Kolacja? Już podaję - numiria
Proza » Humoreska » Kolacja? Już podaję
A A A
Nie znosiła zakupów w supermarketach, ale tym razem nie widziała innego wyjścia. Przygotowanie kolacji na dwanaście osób, zdobywając produkty w osiedlowych sklepikach, było równe z misją kamikadze i miałoby podobny skutek. Lawirowała więc pomiędzy niebotycznymi pułkami, pchając wiecznie zacinający się wózek, który na domiar złego ciągle kopał ją niewielkimi ładunkami prądu, które nie mogły spłynąć na ziemię przez idiotyczne kauczukowe kółeczka tej machiny udręki każdego kupującego. Próbowała skupić się na liście z zakupami, która teraz zdawała się mieć kilometr. Kolacja coraz bardziej przestawała wydawać się dobrym pomysłem. Co jej właściwie strzeliło do głowy, żeby zapraszać na raz więcej niż trzy osoby? Musiała chyba znajdować się pod wpływem a) silnych środków przeciwbólowych b) zmrożonego smirnoffa c) niezdrowego entuzjazmu wywołanego zmieszaniem poprzednich dwóch opcji, innego wyjaśnienia nie było. Alejka dziesiąta i jej dwa regały powodowały u niej atak nie tylko migreny ale i klaustrofobii, której nie pomagał sączący się z głośnika dżingiel marketu i głos kobiety, która chyba coś jadła, kiedy ogłaszała kolejne niesamowite, niezwykle atrakcyjne promocje i przeceny puszek groszku i psich przysmaków. W dziesiątej alejce spodziewała się znaleźć właśnie rzeczone konserwy. Kukurydza w puszce była by teraz spełnieniem jej marzeń, przeplatanych samobójczymi wizjami podpalenia tego przybytku zaraz po wyjściu ciężarnej kobiety, którą właśnie mijała. Skup się, wołała jej racjonalna część, kiedy zaczęła szukać w torebce zapalniczki. W takich momentach żałowała, szczerze żałowała i czuła skruchę, że nie pali jak każdy normalny i znerwicowany mieszkaniec tej planety. Dobra, wzięła głębszy oddech i sięgnęła po przetwory i odhaczyła kolejne dwie pozycje. Zanotowała sobie w pamięci, żeby nigdy więcej nie słuchać uśmiechniętych gospodyń domowych z telewizji, które zapewniają niczego nieświadomą ofiarę, że przygotowanie posiłku z kilku dań i deserów dla tuzina osób jest świetnym relaksem i rzeczą równie prostą jak płacenie karta kredytową w ulubionym butiku. Oczywiście mężczyzna jej życia, jak zawsze bardzo ofiarny i pomocny, właśnie oglądał w telewizji bardzo ważne sprawozdanie z rynku finansowego - czytaj mecz damskiej siatkówki, bardzo ją wspierał mentalnie i koniecznie na odległość. Od razu przytaknął na jej genialny pomysł, paru znajomych to przecież okazja żeby się czegoś napić i to za obopólna zgodą i bez późniejszych tłumaczeń, że znów urżnął się w trupa na trzecim z rzędu wieczorze kawalerskim swojego najlepszego kumpla. Jego sprawny mózg pochwycił okazję bez wiedzy świadomości i energicznie ją do tego zachęcał.
-Ależ, kochanie, to świetny pomysł, takie małe spotkanko w nowym mieszkaniu. To nawet wypada.
-Myślisz? Ale dwanaście osób to nie za dużo?
-Skądże. Skarbie, na pewno wspaniale ci wyjdzie.
Od razu powinna była podłapać to nieszczęsne 'ci'. Oczywiście, że nie powiedział nam, bo po co. Od razu założył, że ona to zrobi. I miał racje, dała się podpuścić.
Alejka dwunasta, mąka cukier i żelatyna. Nie, tutaj nic nie potrzebuje. Alejka trzynasta -wódka i wszystko o czym marzysz! Potrząsnęła głową, o tak to moja ulubiona alejka. Zagłębiła się w świat wirujących trunków, zastanawiając się co lepiej będzie pasowało do kaczki w pomarańczach i domowego chleba kukurydzianego. Przez chwilkę miała dylemat czy wybrać białe czy czerwone. Zdecydowała, że dwa to i tak będzie za mało podczas przyrządzania krem brule. Co ją podkusiło, na takie menu? Niech piekło pochłonie wszelkie uśmiechnięte telewizyjne kucharki!
W kolejce do kasy stała między neurotyczną nastolatką z koszykiem wypchanym chipsami i prezerwatywami, a otyłym mężczyznom, który chyba utknął niezdecydowany między nadciśnieniem a natychmiastowym zawałem. Co chwila wycierał czoło szarawą chusteczką, podczas, gdy jego równie kulkowata żona wyliczała, żując głośno gumę, co jej siostra ostatnio kupiła będąc na wakacjach za granicą ze swoim cudownym, to słowo podkreślała wielokrotnie, cudownym i cudownie bogatym drugim mężem i nowym nosem, podczas gdy ona tkwi tu i kupuje mrożonki i dlaczego on Stefan nie zrobił tak błyskotliwej kariery jak się trzydzieści lat temu zdawało, gdy panowała koniunktura na kopaczy rowów. Zgrzytanie zębami chociaż trochę zagłuszało trajkotanie kobiety, a koszyk nastolatki wzbudzał nostalgię za starymi, tfu przecież miała raptem dwadzieścia sześć lat (!), za niedawnymi lepszymi czasami. W końcu doczłapała do taśmociągu i zaczęła wyładowywać swoje wykwintne półprodukty, które miała nadzieję zmienią się we wspaniałą ucztę dla oka i duszy, no i nie spowodują masowego zatrucia, w końcu zaprosiła wszystkich najbliższych przyjaciół. Wyładowawszy wszystko, przyjrzała się ułożonym z nienormalną precyzją towarom i przeleciała wzrokiem listę. Oczywiście, że teraz, gdy była uwięziona miedzy parą wielorybów czekających na grean peace a kasjerką, okazało się że zapomniała o lodach i cieście francuskim. Trudno, trzeba będzie kupić gdzie indziej. Wciągnęła powietrze nosem aby zaczerpnąć relaksacyjnego oddechu i omal nie zwymiotowała. No tak, burza hormonów swoją drogą, ale ta pannica powinna zapoznać się z prysznicem i mydłem, a może i zaprzyjaźnić z dezodorantem, w ostateczności zacząć prać ciuchy. W myślach modliła się żeby panna trzy paczki kondomów i chipsów już sobie poszła. Jeszcze tylko jedna paczuszka, nie to nie może być prawda! Komputer wydał dźwięk agonii rolki z papierem i odmówił współpracy. Kasjerka, młodziutka dziewczyna ciągnąca pewnie na dwie zmiany uśmiechnęła się blado, przeprosiła prosząc o cierpliwość i przystąpiła do zmiany. Minuty ciągnęły się jak wieczność a ręka swędziała do podróży w głąb torebki w powtórnym poszukiwaniu zapalniczki. Ta ciężarna kobieta na pewno opuściła już sklep, usprawiedliwiała się w myślach. Pogrzebała jednak w torebce dla pewności, że ma chociaż długopis, który mogłaby komuś wbić w głowę, ale zawartość bardzo ją rozczarowała i zasmuciła. Zerknęła na zegarek i aż zaklęła pod nosem. Na zakupy przeznaczyła góra dwie godziny a tkwi tu już trzecią godzinę. Dzięki ci, kasjerka nabiła ostatnią paczuszkę i chodząca broń biologiczna opuściła ogonek udając się w swoją bezcelowa podróż, która może nie zakończy się niechcianą ciążą.
-Dzień dobry, czy zbiera Pani nasze bonusowe punkty?
-Nie.
-A czy zechciała by pani zainteresować się naszą ofertą promocyjną, zakupy powyżej czterystu złotych premiujemy karnetem dla dwóch osób do naleśnikarni.
-Nie, dziękuję.
-To może jedną z naszych ekologicznych toreb, są całkowicie biodegradowalne i kosztują tylko trzy złote za sztukę.
Dziewczyna mówiła to monotonnym głosem wyuczonej regułki, nie czułej na reakcję klienta. Wiedziała, że tylko jeden na sto daje się złapać na ten chłam.
-Nie, poradzę sobie bez tej cudownej torby. Może pani zacząć kasować?
Pik, pik, pik, sztuka za sztuką monotonnego rozdźwięku w obolałej głowie do rytmu nowego biustu siostry żony Stefana kopacza rowów. Nagle dźwięk zmienił tonację.
-Przepraszam Panią, ale kod jest nieprawidłowy, czy poczeka Pani na produkt z dobrym kodem czy mam to odłożyć?
Nieświadoma nawet czego tyczy się pytanie, spojrzała ogłupiałym wzrokiem człowieka popadającego właśnie w psychozę na drobną dziewczynę w bardzo niegustownej bluzce sieciowego sklepu.
-Jak to łosoś nie wchodzi? Zaczekam.
Twarde postanowienie, będące klątwą każdego klienta. Pstryknęła lampka i proces zaczął się klarować.
-Wera, weź skocz na ryby po kod do łososia, Pani czeka. -Zawołała do niezbyt rozgarniętej z wyglądu kobiety, obładowanej kisielami najtańszej marki z radioaktywnymi dodatkami, które zapewniają ten wspaniały róż i zieleń.
Takich Wer było pięć i w końcu po dziesięciu minutach, po zapłaceniu rachunku i spakowaniu zakupów do foliowych jednorazówek, które na pewno zniszczą nasza planetę jeszcze w tym stuleciu, odebrała z dziką satysfakcja swojego przystawkowego łososia.
Samochód, dom, kanapa - z tymi zbawczymi myślami ruszyła na parking. Przynajmniej tam poszło gładko. Zapakowała wszystko do bagażnika swojego ukochanego samochodziku i ruszyła do domu zatkanymi arteriami miasta. Niedaleko domu wybrała numer mężczyzny swojego życia i zadzwoniła.
-Tak?
-Kochanie, za dziesięć minut będę w domu, zejdź proszę na dół, pomożesz mi wnieść zakupy.
-Acha.
I rozłączył się. Wzięła to za dobra monetę, łudziła się że mecz dobiegł końca i leci reklama piwa z piękną Hawajką wychodzącą z wodospadu z tacą, na której stoi złoty trunek tak go zafascynował. Już dawno pogodziła się z prawdą, że w nocy kiedy ona nie śpi, a on w najlepsze pochrapuje tak śmiesznie ruszając nogą, wcale nie śni o kobiecie swojego życia, ale właśnie mamrocze nazwy samochodów, kosmetyków i alkoholi, w których główne role grają piękne modelki, przechodzące w wieku trzydziestu lat na emeryturę na bermudach. W takich sytuacjach ona myślała o rozliczeniu podatkowym, które robi dla niej Johny Depp, jakby jej myśli mogły dopiec jego chłopięcym fantazjom.
Zatrąbiła na jakiegoś opieszałego bubka, który rozmawiał przez telefon jednocześnie prowadząc i blokując jej drogę. Co za idiota! Zgrabnie wyminęła natręta, wybierając kolejny numer.
Pod domem zaparkowała samochód i rozglądała się za swoim osobistym tragarzem, który bez marudzenia wniesie dziewięć siatek na czwarte piętro wielorodzinnego domu, wprost do ich świeżo wyremontowanej kuchni. Jak zawsze skończyło się na tym, że sama musiała to zrobić, a gdy już stanęła zdyszana w drzwiach, które cudem udało jej się otworzyć, mężczyzna jej życia w najlepsze drzemał.
Co za dupek, przemknęło jej przez myśl. Wtaszczyła wszystko do kuchni i rozmasowała ręce obrzmiałe od wżynających się w palce reklamówek. Nalała wody do szklanki połknęła ją jednym haustem, nalała kolejną szklankę i poszła do salonu. Nic nie komponuje się tak pięknie z t-shertem koloru wypłowiałej porzeczki jak mokra plama od ściekającej z twarzy wody. Mężczyzna jej życia był w głębokim szoku kiedy uśmiechała się do niego, niewinnie zapewniając że to ten dywan, co i rusz się o niego potyka. Takie słodkie minki zawsze działają, są rekompensatą dla tych wszystkich kobiet, którym tusz zawsze się rozmywa w najgorszych momentach, a fryzura nigdy nie jest idealna, choćby spędziły kilka godzin z pianką, prostownicą i lakierem do włosów.
-Jak było na zakupach?
-Cudownie, pisnęła z kuchni wrzucając kapustę do lodówki, co zagłuszyło prawdziwą odpowiedź, która ewentualnie mogła by się jej wypsnąć w ferworze walki.
-To dobrze.
Ostatnie zdanie oznaczało definitywną śmierć komunikacji, której nawet defibrylator podłączony do burzowej chmury nie zdołałby ożywić. Pomrukując przeszła do sypialni, aby przebrać się w coś nadającego się do zniszczenia w kuchni. Ten kto powiedział, że kobieta straszni seksownie wygląda gotując, pomylił chyba leki antydepresyjne z miętówkami. W kuchni to była prawdziwa bitwa. Po stronie ludzkości stają maszyny, ożywione w rękach kawałki nierdzewnej stali i drewna, gotowe do ostatniego zgrzytu na blacie walczyć o doskonały posiłek z wszelkiej maści demonami sałaty, sera pleśniowego i uciekających pomidorów. Ta bitwa miał właśnie się rozpętać. A ona krytycznie przerzucała strony ksiązki kucharskiej, nie bardzo wiedząc od czego zacząć. Na obrazkach wszystko wyglądało tak ładnie, dopiero potem wychodziło na jaw, że niektóre potrawy należy zacząć przygotowywać tydzień wcześniej bo muszą się na przykład zamarynować, tak jak ten nieszczęsny łosoś z koperkiem. Z radości miała ochotę rzucić nim o ścianę. Spokojnie, wdech i wydech, masz jeszcze osiem godzin, dasz rade! Otrząsnęła się i przekartkowała źródło swojej udręki, podczas gdy mężczyzna jej życia stwierdził, że playstation to w tej chwili najlepszy sposób spędzenia czasu do przybycia gości. Chyba nawet przez myśl mu nie przeszło, że na przykład trzeba by odkurzyć albo nakryć stół, bo w sumie czemu miałby się tym martwić skoro miał przy swoim boku ideał - kobietę swojego życia z bardzo krótkim PMS. Uliczne wyścigi wirtualnymi samochodami wydały mu się bardzo dobrym pomysłem i niezwykle kuszącą rozrywką po leniwym poranku. Pyzatym przecież nie będzie kwestionował jej zdolności proponowaniem pomocy, to było by raczej głupie z jego strony. Joystick był za to bezpieczny i nie marudził na zbyt mocne naciskanie guziczków.
Kiedy już znalazła zaczepienie w przepisach i jako tako ustabilizowała pracę miksera, sokowirówki i piekarnika zaczęła się w tym wszystkim całkiem nieźle orientować. Może i kaczka nie była tak ładna jak na zdjęciu a pomarańcze bardziej przypominały poprzepalane koła od dyliżansu niż karmelizowane słodkości, ale i tak było nieźle. Wmawiała to sobie dalej aż do momentu kiedy krem brule całkowicie załamał jej światopogląd. Bezsmakowa masa, która miała być dziecinnie prostym deserem, bulgotała i wykrzywiała się kiedy na nią patrzyła szukając ratunku w okładce magicznej kucharskiej księgi, na której uśmiechnięta kobieta a la Grace Kelly wygląda oszałamiająco otoczona mikserem i parą, wyczynia cuda z chochelką.
Nienawidzę cię, szepnęła i otworzyła kubeł na śmieci, który zainkasował zawartość wartą a) sześćdziesiąt dziewięć złotych za książkę b) dwieście złotych za produkty i oczywiście c) pustą butelkę po białym winie czyli równowartość błogości, której pragnie każda gospodyni domowa.
-Skarbie!
-Hmm?
-Idź do sklepu po dwanaście limetek.
-Teraz? Zupełnie jakby słyszała swojego młodszego brata, gdy prosiło się go o wyrzucenie śmieci.
-Tak, natychmiast.
-No...
Każda inteligentna kobieta zawsze ma wyjście awaryjne. Zaczyna się ono od wysłania mężczyzny swojego życia do sklepu po coś niesamowicie ważnego. Potem następuje kąpiel aromatyzowana karmelizowanymi pomarańczami w formie płynu do relaksu w wannie, golenie nóg, suszenie głowy i wcierani balsamu. Kończy się na niesamowitej kreacji i oszałamiającym makijażu. Tak przecież radzi sobie prawdziwa kobieta życia prawdziwego faceta. Haruje w kuchni a i tak wygląda bosko. Po nakryciu do stołu, podczas, gdy mężczyzna jej życia szukał limetek, czymkolwiek one dla niego były, otworzyła drzwi, uregulowała rachunek i potruchtała do kuchni.
Wieczór był prawdziwym sukcesem, wszystkim wszystko smakowało i naprawdę wyglądało jak w tej przeklętej książce. A ona uśmiechała się i mówiła, że to faktycznie takie proste, mimo iż na początku była przerażona i w ogóle wszystko je się sypało. Przyjaciółki pochłaniały deser, a mężczyźni zachwycali się bardzo mocnym i męskim różowym drinkiem o smaku arbuza.
Na dowidzenia buzi, buzi i każdej dawała wizytówkę na awaryjne sytuacje. Catering to naprawdę wspaniały wynalazek.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
numiria · dnia 14.03.2009 11:24 · Czytań: 676 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 4
Komentarze
Usunięty dnia 14.03.2009 21:57 Ocena: Dobre
Trochę tu dłużyzn i sporo spowalniających fragmentów. Zatkał mnie na amen: "Pyzatym przecież nie będzie kwestionował". Ale to drobiazg :-)
Zastanawia mnie ten tok myślenia: "kobieta zawsze ma wyjście awaryjne. Zaczyna się ono od wysłania mężczyzny swojego życia do sklepu po coś niesamowicie ważnego". Każdy inteligentny i leniwy z natury facet, zweryfikuje zasadność zakupu zanim wyjdzie, lub zamiast wyjść znajdzie rozwiązanie sytuacji na miejscu. Bardzo to nie logiczne.
Momentami da się jednak znaleźć ciekawe pomysły. Generalnie bardzo to zwyczajne i codzienne.
Szuirad dnia 14.03.2009 22:24 Ocena: Przeciętne
Plusem jest kilka spostrzeżeń, uwypuklenie i napiętnowanie życiowych sytuacji, które, co tu ukrywać, spotkać można bez większych problemów. Jako swego rodzaju satyra OK. Zakończenie też wiele mówiące - choćby i to, ze bohaterka w ogóle nie miała pojęcia o gotowaniu, pieczeniu, duszeniu, smażeniu itp. Chwali jej się samozaparcie i podjęcie takiego wyzwania. Czy zdała w kuchni egzamin jako "kobieta życia swojego mężczyzny" ? - przyznaję piszę to z przekąsem.
Poważniej. Technicznie za dużo dłużyzn. Niesamowicie (ten wyraz tez się powtażał zbyt czesto) długie, wielokrotnie złozone zdania. Między jedna i druga kropką chcesz przekazać o pięć razy za dużo informacji. Pomyśl nad pewną równowagę między ilością zdań krótkich i długich. Obecna forma przytłacza a przecież możnaby z tego teksu zrobić niezłą satyrę, przedewszystkim bardziej strawną dla czytającego. Jest tu potencjał, który trzeba poprzeć warsztatem.
Przyjrzyj się też interpunkcji no i przede wszystkim "półkami" a nie "pułkami" - to drugie to nie z supermarketu a bardziej z kampani wrześniowej.
Poke Kieszonka dnia 15.03.2009 07:41 Ocena: Bardzo dobre
Tak szara rzeczywistość i szkoda tylko ,że taka pogodzona i mało wyzwolona ,ale widocznie tak miało być ku uciesze niektórym.Nawet lekko mi się czytało i tekst długo nie trawiłam ,aczkolwiek czegoś mi tu brak - jeszcze nie wiem czego?:):)
ginger dnia 17.03.2009 13:38 Ocena: Dobre
Dla mnie za ciężko. Taki tekst powinien być leciutki, płynąć delikatnie prowadząc przez historię, pobudzać do śmiechu. A mnie tekst nawet za bardzo nie wciągnął - trzy razy wyszłam do kuchni. Powinnaś popracować nad formą, a przede wszystkim lekkością. Sądzę, że krótsze zdania sprawdziły by się tutaj zdecydowanie lepiej.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty