Ośmioletnia Klara od godziny zalewała się łzami. Mama przytulała ją, pocieszała i obiecywała góry czekolady, ale nic nie pomagało. Tata pojechał właśnie uśpić Mruczusia - burego dachowca, ukochanego kotka dziewczynki. Był niewiele starszy od Klary, ale tydzień temu potrącił go samochód - weterynarz robił co mógł, pozszywał małe ciałko, nafaszerował lekami, ale Mruczuś tylko się męczył. Nie było szans na wyleczenie.
Klara nie mogła sobie z tym poradzić. Znali się od zawsze, byli nierozłącznymi towarzyszami zabaw, chodzili na spacery, nawet razem spali. A teraz wszystko dobiegło końca. Nikt nie będzie jej rano budził delikatnym deptaniem po brzuchu, nikt rano nie wypije jej mleka, nikt nie będzie mruczał cicho przy odrabianiu lekcji. Dziewczynka nie mogła pogodzić się ze stratą. Czuła, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo, że już nigdy się nie uśmiechnie, że słońce nie będzie już nigdy tak ciepłe i jasne.
- Kochanie, nie płacz już...
- Ale... Ale Mruczuś... Mamo, ja go chcę z powrotem! Dlaczego nie może wrócić...? - łkała.
- Malutka, już ci tłumaczyłam...
- Ale mamo... Przecież był grzeczny... Dlaczego musiał umrzeć?
- Skarbie, to nie zależy od tego, czy ktoś był grzeczny czy nie. Ludzie i zwierzęta umierają, tak już po prostu jest... - tłumaczyła ciepłym, spokojnym głosem.
- Mamusiu... A co teraz będzie z Mruczusiem? Gdzie on teraz jest?
- Poszedł do kociego raju. - W tym momencie do domu wrócił tata, na jego twarzy malował się smutek, widać było, że jemu też żal kotka.
- Ewcia, nie wmawiaj jej bzdur - powiedział zmęczonym głosem. - Zwierzęta nie mają duszy, nie idą do żadnego nieba, po prostu znikają.
W oczach Klary malowało się przerażenie.
- Ale mamusia mówiła... Że kiedyś, jak już będę bardzo stara, i też umrę, to spotkam Mruczusia, i już zawsze będziemy razem...
- Bzdury...
- Rafał! - Ewa ostro przerwała. - Czy ty nie masz serca? Oczywiście kochanie, spotkacie się... Idź teraz do swojego pokoju, muszę porozmawiać z tatą, dobrze?
Dziewczynka popatrzyła na rodziców niepewnie, ale poszła do siebie. Zwinęła się w kłębek na tapczanie, przytulając motek wełny, którym bawiła się ze swoim pieszczochem w dniu wypadku. Przestała płakać, za to myślała intensywnie.
Dlaczego tatuś mówi, że nie ma nieba dla zwierząt? Przecież Mruczuś był dobrym kotkiem, nie zasłużył, żeby zniknąć... Musi mu udowodnić, że nie ma racji. Musi.
- Mamusiu...
- Tak? Miałaś iść do siebie...
- A mogę iść się pobawić z Kasią? - Przyjaciółka Klary mieszkała na tym samym osiedlu, i Ewa pomyślała, że córka chce się z nią podzielić swoim pierwszym, prawdziwym bólem.
- Jasne. Tylko wróć na kolację, dobrze?
- Yhym... - mruknęła. - Chyba zdążę - dodała ciszej.
Przebiegła przez ogródek, zamknęła za sobą furtkę i ruszyła w kierunku domu koleżanki. Drzwi na klatkę były otwarte, więc spokojnie weszła do środka i wjechała windą na najwyższe piętro. Otworzyła okno i popatrzyła dół.
- Strasznie wysoko...
Trochę się bała, ale bardzo chciała udowodnić tacie, że Mruczuś poszedł do nieba. Widziała kiedyś w wiadomościach, jak jakiś pan skoczył z wieżowca, i mama mówiła, że umarł. Teraz ona umrze, zobaczy się ze swoim kotkiem i wróci powiedzieć tacie, że jednak się mylił.
Stanęła na parapecie, poczuła chłodny wiatr na twarzy. Westchnęła.
- Mogłam zapytać mamy, czy to boli...
Skoczyła.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
ginger · dnia 08.03.2009 13:22 · Czytań: 1707 · Średnia ocena: 3,96 · Komentarzy: 44
Inne artykuły tego autora: