Z PAMIĘTNIKA MIECZYSŁAWY MIELONEK
Poniedziałek.
Wreszcie znalazłam pracę! Wysłałam mailem podanie i otrzymałam zaproszenie
na rozmowę kwalifikacyjną. Szukają ludzi do pracy w Call Center, w Biurze
Obsługi Klienta. W ogłoszeniu napisali, że potrzebują kobiet, najlepiej ze
znajomością języka niemieckiego, ale bez języka też wezmą. Nie przyjmują
tylko głuchych, jąkałów i sepleniących.
Umyłam się przed rozmową kwalifikacyjną wyjątkowo dokładnie, wyszorowałam
zęby pastą z mikrogranulkami, usunęłam żałobę zza paznokci, miód z uszu,
wycisnęłam sobie wszystkie pryszcze, wągry i kaszaki. Ubrałam się w białą
bluzkę i garsonkę. Kiedy wyszłam na ulicę, splunęłam na szczęście trzy razy
za siebie przez lewe ramię.
Poniedziałek.
To nie jest takie zwyczajne Call Center, jak myślałam. Firma nazywa się
Oral Cyburdelling Company i zajmuje świadczeniem usług erotycznych
przez telefon. Ktoś mógłby się uśmiechnąć po nosem i powiedzieć -
sekstelefon. Ale porównanie Oral Cyburdelling Company do zwykłego
sekstelefonu, to tak jak postawienie w jednym rzędzie sklepiku osiedlowego
z hipermarketem.
Zatrudnili mnie w dziale ŚWINIE, który był jednym z ogniw zespołu PERWERS.
Zespół PERWERS świadczył usługi telefoniczne dla wszelkiej maści
zboczeńców, którzy mogli łączyć się przez internet z wybranym przez siebie
działem i otrzymać przez telefon dokładnie taką usługę, jakiej zapragnęli.
Oczywiście, oprócz zespołu PERWERS, był też zwyczajny zespół dla hetero,
zresztą najliczniejszy, ale mnie skierowali do ŚWIŃ.
Przed rozpoczęciem pracy odbyłam czterogodzinne szkolenie, na którym
nauczyłam się wydawać świńskie odgłosy. Dostałam różowy fartuch
z dużym napisem "ŚWINIA" na plecach i z przodu oraz plakietkę z numerem
74. Byłam siedemdziesiątą czwartą "świnią" w dziale dla zoofilów. Każdy
dział miał swoją nazwę. Na moim piętrze były jeszcze KROWY, KOZY
i OWCE. Piętro wyżej mieścił się dział PONIŻANIA, w którym pracowały
kobiety znające język niemiecki.
Poniedziałek.
Moja praca polega na odbieraniu telefonów. Mam słuchawki z wbudowanym
mikrofonem, do którego wydaję różne świńskie dźwięki. W słuchawkach
słyszę sapanie klienta, który onanizuje się i coraz mocniej podnieca, pod
wpływem odgłosów, które słyszy w swoich słuchawkach. Siedzimy razem
w dużej sali, każda w swoim boksie z pleksiglasowych półprzeźroczystych
ścianek. W pomieszczeniu panuje specyficzny gwar, na który składa się
bezlik kwiknięć, chrząkań i chrumknięć, jakie wydajemy podczas kontaktów
telefonicznych z klientami.
Poniedziałek.
Nie wtajemniczyłam mojego męża Mieczysława w szczegóły mojej pracy.
Mówię mu ogólnie, że pracuję w Call Center.
Poniedziałek.
Zaprzyjaźniłam się z dwiema "świniami" i "owcą". Chodzimy razem
na fajkę, kiedy mamy przerwę.
Poniedziałek.
Nie lubię cwaniar z działu PONIŻANIA, które pracują piętro wyżej. Znają
język i nie muszą kwiczeć tak jak my przez cały dzień, albo beczeć jak kozy.
Obrzucają po niemiecku swoich klientów stekiem plugawych inwektyw,
mieszają ich z błotem i poniżają, oprócz tego każda z nich ma na
wyposażeniu bat, z którego może sobie czasem strzelić, co jeszcze
bardziej podnieca poniżanego klienta.
Nie lubię ich, ale też, trzeba przyznać, zazdroszczę im. Niestety nie mam
szans na awans do działu PONIŻANIA. W szkole zamiast uczyć się
niemieckiego, puszczałam się na lewo i prawo, aż mi się od tego puszczania
zrobiły na dupie odciski, a pod oczami worki. Cóż, stare dzieje, teraz żałuję
nawet, bo przydałby mi się ten niemiecki, ale jest już za późno.
Poniedziałek.
Wczoraj śniło mi się, że jestem świnią, taplam się w błocie i pokwikuję.
W autobusie podczas jazdy do pracy wydawało mi się przez chwilę, że
kierowca zamiast rąk trzyma na kierownicy racice...
Chyba powoli zaczyna dopadać mnie wypalenie zawodowe.
Poniedziałek.
Kiedy wróciłam z pracy do domu, przywitał mnie okropny smród.
Mój mąż, Mieczysław, zrobił dużą kackupę i nie spuścił wody w ubikacji.
Spuściłam za niego i otworzyłam wszystkie okna. Wywietrzyło się
po pewnym czasie, ale wleciały muchy.
Poniedziałek.
Przeniesiono mnie ze ŚWIŃ do OWIEC aby zapobiec wypaleniu
zawodowemu. Mam teraz fartuch z napisem "OWCA" i 145 numer
boksu. Nie wiem, czy bycie owcą nie jest nawet nudniejsze od bycia świnią.
Przedtem mogłam chrumknąć, kwiknąć, chrząknąć... teraz zostaje mi tylko
meczenie.
Poniedziałek.
Szef zrobił mi karczemną awanturę, za to, że kwiknęłam!
Zamyśliłam się i wyłączyłam na chwilę, i zapomniałam, że nie jestem
już świnią... i kwiknęłam niechcący. Szef wpadł we wściekłość.
Powiedział, że za to co zrobiłam, poleci mi po premii.
Poniedziałek.
Tak mi smutno. Nawet kiedy patrzę w błękit nieba i białe chmury.
Chmury jak baranki. Baranki jak barany. Barany jak owce...
Beeeee! Meeeee!
Poniedziałek.
Dzisiaj w pracy - katastrofa! Zadzwonił mój mąż Mieczysław
Mielonek. Od razu go poznałam po jego ohydnym sapaniu,
po tym wyrzężeniu chrapliwym, kiedy to onanizował się słuchając mojego
beczenia. Ohydny zboczeniec.
.......................................................................
Niestety, Mietek też mnie rozpoznał. Od tej pory każe mi meczeć za każdym
razem, kiedy uprawia ze mną seks. Mówi, że podnieca go to do szaleństwa,
że zawsze go to podniecało, tylko wstydził się do tego przede mną przyznać.
Teraz beczę w pracy i beczę w domu i głowa mi już pęka od tego beczenia,
czuję, że wariuję od przygnębiającej monotonii, a Mietek nic sobie z tego
nie robi i nazywa mnie swoją słodką owieczką.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt