Dzień Ognika - AndreaDoria
Proza » Inne » Dzień Ognika
A A A

I


Nic nie wskazywało z rana, że ten dzień będzie tak bardzo inny od pozostałych.
Jesienne słońce podniosło się czerwoną kulą ponad horyzont, nadając pożółkłym już liściom barwę płomieni. Przeciskało się bezczelnie przez szczeliny w żaluzjach, muskało delikatnie, zamknięte powieki Ryśka.
Powoli wyrywał się z objęć Morfeusza. Leciutko uniesione kąciki ust, rozluźniona skóra na twarzy wskazywały, że tym razem nie trapiły go nocne koszmary.
A te nawiedzały go ostatnio niemal, co noc.
Przeżywał na nowo wciąż tę samą historię. Wracał w snach do okresu, gdy był kilkanaście lat młodszy, kiedy po raz pierwszy upomniała się o niego żniwiarka ludzkich dusz. Spoglądał co noc w otwarte lecz już martwe oczy swych przyjaciół.
Tym razem też spoglądał w ich źrenice, lecz te nie były martwe.
Jaśniały blaskiem większym od słonecznego. Ich spojrzenie napełniało otuchą i nadzieją, obiecywało coś nadzwyczajnego. A co najważniejsze nie było już w nich wyrzutu, że nie podążył razem z nimi do krainy wiecznej szczęśliwości.
Uśmiechał się przez sen. Powracał do realności. Blask oczu zastąpiły wesołe refleksy słońca na powiekach. Przeciągnął się leniwie i uniósł na łokciach. Spojrzał na zegarek.
- Ósma! No nie! - Już dawno tak długo nie spał.
Zerwał się z kanapy i pomaszerował do kuchni.
Rytualny porządek każdego dnia - nastawił kawę w ekspresie. W czasie golenia będzie wabiła go swym aromatem.
Zdziwiło go odbicie odbicie własnej twarzy w lustrze. Jaśniała jakimś niezwykłym blaskiem. Tańczyły wokół niej pomarańczowo-zielone ogniki tworząc fosforyzującą aureolę.
- Co jest! Coś mi się stało z oczami?
Przemył twarz zimną wodą i ponownie spojrzał w lustro.
Zjawisko nie znikło, wręcz przeciwnie - przybrało na intensywności. Zakręciło mu się w głowie. Przytrzymał się umywalki, gdyż nogi ugięły się pod nim niebezpiecznie.
- Boże, chyba nie zwariowałem - pomyślał spoglądając znowu w lustrzaną taflę.
Ogniki falowały strzelając od czasu do czasu na kilkanaście centymetrów jaśniejszym rozbłyskiem. Patrzył zafascynowany na to przedstawienie zupełnie nie rozumiejąc, co się dzieje.
- Będę musiał wspomnieć o tym na dzisiejszym spotkaniu.
Prawda. Przecież dzisiaj była sobota. Jego najbardziej osobisty i intymny dzień od kilkunastu miesięcy.

II

Prawdę powiedziawszy już nie pamiętał, kto wpadł na pomysł założenia "Klubu Desperatów". Po prostu - padła propozycja a później było już tylko działanie. Zaczynali w trójkę, później dołączali następni.
Dlaczego desperatów?
Gdyż desperacko szukali każdego sposobu by zabliźnić rany, powstałe w ich psychice po dramatycznych przeżyciach w przeszłości. Z początku spotykali się w różnych miejscach. Latem były to ławki w parku. Szum drzew i świergot ptaków w konarach wpływał kojąco na ich emocje, pomagał w zrozumieniu innych.
Gdy z pleneru przeganiały ich jesienne słoty lub zimowe zadymki, przenosili się do wnętrz ciepłych kawiarenek. Tam przy małej czarnej nadal snuli swe monologo-skargi.
Czasami było to mieszkanie jednego z nich. Jednak z czasem, gdy członków przybywało, miejsca te stały się za ciasne.
Znaleźli wreszcie zaniedbaną, zapuszczoną salkę nad stolarnią.
Za psie pieniądze wynajęli ją od właściciela. W pocie czoła, nie szczędząc sił wyremontowali tę norę. Przyozdobili tak, by mogła w pełni stać się ich sobotnim królestwem. Tu spędzali sobotnie popołudnia, przeżywając od nowa swe koszmary i starając się , by te przeżycia były coraz mniej bolesne.
Tutaj też Rysiek zamierzał wspomnieć o swej porannej przygodzie.


III

Wchodząc po wąskich schodkach, Rysiek poczuł, że dzieje się coś dziwnego.
Od czubków palców aż po łokcie przebiegały mu stada rozszalałych mrówek. Włosy strzelały niebieskimi iskierkami jakby naładowane jakimś silnym polem elektrostatycznym. Wzdłuż kręgosłupa czuł ukłucia drobniutkich igiełek.
Otwierając drzwi klubu poczuł uderzenie czegoś ... czegoś ... czego nie potrafił nazwać. Było jak fala powietrza, lecz nie poczuł powiewu na policzkach. Było jak cios obuchem, lecz nie poczuł bólu. Było czymś wwiercającym się w czaszkę i stąd rozchodzącym się po całym ciele.
W salce była już Kasia, Ewa, Leszek i Jarek. Ze zdziwieniem zarejestrował wokół ich postaci podobne świetlne zjawiska jak u siebie rano. Różniły się co prawda kolorami, intensywnością świecenia ale otaczały każdego z obecnych falującą powłoką.
Podszedł do dziewcząt. Gdy przytulił się do Kasi, poczuł ponownie prąd przebiegający wzdłuż pleców. Powtórzyło się to po każdym kolejnym powitaniu.
Ewa zaparzyła wszystkim kawę.
Po wymianie wstępnych uprzejmości rozpoczęli spotkanie.
Pierwsza była Kasia. Rysiek czuł się dziwnie. Głos dziewczyny docierał do niego z jakimś dziwnym pogłosem, z coraz dalszej odległości, by ucichnąć na dobre.
Widział jeszcze poruszające się usta, widział wpatrzone w siebie z ufnością brązowe oczy. Lecz i to powoli zaczęło się zacierać. Cała sala kołysała się jak kajuta statku podczas sztormu. Obraz drgał i rozmywał z każdym przechyleniem. Tumany niebieskawej mgły zasłoniły wkrótce wszystko. Rysiek czuł, że się zapada. Zapada gdzieś w otchłań bez dna.

IV

Przyszedł do siebie pod strzelistą topolą obok dziesięciopiętrowego bloku.
Właściwie przyszedł to źle powiedziane - przyszła do siebie.
Tak! Bo nie był już Ryśkiem - był Kasią!
Kasią szczuplejszą, drobniejszą i młodszą o kilka lat.

Czuła strach, paniczny strach. Strach przed ojcem. Jej najgorsze obawy się sprawdziły. Chwila zapomnienia sprzed czterech miesięcy przynosiła oto konsekwencje.
Trzecia klasa ogólniaka a ona jest w ciąży.
- Jezu! Jak ja to powiem ojcu!
Płakała bezgłośnie. Ręce drżały. Palce to zaciskały się w pięść, to znowu prostowały tworząc swoisty taniec, pantomimę ruchu.
Weszła do klatki i trzęsącą się ręką odnalazła przycisk przywołania windy.
Weszła do środka i nacisnęła siódemkę. Z lustra spoglądały na nią wystraszone brązowe oczy. Łzy poznaczyły policzki strużkami rozmytego tuszu. Nerwowo otworzyła torebkę szukając chusteczki.
- Boże! - modliła się w myślach - pomóż! Ojciec mnie zabije.
Pragnęła by winda jechała jak najdłużej. Chciała odwlec tę nieuniknioną chwilę w nieskończoność.
Na palcach podeszła do drzwi i cichutko przekręciła klucz w zamku.
Wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę.
Był tam. Stał na progu kuchni wbijając w nią przenikliwe spojrzenie.
- Co znowu zmalowałaś cholero jedna - wycedził przez zęby zaciśnięte na ustniku fajki.
Uciekła oczami od jego wzroku, spoglądając na czubki butów.
- Tato - zaczęła cichutko.
- No - usłyszała pomruk.
- Muszę ci coś powiedzieć.
Przysunął się o krok na swych krótkich nóżkach. Oczy spoglądały srogo zza grubych szkieł.
- Tato, jestem w ciąży - wyrzuciła wreszcie z siebie.
- Ty zdziro - szorstka, twarda ręka wylądowała na jej policzku.
- Patrz matka, ta szmata dorobiła się bękarta - po raz drugi poczuła uderzenie.
- A nie mówiłem, żeby tego nie puszczać samego na dyskoteki.
Złapał ją za bluzkę i potrząsał jak piórkiem.
- Czemu siostry mogą być porządne, tylko nie ty kurwiszonie.
Trząsł nią nadal. Głowa boleśnie uderzała o futrynę drzwi.
Powoli traciła świadomość. Przestała odczuwać ból. Po chwili przestała reagować na wszystko.

Obudziła się na szpitalnej sali. Spostrzegła pielęgniarkę.
- Siostro - wykrztusiła - siostro.
Podeszła z dziwnym wyrazem w twarzy.
- Bardzo mi przykro, ale straciła pani dziecko.
Przerażające ukłucie w sercu. Łzy trysnęły strumieniami starając się wylać całą rozpacz, jaka pojawiła się gdzieś w środku. Sala zakołysała się, wypełniając niebieską mgłą.

V

Rysiek siedział przy stole spazmatycznie chwytając powietrze.
Łzy toczyły swe słone krople po policzkach. Zauważył, że pozostali wpatrują się w niego z niemym zdziwieniem.
Powoli odsunął krzesło i poniósł niepewnie na nogi.
Zbliżył się do Kasi i mocno objął.
- Kasieńko - wyszeptał najczulej jak potrafił do jej ucha - dlaczego nam o tym nie powiedziałaś ?
- O czym ? - odsunęła go od siebie i spoglądała ze zdziwieniem i odrobiną strachu.
- O tym, że straciłaś dziecko.
Zbladła i osunęła się ciężko na krzesło.
- Skąd wiesz?
- Nie uwierzysz. Ale wiem co wtedy czułaś. To nie twoja wina.
- Co ty możesz wiedzieć? - wybuchła .
- Nie było cię tam wtedy. Poza tym jesteś mężczyzną i nigdy nie zrozumiesz rozpaczy matki po stracie dziecka!
- O nie! Mylisz się. Byłem tam i to przed chwilą. Do tej pory bolą mnie policzki od uderzeń ręki ojca. Głowa pulsuje w miejscu gdzie zetknęła się z futryną. Czuję ciągle czarną rozpacz, od momentu, gdy dowiedziałem się prawdy od pielęgniarki.
Spąsowiała, zbladła, ponownie oblała się rumieńcem. I nagle eksplodowała całym pokładem żalu, który do tej pory w sobie nosiła.
To nie był płacz człowieka. To był skowyt śmiertelnie rannego zwierzęcia.
Padli sobie w objęcia, wstrząsani spazmami płaczu niepłaczu. Jakkolwiek by nazwać to co ich w tę chwilę połączyło, sprawiło, że stali się sobie bliżsi, naprawdę bliscy.
Pozostali nie wiedzieli jak się zachować. Ewa pobiegła po szklanki z wodą.
Panowie spoglądali na siebie niepewnie.
Powoli dwójka sprawców całego zamieszania dochodziła do siebie. Jarek wreszcie zdobył się na odwagę.
- Co tu się dzieje do jasnej - ciasnej.
- Właśnie, co się stało - zawtórował mu Leszek.
Rysiek zaczerpnął powietrza i rozpoczął opowieść. Mówił o swym śnie, o tym co zobaczył rano w lustrze, co zobaczył po wejściu do klubu i o tym co przeżył przed chwilą.
Patrzyli na niego z niedowierzaniem. Wszyscy oprócz Kasi. Jej wzrok wyrażał uwielbienie, emanował jakąś ponadzmysłową czułością.
- No to chyba skończymy na dzisiaj - powiedział Leszek.
- Dlaczego? - zdziwił się Rysiek.
- A jeżeli to się powtórzy? Nie boisz się przejść przez to jeszcze raz? A może i trzeci,
i czwarty - zaniepokoił się Jarek.
Lepiej przyznajcie się, że to wy się boicie - zaśmiał się Rysiek.
- Czego? - spytała Ewa.
- Że dowiem się o was czegoś, czego nie chcecie ujawnić.
Spojrzeli skonsternowani na siebie.
- Dobra, głosujemy - przejął dowództwo Jarek - ja jestem za.
- Rysiek.
- Za.
- Kasia.
- Zgadzam się.
- Ewa.
- Ja się boję, ale przychylę się do reszty.
- Leszek.
- I tak mój głos nic nie zmieni. Wstrzymuję się.
- No to jedziemy z tym koksem - stwierdził Jarek - Teraz moja kolej.
Zajęli miejsca przy stole. Jarek rozpoczął swą opowieść z zaciekawieniem wpatrując się w Ryśka. Ten z lekkim niepokojem oczekiwał na to, co miało się wydarzyć.
Powoli ściany klubu zaczęły zbliżać się do siebie. Pojawienie mgły przygotowało Ryśka do ponownej "jazdy".

VI

Siedział przy masywnym dębowym stole. Jego malutkie rączki czteroletniego malca rozkładały na stole armię ołowianych żołnierzyków. Wtem usłyszał jakieś głosy z salonu.
Na pewno mama. Ale po chwili usłyszał inny głos - tubalny baryton. Tata! Tata wrócił.
Zeskoczył z krzesła i truchcikiem pobiegł do pokoju. Na progu zatrzymał się zdziwiony.
W ręku ojca zobaczył gruby wojskowy pas. Czyżby mamusia była niegrzeczna?
Pas zawsze kojarzył mu się z karą za przewinienie.
- Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie grzebała w moich rzeczach - krzyczał ojciec.
- I co ci z tego przyszło, że się o niej dowiedziałaś.
Pas zatoczył półkole zostawiając na twarzy mamy czerwoną pręgę,
Potem jeszcze raz i jeszcze raz.
Patrzył swoimi małymi przerażonymi oczkami na to, co się dzieje.
- Mamusiu! - rzucił się z krzykiem w jej kierunku.
Dopiero teraz go zauważyli.
- Jareczku! Wyjdź stąd. Błagam. Nie patrz na to - zakwiliła mama.
- A niech patrzy. Nauczy się przynajmniej jak traktować nieposłuszną żonę.
Nowy zamach i na głowie matki zakwitł czerwony kwiat. Osunęła się na kolana, na blachę przed kominkiem.
- Jareczku uciekaj - zawołała.
Tym razem posłuchał. Obrócił się na pięcie i pobiegł do drzwi. Przekraczając próg wpadł w objęcia mgły.


VII


Siedział ponownie przy stole. Nie tym dębowym, lecz tym znanym - klubowym.
Tak swojskim teraz i bezpiecznym.
Jarek z oczekiwaniem spoglądał na niego.
- Przeniosłeś się?!
Skinął potakująco głową.
- I co. Widziałeś coś?
Ponowne skinięcie głową.
- No powiedz nareszcie - zirytował się Jarek.
- Ojciec.
Rysy na twarzy Jarka stężały.
- Naprawdę go widziałeś? - szepnął cicho.
- Tak jak ciebie teraz.
- Wiesz. Ja go wcale nie pamiętam. Opuścił nas, gdy miałem cztery latka. Mama spaliła wszystkie jego zdjęcia. Jak on wyglądał?
- Wysoki, barczysty, w mundurze wojskowym. Ciemny wąsik.
Jarek przymknął oczy.
- Mówisz, że go nie pamiętasz. Jednak twoja podświadomość zachowała jego obraz aż zanadto dobrze.
Rysiek opisał przeżytą scenę. Mięśnie na twarzy Jarka drgały. Nieobecny wzrok spoglądał gdzieś przed siebie.
- Teraz już wiem czemu mam awersję do mundurów.
- A szelki - spytała Kasia.
- Jakie szelki?
- Przecież nosisz szelki. Nigdy nie widziałam u ciebie paska.
- Myślicie, że to z tego powodu?
Skinęli potakująco głowami.
- Kto następny na liście - spytał Kasia.
- Ja - szepnęła Ewa - i chyba wiem, co to będzie.
- Ludzie. Dajcie mi odrobinę wytchnienia. Muszę zapalić.
Zaciągając się dymem, zastanawiał się co jeszcze dzisiejszego popołudnia może znieść.
- Ewcia. Zaczynaj.
Wszystko było jak w poprzednich przypadkach. Falujące ściany, mgła i lot w otchłań.

VIII

Stała nad mogiłą. Grabarze kończyli zasypywanie grobu. Została już tylko ona i jej starszy o dwa lata brat Andrzej.
W przeciągu tygodnia opuścili ich rodzice. Najpierw ojciec postrzelony przez kłusownika.
Teraz matka, której serce nie wytrzymało osobistej tragedii.
Andrzej objął ją ramieniem.
- Chodź Ewa. Wracamy.
Do domu mieli pięć kilometrów. Stara leśniczówka stała z dala od najbliższych zabudowań.
Bała się powrotu. Te stare ściany napełniały ją w tej chwili jakimś lękiem.
Dom, który jeszcze niedawno tętnił życiem, wydawał się w tej chwili opuszczony.
Przerażała cisza. Nawet ptaki ucichły. Te, które codziennie budziły ją swym śpiewem, teraz milczały pogłębiając ponury nastrój.
Andrzej nie odzywał się słowem. Szedł obok niej zamyślony, zatopiony we własnych myślach.
W domu rzucił tylko.
- Idę do siebie.
Poczym zniknął na pięterku.
Poczuła się jeszcze bardziej samotna. Nie wiedziała jak sobie poradzi. Przecież ona skończyła dopiero podstawówkę a Andrzej uczył się w technikum.
Nagle z góry dobiegł jakiś rumor. Podskoczyła na taborecie.
Pobiegła do pokoju brata. To, co zobaczyła sprawiło, że na moment zamurowało ją w miejscu. Jej brat, jej kochany brat spoglądał na nią z góry z przekrzywioną na bok głową.
Do belki poddasza przywiązany był pasek, na którym kołysał się jej ukochany braciszek.
- Andrzeju! Nie! Tylko nie ty! - krzyknęła przeraźliwie podnosząc przewrócone krzesło.
- Kochany! Nie zostawiaj mnie samej!
Próbowała podnieść go za nogi, jednak jej wątłe, słabe ramiona nie dały rady.
Pobiegła na dół po nóż. Chciała odciąć pasek. Ten był jednak za wysoko. Z rozpaczy miotała się po całej izbie.
Nie wiedziała, co robić, kogo wołać na pomoc. W okolicy kilku kilometrów nie było żywej duszy. Wybiegła z leśniczówki w ciemny las. Drzewa tak dotychczas znajome, teraz napełniały lękiem. Szumiały groźnie, wyciągały macki swych konarów pragnąc zastąpić jej drogę. Z pobliskich moczarów przesączała się mgła, która wkrótce otuliła ją niebieskawym całunem.

IX

Rysiek spoglądał z podziwem na tę małą, niepozorną kobietkę przed nim. Skąd miała tyle sił by przejść przez to wszystko.
- To było po pogrzebie mamy, prawda.
- Tak Ewuniu.
- Spodziewałam się.
- Powiedz Ewa skąd w tobie tyle ciepła i optymizmu po tych wszystkich przejściach.
- Trzeba było przecież żyć.
- Podziwiam cię skarbie.
Gdyż naprawdę Ewa była ich klubowym skrzatem. Ciągle uśmiechnięta, dla każdego miała czas, dla każdego przyjazne słowo. Nigdy by nie uwierzył w to, co przeżyła.

Został już tylko on i Leszek.
- Mnie chyba ominiecie. Po przeżyciu waszych horrorów nie mam ochoty na swój prywatny. - stwierdził Rysiek.
- Oczywiście - zgodzili się pozostali.
- Leszku, zatem twoja kolej.
Popatrzył na nich z przerażeniem. Nerwowo splatał palce.
- Nie wy chyba wszyscy sfiksowaliście - wykrzyknął.
- Chyba nie wierzycie w te bujdy z przenoszeniem w czasie.
- Przecież to paranoja.
Patrzyli na niego w milczeniu.
- A chociażby to była prawda, to nie chcę jej znać - wykrzyknął zrywając się z krzesła.
- Nie chcę. Rozumiecie! - rzucił wybiegając.
- Nie chcę! - dobiegło ich jeszcze z dołu.
Spojrzeli na siebie ze zrozumieniem.
- Nie dojrzał - skwitowała Kasia.
- Boi się - dodała Ewa.
- Ale wróci do nas - rzucił Jarek.
- Na pewno wróci - uśmiechnął się Rysiek.
Wstali ze swych miejsc. Spletli ręce. Trwali tak w bezruchu kilka chwil.
W ich oczach błyszczało światełko zrozumienia. Twarze jaśniały od pełzających kolorowych płomyków.

X

Wrócił do domu przed północą. Zmęczony, zmordowany, ale niezwykle spokojny.
Uśmiechał się do siebie. Już wiedział, że nie będzie się bał zasnąć dzisiejszej nocy.
Dzisiejszej nocy ani żadnej następnej.
- Dziękuję wam przyjaciele - rzucił w mrok za oknem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
AndreaDoria · dnia 24.03.2007 14:10 · Czytań: 751 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
lina_91 dnia 24.03.2007 22:29
Nie podoba mi się. Może to moja wina, bo ostatnio stałam się zbyt sceptyczna, ale nie podoba mi się. Wiem, że z tego, co teraz napiszę, paniscus będzie się śmiał, ale nie ma w tym żadnych uczuć ani ich opisów, są tylko suche fakty, wszystko dzieje się zbyt szybko - a spróbowałby Pan tak opisac bardziej, co się z nimi wszystkimi dzieje, co czują - byłoby o niebo lepiej. Pozdrawiam.
beata dnia 24.03.2007 23:55
Mnie się też nie podoba.Nic mi tu nie pasuje.Ani tematyka,ani styl.Desperaci przeżywają koszmary, opisywane podnioslym stylem,czasem wręcz komicznym(zdrobnienia typu "nóżki",światełko", "pięterko",matka "kwiliła"...kwili niemowlę, a nie maltretowana kobieta.Po prostu całośc jest jakaś wydumana i sztuczna.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty