Kolekcjoner - Marek_Palutkiewicz
A A A

   - Ciemne – stwierdziła z goryczą postać pochylając się nad dostarczonymi ziarnami.
   - Ciemne, Panie – przytaknął posłaniec rozglądając się ciekawie po ogromnej,
rozświetlonej komnacie. Choć bywał tu często, marmurowe posadzki i przeszklone ściany za
każdym razem zdumiewały go jednakowo.
   - Ale chciałem jasne – skontrował nawijając siwą brodę na palec wskazujący.
   - Wiem, Panie, ale na dole…
   - Wieczny problem z tymi na dole – wszedł mu w słowo starzec postukując palcami o blat
kamiennego stołu.
   - Od razu wieczny – westchnął lekko zirytowany młodzieniec.
   Jegomość z godnością wstał z krzesła i wolnym, dostojnym krokiem podszedł do szklanej
powierzchni.
   - Krzewy kawowe zasadziłem, owoce puszczają jak okiem sięgnąć, a ziarna zawsze
spalone na węgiel. Powiedz, kiedy ostatnio przyniosłeś mi takie śliczne, złote… Mniejsza ze
złotymi, ale chociaż brązowe.
   - Próbowaliśmy, ale czernieją od razu po rozpoczęciu palenia. Może gleba im nie służy –
zastanawiał się odgarniając z twarzy niesforny blond kosmyk.
   - Akurat glebę sam organizowałem i złego słowa nie powiem.
   - W takim razie niegodziwi ci co po niej chodzą, bo najwidoczniej…
   - Nie musisz mi tłumaczyć jak to działa – znów przerwał mu starszy. – Przecież sam to
wymyśliłem – stwierdził z dumą rozglądając się po rozpościerającej się na zewnątrz plantacji.
   Blisko dwieście krzewów poustawianych w równych rzędach po dziesięć zajmowało cały
okolony murem dziedziniec. Kilku zbieraczy uwijało się żwawo zrywając okazałe owoce do
głębokich koszy lub zarzuconych na ramię toreb.
   „Czyżby faktycznie było tam aż tak źle?” – pytał siebie w myślach obserwując kwiaty,
które zdawały się kwitnąć coraz szybciej z każdą upływającą chwilą.
   - Przynieś mi, proszę, zbiory z kolejnego krzewu – rzekł wreszcie nie odwracając się nawet
do młodzieńca. - Zobaczę, czy i mnie ziarna nie będą posłuszne.
   Posłaniec usłyszał, jednak rozmarzył się wpatrzony w kolorowy witraż na sklepieniu
kopuły komnaty. Nawet on nie mógł oprzeć się tysiącom kolorów i kształtów tańczących w
blasku słońca. Jegomość gniewnie spojrzał na młodzika.
   - Twoje imię nie obliguje cię do sterczenia tu jak skała – rzekł wreszcie.
   Święty Piotr wyszedł pospiesznie z pomieszczenia.

                                                   * * *

   - Syzyfowa praca – westchnął Izydor zrywając garść owoców, w których miejscu krzew od
razu wypuścił nowe pąki.
   - Jakby cię Pan usłyszał – pokiwał gniewnie palcem Urban. – Nie przebierasz? – spytał
widząc jak cała zawartość dłoni ląduje w siatce.
   - Wszystko plony pierwszej wody. Nie ma się co zastanawiać, a roboty w trzy…
   - W trzy dni nie zbierzemy – dokończył za niego chroniąc przed gniewem
Wszechwiedzącego. – Możesz mi wierzyć na słowo, wystarczająco długo już tu przebywam.
   - Co one tak szybko rosną? Rozumiem, że niebo, ale po co nam tyle kawy? – dziwił się
obierając gałąź z czerwonych ciężarków.
   - Żadnym „nam” Izydorze – poprawił go kompan. – To Boska Kawa. Tylko On ją pije.
   - Sam? Całą tą kawę? – niedowierzał.
   - Właśnie o to chodzi. Pozwól, że ci wytłumaczę. Załóżmy, że – zawahał się nie wiedząc
jak zacząć – wiele, wiele lat temu, kiedy jeszcze po ziemi chodziłeś…
   - Będzie z tysiąc – zadumał się wspominając słoneczną Hiszpanię.
   - Dokładnie. Wtedy Pan miał pracy potąd – Urban zrobił wymowny gest w okolicach
czoła. – Każdy z osobna wołał „Odpuść mi Panie!”, „Przebacz moje grzechy!” i tym podobne.
Co zrobić, Wszechmogący chodził i gadał pod nosem „Odpuszczam, odpuszczam” i tak cały
dzień i całą noc. Po krucjatach – jeszcze gorzej. Głowa mu pękała od tego wszystkiego, a
język niemal skurczy dostawał. No to Pan wymyślił rzecz taką: dla każdego państwa osobny
krzak kawy zasadził, aby się nie pomylić co skąd pochodzi. Jak kto nagrzeszył, to się kwiat
pojawiał, jak trochę więcej osób, to zakwitał, jak jeszcze więcej, to i owoc puścił. I tak
codziennie rano jedną filiżankę z kolejnego państwa i w nieco ponad pół roku mieliśmy świat
rozgrzeszony i owoce zebrane.
   - W sensie – zdziwił się Izydor. – Pan odpuszcza grzechy pijąc kawę?
   - Można powiedzieć: skondensowane grzechy – poprawił rozmówca. – Problem jest taki,
że krzewy coraz częściej zakwitają. Powód jest prosty: ludzie więcej grzeszą, a że się jeszcze
bardziej rozmnożyli, a i charakter im się nie poprawił, to efekty widać jak na dłoni. Teraz Pan
po sześć filiżanek dziennie pije.
   Nadejście Piotra przerwało interesującą dyskusję. Z jego twarzy można było wyczytać, że
dzisiejszego ranka nie wszystko przebiegało zgodnie z harmonogramem.
   - Próbkę z kolejnego drzewa – warknął pod nosem.
   - Również rad jestem z tego spotkania – rzucił sarkastycznie nie zważając na ostrzegawcze
spojrzenie Urbana.
   - A tobie co? Znudził się kształt aureoli? – odciął się zaciskając pięści, a blond włosy znów
opadły mu na oczy.
   Bez słowa zerwał z Izydora torbę pełną owoców i w ułamku sekundy zniknął z powrotem
w budynku.
   - Normalna kradzież – żachnął się obrabowany.
   - Nie martw się. Pan i z tego uczynku zrobi kawę – Urban krzepiąco poklepał go po
ramieniu.


                                                  * * *


   - Co to za odmiana? – spytał Wszechmogący wysypując czerwone owoce na obszerny blat.
Przybyły skonfundowany postawił oczy w słup. Zapomniał spytać Urbana skąd pochodzą
zbiory. – Widzę, że od ciebie się nie dowiem – westchnął.
   Gdyby tylko Piotr zauważył wyszyty na torbie napis „Polska”, prawdopodobnie
podmieniłby próbkę, jednak fakt ten umknął przed jego bystrym wzrokiem. Poprzednia
filiżanka tego gatunku okazała się wyjątkowo niestrawna, choć sam zapach i aromat wydawał
się zachęcający.
   Wszechmogący jednym gestem oddzielił miąższ, osnówkę i łupiny od ziaren, po czym
lekko dmuchnął osuszając je. Blondyn skulił się w kącie czekając na najgorsze.
„Ostrzegałem” – pomyślał zakrywając oczy.
   Część najważniejsza – palenie (zwane również prażeniem), mające znaczący wpływ na
końcowy smak kawy, było jednym z ulubionych i opanowanych przez Pana do perfekcji
etapów w tej wyjątkowej sztuce.
   Ziarna wraz z metalowym, okrągłym naczyniem, w którym ułożył je starzec, uniosły się
bezgłośnie i zawisły nad stołem. Pod nimi blat nabrał koloru gorącego żelaza, a po chwili
mały płomień zatańczył po jego powierzchni. Zadowolony z tej sztuczki palacz uśmiechnął
się do siebie. Rozpalił mocniej ogień, by czerwone języki koniuszkami lizały od dołu
naczynie i bez pośpiechu mieszał jego zawartość. Wszechmogący ze zdziwieniem zauważył,
że pomimo upływu czasu, barwa nie zmieniła się nawet o odcień.
   - Dlaczego mnie okłamałeś? – zwrócił się do skulonego ze strachu w kącie młodzieńca.
   - Jakżebym śmiał, Panie? Przyrzekam, że wszystkie poprzednie partie po prostu czerniały,
jakby każde z ziaren wypełnione było po brzegi grzechem! – tłumaczył się pospiesznie.
   - Wierzę ci, Piotrze. Ta próbka musi pochodzić od ludzi o czystych duszach – podsumował
wypogadzając się. – Widocznie powinienem zwiększyć trochę temperaturę.
   Płomienie buchnęły obejmując ziarna czerwonymi ramionami. Głośny syk, pomieszany z
czymś na kształt jęku wyrwał się z wnętrza okrągłego naczynia. Skonsternowany palacz
spojrzał niepewnie w kierunku stołu. W ostatniej chwili zdążył przesłonić twarz i rzucić się na
podłogę. Wybuch wstrząsnął całym budynkiem rozbijając na drobne kawałeczki szklaną
przegrodę. Słup ognia wzbił się z ziaren przebijając kolorowy witraż i osmalając śnieżnobiały
sufit wraz ze ścianami.
   Kiedy wszystko ucichło Piotr odważył się otworzyć oczy. Obawiał się, że ujrzy leżące bez
ruchu ciało Pana, lecz Wszechmogący stał już w poczerniałej od ognia szacie, patrząc
nieruchomo na plantację krzewów. „Już ja wam pokażę” – przesłyszał się ogłuszony jeszcze
młodzieniec.
   - Już ja was pokarzę – powtórzył głośniej Bóg.


                                                * * *


   Pan wywołał wiatr i zerwał z krzewów wszelkie owoce. Ziemię nawiedziły huragany oraz
tajfuny niszcząc nabrzeżne miasta i powalając drzewa.
   Pan oddzielił ziarna od owoców. Na Ziemi rozstąpiły się lądy dzieląc na części
kontynenty.
   Pan wystawił ziarna na słońce. Na Ziemi nastała susza niszcząc pozostałe plony.
   Pan palił ziarna nad płomieniem. Na Ziemi wybuchły wulkany pokrywając miasta grubą
warstwą magmy i pyłów.
   Pan mielił ziarna. Ziemię opanowały trąby powietrzne usuwając znaki wszelkiej
cywilizacji.
   Pan zaparzył kawę. Na Ziemi wszelkie lądy zniknęły pod powierzchnią wody, w której za
kilka milionów lat znów miało zacząć rozwijać się życie.


                                                 * * *


   - Leonardo, co ty tam znowu bazgrzesz? – spytał Wszechmogący dopijając spokojnie
gorącą jeszcze kawę.
   - Obraz, Panie. – odpowiedział usłużnie malarz.
   - Obraz – zadumał się i pociągnął solidny łyk aromatycznego trunku. – A jak go nazwiesz?
   Artysta spojrzał z ukosa na swojego rozmówcę, który jednocześnie był nieświadomym
niczego modelem. Leonardo zawsze miał problem z nazywaniem swych dzieł.
   - Ostatnia Kawa – wyszeptał wreszcie.
   - Ładnie – podsumował Bóg. – Powieszę obok Ostatniej Wieczerzy. Do kolekcji.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marek_Palutkiewicz · dnia 17.01.2013 20:35 · Czytań: 541 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Elwira dnia 25.02.2013 12:39
Świetny pomysł. Opowiadanie z humorem, dobrze pomyślane. Zabrakło jedynie dopieszczenie stylistycznego i interpunkcyjnego. Warto wziąć jeszcze raz na warsztat i dopracować, a wcześniej powtórzyć zasady interpunkcyjne. Widziałam też kilka błędów ortograficznych.
Pozdrawiam.
zajacanka dnia 27.02.2013 14:59
Mi również bardzo się spodobał Twój pomysł na opowiadanie. Jest inteligentne, błyskotliwe, dowcipne, czyli ma te cechy, którymi jest obdarzona dobra literatura, ale istotnie do mocnego dopracowania.

Pozdrawiam
Marek_Palutkiewicz dnia 02.03.2013 15:41
Dzięki za komentarze. Bardzo się cieszę, że mój pomysł się spodobał, a że na razie mam pomysły lepsze od stylu... cóż, jeszcze dużo pracy przede mną:).
Mam nadzieję, że jak już wykształcę styl, to nie skończą się pomysły:D
Pozdrawiam:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ivonna
14/05/2024 23:07
Zbysiu, sprawa przecinka czy kropki jest kwestią drugo, a… »
Dar
14/05/2024 21:43
Najbardziej podoba mi się w pani poezji: wyważone budowanie… »
Zbigniew Szczypek
14/05/2024 19:01
Ivonko(tak będzie prościej, jeśli oczywiście pozwolisz)… »
dach64
14/05/2024 18:25
Dziękuję za komentarze. Zawsze czytam, nie zawsze… »
jeden
14/05/2024 17:48
Poczułem tę parną, czerwcową noc. Potwierdzam powyższe:… »
mike17
14/05/2024 16:56
Iwonko, żeby tak pisać o kochaniu trzeba być permanentnie… »
Darcon
14/05/2024 16:26
Dobre, Owsianko, można już powiedzieć - jak zawsze. :)»
ajw
14/05/2024 15:13
Ależ nie potrzeba żadnego odwdzięczania się. Jestem tu co… »
ajw
14/05/2024 15:11
Kazjuno - wprawiasz mnie w zakłopotanie. Jest mi bardzo… »
Kazjuno
14/05/2024 14:28
Znakomity erotyk. Zareagowałem uśmiechem, bo pomyślałem, że… »
Kazjuno
14/05/2024 14:04
Ajw, ucieszyłem się z ponownego ujrzenia twojej pięknej buzi… »
ajw
14/05/2024 12:28
Nie pierwszy raz czytam Twój wiersz, więc nie jestem… »
ajw
14/05/2024 12:26
Niezła retrospekcja w zamierzchłe czasy, które wciąż… »
ajw
14/05/2024 12:22
Przewrotna końcówka, ale bardzo przemyślana. Szczególnie gdy… »
ajw
14/05/2024 12:17
Słodkie życie. We mnie też przywołałeś beztroskie… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 14/05/2024 17:56
  • No nie może być, gwar jak dawniej! Warto było, tylko niech już tak zostanie!
  • Wiktor Orzel
  • 08/05/2024 15:19
  • To tylko przechowalnia dawno nieużywanych piór, nie jest tak źle ;)
  • Zbigniew Szczypek
  • 08/05/2024 10:00
  • Ufff! Kamień z serca... Myślałem, że znów w kostnicy leżę
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty