Elitarny kurs szpiegowski, część 1 - Kazjuno
Proza » Historie z dreszczykiem » Elitarny kurs szpiegowski, część 1
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Elitarny kurs szpiegowski, część pierwsza

Jarek Menowski w mundurze wyjściowym Nadwiślańskiej Brygady MSW czuł się źle. W garnizo­nie przy ulicy Podchorążych przechodził trzymiesięczne szkolenie rekruckie. Miniony okres intensywnych ćwiczeń przywyczaił Jarka do wygodnego munduru polowego, w którym, w czasie przerw w zajęciach na poligonie, mógł, kładąc się na trawie, ucinać relaksacyjne drzemki. Na unitarne szkolenie w Nadwiślańskiej Jednostce Wojsko­wej skierował Jarka szef wywiadu pułkownik Malicki rezydujący w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Po okazaniu skierowania na kurs dla agentów wywiadu wartow­nikom w czapkach z białym otokiem WSW, Menowski usztywniony niewygodnym uniformem ruszył niepewnym krokiem w stronę okazałej pałacowej rezydencji. Próby umieszczenia byłego więźnia na indywidualnym szkoleniu szpiegowskim do pałacu w Ksawerowie okazały się niełatwe. Do szkoleń na agentów wywiadu nie przyjmowano kandydatów z przeszło­ścią kryminalną. Ponadto wymogiem dla przyszłych szpiegów było ukończenie wyższych studiów. Były więzień zdał wprawdzie maturę w eksperymentalnym więzieniu i jego postawa ideologiczna nie budziła zastrzeżeń, jednak szef ośrodka w stopniu pułkownika niechętnie i warun­kowo zgodził się na przyjęcie młodzieńca, który spędził pięć i pół roku w więzieniu.

– Patrz, kogo tu przysyłają – usłyszał Jarek po pokonaniu dwóch stopni prowadzących przez efektowny portal do obszernego westybulu.

  Obrócił się i ujrzał stojącego w luźnej pozie postawnego eleganta i  towarzyszącego mu mniej przystojnego osiłka ubranego w równie elegancki garnitur.

– Szeregowcy też są potrzebni. Ktoś musi rąbać drzewo do kominków – wtrącił wymuskany osiłek patrzący z ironią na Jarka.  

 

Już po dwóch dniach skierowany przez pułkownika Malickiego Jarek zorientował się, że pocho­dzący z Warszawy synalkowie wysokich rangą wojskowych i dygnitarzy partyjnych stanowią hermetyczną elitę kursu. Przystojny elegant, który pierwszy zaczepił Jarka, nazywał się Tadeusz Iwanicki i był synem generała zaprzyjaźnione­go z pułkowni­kiem – dowódcą szkolenia.

Menu dla przeznaczonych do zadań wywiadowczych odbiegało znacząco od jadłospisu przeciętnych obywateli PRL. Z wilczym apetytem Jarek zajadał się sałatkami, ze stołu szwedzkiego. Nakładał sobie na talerz szynkę i wędliny, jakich nigdy w życiu nie próbował. Ponadto szkoleni agenci mieli do dyspozycji barek urządzony w stylu typowej nowojorskiej knajpy, gdzie mogli swobodnie korzystać z darmowych trunków. Jarka otaczał luksus typowy dla standardów życia w krajach zachodnioeuropejskich. Pierwsze zajęcia dotyczyły głównie tematu gubienia "ogona", znacze­nia i sposobów pozyskiwania do współpracy z peerelowską agenturą tak zwanych "kontaktów operacyjnych". Wykładowcy byli uprzejmi, a przekazywaną wiedzę były więzień, łapczywie wchłaniał. Niemałą atrakcją była strzelnica, gdzie szkolono głównie w strzelaniu z broni krótkiej. Też okazał się pilnym uczniem chwalonym przez instruktora w walkach wręcz. Po ośrodku uczono go jeździć jedną z dwóch amerykańskich limuzyn z automa­tyczną przekładnią biegów.

W szkoleniu brało udział dwudziestu trzech absolwentów wyższych uczelni, cztery młode kobiety i warunkowo były więzień ze Szczypiorna. Kursantki były ładne, a jedna z nich wyróżniała się wyjątkową urodą. Agata Piszczyńska miała gęste blond włosy sięgające ramion, jej twarz o regularnych rysach z dość szerokimi kośćmi policzkowymi emanowala pogodą ducha, a połyskują­ce zalotnymi spojrzeniami oczy i seksowna figura, ściągały męskie spojrzenia z siłą potężnego magnesu.

Nadający ton w Ksawerowie playboy – generalski synalek chełpiący się ukończeniem wydziału nauk społecznych na Uniwersytecie w Cambridge, Tadeusz Iwanicki, gdy ujrzał Agatę, od razu się do dziewczyny przyssał i rozpoczął wcielanie sprawdzonej już w prktyce gamy uwodzicielskich zabiegów. Wieczorem, już po pierwszym dniu zajęć, Jarek usiadł w opustoszałej kantynie ozdobionej dużymi zdjęciami z nowojorskiego Manhatanu. Poza nim po drugiej stronie lokalu siedzieli tylko dwaj podpici Warszawiacy. Ci zarozumialcy, co znieważyli Jarka po jego pojawieniu się w pałacowym westybulu, nie zwracali uwagi na chłopaka pochodzącego ze Szczawna-Zdroju, zdawali się go nie dostrzegać. Menowski, smakując małymi łyczkami ajerkoniak przy oddalonym kawiarnianym stoliku, dosły­szał tubalny głos Iwanickiego.

– Oj, he, he, he... – Warszawiak zaśmiał się sarkastycznie. – Jak zasadzę jej wacka, to Piszczyńska zapiszczy z rozkoszy – powiedział do nieodłącznego wymuskanego osiłka, sączącego gin z tonikiem.

Na pomysł, aby po czterech dniach wykładów zorganizować wieczorek integracyjny, wpadł Iwanicki. Zapewne w swych uwodzicielskich planach, aranżując alkoholową imprezkę, był przekonany, że tańcząc z przytuloną najładniejszą kursantką, łatwiej osiągnie cel.

 

– To będzie spokojny wieczór, zresztą w limitowanym gronie, co najwyżej kilkunastu Warsza­wiaków – zapewnił niechętnie patrzącego na niego dowódcę szkolenia. – Nie zamierzamy zapraszać ćwoków z wioch i prowincji.

Pułkownik, sam pochodzący ze wsi, w pierwszej chwili chciał pyszałka wyrzucić za drzwi. Jednak się opamiętał, mając na uwadze pozycję jego ojca w Ministerstwie Obrony Narodowej. Także jego respekt wzbudzała świadomość, że stojący przed nim elegant jest absol­wentem słynnego uniwersytetu w Cambridge.

– No dobrze, zróbcie sobie balangę – powiedział pułkownik ponurym tonem. – Ale żeby nie było głośno, bo powyrzucam z kursu na zbitą mordę! – dorzucił, dając upust wściekłości na stojącego przed nim bufona.

Po kolacji do wybielonego pałacowego podziemia o łukowych sklepieniach zniesiono adapter ze wzmaciaczem do pokaźnych głośników. Wniesiono też kilkanaście butelek alkoholu. Roli ochronia­rza podjął się kompan Iwanickiego wymuskany osiłek, zajmując miejsce przy drzwiach prowadzą­cych do schodów pałacowych podziemi.

– Wy tu nie wejdziecie. To kameralna impreza zorganiowana z okazji urodzin przyjaciela ze stolicy. – Zatrzymał trójkę kursantów spoza Warszawy, których pod wejście do podziemi przyciągnęła melodia Elvisa Presleya śpiewającego powolny szlagier "Fever".

– Ale przed nami wpuściłeś nasze koleżanki. One nie są Warszawiankami – zaprotestował jeden z zatrzymanych kursantów.

– One zostały zaproszone, kapuściany głąbie. – Osiłek napiął mięśnie i jakby gotowy do przemocy przybrał groźną minę.

 

Uczestnicy integracyjnego spotkania rozpoczęli wieczór od wypicia paru okazjonalnych toastów wódką podawaną przez uzupełniającego kieliszki ubranego w biały fartuch młodego żołnierza WSW. Wprawiło to obecnych w beztroski nastrój. Gdy zabrzmmiały z adapteru wolne szlagiery, liczniejsi od kursantek Warszawiacy rozpoczęli na zmiany prosić je do tańca. Nie cieszyła się powodzeniem jedna z mniej urodziwych dziewczyn – Cyntia – jak się potem okazało, była przyrod­nią siostrą Tadeusza Iwanickiego

 

Jedynie jej brat, tańczący z Agatą Piszczyńską, nie reagował na niepisaną regułę oddawania partnerki pragnącym ją zaprosić na parkiet kolegom.

– To ciekawe pomieszczenie przypomina mi piwnicę w Corfield Court, gdzie popijałem wino na uniwerku w Cambridge. – powiedział do Agaty, podnosząc oczy na łukowe sklepienia piwnicznych sufitów.

Początkowo, po przechwałkach coraz natarczywiej próbującego do siebie przyciągać Agatę Warszawiaka, dziewczyna obdarzała zalotnymi uśmieszkami, jednak wzbraniała się, kiedy próbo­wał ją do siebie przytulać.

– Dziwnie Agatko się zachowujesz – zwrócił się do partnerki zniecierpliwiony syn generała. – Przecież już chyba nie masz błony dzie­wiczej? – dodał z filuternym uśmieszkiem.

– Posłuchaj, zarozumiały frajerze – powiedziła, sztyletując ostrym spojrzeniem warszawskiego lowelasa. – Gówno ci do tego, czy jestem cnotką, czy dziwką.

Uwolniła się od obejmującej jej kibić ręki Iwanickiego i skierowała do barku z butelkami alkoholu. Jednym tchem wypiła pełny kieliszek węgrzyna, po czym ruszyła ku wyjściowym schodom.

 

Do dwuosobowego pokoju Menowskiego Agata weszła bez pukania. Zaskoczony Jarek, który właśnie uczył współlokatora karcianych sztuczek, odłożył karty i podniósł się z fotelika.

– To miłe, że odwiedziłaś buraków z ciemnogrodów – przywitał dziewczynę.

– Nie przesadzaj ze skromnością, chodź ze mną na dół, mam ochotę z tobą zatańczyć – powiedzia­ła.

 

Kiedy znaleźli się na piwnicznej imprezie, Agata ciągnąc Jarka za rękę, pierwsze kroki skierowa­ła do umieszczonego pod ścianą barku. W przerwie między tańcami rozległ się wrzaskliwy wybuch śmiechu trzech kursantek słuchających puęty kawału opowiadanego przez jednego z Warszawia­ków.

– Wypij karniaka – nakazała Piszczyńska Menowskiemu i nalała mu połowę szklanki wódki.

– W twoim towarzystwie, cała przyjemność po mojej stronie. – Były więzień duszkiem, bez zmru­żenia oka, wypił alkohol.

Wtedy przed Agatą i Jarkiem wyrosła wysoka postać Iwanickiego. Za nim stał już mocno mający w czubie osiłek.

– Czego on tu szuka? – warknął Iwanicki.

– Ja go tu przyprowadziłam. Co, naruszyłam jakieś tabu? – W obronie Jarka wystąpiła Piszczyń­ska.

– Posłuchaj przystojny kmiotku. Jak zaraz stąd nie wyjdziesz, to osobiście cię spoliczkuję.

– W takim wypadku wezwę cię na pojedynek – odpowiedział Jarek.

– To zaczynajmy od razu, ale bez chamstwa, po studencku na pięści. – Iwanicki podniósł zaciśnięte dłonie, przyjmując bokerską postawę.

 

* * *

 

  – To doigrałeś się – przywitał Jarka pułkownik Malicki w swoim wytwornym gabinecie Minister­stwa Kultury i Sztuki.

Przypatrywał się twarzy przybysza częściowo zasłoniętej dużymi szkłami przeciwsłoneczny oku­larów. 

   – Pan chyba już wie, że to nie ja zacząłem rozrubę. Mam na to świad... 

  – Poczekaj, zdejmij no okulary – pułkownik wszedł w słowa byłego więźnia.

   Jarek odsłonił zasłoniętą okularami część twarzy. 

  – U, łu, łu, widzę, że tobie też się oberwało – powiedział Malicki patrząc na twarz przybysza. 

  – Wypadek przy pracy. – Uśmiechnął się przepraszająco Jarek. – Zanim dałem mu narkozę podrapał mnie jak baba. 

  – Ale już wiesz, że skończyłeś z nami współpracę. Chociaż? – Zamyślił się pułkownik przez kilka długich sekund. – Moze jeszcze się nam przydasz... Masz szczęście, bo ten generalski synalek, co go znokautowałeś na parkiecie, chciał, żebyś wrócił do kryminału na dożywocie. Na twoją korzyść zeznawała niejaka... – pułkownik otworzył notatnik – Àgata Piszczyńska. Jego adwokat jednak podważył jej zeznanie. Podał nazwiska paru kumpli Iwanickiego potwierdzających, że zamykałeś się z nią w kiblu i słyszeli, jej piski jak ją ruchasz.

Jarek parsknął śmiechem.

– Nie śmiej się jak głupek – groźnym tonem warknął Malicki. – Ich zeznania dowodziły jej stronniczości na twoją niekorzyść. Wiadomo, jak doprowadzałeś ją do orgazmu, to musiała trzymać twoją stronę. Też oskarżała ciebie o skierowane ku niej twoje namolne zaloty Cyntia Iwanicka. Twierdziła, że miałeś zboczoną ambicję zaliczenia wszystkich kursantek. Tak zeznawała chyba siora twojej ofiary. Uratowało ciebie zeznanie komendanta wywiadowczego kursu. Zeznał, że kolesie Iwanickiego, to klika kłamczuchów. Wydał tobie dobrą opinię. Ponoć byłeś jednym z najpilniej­szych słuchaczy kursu. Widocznie generalski synalek musiał mu nadepnąć na odcisk. Ja też ci pomogłem. Mieliśmy zeznania, że ten zasraniec po Kembricz był w czasie prywatek prowodyrem gwałtów na nieletnich smarkulach. Gdyby nie tatuś, to sam by dostał pajdę przynaj­mniej ośmiu lat wyroku.

– No, dziękuję panu. Jednak żałuję tego szkolenia, bardzo mnie interesowało.

– Wepchałem tam ciebie wbrew statutowi szkoły, dlatego teraz musisz się z nami pożegnać.

– Trudno – Jarek opuścił głowę. – W Szczypiornie zdałem maturę i mam zawód samochodowego technika. Pojadę na stare śmieci i poszukam pracy...

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazjuno · dnia 10.02.2024 10:19 · Czytań: 669 · Średnia ocena: 4,75 · Komentarzy: 11
Komentarze
Kazjuno dnia 11.02.2024 17:11
Szkolenie agentów wywiadu zagranicznego w pałacu, w Ksawerowie rozpoczęło się po dojściu do władzy ekipy Gierka. Po dwóch latach (rok 1972) minister spraw wewnętrznych Franciszek Szlachcic przeniósł edukację szpiegów do działającego po dzień dzisiejszy ośrodka w Starych Klejkutach.

(Powyższy rozdział jest ostatnim z ponad pięćdziesięciu pisanej ostatnio powieści. Smaży się następny).
Marek Adam Grabowski dnia 15.02.2024 13:47 Ocena: Świetne!
Na początek przepraszam, że dopiero dzisiaj komentuje i to jeszcze będąc słabo skoncentrowanym. Napisze tak, jak zwykle oddałeś dawny klimat.

Pozdrawiam
Kazjuno dnia 16.02.2024 07:41
Dziękuję Marku,
za wprawdzie krótki komentarz, jednak poparty najwyższą oceną. Jak celnie zauważyłeś, moją specjalnością stało się grzebanie w zaszłościach historycznych i staram się je ubierać w dramaturgię, żeby uatrakcyjnić czytelnikom poznawanie przeszłości.
Wydaje mi się – choć mogę się mylić – że taka edukacja historyczna adresowana odbiorcom jest też potrzebna i łatwiej przyswajalna od bezdusznej nauki dat minionych wydarzeń, tudzież natłoku nazewnictwa, nazwisk postaci, które miały wpływ na nasze losy. Nie zawsze chętnie zapamiętywa­ne.
Po prostu małpuję sposoby pisania wybitnych pisarzy. Jak choćby przeze mnie ulubionego Fryderyka Forsyth'a i jeszcze paru innych, odsłaniających, w czasem mrożących krew w żyłach akcjach, kulisy wydarzeń zmieniających dzieje świata.
No, chyba się zagalopowałem (?).
Powinienem raczej napisać, że w moim wypadku chodzi o nasze peerelowskie podwórko.
Bez przesady, wszak moje opowieści o szemranych typkach i atrakcyjnych laskach, które czasem dla ubarwienia monotonii wchodzą w intymne korelacje z bohaterami fabuły, nie wytwarzają aż tak dramatycznych napięć. Zwyczajnie wysilam łepetynę, żeby czytelnik się nie nudził, a jak się to udaje, to jestem happy.

Pozdrawiam kolego po piórze
mike17 dnia 17.02.2024 17:50 Ocena: Świetne!
Jak zwykle podobało mi się, Kaziu :)
Masz niebywały talent reporterski i do opisywania detali, które później okazują się cenne w opku.
Temat oddany rewelacyjnie, mam na myśli klimaty PRL-u, poczułem tę siemraną atmosferę, tworzoną przez komunistycznych bubków, ale też opór ludzi niezwiązanych z komuną jak Menu.

Masz świetny jeżyk.
Zdania płyną jedno po drugim gładko i wciągają od samego początku.
A nie każdy byłby w stanie opisać to tak realistycznie jak Ty.
Tu trzeba tkwić w temacie, znać realia, historię i uwarunkowania.

Cieszę się, że Menu spuścił wpierdol temu bananowemu synalkowi.
Mój Ojciec też tak zrobił w 1963 roku, jak ubek wypchnął go z taksówki i powiedział :"Wypierdalaj", ale Ojciec spuścił mu łomot, tylko miał pecha, bo podjechała suka i go zwinęła - zapłacił całą pensję grzywny.
Kazjuno dnia 17.02.2024 18:41
Dzięki Mike serdecznie. To dopiero komentarz! Podoba mi się ksywka, którą nadałeś mojemu bohaterowi. (Może ją wykorzystam w dalszym tekście). Też masz rzadką swobodę płynnej narracji i lubię Cię czytać

Kiedyś wzorem twojego zacnego Ojczulka, po dancingu w jedynym w Wałbrzychu orbisowskim lokalu, miałem podobną przygodę. Puknąłem znanego alfonsa, który zaczął wyrywać jedną z dwóch odprowadzanych koleżanek.
- Masz dwie, to jedną musisz odstąpić – żądał, szarpiąc dziewczynę.
Miałem pecha, intruz wpadł pod Nyskę z wygaszonymi światłami, z której wyskoczyli milicjanci. Zerwałem się do ucieczki. Gnałem przez jakieś podwórka, na jednym z nich nadziałem się na sznur od bielizny i fiknąłem do tylu kozła. Poderwałem się, bo słyszałem tupot goniących mnie mundurowych. Strach był podwójny, miałem 2 lata wyroku w zawiasach na 3 lata, właśnie za bójkę.
Od dziewczyn milicjanci zażądali, by podały moje nazwisko. Nie sprzedały mnie i za milczenie zawieźli je na izbę wytrzeźwień.

Też dzięki za super cenzurkę.

Serdeczne pozdrówka, Kaz
pliszka dnia 21.02.2024 22:05 Ocena: Świetne!
Ciekawa historia.
Nierzadka brutalność, bezpośredniość i wulgarny język w Twoich tekstach, choć na początku nieco mnie raziły, teraz są w moim odczuciu stałym komponentem Twojej prozy, dobrym sposobem na oddanie realiów, ale też składnikiem ekspresywnym. W końcu o to chodzi w literaturze - by wywoływać emocje. Tobie się to udaje zawsze ;)
Kazjuno dnia 22.02.2024 10:17
Fakt, że Cię zaciekawiłem to wspaniały komplement. Na dodatek spod pióra najlepszej studentki Wydziału Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Krakowskim! (Mam nadzieję, że się nie pogniewasz za uchylenie rąbka poza portalowej wiedzy na twój temat, wszak znam wyniki twoich ocen po egzaminacyjnych sesjach).
Wiek młodzieńczy mam dawno za sobą, jednak jestem bardzo ukontentowany, że moje wypociny potrafią wciągać uroczą młodziutką studentkę, jaką jesteś.

Serdecznie pozdrawiam

Kaz
Zbigniew Szczypek dnia 27.02.2024 23:23 Ocena: Bardzo dobre
Kaziu
Nie pamiętam, co czytałem i nie skończyłem poprzednio, więc zajrzałem tutaj.
Trochę szkoda, że wyrzucono z kursu głównego bohatera, praktycznie na początku ale przewiduję, że jeszcze wróci, by udowodnić ile jest wart.
Powiem Ci Kaziu, że piszesz w specyficzny sposób, językiem który pamiętam, Pliszka jest młodziutka, ja niestety już nie(no, duchem jeszcze tak). Twoje pisanie jest inne od F. Forsyth'a, R. Ludluma, W. Suworowa, naszych komunistycznych Leonarda(Matnia) i Piecucha(Desperat).
Muszę poczytać więcej, by wyrobić sobie opinię o warsztacie, a co do tego tekstu, to czekam na ciąg dalszy.
Wypatrzyłem kilka literówek, np.: przyzwyczaił(prawie na początku tekstu).
"w zajęciach" - lepiej "od zajęć"
Zmieniłbym niektóre zdania, na np.: "Wykładowcy byli uprzejmi, były więzień łapczywie wchłaniał przekazywaną wiedzę", "Niemałą atrakcją okazała się strzelnica...", "instruktor w walce wręcz, także go chwalił" itp.. Trzeba spokojnie jeszcze kilka razy przejrzeć i sam zauważysz ale to się fajnie mówi komuś, kto sam swoich nie widzi B)
Co do tematu - wyrosłem w tamtych czasach - czasach szpiegów i podsłuchów. Inni opowiadali o swoich przygodach, nie będę gorszy - Kiedyś we Wrocławiu, na Świdnickiej, brałem czynny udział w manifestacji o uwolnienie Frasyniuka, w tłumie byli ubecy, próbujący zatrzymać mnie i kolegów(między innymi Mateusza Labudę), gdy manifestujących otoczyło ZOMO; wkomponowaliśmy ubeka w witrynę sklepu, a sami uciekli i zziajani zatrzymaliśmy się dopiero na Placu 1 Maja; na drugi dzień w Ogólniaku, "bacznie nam się przyglądano" ale my mieliśmy już inną "charakteryzację" :p
Pozdrawiam serdecznie - Zbyś ;)
Kazjuno dnia 28.02.2024 13:01
Cieszę się, że przeczytałeś i dzięki za taaaaaaki duży i cenny dzięki uwagom komentarz.

Jarek do roli szpiega został niejako przymuszony. Jest o tyle dla MSW cenny, że chcą go użyć do zdyscyplinowania mieszkającej w New Jersey miliarderki Barbary Johnson Piaseckiej. Wolałem wszakże zmienić jej prawdziwe nazwisko na Joanna Dowson Pasecka. Zrobiłem to na wypadek, gdyby powiernicy jej majątku wytoczyli mi proces o zniesławianie nazwiska miliarderki. Pewnie z rozprawy wyszedłbym w skarpetkach.
Opisując dzieje miliarderki, pozwoliłem sobie na licentia poetica, uatrakcyjniając czytelnikom treści intymnymi jej przygodami z seks agentem nadesłanym z Warszawy, którego rolą miało być przypomnienie jej o powinnościach wobec wywiadu PRL. Przecież otrzymując za głębokiej komuny paszport, musiała podpisać lojalkę.
Mimo wywalenia Jarka z kursu, jeszcze będzie przez MSW wykorzystywany.

Obawiam sie, że powyższym wyjaśnieniem narobiłem Ci tylko w głowie mętliku.
Jednak tę opowieść buduję na faktach. Jarek - mój szemrany koleś z młodości - był przez przyrodnią siostrę (w następnym rozdziale Alinkę) skoligacony ze słynną polską miliarderką.
Jeszcze za czasów mojej studenckiej młodości - a jestem od Ciebie starszy - Basia Piasecka bywała na imprezach we wrocławskim Pałacyku, gdzie nawilżałem gardło grzańcem z goździkami.
Cóż, cieszę z nawiązania znajomości z ciekawym Wrocławianinem.

Pozdrawiam Zbysiu, Kaz
Zbigniew Szczypek dnia 28.02.2024 15:06 Ocena: Bardzo dobre
Kaziu
To jest niedokończony przeze mnie komentarz, tak jak i Twoja praca, w miarę czytania następnych części, będę się odzywał.
Nie jestem Wrocławianinem, ja się tylko tam urodziłem, chodziłem do LO, na uczelnie, pracowałem(kiedyś nawet miałem biuro na 19 piętrze Poltegoru) i dobrze bawiłem oraz mam tam rodzinę.
A panią B. Piasecką znałem osobiście, przez ojca, którego była starą koleżanką z imprez, mieli wspólnych znajomych i przyjaciół, a nawet mogli mieć wspólny interes ale ojciec odmówił, zresztą słusznie, jak się okazało. To historia "preparatu Tołpy", który nigdy nie powinien tak się nazywać, bo autor był inny, a ja zawdzięczam mu życie. Gdybym to wszystko, wraz z innymi ujawnił, czekałyby mnie masowe sprawy w sądzie, a po co. Ci których to dotyczyło, nie żyją. Ja jestem jednym z ostatnich żyjących świadków, eksperymentów pana Czyżewskiego i tego, że wynaleziony preparat był skuteczny i niszczył komórki nowotworowe, a moją mamę i mnie wyleczył z białaczki. Mój brat/siostra bliżniak, nie miał tyle szczęścia, wchłonąłem go ale o tym dowiedziałem się dopiero w 2006 roku. Tak Kaziu, mam nieprzeciętnego anioła stróża, o pokrętnym poczuciu humoru, szepcze mi ciągle jakieś nowe historie do ucha, a ja nie nadążam z pisaniem B) A i biada temu, kto chciałby mnie skrzywdzić - między innymi -mój najlepszy niegdyś przyjaciel, zmarł w męczarniach, kiedyś w gniewie przeklęty; przepraszaliśmy się po latach w szpitalu, ja za porywczy język, a on bo mnie skrzywdził(pierwowzór Darka Madeja), a teraz umierał.
Widzisz Kaziu ile historii na powieści/opowiadania? Gdzieś tam te nasze losy się zazębiają, może nawet się spotkaliśmy, któż to wie?
Pozdrawiam serdecznie - Zbyś ;)
Kazjuno dnia 28.02.2024 22:13
Zbysiu
Zaciekawiłeś mnie powyższym komentarzem. Bliski kontakt z B.J.Piasecką, o której niemało w mojej powieści (pod zmienionym nazwiskiem). Kulisy preparatu pana Czyżewskiego nagłaśnianego jako odkrycie Tołpy. (Wiem, że Barbara Johnson P. inwestowała w to rzekomo cudowne lekarstwo). Wreszcie podszepty opiekuńczego Anioła - nie ironizuję, zapewniam. Jesteś też nosicielem ciekawych genów. Z innego komentarza wiem o ciekawym twoim ojczulku doktorze botaniki, palinologii i paleobotaniki oraz geografa, także ogrodnika. (Też miałem chyba nie gorsze: ojca dr nauk technicznych i matki lekarki balneolog pediatry). Zastanawiam się, czy i nade mną, nie rozpostarły opiekuńczych skrzydeł jakieś nadprzyrodzone moce. Wiem na pewno, że niemało pomagały i pomagają mi modlitwy do Ducha Jana Pawła II.
Jeśli chodzi o wachlarz życiowych doświadczeń, to nie wykluczam, że mógłbym z Tobą konkurować. Byłem realizatorem 4-ch autorskich filmów, nauczycielem angielskiego, bokserem, trochę chuliganem, playboyem, trenerem bokserskim, potem tenisowym, ciężko pracującym robotnikiem, czarną rodzinną owcą, nawet dzięki oszustwu krótko celebrytą, co opisałem w opublikowanej powieści "Buntownik" z podtytułem "Jak oszukiwałem służby specjalne PRL". Nie mam wątpliwości, iż te różne perspektywy oglądu świata, są mi pomocne w pisaniu. Ułatwiają poznawanie człowieczych reakcji, wnikanie w ludzką psychikę i chyba pisanie stanowi dla mnie swoistą terapię. Też mi się wydaje – jak Tobie Zbysiu – że noszę w głowie spore archiwum do obróbki literackiej.
Spotkać się raczej nie mieliśmy okazji. Jestem znacząco od Ciebie starszy. Za czasów twojej młodości "Pałacyk" jako mekka rozrywki już chyba podupadł. Wiedziony resentymentem do dawnych burzliwych czasów, wstępuję tam czasem na kawę.
Ech... trochę się nagadałem.
Też pozdrawiam serdecznie, Kaz
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Wiktor Orzel
08/10/2024 10:52
@Kajzunio - dziękuję za komentarz i gratulacje, Hłaskę… »
Janusz Rosek
08/10/2024 08:27
Zbyszku. Dziękuję bardzo za Twój komentarz. Wiersz… »
Zbigniew Szczypek
08/10/2024 00:22
Januszu R. Najpierw wrzuciłem tekst, a później przeczytałem… »
Vincent Degol
07/10/2024 12:38
Półpauzy przed wypowiedzią postaci są bardzo pożądane.… »
Kazjuno
07/10/2024 10:37
Już raz w historii carscy/ruscy kawalerzyści poili konie w… »
Kazjuno
06/10/2024 22:44
Cieszy mnie, że doceniasz moje doradztwo. Szkoda byłoby… »
Kazjuno
06/10/2024 20:05
Nie, nie, Januszu! Piszesz: . Forma jest jak najbardziej… »
Janusz Rosek
06/10/2024 19:53
Dziękuję bardzo za celne spostrzeżenia. Jakoś mi umknęły.… »
ivonna
06/10/2024 15:10
Dzięki Kaziu :) czepiaj się do woli, ponoć m.in. po to tu… »
Kazjuno
06/10/2024 10:18
Nie jestem znawcą współczesnej poezji, lecz wiersz… »
Kazjuno
06/10/2024 09:47
Dzięki Januszu Rosek za komentarz. Takich scen, jak ta z… »
Janusz Rosek
06/10/2024 09:05
Kazjuno Bardzo dobry tekst, gratuluję. Trzymający w… »
Janusz Rosek
06/10/2024 08:39
Obojętność Pisząc ten wiersz nieco przekornie, chciałem… »
pociengiel
05/10/2024 20:09
Pulsar dnia 05.10.2024 19:50 Ocena: Słabe Czego się boisz… »
pociengiel
05/10/2024 19:14
No, no, no. Odezwał się element kosmosu. »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 08/10/2024 09:28
  • Dzięki Zbysiu, też Ciebie pozdrawiamy. Animujmy ruch oddolny, żeby przywrócić PP do życia.
  • ajw
  • 07/10/2024 23:26
  • I ja pozdrawiam :) Zdrówka i samych serdeczności :)
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/10/2024 21:36
  • Dar, AJW, Kazjumo - serdecznie Was pozdrawiam i dziękuję Dar za troskę - będzie dobrze! Wszystkich na PP pozdrawiam - nie poddawajcie się i wzajemnie odwiedzajcie, tak zbudujecie "swoją potęgę" ;-}
  • Dar
  • 22/09/2024 22:52
  • Zbyś Oława . Mam nadzieję, że będzie dobrze.
  • Wiktor Orzel
  • 18/09/2024 08:33
  • Dumanie, pisanie i komentowanie tekstów. ;)
  • TakaJedna
  • 16/09/2024 22:54
  • Jesień to najlepszy czas na podumanie.
  • mike17
  • 15/09/2024 19:48
  • Jak jesień nadchodzi, to najlepsza pora na zakochanie się :)
  • TakaJedna
  • 12/09/2024 22:05
  • Jak jesień idzie, to spać trzeba!
  • Wiktor Orzel
  • 11/09/2024 13:55
  • A co tutaj taka cisza, idzie jesień, budzimy się!
  • ajw
  • 20/08/2024 14:13
  • I ja pozdrawiam, Zbysiu :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty