Po wyjściu na dwór, swoje kroki skierowali od razu do jedynego, jeszcze otwartego sklepu. Damian nie interesował się asortymentem alkoholi jaki był na półkach. W środku nie obyło się bez wyciągania dowodu osobistego, gdy chciał kupić papierosy dla Michała. Ale jego to nie ruszało, za często się z tym spotykał, gdy jeszcze nie tak dawno włóczył się po Starym mieście, odwiedzając po kolei wszystkie bary, jakie były otwarte o drugiej w nocy. Dopiero gdy sklepikarka porównała zdjęcie z jego twarzą i sprawdziła datę widniejącą na plastikowej płytce, wybiła cenę paczki mentoli, o którą ją poprosił. W trakcie drogi powrotnej zatrzymali się niedaleko mieszkania Bes, tak by kryły ich choć trochę pobliskie bloki.
- Kotku, możesz sprawdzić czy nikt nie kręci się w pobliżu i nie wygląda przez okna?
Lidia stanęła jak wryta, po czym powoli odwróciła się w jego kierunku. Spojrzała mu w oczy czy nie nabija się z niej, ale nic na to nie wskazywało w jego zachowaniu.
- Teraz to "Kotku", a na co dzień to tylko po imieniu potrafisz mówić! - wrzasnęła poirytowana do granic możliwości. - Co ty sobie myślisz? Ty kretynie jedenr... - urwała zanosząc się płaczem. Podeszła do niego i zaczęła bić go po piersi. Damian niewiele się zastanawiając przytulił ją do siebie. Nie przeszkadzał mu nawet jej puchowy kaptur.
Płacz z czasem zamienił się w przeciągłe pociąganie nosem.
- Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy, Lidio - wyraźnie zaakcentował imię. - Ale uziemiłaś mnie na trochę, więc teraz jestem uzależniony od twojej pomocy przy czarach, poza tym nie lubię jak dziewczyny płaczą.
- Ani mi się waż mówić mi teraz inaczej niż Kotku, zrozumiano? - zapytała odsuwając się od niego i rozglądając po całej okolicy nie tylko fizycznie ale i mentalnie. - Bo znajdę na ciebie coś takiego, że przez cały rok nie skorzystasz z magii. Dobra, jest czysto.
- Świetnie, zaklęcie otwierające portal jest proste, ale cała zabawa polega na tym, że potrzebne będzie jeszcze poświęcenie otwierającego. Do przyzwania wrót użyjemy mojej krwi, by zneutralizować pułapkę, jaką w nich umieściłem. - Z kieszeni kurtki wyciągnął składany nóż typu motylek i z wprawą nożownika odsłonił ostrze. - Słowa to "Trintos exidi", kiedy nadetnę palec weźmiesz moją dłoń i wymawiając zaklęcie namalujesz w powietrzu pentagram ochronny z czymś podobnym do "j", tylko bez kropki i dociągnięcia kreski w pętelkę. Nie musisz pobierać energii wystarczy ta z mojej krwi.
- Rozumiem. Gotowy?
Zamiast odpowiedzi podał jej dłoń, po której ściekała powoli karmazynowa strużka.
Bez problemu wykonała jego polecenia, czego efektem było zawiśnięcie w powietrzu krwawego symbolu. Pentagram rozjarzył się, po czym zwinął w kulkę i zniknął, a w jego miejscu wyrósł kamienny łuk. Z każdą chwilą portal stawał się coraz większy i większy, aż osiągnął wymiary Damiana ze sporym zapasem. Przestrzeń w przejściu pokazywała tylko zimowy pejzaż jaki ich otaczał.
- Zapraszam do środka.
Lidia nie ruszyła się z miejsca, czekając na jego pierwszy krok.
- Nie ma czego się bać, tak jest zawsze. Przypomnij mi jak będziemy w pracowni, to pomogę ci stworzyć twój własny klucz do wybranego przez ciebie miejsca, w którym zrobisz sobie schowek.
Jedną nogą wszedł do środka, tak że ręka powędrowała za pierwszym krokiem, i obie kończyny zniknęły w kamiennym łuku wraz z fragmentem tułowia.
- Czy to aby jest pewne przejście? - zapytała, niezbyt przekonana czy powinna poznać miejsce gdzie trzyma swoje skarby.
Nie odpowiedział, tylko złapał za dłoń i pociągnął z całej siły za sobą.
Gwałtownie zamknęła oczy i jedyne co poczuła, to zmiana temperatury na cieplejszą, a także przyjemny podmuch powietrza, przesycony znajomą wonią elfickich kwiatów.
- Nie ma się czego bać, tutaj nic nie zaatakuje cię bez mojej wiedzy. Możesz już otworzyć oczy.
- Chwileczkę, czy to Srebrny promień oraz Turwiel? - wciągnęła nosem powietrze, licząc, że rozpozna któryś z kolejnych zapachów, jakie wdzierały się do jej nosa. - To przecież niemożliwe, one rosną tylko u elfów. Czyżbyś miał ten schowek wśród Ludu Drzew.
- Skoro nie chcesz otwierać oczu, to niech tak przez chwilkę jeszcze zostanie. - Wziął ją za rękę i poprowadził w sobie tylko znanym kierunku. Wędrówka nie trwała długo, zatrzymali się w miejscu gdzie najintensywniej było czuć kwiaty, jakie zdołała rozpoznać.
Stanął za plecami i zakrył jej oczy.
- Dobrze, a teraz podnieś powieki. Gotowa? - zapytał Damian.
- Tak.
Szybkim ruchem zdjął obie dłonie, odsłaniając przed nią niewielki ogródek, w którym rosły najrozmaitsze rośliny. Ale ujrzała coś jeszcze, co zaparło jej dech w piersi.
Nad zielnikiem iskrzyły się tysiące gwiazd, a wśród nich jaśniały dwa różnej wielkości księżyce. Oba znacznie większe od dobrze jej znanego ziemskiego satelity.
- Widzisz tamtą gwiazdę nad fioletowym gigantem? - spytał.
- Czy to nasze słońce? - zapytała, nie bardzo wiedząc czy ciągle znajdują się w ich wymiarze.
- Brawo, jaka mądra z ciebie dziewczynka. Nawet nie musiałem ci podpowiadać. - Lekko potargał jej włosy. - No ale my tu gadu - gadu, a czas ucieka. Trzeba wziąć trochę elfiego chleba i jakieś wino.
Dopiero teraz spostrzegła, że stoją w pobliżu parterowego domku o jednolitych ścianach z czarnego drewna. Podeszli do niego.
- Wchodź do środka i roześlij parę ogników. - Pchnął drzwi otwierając je na oścież.
Stojąc w wejściu Lidia nie siliła się by korzystać z jakiś złożonych formuł i wypowiedziała tylko jedną nano sylabę. Po czym strzeliła czterokrotnie palcami i w powietrze do każdego rogu poleciały błękitne kule jasnej energii. To co ujrzała wewnątrz, wyraźnie nią wstrząsnęło.
Całe pomieszczenie było strasznym nieładzie, jak po szczegółowym przeszukiwaniu.
- Damian, ktoś ci buszował po pokoju. - Wszedł nie śpiesząc się zbytnio, ale wszystko było na swoim miejscu. Tak jak zostawił po ostatniej wizycie, czyli w błogim bałaganie.
- Eee, spokojnie, nie ma się czego bać. To akurat moja robota. - Niezbyt chciało mu się tłumaczyć, że po ostatnim lizaniu ran odniesionych podczas wyprawy, miał co innego na głowie, niż sprzątanie.
- I ty mi pokazujesz taki burdel? - zapytała gniewnie.
Zła to było za mało powiedziane, wściekłość ją rozsadzała od środka.
- Kotku, a teraz weź głęboki wdech i zdejmij iluzję. - rzekł z przekąsem, zastanawiając się czy to, co zobaczy nie będzie aż tak tragiczne.
- To też pewnie jest tylko czarem - powiedziała podnosząc z podłogi tunikę upstrzoną rdzawymi plamami zaschniętej krwi o bliżej nieokreślonym zapachu. Podszedł do niej i zabrał ubranie, po czym zwinął je w kłębek i wsadził do skrzyni stojącej pod ścianą.
- Akurat nie jest to iluzja. - przyznał z kwaśnym wyrazem twarzy. - No czas nam ucieka, rozpraszaj i bierzemy co trzeba, bo się zaczną martwić, że im przepadliśmy.
- Sellenum ichir. - rzekła, jednocześnie uderzając szybko o siebie dłońmi, by po chwili rozłożyć je szeroko. Wnętrze pokoju zafalowało i rozpłynęło się ukazując przed nią względny porządek. Po podłodze walało się tylko jeszcze parę brudnych ubrań, zaś ściany, które do tej pory były puste, zapełniły się po sufit półkami, na których znajdowały się najdziwniejsze rzeczy. Zastanawiające było to, że wszystko zostało zrobione z drewna tego samego co zewnętrzne ściany domu. Jakby to wszystko zostało odlane w formie. Z prawej strony zauważyła dwie wyraźne przerwy, ukazujące parę takich samych drzwi.
- Wyrzeźbiłem to wszystko z jednego kawałka hebanu, a gdy już zdecydowałem się na miejsce jego ulokowania, to powiększyłem. - odparł uprzedzając jej pytanie. - Domek powstał tylko dlatego, że niektóre z moich trofeów są zbyt niebezpieczne, by trzymać je w domu, czy pracowni.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Nezumi · dnia 12.04.2009 12:14 · Czytań: 647 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: