Gorzki posmak po "Rozważaniach o problemie narodu" Zbigniewa Herberta - labedz
Publicystyka » Felietony » Gorzki posmak po "Rozważaniach o problemie narodu" Zbigniewa Herberta
A A A
Od autora: W ramach rozliczeń z przeszłością i przeszukiwaniem starych szaf: odnaleziony tekst z września 2005.

Być może zbyt często w historii bywało tak, że gdy tylko ktoś krzyknął głośno „naród!”, to gdzieś padał trup.

Bo naród to bardzo trudne słowo. Wiele oznacza, wymawia się je na ogół z krępującym, zmazującym uśmieszki szacunkiem, brzmi twardo i ciężko, bo stoi za nim poświęcenie, trud, przerażające demony przeszłości i te jeszcze straszniejsze, bo przyszłości. Stanowi klejnot z najwyższej półki w słowniku każdego prawdziwego patrioty (a nawet polityka), który wkłada się na specjalne okazje aby pięknie błyszczał w ustach. Pobrzmiewa w nim pewna nutka sacrum, podobnie jak w wyrazie ojczyzna, honor, Bóg i jeszcze w paru innych. Pobrzmiewa w nim też fałszywy zgrzyt profanum, bo każda większa ideologia kłamliwie szafowała nim na lewo i prawo, z tą obłąkaną prawidłowością, że robiła to tym częściej, im bardziej sama była błędna, zbrodnicza i wypaczona.

Tak, naród to bardzo trudne, święte i przeklęte słowo. Prędzej czy później musiało zająć myśli tak wielkiego poety jak Herbert. Ale zacznijmy od początku.

Czym jest tytułowy problem narodu?

Można by sądzić, że jest to pewne specyficzne, jedyne w swoim rodzaju pechowe uwikłanie, geograficzne czy historyczne, które sprawiło już tyle razy, że gdy tylko ktoś zbrojnie chciał z Zachodu na Wschód (lub odwrotnie, a czemu nie) przewędrować, to wkraczał w końcu na kawałek świata zamieszkiwany przez tę właśnie udręczoną dziejowo społeczność i zapisywał krwawo jego kroniki traumatycznymi doświadczeniami. Albo, że jest to nabyte wskutek takich właśnie losów, krążące w gorącej krwi, podsycone jeszcze przemożnym umiłowaniem wolności, poczucie nieustannego zagrożenia, konieczności walki i bycia zawsze gotowym wszędzie i na wszystko. Albo wręcz coś zupełnie innego; może chodzi o ograniczenie, ksenofobiczną ciemnotę, plemienne barbarzyństwo kultywujące archaiczne i dawno już przebrzmiałe związki oparte na prymitywnych relacjach krwi i ziemi, nikomu już niepotrzebne w czasach elektrycznych puszcz? Może wreszcie mowa o zbiorowym szaleństwie? Psychicznym skrzywieniu, obejmującym swym zasięgiem cały naród?

Na pewno problem narodu stanowi wszystkie te rzeczy razem i każdą z osobna, ale w wierszu chodzi jeszcze o subtelnie zaznaczone coś więcej. Ale o tym na końcu.

 

Przede wszystkim da się zauważyć w utworze odczucie problemu z bezwarunkowym utożsamieniem. Widać to już w pierwszej strofie. Albo wręcz fałszywą sztuczność takiego utożsamiania. Lecz nie jest to anarchistyczny bunt przed poczuciem ponadjednostkowej jedności, ale oskarżenie traktowania tej jedności jako usprawiedliwienia dla zbyt pospiesznie popełnianych błędów. Dla zbyt pośpiesznie popełnianych zbrodni.

Ani wspólny język (bo czymże innym może być używanie tych samych przekleństw i podobnych zaklęć miłosnych?), ani jednakowa kultura (a co za tym idzie – wspólna lektura szkolna), ani nawet ten sam, dobrze znany krajobraz (którego typowy, ironiczny przecież w swej schematyczności opis brzmi: wierzby piaszczysta droga łan pszenicy niebo plus pierzaste obłoki. Najlepszy jest tutaj ten plus...), na szczęście nie nazwany bezpośrednio ojczyzną, nie może stanowić wystarczającego powodu, dla którego można bezkarnie zabić. Nie można i już. Koniec, kropka, tak stanowi prawo. I co dalej?

Dalej jest wątpliwość. I przyznanie się do pewnej poznawczej bezradności.

Czy naród to pojęcie, które nazywa prawdziwą, wewnętrzną potrzebę, czy wygodne pewnym skądinąd słusznym racjom (politycznym?, gospodarczym?, społecznym?, religijnym?, ideologicznym?) hasło, za pomocą którego kieruje się masami dla zaspokojenia swych interesów, morderczych żądz albo czegoś jeszcze gorszego? Jest dylemat, na ile potrzeba wiązania się w narodowe społeczności jest wrodzona i niezbędna, a na ile ludziom narzucana:

 

gdzie kończy się wmówienie

a zaczyna się związek realny

 

Podmiot liryczny przyznaje się, że nie wie. Choć bardzo by chciał. Być może nie można precyzyjnie określić granicy. Być może w ogóle jej nie ma.

Bo jeśli związek jest wmówiony, to przecież zawsze wyciąga się z niego zbyt śmiałe wnioski. Z drugiej strony, jeśli związek jest jednak realny, to do czego można się posunąć pod jego pretekstem? Bo na pewno nie do morderstwa. A przynajmniej nie może być sam tylko ten związek przesłanką wystarczającą.

Zwłaszcza, że rysuje się jeszcze jeden problem. Być może przez te wszystkie dramatyczne losy i narodowe dzieje, przez trudną i bolesną historię, staliśmy się (my wszyscy, my naród – podmiot liryczny niewątpliwie wypowiada się w imieniu pewnej zbiorowości) niezdolni do chłodnego, racjonalnego oglądu sytuacji? Być może reagujemy gorączkowo, z prawidłowością histeryków, nie potrafimy wyciągać już żadnych logicznych wniosków i w poczuciu zaszczucia uderzamy na oślep? Być może pokaleczeni tym wszystkim chwytamy się słów-klejnotów, nerwowo unosimy sztandar i ślepo machamy szabelką na odlew? Być może, psychicznie skrzywieni, zupełnie omamieni narzuconym odgórnie tym pięknym, silnym i zniewalającym pojęciem (a może odwrotnie – sami słabi, przy jakimkolwiek zagrożeniu śmiało szukamy wsparcia i siły pod jego majestatem?) pozwalamy ubrudzić sobie ręce mordem w myśl ideologicznych haseł. Mimo wszystko, brzmi znajomo?

Być może samo to jest już właśnie istotnym problemem narodu – brak sensownego osądu sytuacji pod wpływem patriotycznych emocji i nerwowe, impulsywne reagowanie na wszystko, które doprowadzić może nawet do zbrodni. Niewątpliwie słychać w tym wierszu polemikę (słychać, to może za duże słowo – dostrzec ją można bowiem nie w słowach, ale w tych kunsztownie skonstruowanych przemilczeniach!) z tragiczną w skutkach romantyczną tradycją bohaterskich zrywów i pięknych śmierci, z ułańską fantazją i brawurową odwagą, z ginięciem za ojczyznę zamiast racjonalnie słusznym walczeniem o nią.

Nie wiadomo. Podmiot liryczny też nie wie, do czego zresztą uczciwie się przyznaje. Stawia pytania, odpowiedzi malują się, jeśli w ogóle, to w przemilczeniu. Jedno za to jest pewne – związek istnieje.

Istnieje, bo bardzo gwałtownie się przejawia. W nagłym bladnięciu i czerwienieniu na przemian (swoją drogą ciekawa gra skojarzeń, jeśli zauważyć, że kolor biały i czerwony to nasze barwy narodowe...), w gwałtownych słowach i jeszcze gwałtowniejszych gestach. I jest straszny, i jest niebezpieczny. I poddanie się mu może zakończyć się tragicznie, bo może zaprowadzić do pospiesznie wykopanego dołu...

No i jeszcze coś na koniec.

W formie testamentu. Testament to oczywiście dziedzictwo, spadek, zapisanie czegoś komuś, ale testament to także (właściwie przede wszystkim) wyrażenie swojej ostatniej woli. Pragnienia i potrzeby.

I żeby nie było wątpliwości: buntować się trzeba. Nie można odwracać wzroku ze słowami, że to nie moja sprawa, że mnie nie dotyczy. Wyzwalać się trzeba. Bronić trzeba. Nie można uciekać. Walczyć trzeba. Być może nawet i zabijać trzeba.

Ale buntować się, wyzwalać, bronić, walczyć, a może nawet i zabijać, trzeba przede wszystkim skutecznie. Bo:

 

okrwawiony węzeł

powinien być ostatnim jaki

wyzwalający się

potarga

 

Z zimną głową, już nie krwią nawet. Raz, a dobrze. Muszą za tym iść namacalne efekty. Koniec z bohaterskim umieraniem, romantycznymi zrywami, tyleż częstymi co nieudanymi, efektowną śmiercią na straconych barykadach, bezprzykładną acz niewykorzystaną odwagą. Nie buntować się, a zbuntować. Nie wyzwalać się, a wyzwolić. Nie bronić, a obronić. Nie walczyć, a wywalczyć.

Oczywiście, być może oznacza to cierpliwe i wydłużające się w nieskończoność czekanie w ukryciu na dogodniejszy moment i pokorne znoszenie uciążliwych obelg, terroru i okrucieństwa. Ale być może walka tylko wtedy ma sens, kiedy przynosi zwycięstwo. Porażka zawsze jest przede wszystkim tragedią, nawet jeśli prowadziły ją do boju szlachetne cele.

Gloria victis brzmi pięknie, ale przecież jakoś gorzko...

I to jest chyba właśnie ten najważniejszy problem narodu. Przepięknie opowiedziany, bo napisany subtelnym przemilczeniem. Gorąca krew, odwaga, a wreszcie bohaterstwo, za którym zupełnie nic nie idzie, gdy opadnie bitewny pył. Z bohaterskich czynów i patriotycznego składania ofiar na ołtarzu ojczyzny zostaje co najwyżej piękna legenda, bo nie obraca się nigdy to łapiące za serca poświęcenie w sukces. Bo nie ma nikogo, i nigdy nie znajduje się nikt, kto umiałby te ofiarne zrywy, tę siłę, to poświęcenie zgromadzić, skumulować i ukierunkować racjonalnie w odpowiednim kierunku, na odpowiednią skalę. Bo tak trudno oprócz bycia dobrym narodem, być jeszcze dobrym społeczeństwem.

I na tym kończą się głębokie, przemyślane, świetne warsztatowo Rozważania o problemie narodu. Jak to u Herberta – postawionych jest wiele, wiele pytań, danych jest tylko kilka subtelnych odpowiedzi.

Ale trafiających gdzieś w samo sedno.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
labedz · dnia 13.10.2014 09:24 · Czytań: 10692 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 8
Komentarze
mede_a dnia 13.10.2014 16:57
Przeczytałam z zainteresowaniem, Łabądku. Tym większym, że uwielbiam Herberta po całości i aż do jego śmierci czekałam na Nobla dla niego. Bardzo ciekawy jest Twój tekst, bo pozwala mi zmierzyć własną interpretację z Twoją, a ta jest jednak inna. Prosto i na szybko wyglądałaby tak: Poeta rozważa, w czym tkwi narodowa wspólnota, poczucie przynależności do tego samego narodu. Jego rozważania dotykają różnych punktów stycznych dla Polaków, jak wspólnota języka, miejsca, historii, lektur, itp. Jednakże te miejsca wspólne nie są wystarczającym uzasadnieniem dla związku, który jednak niewątpliwie istnieje. I to istnienie jest jedyną niepodważalną prawdą, tak wielką i oczywistą, że z powodu owego związku narażamy się nawet na cierpienie i śmierć. Możemy się buntować przeciwko własnej polskości, nie akceptować naszych wad narodowych, bohaterszczyzny, romantycznego „z szablami na czołgi”, cwaniactwa, złodziejstwa i czego tam jeszcze, ale i tak polskość jest ostatnim pętem, które człowiek ma prawo potargać w drodze ku samowolności. Ostatnia strofa uprawomocnia przynależność do narodu na zawsze.
Miło było się zderzyć :)  Choć nie czołowo, a bocznie. Pozdrawiam.
labedz dnia 13.10.2014 17:12
Cholera, a może masz rację? :)
mede_a dnia 13.10.2014 17:19
Jeśli nawet - to tylko może :)
Miroslaw Sliwa dnia 13.10.2014 23:08
Ilekroć mam do czynienia z tak zwanymi, obiektywnymi rozważaniami, to zawsze stykam się ze źle skrywaną hipokryzją. (To do Ciebie szanowny autorze.)
Herbert był subiektywny aż do bólu, chociaż jak na człowieka wykształconego, a przede wszystkim mądrego potrafił rozważać różne racje nie gubiąc po drodze ani własnej tożsamości, ani szacunku dla samego siebie budowanego właśnie na owej tożsamości.
Narodów nikt nie wymyślał. Wytworzyły się same w wielowiekowej ewolucji społeczeństw, najczęściej gadających tym samym językiem, wierzących w tych samych bogów lub Boga i jednoczących się pod tym samym sztandarem pod uświęconym przywództwem.
Szanowny autorze, Ty po prostu się na to gniewasz, więc tego nie ukrywaj.
Człowiek bez przekonań nie ma sensu. Obiektywizm czyli "gówno prowda" niezmiennie jest tylko maską, za którą zawsze się coś prawdziwego kryje, ale tylko to co prawdziwe jest ciekawe. Szczerości i sukcesów życzę.
labedz dnia 14.10.2014 07:49
Trochę przesadziłeś.
Bo ani rozważania nie są obiektywne, a właśnie jak najbardziej subiektywne (własna, stronnicza, ale upoważniona ku temu interpretacja), ani też się nie gniewam, bo ja na niewiele rzeczy w świecie się gniewam.:)

A czy narodów nikt nie wymyślał? Tu też byłbym ostrożniejszy. Zapewne dobrze wiesz, że w Polsce, jeszcze choćby i nawet w XVII wieku, a więc w nie aż tak odległych czasach, które chętnie opisywał w swoich przygodówkach Sienkiewicz, za przedstawiciela narodowości polskiej uważano by tylko pana szlachcica, co to pięć wiosek posiadał, ale nikt nie nazwałby Polakiem całej masy chłopów, którzy mu te wsie wypełniali. Choć w zasadzie tym samym (pomijając oczywiste różnice) językiem mówili, podobnym bóstwom odprawiali modły, po tych samych pagórkach porośniętych złotym zbożem łazili w te i we wte.
To wszystko nie jest takie proste.

Dzięki za zajrzenie i poczytanie, pozdrawiam.
Usunięty dnia 14.10.2014 19:27
Łabędziu piękny ptaku, czy Ty musisz pisać tak trudne teksty, że ja nie wiem, co napisać?

Ale przeczytałam, wiersz również, więc coś napiszę. Otóż, naród jako coś realnego, tak naprawdę nie istnieje. Tak samo jak społeczeństwo czy tłum. Bo czym jest tłum, społeczeństwo i naród? Zbiorem ludzi. Kiedy się rozejdą, nie ma żadnego z nich. Więc to tylko fikcja, z która utożsamiają się ludzie tworzący wyżej wymienione twory.

Niestety, ludzie potrzebują ich, jak powietrza do życia, bo myślą, że bez nich utraciliby poczucie tożsamości, kolejny fałszywy twór. Do czego zmierzam? A no do tego, że gdyby nagle okazało się, że naród, społeczeństwo, tłum, a nawet Bóg, nie istnieją, że człowiek w życiu tak naprawdę zdany jest tylko na siebie, to po pierwsze, poczułby się bardzo samotny, a po drugie umarłby ze strachu.
Dlatego tak ważna dla ludzi jest przynależność. Kiedy przynależę, to istnieję. Jestem członkiem narodu, społeczeństwa itd. A to bardzo błędne myślenie. Niestety, człowiek jako jednostka potrzebuje przynależności, bo nie jest świadomy sam siebie. Przynależność go określa, a bez niej wydaje mu się, że byłby nikim.
Stąd przekazywane z pokolenia na pokolenie idee, stąd utożsamianie się z tradycją i takie tam.

Zwykły człowiek jest zbyt leniwy i ograniczony, aby zastanawiać się nad własną indywidualnością i wykreować samego siebie. Prościej jest utożsamić się z czymś, niż stworzyć samego siebie, niezależnego od niczego.
Bo co tak naprawdę oznacza stwierdzenie, że jestem, na przykład, Polakiem? Nic. Oznacza jedynie to, że wciśnięto mi do głowy to, co wszyscy uważają za polskość. Ile w tym mnie prawdziwego? Niewiele.
I chyba właśnie nad tym Herbert zastanawiał się w tym wierszu.
No ja tak to widzę, a moje widzenie bywa niezwyczajne.

Pozdrawiam:)
Miroslaw Sliwa dnia 14.10.2014 20:26
Tak się kurczę zastanawiam i wychodzi mi na to, że niektórzy spośród nas gdyby przyszło im rozkminiać zagadnienie takich narodów jak Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy, to myślę, że od razu sięgnęliby do metafizyki, mitologi i w ogóle staliby się strasznie pokorni wobec zagadnienia. Hm, nieładnie.
labedz dnia 15.10.2014 07:46
Wiktorio, podoba mi się to co widzisz, i jak to widzisz. W sensie - tak to chyba wygląda. Tysiące ludzi na wczorajszym meczu w naszych barwach narodowych kibicowało chłopcom na murawie z trybun stadionu narodowego i wieczorem uznało, że zremisowaliśmy ze Szkotami. A ilu z nich kiedykolwiek tak naprawdę grało w piłkę?
Dzięki za wizytę i poczytanie.
Miroslawie Sliwo, nie bardzo odczytuję, do czego zmierza Twój ostatni komentarz, ale zgodzę się co do jednego - fakt, często bywało tak, że w kwestii konstytuowania "legendy" własnego narodu w Europie zachodniej sięgało się po mitologie, metafizyki, cuda wianki różne. Wręcz pisało się mitologie narodom (np.: Tolkien "Władcę pierścieni", by dać mitologię Anglikom). A czy to ładnie, czy nieładnie... Bo ja wiem. Zależy jak wyszło.;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty