Ostatnie komentarze jasna69
Pumo, wiesz co najbardziej podoba mi się w Twoim tekście? Uniwersalność, ponadczasowość. Wiosna jest jak gra wstępna – rozbudza. Kogo? Kiedy? Czym? No właśnie. Przecudny opis wprowadza w świat uczuć zawieszonych w czasie, bo miłość rozkwita zawsze, jak konwalie, gdy przychodzi maj. To się nie zmienia, zmienia się mapa świata, uciekają ci, przed którymi kiedyś uciekali inni, ale i jedni i drudzy potrzebują ciepła płynącego z bliskości.
Babcia, wnuczka, gdzieś po drodze córka – wszystkie marzymy o nieprzemijającej miłości. Może dziś nie wypada się do tego przyznawać, tak jak nie wypada zachwycać się zachodem słońca, bo przecież musimy być oryginalne, wyemancypowane, ale przecież chyba każda nosi w sobie odrobinę romantyzmu. Mój budzi się, gdy czytam Twoje teksty i za to Ci dziękuję.
Och, Pablo, jak miło, że mnie jeszcze pamiętasz...
Dzieje się, oj dzieje i tylko żal, że czasu coraz mniej na obcowanie z zacnym towarzystwem PP. W słonecznej bywam ostatnio tylko myślami, za to do dobrego kryminału zaglądam regularnie. Kiedy kolejna odsłona?
Jakie to szczęście/nieszczęście, że po torach do Niecieczy pendolino nie kursuje...
Pablo Zaskrońcu, w takiej odsłonie jeszcze Cię nie widziałam, choć sama fotka (i to wcale nie ta aktualna) sugeruje, że z humorem sypiasz częściej niż statystyczny Polak z zakontraktowanym partnerem.
Cóż to za orgie się odbywają w tak zacnym środku lokomocji jak Koleje Państwowe, bo to i konduktor, co to niby tfu i fe, sobie popatrzył i papużce wiekowej pewnie ślinka pociekła, a nad tym wszystkim jeszcze opary zacnego pana Wiesia...
Skołowałeś poetycką historyjkę ku przestodze co by nie pić, nie podkradać i nie papugować, więc już milknę, bo nic mądrego, czego by wcześniej nie napisano już nie wymyślę.
Niech żyją złotouste... kury!
Pozdrawiam
Mike, to prawdziwa opowieść z piekła rodem. Nakreśliłeś portret człowieka, którego trudno takim nazwać, stworzyłeś klimat niemożliwy do przetrawienia, mroczny, pełen przemocy, wplatając weń jasny promień, jakim miała być miłość do matki i bez zbędnych ozdobników w sposób wyważony i oszczędny przeprowadziłeś mnie przez życie naznaczone nienawiścią. To sztuka tak poprowadzić narrację, by przykuć czytelnika i nie pozwolić nawet na chwilę znużenia. Nie wiem, czy takie było Twoje zamierzenie, ale mimo całej ohydy chorego umysłu bohater wywołał we mnie współczucie. Dlaczego? No właśnie, sama jeszcze nie wiem i czuję, że czeka mnie ciężka noc poświęcona na „rozkminianie” tego problemu.
Dobra robota, Mike, gratuluję i pozdrawiam.
Zanim nabiłeś mi siniaki… na czerwonym motorze, który przyciągał zazdrosne spojrzenia przyjeżdżałeś właśnie po mnie. Wiatr zabierał ze sobą wszystkie niedoskonałości, a ty dając mi siebie, uchylałeś drzwi od celi, gdzie uwięziłam wiarę w samą siebie.
Przepiękny tekst, Pumo, utkany z emocji, które niczym drobinki marznącego deszczu, szczypią skórę, wywołując dreszcze i pragnienie by otulić się płaszczem nasączonym czyimś ciepłem.
Mimo tak przejmującego klimatu, odmalowanego słowami, jakich nie sposób zapomnieć, ten tekst ma w sobie ogromne pokłady optymizmu. Co z tego, że „bandzior”, że kiedyś nabije siniaki, w tym momencie życia bohaterki jest jej ratunkiem, zauważa to, czego rówieśnicy, zbici w bezkształtną masę ograniczeń, nie są w stanie dostrzec. Czasem wystarcza jedno słowo, gest, odrobina zainteresowania i zrozumienia, by móc dostrzec własne piękno.
Wchłonęło mnie Twoje opowiadanie, a gdy skończyłam czytać poczułam się jak obudzona z koszmaru, w którym nienarodzone dzieci wyciągają rączki po życie. Konsekwencje uprawiania najstarszego zawodu świata bywają różne, a dokonane wybory pozostawiają błotne ślady w psychice.
Niezwykle sugestywne opisy są atutem tego tekstu, świetnie ukazałaś beznadzieję i brud życia bohaterki w odrealnionym świecie, gdzie to nie koty zjadają myszy i same stają się pożywieniem.
Ta historia istotnie wywołuje dreszcze.
Cytat:
Jego towarzyszka w trakcie tych gestów kiwała niepewnie głową i mocniej przyciskała do piersi kaleką lalę.
tu coś nie zagrało - twarzyczka kiwała głową (?) i przyciskała (?) do piersi...
Pozdrawiam
Pumo, posiniaczyłaś mnie tym tekstem, jakbym sama przez lata odbijała się od więziennych krat. To nic, że boli świadomość, że nigdy nie osiągnę Twojego poziomu, dla chwil spędzonych z Twoimi tekstami bez chwili wahania dałabym się poszatkować.
Nie wiem, co na to A., ale ja jestem zachwycona.
Dziękuję Ci.
I właśnie z tego powodu, że czasem brak miejsca na puentę, mój woreczek wciąż jest tam, gdzie być już nie powinien. Odmalowałeś scenkę pełną napięcia, bardzo sprawnie i ze znajomością tematu, nie miałam wątpliwości, że wiesz o czym piszesz i nawet przez moment nie poczułam znużenia. Może tylko zabrakło mi odrobiny "tła", ale to taki szczególik, który nie przeszkadza w odbiorze całości. Twój tekst ostatecznie przekonał mnie do tezy, że proste operacje nie istnieją.
Pozdrawiam
I co, commissario, chciałbyś wiedzieć?
Super fragment, rozwijasz tę historię jak wytrawny smakosz belgijskie czekoladki. Powolutku i z wyczuciem, nie jest za słodko, chce się kolejną i kolejną, wiedząc, że każda ma niepowtarzalny smak. Tu widać Czarnego w zupełnie innej odsłonie, pogrążonego poczuciem winy, nawiedzanego koszmarami i łaknącego męskiej przyjaźni. Dobrze trafił, bo choć wydaje się, że gliniarz „ciągnie” korespondencję jedynie w celach „badawczych”, to jednak między wierszami można wyczuć, że traktuje Czarnego jak członka rodziny, bo co najchętniej robi się po pracy? Rozmawia z bliskimi. Zastanawiam się, kiedy Karolina wkroczy do akcji. Pablo, nie będę się rozpisywać. Jesteś świetnym autorem, wypływaj na szerokie wody i rozdawaj autografy.
Pozdrawiam
Jak mogłeś wątpić w moją wierność, Pablo? Po każdej podróży wracam do Czarnego i jakoś wciąż mi go mało. Gdzie się podziewałam? A no tam, gdzie nikt nie mówi do mnie Reniu. Brrrr!
Jak miło odnaleźć ulubionego bohatera w akcji. I to jakiej akcji!
Świetny odcinek, Pablo, aż ciarki mnie przeszły, gdy biegałam za chłopakami po lesie. Zresztą zapowiedź „randki” pod mostem też wywołała dreszczyk. Wszystko pięknie się splata, żona, sierżant Konarska, dobry (?) policjant i bandyci w kominiarkach. I wspomnienia. Jedna scena, dwie opowieści, przez to obraz staje się pełnowymiarowy, jakbym miała na nosie okulary 3D, świetnie.
Jestem pod wrażeniem i mam tylko jeden dylemat, który facet ma najwięcej testo, ale to przecież nieważne, bo i tak wszystko przechodzi przez paluszki autora, a ten nie zawodzi.
Och, Pablo!
Taki słodki tytuł, a treść taka kotkom i emerytom nieprzyjazna. Przeczytałam z przyjemnością, bo jak zwykle u Ciebie, tekst płynie przed oczami i nie pozwala się nudzić, jednak, jak zapewne się domyślasz, zdecydowanie wolę inne Twoje dzieła. Zostawiam sobie przyjemność obcowania z nimi na lepszy czas.
Pozdrawiam
Ciepło mi się zrobiło po przeczytaniu Twojego tekstu, jakbym sama znalazła się w opisywanym hoteliku. Przeniosłaś mnie i w czasie i w przestrzeni i bardzo Ci za to dziękuję. Właśnie czegoś takiego szukałam, żeby zapomnieć o katarze i dreszczach. Ciekawa jestem jak poprowadzisz dalej ten tekst, więc na pewno zajrzę do kolejnej części.
Pozdrawiam
Wciągnął mnie ten tekst bez reszty i tak naprawdę nie wiem dlaczego. Jest w nim jakiś niepokój, jakby każde urywane zdanie wbijało szpilkę w tyłek i nie pozwalało się zatrzymać, więc szłam i słyszałam te wszystkie myśli, takie niby banalne, ale przednio doprawione, przez co niezwykle apetyczne. Podobało mi się bardzo.
Pozdrawiam
Tak mi się leniwie zrobiło po przeczytaniu Twojego tekstu, a w zasadzie już w czasie czytania, ale to absolutnie nie jest zarzut.
Płynęłam sobie powoli, tak jak opisane życie, niby beznamiętnie a jednak z jakąś niepohamowana wiarą, że coś się wydarzy. Dobrego, złego? Bez znaczenia, byle było to coś, co przełamie rutynę. Bardzo sugestywnie przedstawiłaś bohaterkę, taką normalną jakich wiele, jak sąsiadka zza ściany, jak ciocia Lodzia, a jednak bijące z niej ciepło i pragnienie miłości, sprawiają, że jest wyjątkowa. Pokonując razem z nią kolejne zakręty, poczułam, że staje mi się bliska. I trzymałam kciuki, żeby Robert przyszedł z kwiatami. Optymistycznie to wygląda i dobrze, bo teraz, gdy wieczory takie długie…
Pozdrawiam
Smutne to ogromnie. Historia jakich wiele zapewne wydarzyło się w przeszłości i nie tylko. Z wdziękiem opisałaś tak niewdzięczne wydarzenia. Podobała mi się sama konstrukcja opowiadania, choć zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej, gdybyś w jakiś sposób połączyła ze sobą te dwie kobiety. Tak naprawdę nie wiadomo z kim Helena rozmawia, dlaczego właśnie jej opowiada historię rodziny, w jakim celu. Przez to zastanawiam się, czy forma dialogu ma sens.
Ogólnie jednak bardzo mi się podobało, głównie ze względu na umiejętność tworzenia klimatu.
Pozdrawiam