A deszcz ciągle padał; Bóg siąpił wiadrami
i zmywał rosnące ich łzy.
A oni tulili się do siebie sami,
tak w niemej radości - przez sny.
Niezwykli, a inni; pobladli, zabrani,
to morze - to mór wiecznych krzywd.
Nie - raczej to życie, a oni nazwani
nadzieją, straconą przez zryw.
Byt byli przebrnęli, zła byty przeszyli;
zadości się stało, ciach, ciach.
Krew głów popłynęła, bo niby zdradzili,
i przykrył ich za to snów piach.
Widzimy - dumamy, kap, kap, woda kapie,
na pogrzeb, na cmentarz, na sąd.
Plusk, plusk, woda pluszcze i gapią się gapie,
miarowo wybija rytm dzwon.
A deszcz ciągle padał, na dworze ciemnica.
I oni... to płakać się chce.
I żeby nie było na przesmutnych licach
deszczowo - to grób Dom się zwie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Silvus · dnia 19.03.2009 19:27 · Czytań: 883 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: