Co dane w zwykłości, od wdechu - przebyte - w wydechu.
Przebyć - w odbyciu będąc, nic to - bo dziane.
"głowić? co tyle miane byte - ?" - nagle pojawiło mi się w głowie po Białoszewskim powtarzając.
Utkwić! Słowo brzmi jak odcięta pięta albo łokieć. Pełne jakiejś drastyczności w makarenie makabrycznych utwiczan. Przeglądając moje dotychczasowe archiwum starań utrwalenia myśli, gdzieś na zdjęciach, uświadomiłam sobie dotychczasowy zastój. Słowo brzmi jak początek przed-stania w miejscu. Stamtąd niedaleko do kwików. Stamtąd roi się od pożądań "po-cocizmu", które w kółko "po co" na łeb zakłada. Ale ja nie pytam.
Rodzi się we mnie na nowo potrzeba nieprzebycia w znaczeniu ciągłości dążeń.
Nie chce pozostawiać dziania samemu sobie i dla siebie. Bo ono wypycha mnie ku uleganiu. To co odbywa się obok, to dana mi konstrukcja. To wiadomość nader wzbita, nie podlegająca pytaniom istniejącym. No bo dlaczego ta i ona. I dlaczego z czuć akurat to. Nie podlega - bo dana, a sama w sobie sensowna.
I ciągle...Mianownik do mnie: Kto? Co?,
Dopełniacz: Kogo? Czego? (nie ma),
Celownik: Komu? Czemu? (daję),
Biernik: Kogo? Co? (lubię),
Narzędnik: Z kim? Z czym? (chodzę),
Miejscownik: O kim? O czym? (mówię),
Wołacz: O! (Witaj).
Czy to przypadki?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
weronikulus · dnia 06.11.2012 08:28 · Czytań: 1113 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: