł do łóżka i nachylił się nad leżącą. W słabym świetle lampki nocnej zobaczył drobną, posiwiałą kobietę, na której twarzy śmiertelna choroba zdążyła już odbić swoje piętno. Ale jej oczy nie pozostawiały cienia wątpliwości kim była ich właścicielka. Niezmiennie wielkie, niebieskie, pełne łagodności i ciepła. Oczy, których widoku nigdy nie zapomniał.

Ostrożnie usiadł na skraju łóżka. Dłonie obojga spotkały się najpierw delikatnie, jakby z obawą, - prawie muśnięcie. Potem już śmielej z ufnością i wreszcie odnalazły się. Wczepiły się w siebie kurczowo. Stawski nachylił się i jego usta przywarły do jej dłoni.

- Basiu, kochanie moje. - Mówił przerywanym głosem tłumiąc łzy, - tak było mi ciebie brak i tak bardzo tęskniłem za tobą. Nigdy nie zapomniałem chwil spędzonych z tobą, twoich oczu, uśmiechu, twych pocałunków.

Wzruszenie było silniejsze od niego i jego łzy spadły na wychudzone dłonie leżącej. Nie mógł opanować swojego wzruszenia. Jego czas zatoczył pełne koło i jest znowu z Basią. Jest szczęśliwy.

- Mój kochany, - powiedziała drżącym głosem.

Kobiece, drżące dłonie przytuliły jego głowę do piersi.

- Lopeczku, - kontynuowała ciężko oddychając, - proszę, wybacz mi. Życie ukarało mnie okrutnie. Pragnę abyś jak dawniej był moim przyjacielem. Proszę…

Przerwała, oddychała z trudem łapiąc powietrze.

- Basiu, co z tobą kochanie? Może zawołam pielęgniarkę.

Stawski nie na żarty przestraszył się jej atakiem duszności.

- Nie. Nie wołaj, to minie. – Westchnęła, - Bądź przy mnie, już tak dawno nie miałam ciebie tak blisko.

Jej delikatne palce ponownie odkrywały jego twarz. Badały czoło, nos, policzki, zatrzymały się na ustach pieszcząc je w zmysłowy, znany mu sposób.

- Kochanie, twoje cudowne dłonie jak dawniej doprowadzają mnie do szaleństwa. Posłuchaj Basieńko, zapomnijmy o niedobrych czasach. Wróćmy choć na chwilę do naszych szczęśliwych chwil.

Stawski mając świadomość, że być może widzi ją ostatni raz, ze ściśnięty sercem zmusił się do lekkiego swobodnego tonu.

- Pamiętasz, jak wyglądałaś wtedy w parku? Jak zmokła kura.

- Pewno, że to pamiętam i też, jak potem suszyliśmy się w kafejce do której mnie zaprowadziłeś. Byłeś taki opiekuńczy. Zauroczyłeś mnie wtedy.

- Naprawdę? Miałem wtedy odczucie, że trochę cię nudzę, że jestem mało interesujący. A naprawdę zależało mnie na tym, żeby tak nie było. Chciałem spotkać się z tobą ponownie.

- Ależ skąd, wręcz odwrotnie, wydałeś mi się bardzo interesujący, twoje taktowne i szarmanckie zachowanie robiło wrażenie. Kobiety to lubią.

- A wiesz Basieńko, że zaczarowałaś mnie na samym początku tym swoim fascynującym spojrzeniem. Twoje oczy, w których odbijało się niebo i nie uwierzysz, odbijałem się ja. Naprawdę! Widziałem siebie w twoich oczach.

- E tam, na pewno zdawało ci się,

- A pamiętasz Basiu naszą pierwsza randkę, nasz pierwszy nieśmiały pocałunek na schodach twojego domu.

- Lopku, mówiąc szczerze, całowałam się potem wiele razy, z wieloma mężczyznami, ale właśnie ten nasz, jak nazwałeś, - nieśmiały pocałunek, był tym jedynym, najsłodszym i niezapomnianym.

Wspominając dawne czasy rozgadali się i zapomnieli o Bożym świecie. Byli teraz daleko z stąd, byli młodzi i zakochani. Stawski zauważył, że blade i ziemiste do tej pory policzki Basi zaróżowiły się. Z twarzy znikają oznaki choroby, a w błyszczących oczach widać błękit nieba. Była szczęśliwa. Ten widok wart jest wszystkiego, jak dobrze, że jestem tutaj, że nie zrezygnowałem.

Nie zauważyli jak w otwartych drzwiach stanęła Ania z uśmiechem patrząc na nich, trzymających cię za ręce.

- Jak się mają moje zakochane gołąbki? Zapytała żartobliwie.

Spojrzeli po sobie zmieszani jak uczniacy przyłapani na psoceniu. Ich ręce, jakby w obronie przed rozstaniem splotły się w mocniejszym uścisku.

- Panie Lopku, przepraszam, ale mama musi teraz brać leki, pan rozumie? Zaraz przyjdzie pielęgniarka. Trochę to będzie trwało.

- Basiu, córeczko, - powiedziała tonem rozkapryszonego dziecka, - ja nie chcę żadnych leków, chcę jak najdłużej pobyć z Lopkiem. Tak dawno go nie widziałam.

- Ależ mamusiu, pan Lopek jeszcze nie wyjeżdża, prawda panie Lopku?

- Oczywiście, że nie. A ty Basiu, musisz szybko wyzdrowieć, ale jak pozwolisz, to będę przy tobie jak będziesz zasypiała, zgoda?

- Naprawdę będziesz przy mnie, nie żartujesz?

- Jakże mógłbym, przecież nareszcie mogę nacieszyć się tobą.

- No to dawajcie te wstrętne leki, powiedziała zrezygnowanym tonem.

Ostrożnie oswobodził swoje dłonie z jej kurczowego uścisku i podniósł się z jej łóżka. Nachylił się jednak ponownie i szepnął.

- Czekaj na mnie, zaraz będę z powrotem.

Poczuł swoim policzku drżącą dłoń oraz cichutkie,

- Wracaj prędko kochanie, czekam.

Na nogach jak z waty odszedł od łóżka i podszedł do Ani.

Gdy tylko zamknęły się drzwi za nimi, chwycił Anię za ramiona i patrząc jej prosto w oczy zapytał łamiącym się głosem.

- Ona umiera, prawda?

Potrząsnął ją, a jego oczy prosiły o zaprzeczenie.

- Niestety tak. Żyję z tą świadomością od około miesiąca. Lekarz powiedział wczoraj, że koniec może nastąpić w każdej chwili. Organizm jest bardzo słaby.

Zreflektował się, na pewno sprawiam jej ból, co ja wyczyniam?

- Przepraszam za moje zachowanie, na pewno panią zabolało. Jestem taki wstrząśnięty. To mnie przerasta.

Głęboko odetchnął, starając się zapanować nad emocjami.

- Pani Aniu, muszę trochę ochłonąć i mam prośbę, usiądźmy gdzieś, a za filiżankę kawy byłbym bardzo wdzięczny.

- Proszę nie robić sobie wyrzutów, drobnostka. Jestem tak bardzo wdzięczna panu za uśmiech szczęścia na twarzy mojej mamy. Dzięki panu, moja mama będzie mogła umrzeć w przekonaniu, że ma w panu swojego przyjaciela. Tak o tym marzyła…

- Ale chodźmy do gabinetu, zaraz przygotuję kawę.

- Filiżanka kawy i mnie dobrze zrobi.

Weszli do pokoju, w którym byli poprzednio, został sam, Ania od razu wyszła przygotować kawę. Nie czuł się dobrze, serce waliło mu jak oszalałe. Miał zawroty głowy. Usiadł ciężko przy stole i drżącą ręką sięgnął po leki. Jedną tabletkę, którą z trudem wyłuskał z opakowania włożył po język. Siedział z zamkniętymi oczami i nisko pochyloną głową, starał się opanować ogarniającą go słabość. Tylko tego brak żebym tutaj zasłabł, przemknęło mu przez myśl, Mało ma to Ania kłopotów, jeszcze ja.

- Widzę, że źle się pan czuje - Usłyszał za plecami, z pewnym trudem podniósł głowę.

- No cóż, wiek ma swoje prawa, ale już dobrze. O widzę, że jest kawa, jak to dobrze.

- Nie jestem taka pewna, nie wygląda pan kwitnąco. I ta apteka na stole.

- To nic ważnego, ot drobna niedyspozycja.

Starał się mówić lekkim tonem, chowając ukradkiem opakowania leków do kieszeni. Spojrzał na nią, miała zaniepokojone spojrzenie.

- Naprawdę u mnie wszystko w normie. To, co pijemy kawę?

- Kawę oczywiście pijemy, ale pan dalej mi się nie podoba, jest pan taki blady i niespokojny.

- E tam, wydaje się pani, naprawdę czuję się świetnie.

- Ja tam widzę, jaka to świetność, - Mruknęła pod nosem stawiając kawę.

- Proszę mi powiedzieć, ile będzie trwał zabieg u pani mamy?

 - Myślę, że mamy około pół godziny, proszę napić się kawy. Przyniosłam też coś słodkiego do pogryzienia

 - Przyznam się, że chciałbym już być z nią, tęskniłem za nią, a teraz kiedy ją widzę ucieka ode mnie, ucieka na zawsze. Jakieś fatum ciąży nad moją osobą. - Głos mu drżał. Z trudem hamował wybuch żalu. Zwiesił głowę i zamilkł.

Podeszła do niego, matczynym ruchem pogłaskała go po głowie.

- Panie Lopku, tak mi pana żal, nie wiem co mam powiedzieć. Obojgu nam życie nie jest łaskawe. Musimy wziąć się w garść, nie wolno nam w tej sytuacji, dać się kierować emocjami..

Jej matczyny gest i spokojne słowa, wyraźnie uspokoiły go. Podniósł głowę i uśmiechnął się.

- Pani jest jak balsam kojący rany. Wystarczyło kilka gestów, słów abym opanował swoje skołatane nerwy. A kawa faktycznie przyda się nam. A tym bardziej, że jak pani pozwoli, to chciałem cała noc, posiedzieć przy pani mamie. Tylko tyle mogę jeszcze zrobić.

Ania spojrzała na niego, widać było jej wielkie wzruszenie.

- Po raz któryś zaskakuje mnie pan. To wręcz nierealne, jak można być tak bardzo oddanym mimo zła, które pana spotkało? Faktycznie, musieliście się bardzo kochać. Mama na pewno będzie szczęśliwa mając pana koło siebie.

Zapadła cisza. Popijali kawę i przyglądali się sobie ukradkiem, unikając spojrzenia sobie w oczy. Czuli się dziwnie skrępowani. Panującą ciszę przerwało wejście pielęgniarki.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale starsza pani kazała zawołać pana.

Powiedziała to, przypatrując się uważnie Stawskiemu,

Zerwali oboje się od stołu, Stawskiemu oczy błyszczały. Za chwilkę byli u łóżka chorej.

Stanęli zaskoczeni zmianą, jaka u niej zaszła. Włosy miała starannie ułożone, na twarzy pojawiły się rumieńce a jej szczupłe ramiona okrywała strojna bluzka. W jej oczach pojawiły się figlarne błyski.

- Co się z wami stało, czemu tak stoicie? To ja Barbara.

- Mamusiu, ależ ty robisz niespodzianki. Tak ślicznie wyglądasz. Taka zmiana, jaka jestem szczęśliwa.

- To tylko dzięki Lopkowi, kochanemu Lopkowi. To on tchnął we mnie życie. Lopku kochany chodź, usiądź koło mnie.

Stawski jak zahipnotyzowany podszedł do łóżka, nie zauważając jak pielęgniarka szeptała coś na ucho zmartwiałej Basi.

- Basieńko, taki jestem szczęśliwy że mogę być znowu z tobą.

Usiadł koło niej biorąc jej delikatną dłoń w swoje ręce. Czule głaskał jej szczupłe, chłodne palce. Ich wzrok spotkał się, spojrzenia zatopiły się w sobie. Nie rozmawiali. Ręce tych dwojga zakochanych splecione były uściskiem. Czas zatrzymał się.

Nagle poczuł, że uścisk jej dłoni zelżał, a Basia porusza wargami jakby chciała mu coś powiedzieć. Przysunął się do jej ust, usłyszał przerywany oddech i powiedziane słabiutkim głosem.

- Proszę, wybacz mi kochany.

Patrzyła na niego zza półprzymkniętych powiek. Spojrzenie pomału traciło blask, uśmiechnęła się smutno i wyszeptała.

- Dziękuję. Żegnaj. – Jeszcze chwila i osunęła się bezwładnie na poduszki.

- Basiu! Basiu! Basieńko!

Stawski przypadł do niej, tulił ją w ramionach nie kryjąc łez. Naraz zrobiło mu się ciemno przed oczami, wszystko mu zawirowało i zapadł w ciemność.

Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Leżał na wysokim łóżku podłączony do jakiejś aparatury. Co ja tu u diabła robię, skąd tu się wziąłem? Próbował się poruszyć, ale nie mógł. Nie miał siły nawet podnieść ręki. I naraz przypomniał… Basia umarła na jego rękach. Znowu zrobiło mu się słabo. W tej chwili pojawiła się osoba w białym kitlu i odezwała się męskim głosem.

- O, widzę, że chory nareszcie otworzył oczy. Fartowny z pana człowiek. Jestem doktor Nowakowski i jestem kolegą męża Ani. To ona pana uratowała, proszę jej podziękować. To bardzo dzielna kobieta. Stawski podświadomie słuchał tego wszystkiego, ale nie mógł się skupić. Już otwierał usta aby coś powiedzieć, ale usłyszał.

- Żadnego gadania. Musi pan się oszczędzać. To był ciężki zawał i to nie pierwszy. Cudem uszedł pan z życiem. Dla porządku powiem, że Ania cały czas zajmowała się panem jak najlepsza pielęgniarka. Aha i jeszcze jedno, Szanowny Pan jest u nas od tygodnia. Ładny kawał czasu, dodał filozoficznie. A teraz dostanie pan zastrzyk i do spania.

Poczuł ukłucie i zrobiło mu się ciepło – Usnął.

Było ciemno jak otworzył oczy. Słabe światło padające gdzieś z boku dawało kojący półmrok. Czuł się znacznie lepiej niż przy pierwszym przebudzeniu. Byłoby jeszcze lepiej gdyby nie spieczone usta i suche gardło. Pić! Poruszył się i stwierdził z ulgą, że może poruszać rękami. Nie jest źle, - pomyślał.

- Proszę się nie ruszać panie Lopku. Nie wolno panu. - Usłyszał znajomy głos

Ani. Co ona tu robi w nocy? - Błysnęło w głowie.

Nachyliła się nad nim i przyjrzała uważnie.

- O, jakie pan ma suche usta. Już damy coś do picia.

Po chwili przystawiła do ust specjalny pojemnik z herbatą.

- Proszę pić tyle, ile pan chce, tylko powoli.

Pił łapczywie, jednak po kilku łykach poczuł zmęczenie o rany, ale jestem. Chciał jeszcze przyjrzeć się Ani, ale powieki były zbyt ciężkie. Znowu zasnął.

Minęło kilka następnych długich dni w trakcie których, jak podejrzewał, był po wpływem silnych środków uspakajających. Był ciągle rozkojarzony, senny, niezdolny do logicznego myślenia. Starał się nie myśleć o minionych zdarzeniach. Często widział krzątającą się koło niego, lecz unikającą jego spojrzenia Anię. Chciał zamienić z nią kilka słów, ale każda taka próba kończyła się krótką odpowiedzią:

- Jeszcze nie teraz panie Lopku.

Jednak z każdy kolejny dzień przynosił poprawę. Mógł już siadać na łóżku, a w końcu rewelacja, - pozwolono wstać. Pierwsza wizyta w łazience była dla niego szokiem. Zobaczył w lustrze obcą twarz całkowicie posiwiałego i zarośniętego faceta. Patrzyła na niego gęba o zapadniętych policzkach i bladej ziemistej cerze. Ale wyglądam jakbym wstał z grobu, i jeszcze tego samego dnia poprosił o fryzjera. Muszę doprowadzić się do porządku, trzeba jakoś wyglądać a nie straszyć ludzi. – Przywoływał siebie do porządku.

Fryzjer postarał się, został bardzo starannie ostrzyżony, ogolony a twarz wysmarowano mu jakimiś wonnościami. Po zabiegu w podstawionym przez fryzjera lustrze, zobaczył już całkiem innego człowieka. Nawet uśmiechnął się do siebie. Miał serdecznie dość szpitala i chciał jechać do domu. Jeszcze tego samego dnia na wizycie zagadnął ordynatora.

- Panie Doktorze, jak długo chcecie mnie tu trzymać? Przyznam się, że chętnie wróciłbym do domu.

Ordynator spojrzał na niego zza okularów i uśmiechnął się pobłażliwie.

- Panie Stawski, o czym pan mówi? Ledwo pan się wywinął kostusze a już chciałoby się poszaleć, co? Otóż nic z tego. U nas jeszcze gdzieś kilka dni i zobaczymy jak serduszko będzie się sprawowało, a potem... Właśnie, czy jest ktoś, kto panu zapewni opiekę? O ile wiem pan mieszka samotnie więc takiej możliwości nie ma. Nie wypuszczę pana ze szpitala w tym stanie bez zagwarantowanej opieki. To pewna śmierć. Jedno co mogę zrobić, to ekspresowo załatwię pobyt rehabilitacyjny w sanatorium. Ale to nie wcześniej jak gdzieś za tydzień. To na tyle Panie Stawski. Proszę cieszyć się z życia, naprawdę. Jeszcze raz spojrzał na niego badawczo i odszedł w asyście lekarzy.

Takie postawienie sprawy przez ordynatora nie było dla niego wielkim zaskoczeniem. Po pierwszym zawale była podobna sytuacja. Sanatorium i dopiero potem do domu i przez miesiąc dochodząca pielęgniarka. Liczył, że może jednak uda się coś utargować, ale niestety nie.

Wyszedł i smętnie powlókł się do okna na końcu korytarza. Z nijaką zazdrością przyglądał się jak rozradowane dzieci lepią bałwana z pierwszego tej jesieni śniegu.

- Dzień dobry panie Lopku. Radość patrzeć na te dzieciaki, prawda? - Usłyszał za sobą łagodny głos Ani.

Zaskoczony odwrócił się gwałtownie. Nie widział jej chyba kilka dni, i był przekonany, że już przestał dla niej istnieć. Przecież był tylko kłopotem.

- O tak, ma pani rację. Przyjemnie patrzeć na czyjąś radość, a szczególnie na radość dzieci. Ale to nie ważne. Ważne, że nareszcie, jak myślę, możemy sobie spokojnie porozmawiać. Po pierwsze, chciałem po prostu podziękować za wszystko. Za uratowanie mego życia, opiekę i wielkie pani serce. Jest pani bezcenną osobą. Gdybym mógł to bym panią wyściskał.

- Pan przesadza. Niewiele w tym mojego udziału, ale jestem szczęśliwa widząc pana w takim stanie. Ostatnio wyglądał pan, mówiąc delikatnie, trochę gorzej. Jeżeli natomiast chodzi o pogawędki to myślę, że możemy mieć na nie bardzo dużo czasu. Właśnie wracam od ordynatora, pytałam o stan pana serduszka. Wiem jak przedstawia się sytuacja. Panie Lopku, proszę nie odmawiać, proszę przyjąć moją gościnę. Stawiam do pana dyspozycji mój dom i siebie w charakterze jak pan woli, niańki, pielęgniarki czy opiekunki. Jeszcze raz proszę nie odmawiać.

Stawski zaniemówił. Chwilę milczał. Przez myśl mu nie przeszło, aby spodziewać się czegoś takiego z jej strony.

- Pani Aniu, proszę wybaczyć, ale to chyba jakiś żart. Niby dlaczego miałbym być komuś ciężarem? W imię czego ma się pani poświęcać dla starego człowieka? Tak nie można. Pani ma swoje życie i nie ma tam miejsca dla mojej osoby. Proszę mnie zrozumieć, to wbrew moim zasadom. Zawsze byłem samowystarczalny.

Patrzyła na niego nieruchomym wzrokiem i tylko jej wargi drżały. Westchnęła ciężko.

- Zrobił mi pan wielką krzywdę. Ja za szczerego serca. Myślałam w swojej naiwności, że uważa mnie pan za swojego przyjaciela. Jednak myliłam się. Przyjaciele tak nie postępują. Po śmierci mamy tylko pan pozostał mi jedyną bliską osobą. Nie wiem czemu, ale tak to jest. Nic na to nie poradzę. ...

Ciąg dalszy nastąpi.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
grab2105 · dnia 23.11.2020 08:52 · Czytań: 328 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty