Ocknął się z tępym bólem głowy i dziwnym uczuciem mrowienia w karku. Znowu ten sen - pomyślał, usiłując podnieść się z łoża. Trzy lata minęły, a on zawsze wraca średnio raz na miesiąc, nic nigdy się w nim nie zmienia. Czemu nie mogę o tym zapomnieć? Miałem jednak sporo szczęścia. Gdyby ten wilk był częścią jakiegoś stada pewnie nie byłoby co zbierać, gdyby ten zakichany Adriel nie potknął się o sanki i swoim wielkim nochalem nie wpadł prosto na wilcze ścierwo, nie znaleźliby mnie. Gdyby, gdyby, gdyby... Ehh nie ma co gdybać, trzeba wstawać. Usiadł na krawędzi rozklekotanego posłania i wzrokiem zaczął szukać czegoś do picia. Nagle uśmiechnął się i sięgnął za wezgłowie łoża wyciągając gąsior z bimbrem. Wziął dwa duże łyki i wykrzywił twarz z niesmakiem.
- Co za szczyny - wymruczał pod nosem i splunął na podłogę - Cóż, na bezrybiu i rak ryba.
Wstał i podszedł do niedużej misy z wodą, która stała w izbie od wczoraj. Ochlapał z grubsza twarz, zebrał swoje rzeczy porozrzucane po każdym kącie i zaczął je upychać do pocerowanego wora. Po krótkiej chwili wyszedł do sieni, gdzie w nozdrza od razu uderzył go zapach dobiegający z głównej sali w karczmie. Skierował się w tamtą stronę. Skinął głową gospodarzowi, który coś tam odburknął na powitanie i dziwnie mu się przyglądał. Nie zwracając na to uwagi podszedł do paleniska, na którym stała rozgotowana kasza z wodnistym sosem i kawałkami mięsa. Nałożył sobie niewielką porcję, mimo iż jego żołądek buntował się na jakąkolwiek myśl o jedzeniu.
- Trzeba coś w siebie wepchnąć - mruknął i usiadł na najbliższej ławie.
Siedział i rozglądał się po pustej karczmie, bezwiednie mieszając kopyścią w glinianej misie. Spostrzegł wchodzących do izby dwóch pachołków, którzy zobaczywszy go odwrócili się na pięcie i wyszli jeszcze szybciej niż weszli. Zdziwiony spojrzał na karczmarza pytającym wzrokiem. Ten wzruszył tylko ramionami nie przerywając zamiatania podłogi, równocześnie bacznie obserwował gościa. Co do licha? - pomyślał i kiwnął na gospodarza by podszedł.
- Co im stało, że uciekli tak szybko jakby diabła zobaczyli?
- Ja tam panie nic nie wiem - odparł gospodarz
- Coś ja im zrobił wczoraj jak popiłem za dużo?
- Nie panie.
- Ty już mi tak nie "panuj" tutaj, tylko mów o co chodzi. Wczoraj mnie jak swojego traktowałeś, a dziś mi tu "panujesz"?
- A bo panie dziwne rzeczy ludziska gadają.
- Jeszcze raz mnie panem nazwiesz, to długo na rzyci siedzieć nie będziesz mógł! Ze mnie pan jak z koziej dupy trąba - rzekł już lekko poirytowany przyjezdny.
- No, powiem już, powiem. Tylko jakby jegomościa przypiekali żywym ogniem, błagam niech jegomość nie mówi, że ode mnie się wywiedział - powiedział karczmarz i wystraszonym wzrokiem począł rozglądać się naokoło.
- Nie ma obawy, słucham więc o co chodzi
- A bo wie jegomość, we wsi, za lasem, dziewkę ponoć w nocy wilkodłak jakoby porwał, a rano znaleźli biedaczkę w lesie nieżywą już, pogryzioną przez tego, jak mu tam... a tak wilkodłaka.
- No a co to ma się do mojej osoby? - zapytał niecierpliwie gość
- Ja tam w te bujdy wiary nie daje, a jegomość całkiem normalny jest, ale wczoraj jakeśmy wraz z parobkiem nieśli jegomościa do jego izby to on blizny ino obaczł na karku i mówił, że jegomościa wilcy pokąsały.
- Sam bym mu to powiedział jakby zapytał, na polowaniu wilk mnie zaatakował
- No ale on, głupi nierób, jak się tylko rano zwiedział o tej pannie co ją tam wilkodłak porwał to krzyknął, że on wie gdzie ta bestia być może i popędził do miasta straże wezwać.
- A więc o to chodzi - wykrzyknął rzekomy wilkołak - Niby to ja miałem tę dziewkę w las zaciągnąć by ją pożreć? - i ryknął gromkim śmiechem.
Gospodarz stał i patrzał na gościa ze zdziwieniem.
- Owszem, nie powiem. Pannę w las zaciągnąć, czemu nie. Lecz wolałbym by ona drygała jeszcze, bo co mi po nieboszczce - dodał podróżny nie przerywając się śmiać, aż łzy mu do oczu napłynęły.
Powoli zaczął się uspokajać i mimo wesołości, która go ogarnęła stwierdził, że jednak trzeba się stąd zabierać. Nie uśmiechało mu się towarzystwo straży miejskiej i pobyt w jakimś lochu zanim wszystko się wyjaśni albo i nie. Wtedy pewno zaciągnięto by go na dwór Burbussa, gdzie zapewne czekałby na niego "sprawiedliwy" proces i rychłe spotkanie z katem.
- Nic to gospodarzu, w takim razie pora na mnie. Ja tu czekać nie zamierzam, aż winnego złapią. Ile za gościnę się należy ?
- Już jegomość wczoraj z wieczora mi zapłacił, nawet na dwa dni do przodu - odrzekł karczmarz
- W takim razie zachowaj tą zapłatę w całości, w podziękowaniu za wyjaśnienie sprawy. Bywaj.
Wstał i szybko udał się do swojej izby gdzie zostawił wór podróżny. Na odchodne pociągnął jeszcze solidny łyk z gąsiora i udał się do stajni. Osiodławszy swojego konia, który nawiasem mówiąc do najpiękniejszych i najmłodszych nie należał, ale był diabelnie wytrzymały, skierował się w stronę południową. Po kilkunastu minutach jazdy ostrym kłusem skręcił ostro na zachód i skierował się czym prędzej w głęboki las, zmierzając w stronę Brass.
***