- Kradzione znowu - miauknęła Pampeluna. Wzruszyłem tylko wąsami. Pewno, że kradzione. Ona myśli, że skąd pochodzą? Z kwiaciarni, może za euro? Miłość miłością, ale żaden z nas nie zwariował i życia sobie nie lubiliśmy komplikować. Swoją drogą warto wybadać, po czym tak od razu poznała. Gałązka ogryziona... Co mam w pysku; zęby, czy brzytwę? Ale na to rada jest. Chce mieć cięte, będzie miała, nawet kosą. Sznurowadło zamiast wstążeczki jej przeszkadza. Jakby nie wiedziała, że wszystkie wstążeczki z okolicznych podwórek dawno u niej wylądowały. Zasłonki z nich zrobiła, a teraz głupią udaje.
Wyjaśnię chyba, o co w tym wszystkim chodziło. Otóż Pampeluna była jedyną kotką, naprawdę godną tego miana w promieniu ładnych kilku kilometrów. Sprawdzaliśmy dokładnie. Kotka obdarzona została wszystkimi darami natury. Od urody i inteligencji poczynając, a na metrażu i możnych opiekunach kończąc. Nade wszystko cieszyła się naszym zainteresowaniem. Tak, to feralne słowo: naszym. Ona była jedna, nas trzech. Trzy szlachetnie urodzone koty, serdeczni przyjaciele, przedmioty uwielbienia i co robią?
Uganiają się za złośliwą wiedźmą, która sens życia upatruje w wodzeniu ich za nosy, wyobrażacie to sobie? Jedno tylko nas pocieszało. Prędzej, czy później któryś zwycięży, tak?
Wtedy wszyscy trzej się na tej małpie odegramy. Wiecie, że ona zmusiła nas do nauki? Bezczelna! Żeby się za męża wstydzić w towarzystwie nie musiała, mówiła. Ciekawe w czyim, jeśli nikogo prócz siebie nie oglądaliśmy?
Darowaliśmy jej wszystko, nie tylko uczucia. Chociaż może ten pomysł z myszami nie był najszczęśliwszy. Rozumiecie; rywalizacja to rywalizacja. Poniosło nas. Kilka dni starczyło i wszystkie myszy z okolicy leżały przed jej oknem. Smród był pod niebiosa. Ciężko ją było wtedy przebłagać. Kilka ogródków na to poszło.
Gdyby szło tylko o nas, rzecz byłaby prosta. Metodą jasną i przejrzystą. Naukową. Krótko i po męsku. Zwycięzca wziąłby nagrodę, zwyciężeni by się pogodzili. Najpierw ze sobą, potem z nim. I spokój. Niestety, Pampeluna nas wyczuła. Zapowiedziała, że niech zobaczy podrapany pysk, to mamy przechlapane. Wszyscy.
Mieliśmy dość. Chodziły słuchy o pewnym mądrym kocie, który za odpowiednią sumę mógłby nas pozbawić kłopotu.
Nie myśleliśmy długo, bo i nad czym? Była zima, więc zaopatrzyliśmy się w materiały grzewcze i ruszyliśmy w drogę.
Kot miał na imię Walenty. Jedno nas w nim raziło. Był podejrzanie przystojny, a naszą wybrankę bardzo nęciła kocia uroda, o czym się przekonaliśmy na własnym przykładzie. Nic to, najwyżej się go schowa. A skoro już tu przyszliśmy...
- Mówcie mi Walek. Czuję, że się polubimy.
Po piątej miseczce mleka z wkładką, przynajmniej na początku, bo potem nam się gdzieś mleko zapodziało i musieliśmy pić samą wkładkę. Nieistotne. Walek podciągnął się pracowicie na ogonie, pomógł sobie jedną łapą, drugą, podparł się wdzięcznie pyskiem; widać było we wszystkim sporą już wprawę.
- Wiedziałem od razu, że z was porządne chłopaki. Kłopot macie. Pomogę. Uważajcie, że nie macie kłopotu. Zdarłbym skórę z każdego kota, ale od was niczego nie chcę. Zrobię to, bo was pokochałem.
- Ależ Walek, tyle poświęcenia.
- Posłuchaj, w przyjaźni i miłości takie drobiazgi jak parę groszy znaczenia mieć nie mogą. Pampeluna to rozumie. Docenia wasze wyczyny, a odwlekając wybór, przyszłego wybranka utwierdza w poczuciu wartości. Tak, to mądra kotka.
- No, kończmy ten środek ogrzewczy - miauknął leniwie. - Pogadamy rano.
- Ona jest naprawdę taka, jak mówicie? We wszystkim?
- Pewności nie ma, ale opis raczej podaliśmy wierny.
- Skoro tak, pomysł chyba mam. Najpierw zadam pytanie. Dodam, że zasadnicze. Jeśli ona dokona wyboru, nikt do nikogo pretensji mieć nie będzie, tak?
- Najmniejszych - odpowiedź była chóralna.- Wszyscy na to czekamy. Będziemy szczęśliwi jak nigdy dotąd.
- No dobrze. Pampeluna czuje potrzebę męskich ramion, dała tego dowód wielokrotnie. Zatem tak, musimy sprawić, by ta potrzeba stała się gwałtowna, nie do odparcia. A teraz posłuchajcie. Popełniliście błąd, trudny do naprawienia. Ona uwierzyła, że nie macie innego wyjścia.
- Bo tak było.
- Bzdura. Całe mnóstwo. Kto to widział, żeby kot latał za kotką, nie na odwrót. A co do wyjść...przecież jedno znaleźliście. Mnie. Do rzeczy Pampeluna sądzi, że musicie przybyć na każde jej wezwanie. Doprowadzimy do sytuacji, w której to ona zapragnie przybyć do was. Bez ponagleń, a co więcej zapragnie pozostać i się do kogoś przytulić.
- Niemożliwe.
- Zrobi to dziś w nocy. Zapewniam. To jest kotka wyjątkowo wręcz rozpieszczona. I przez ludzi i przez was. Ciągle jej coś podtykacie, naprawiacie uchybienia opiekunów, ludzie ją noszą, wy też. Boicie się, że od was odejdzie? Bzdura. Ona się boi przejść przez ulicę bez opieki. Pomyśl sam, gdzie jej będzie lepiej, niż przy was? W razie kłopotów musi przyjść do was.
- Może iść do ludzi. Ma ich bliżej.
- Nie ze wszystkim i nie zawsze może do nich iść.
Pomysł Walka był prosty i przewrotny zarazem. Wyciągnęliśmy z okna część uszczelek zakręciliśmy ogrzewanie w tej części domu, w której spała, w szybie...
Z szyby to akurat niewiele zostało. Znałem jej pana. Niechby w środku nocy z czymś takim wyskoczyła.
Nasze wejściowe okno tylko na nią czekało. Położyliśmy się w pewnej odległości jeden od drugiego, wszyscy wyraźnie widoczni. Walek gdzieś tam, pod odległą ścianą. Obudziłem się rano. Pampeluny nie ma przy żadnym z nas, okno zamknięte. Co jest? Taki piękny plan nawalił? Nagle słyszę słodki głos.
- Mam nadzieję, że się nie gniewacie. Ja was wszystkich trzech bardzo kocham. Naprawdę i od dawna. To dlatego nie mogłam się zdecydować. No a dzisiaj...ja tak zmarzłam, a obok was było otwarte okno. Wiem, że dla mnie i jestem bardzo wdzięczna, ale przy Walku było tak ciepło i miło. No i spaliście, więc nie chciałam przeszkadzać.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Krzysztofpnowak · dnia 06.02.2009 02:20 · Czytań: 508 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: