Okej, si-sey, mogę pouwielbiać te zaimki z Tobą
, chociażby dla fragmentu:
Cytat:
opuszcza
matka zdrowych zmysłów
krzyżując kości wiaduktom
bo w nim tyle, że można dla niego ze spokojem pogrzeszyć
Wiadukt staje się dzieckiem człowieka, człowiek staje się wiaduktem, czyli przejściem na drugi brzeg, możliwą zdolnością do połączeń.
A w krzyżowaniu jest zarazem i tym, czym i tak był już wcześniej (bo przeca, żeby powstał wiadukt, krzyżuje się wiele rozmaitych części z metalu, a kościom człowieczym potrzeba połączeń, wiązań), ale i tym, co wysyła myśl do krzyżowań dotkliwszych, do bólu żywego ciała, do cierpienia bezradnego wobec własnej konieczności. I do przyszłości; jest tym, co potrzebne, żeby w ogóle iść, iść dalej.
Być skrzyżowaniem kości, dających podporę. Być wiaduktem. Drogą. I tym, kto po niej idzie zarazem. Być. O, tak. Opuszczonym przez matkę zdrowych zmysłów - na ziemi jest tak, że matki przecież naturalnie częściej zostawiają na niej dzieci, odchodzą na drugą stronę przed nimi, otwierając drogę do rozumienia, że nie ma niczego ważniejszego ponad przejścia z kości. Z krwi i kości. I tworzenia. Połączenia. Spotkania. Jasnej świadomości dwóch brzegów i możliwego przejścia między nimi.
A to zaledwie przecież zarysy fragmentu
Linkopozdrowienie dla Ciebie.