Martwa natura - AndreaDoria
Proza » Inne » Martwa natura
A A A
Już od dłuższego czasu wydawało mi się, że wchodząc do kuchni słyszę ucinające się szepty. Jakieś zawisłe w powietrzu, niezrozumiałe frazy. Syczące, skrzypiące ni to sylaby, ni litery.
- Kiego czorta?
Czy niesie tak przewodem wentylacyjnym od sąsiadów?
Lecz czemu urywa się, gdy tylko przekroczę próg?
Zacząłem powoli popadać w obsesję. To skradałem się po ciemku w środku nocy,
to wpadałem biegiem zapalając światło. Ciągle z takim samym rezultatem.
Żywej duszy. Tylko w uszach pobrzmiewało echo.
Coś niby "szyyy ...", coś niby "ciii ...".
Wczoraj zaś wydało mi się, że słyszę nawet "hihihi".
Ktoś najwidoczniej bawi się moim kosztem.
Zdeterminowany, postanowiłem, że dzisiaj przekopię całą kuchnię.
W pracy wziąłem wolne i pognałem do domu. Z windy wysiadłem dwa piętra wyżej.
- Dopadnę was skurczybyki. Nie spodziewacie się mnie o tej porze.
Na paluszkach, z butami w jednej ręce a kluczami w drugiej, skradałem się pod drzwi własnego mieszkania.
Przystawiłem ucho obok klamki i zacząłem nasłuchiwać.
Z początku nic do mnie nie docierało, lecz po chwili usłyszałem. Pierwszy raz usłyszałem całe zdania.
- Czy myślicie, że coś podejrzewa?
Zabulgotało coś metalicznie.
- Nie, przecież to niemożliwe!
Odpowiedział ktoś szybko głosem skrzypiącym jak stolarska krajzega.
- Ale dziwnie się ostatnio zachowuje.
Zadudniło tubalnym basem.
- Widać ma jakieś problemy.
Zaświergotało dzwoniącym głosikiem.
Włos zjeżył mi się na głowie.
- Rany Boskie! Co najmniej czterech! Sam nie dam rady.
Przez głowę przelatywały setki rozwiązań zaistniałej sytuacji.
- Jezusiczku! Co robić, co robić?
Wycofałem się jak najciszej na półpiętro. Wtem mnie olśniło.
- Staszek! Tak, on mi pomoże.
Zbiegłem pędem na 6 piętro i zapukałem do drzwi.
- Co się stało?
Spytał Staszek, rzucając zaciekawione spojrzenie na moje stopy w skarpetkach.
- Stachu, ratuj! Ktoś mi buszuje po mieszkaniu!
Wyrzuciłem z siebie półszeptem.
- A kto miałby buszować?
Nadal podejrzliwie spoglądał na moje nogi.
- A bo ja wiem? Może włamywacze - przynajmniej czterech!
Odparłem.
- Akurat. Czterech włamywaczy na dziewiątym piętrze w bloku.
Pokręcił z politowaniem głową.
- Mówię ci, że czterech. Słyszałem głosy, mówili o mnie.
Nie dawałem za wygraną.
- Skoro mówili o tobie, to muszą cię znać albo obserwowali cię od dłuższego czasu.
Wydedukował Stach.
- Fakt! Masz rację! Już od jakiegoś czasu słyszę w kuchni dziwne głosy. Może założyli mi podsłuch.
Wypaliłem jednym tchem, olśniony tą myślą.
- Jasne. Wysłali krasnoludki na przeszpiegi.
Zachichotał Stach.
- A może wprowadzili ci do wodociągu miniaturową łódź podwodną.
Trząsł się już cały ze śmiechu.
Omal się nie popłakałem.
- Daj spokój! Nie żartuję. Powiedz co robić?
- Zadzwoń po poldków.
Stwierdził rzeczowo.
- Chłopie. Nim ci przyjadą, to wyniosą mi wszystko z mieszkania!
Niemal już krzyczałem w desperacji.
- Tu trzeba radykalnych środków, w tej chwili.
- Dobra. Spróbuję zorganizować sąsiadów.
Rzucił krótko.
Po pięciu minutach, pod moimi drzwiami, sformowała się spora grupka samoobrony.
W rękach błyszczały złowrogo patelnie, kilka tłuczków do mięsa a nawet jeden kij do baseball`a.
Z duszą na ramieniu przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem drzwi.
- Dobra. Poddawać się. Jesteście otoczeni.
Zachrypiałem przez ściśnięte gardło.
Nic. Żadnej reakcji.
- Wyłazić, bo was wykurzymy.
Dodałem sobie odwagi okrzykiem i wsunąłem się do przedpokoju. Przed sobą kurczowo trzymałem pojemnik z gazem pieprzowym.
Nadal żadnego odzewu.
- I co? i co?
Dochodziły szepty "komandosów" zza moich pleców.
- Może są w łazience.
Powiedziałem szeptem, pokazując drzwi po prawej.
Na palcach prawej ręki odliczyłem od pięciu i otworzyłem drzwi, jednocześnie zapalając światło.
Znowu nikogo.
Reszta towarzystwa już bardziej ośmielona zaczęła penetrować pozostałe pomieszczenia.
Zaglądali do szaf, kanapy. Sprawdzili w lodówce i pawlaczu. Stachu odchylił nawet obudowę kaloryferów.
Bez rezultatów.
- No i gdzie ci włamywacze.
Dały się słyszeć pełne niedosytu głosy.
- Nie wiem. Może uciekli oknem.
Stwierdziłem zdezorientowany.
- Tak. Mieli bereciki ze śmigiełkami i odfrunęli w siną dal.
Stachu jak zwykle musiał być uszczypliwy.
- A może się zmniejszyli i odpłynęli tą łodzią podwodną, która założyła ci podsłuch.
Grał dalej na moich emocjach.
Czułem się fatalnie. Sprawdzałem jeszcze czy czegoś nie brakuje, lecz wszystko tkwiło wzorowo za swoim miejscu.
- Oj Mireczku.
Stachu poklepał mnie po plecach.
- Strzel sobie setkę, odpocznij, wyśpij się dobrze i nie siej więcej paniki.
Czułem się cholernie głupio.
Towarzystwo zaczęło opuszczać mieszkanie chichrając mi się prosto w nos.
Zostałem sam. Zawstydzony, przybity, zachodzący w głowę gdzie się podzieli właściciele głosów, które słyszałem po drzwiami.
Padłem ciężko na taboret przy kuchennym stole.
- Oj. Jaki ciężki.
Zaskrzypiało pode mną.
Momentalnie zesztywniałem.
- Cicho, bo cię usłyszy.
Zasyczało od kuchenki gazowej.
Byłem jak sparaliżowany i nie wierzylem w to co słyszę.
- A jak się zdenerwuje to może nas uszkodzić.
Zabulgotało gdzieś od strony lodówki.
I tu skubana miała rację. Za te wszystkie poniżenia, które dzisiaj przeszedłem, za ten śmiech sąsiadów nadeszła chwila zemsty.
- To ja odmrażałem cię, aby nie było ci ciężko a ty robisz mnie w balona.
Krzyczałem wyrywając drzwi lodówki.
- Ty Judaszu. Usuwałem z ciebie kamień po to byś stroił sobie ze mnie żarty?
Czajnik wylądował lotem koszącym na kafelkach.
Z satysfakcją odnotowałem okrzyk bólu, gdy rozpadał się na kawałeczki po zetknięciu z glazurą.
Wstąpił we mnie demon zniszczenia. Z lubością wsłuchiwałem się w jęki dewastowanych sprzętów.
Nie wiem skąd wzięli się sanitariusze. Chyba telefon ich wezwał.
Skubaniutki. Zupełnie o nim zapomniałem.
Teraz jestem już spokojny, wyjątkowo spokojny.
Biały kaftanik szczelnie okrywa moje ciało.
Tylko kozetka nie daje zasnąć, opowiadając wciąż sprośne kawały.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
AndreaDoria · dnia 21.03.2007 08:22 · Czytań: 755 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
beata dnia 21.03.2007 18:57
"Martwa natura", czyli schizofrenik w opałach....najlepsze jest ostatnie zdanie, czyli świńtusząca kozetka,bo zasadzka sąsiadów z patelniami na czterech włamywaczy była trochę dziecinna.;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Miladora
20/06/2025 11:58
I klapa trzask za kochankiem? :) Trudno, żebym znała… »
pociengiel
20/06/2025 11:49
Czysty, jednakowoż szatański. »
pociengiel
20/06/2025 11:46
Bujanie to celowe, terningowe wpuszczanie ptaków. Scinka to… »
Miladora
20/06/2025 11:43
To czysty oportunizm, nieprawdaż? :) »
Miladora
20/06/2025 11:40
A co mają winerki do wiersza, panie F.? :) Bo próbuję… »
pociengiel
20/06/2025 11:31
Powtórzam za kajającą się najwiekszą dewotą i plotkarą z… »
Miladora
20/06/2025 11:25
I odczuwasz potrzebę nieustannego śledztwa? :) Może... »
Miladora
20/06/2025 11:23
Bardzo dziękuję, Lilu, za miłe słowa i wizytę pod czapką… »
pociengiel
20/06/2025 00:31
Cytuję: A nie powinno być, że gryzł grzebień koguta… »
Miladora
19/06/2025 23:39
Lepiej, panie F. :) Ale: A nie masz innego porównania?… »
pociengiel
19/06/2025 23:24
eto łuczsze i mnogo krasawic »
Lilah
19/06/2025 22:49
Może i była zmieniona, kto to wie... Wokół Cichego Donu… »
pociengiel
19/06/2025 19:46
Czytając Cichy Don, podobno pamiętnik jakiegoś kozaka,… »
Lilah
19/06/2025 18:30
Mila już Ci wyjaśniła, więc nie będę się powtarzać.… »
pociengiel
19/06/2025 15:42
No tak, koncówka potrzebowała opamietania. Dzięki, »
ShoutBox
  • Miladora
  • 04/06/2025 15:22
  • Bardzo dziękuję, bo nie spodziewałam się wyróżnienia. :)
  • pociengiel
  • 28/05/2025 10:41
  • moskalik ciapatek a jak dowcipny buk Akbar! powie za rok dwa góra osiem posrają się muchy na jego głowie wcześniej da głos nieczyste prosię
  • pociengiel
  • 26/05/2025 14:18
  • co to z tym Conanem?
  • Miladora
  • 26/05/2025 12:59
  • Panie F. - Conan Ci uciekł. :)
Ostatnio widziani
Gości online:92
Najnowszy:Synke