- Dawniej ludzie uważali, że ziemia jest płaskim dyskiem, a słońce i cały świat obraca się wokół niej. Ci, którzy myśleli inaczej uznawani byli za idiotów lub heretyków. Dzisiaj już nikt tak nie myśli. Człowiek postrzega czas jako linię prostą, na której jego życie jest tylko wycinkiem, mającym swój dokładny punkt początku i punkt końca. Kto wie jak postrzegać będziemy czas za tysiąc lat - pomyślała Irwina patrząc na Miltona stojącego pod drzwiami jej domu-gabinetu.
- Witaj Pani, słyszałem, że chętnie pomagasz ludziom.
- Witaj Miltonie. Owszem, pomagam, ale nie wszystkim, lecz tylko tym, którzy na to zasługują.
- Jeżeli chodzi o pieniądze...
- Nie, nie chodzi o pieniądze. Jaką masz do mnie prośbę? - przerwała mu Irwina.
- Chciałbym przeżyć swoje życie jeszcze raz. - poprosił Milton - Wtedy zrobiłbym wszystko tak jak trzeba.
- Już raz mnie o to prosiłeś. - odpowiedziała Irwina.
- Jak to? Kiedy? Nic takiego nie pamiętam.
- To akurat jest całkiem normalne, że nie pamiętasz.
- Nie rozumiem.
- Przyszedłeś tu kilka dni temu i cofnęłam dla ciebie czas, tak jak mnie o to prosiłeś. W efekcie zapomniałeś wszystko, co działo się po momencie, do którego cię cofnęłam. Przecież ty nie chciałeś się znaleźć taki jak byłeś, o 30 lat wstecz, chciałeś przeżyć swoje życie od nowa i tak właśnie się stało. - powiedziała Irwina, delikatnie się uśmiechając.
Milton z lekkim niedowierzaniem popatrzył na Irwinę - Ach, ci czarodzieje - pomyślał zdenerwowany - patrzą na wszystkich z góry i wydaje im się, że pozjadali wszystkie rozumy. Ona nawet nie jest ładna, raczej całkiem zwyczajna, nie wygląda na czarodziejkę.
- Czy zechcesz mnie przynajmniej wysłuchać?- zapytał.
- Ależ wysłucham cię, chociażby z tego powodu, że ciekawi mnie czy coś zmieniłeś w swoim życiu, czy też przeżyłeś je dokładnie tak jak poprzednio. Opowiadaj, najlepiej zacznij od momentu, kiedy dostałeś się na akademię, ponieważ pragnąłeś być lekarzem. Tam właśnie cię cofnęłam.
- Skoro tak sobie życzysz- proszę bardzo. Otóż dostałem się na akademię, co było moim marzeniem od dzieciństwa - pragnąłem pomagać ludziom, ratować ich od cierpienia i śmierci.
Irwina pokiwała głową - Tak, tak - to już wiem. - pomyślała.
- Na akademii spotkałem Patrycję, jak mi się wydawało najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Ona jednak nie zwracała na mnie zupełnie uwagi. Ja natomiast starałem się za wszelką cenę to zmienić: chodziłem w te same miejsca, co ona i szukałem pretekstu by z nią porozmawiać, zrywałem dla niej kwiaty, kupowałem prezenty, nawet pisałem wiersze. Ona jednak tylko się ze mnie śmiała: "Jesteś taki zabawny Milton" mówiła. Ja tymczasem coraz gorzej się uczyłem. Ona stała się moją obsesją, rzuciłem studia i założyłem sklep z medykamentami i magicznymi maściami. W ten sposób została mi tylko namiastka tego czego naprawdę pragnąłem. Interes szedł jednak dobrze i mój mały sklepik rozwijał się w coś poważniejszego. Miałem dwóch pomocników, kupiłem sobie dom w mieście. Partycja skończyła akademię, pewnego dnia odwiedziła mnie. Wyznała mi wtedy, że mnie kocha od dawna, tylko zachowywałem się do tej pory jak idiota, narzucając się jej. Stwierdziła, że dręczyło to ją od dawna, ale dopiero teraz zdecydowała się powiedzieć mi prawdę. Zaczęliśmy się spotykać i niedługo później pobraliśmy się. Na początku wszystko szło doskonale - Patrycja leczyła ludzi, a ja sprzedawałem swoje medykamenty, które a propos szły coraz lepiej. Trzy lata później urodził nam się syn - Derel. Z biegiem czasu byłem jednak coraz bardziej niespełniony i nieszczęśliwy. Chciałem wrócić na akademię i kontynuować naukę. Niestety wciąż byłem zbyt pochłonięty codziennymi obowiązkami i moim sklepem, by się tego podjąć. Czuję, że zmarnowałem swoje życie. Moim przeznaczeniem było leczyć ludzi, a nie sprzedawać im miernej jakości środki. Czuję, że popełniłem wielki błąd postępując wbrew przeznaczeniu i swoim marzeniom.
- Przeznaczenie? - pomyślała Irwina - Rodzice mówili mi, że moim przeznaczeniem jest być druidem i mieszkać w leśnej głuszy, w dziupli drzewa. Mówili, że powinnam opiekować się zwierzętami i dbać o zachowanie równowagi w przyrodzie. Nie mam nic przeciwko zwierzętom, ale wolę ludzi, duży dom w mieście i modne ubiory. I nie widzę w tym nic złego. - na głos zaś powiedziała - Czy, ty się chociaż domyślasz z jakiego powodu prosiłeś mnie bym cofnęła czas poprzednim razem.
- Mówiłem ci już wróżko - nie pamiętam.
- Nie jestem wróżką. - obruszyła się Irwina - Wróżka, to osoba, która przewiduje przyszłość, bądź odsłania nieznaną lub zapomnianą przeszłość. Wróżka niczego czynnie nie zmienia, chociaż przez swoje działania może wpływać na bieg wydarzeń. Ja, będąc CZARODZIEJKĄ wykorzystuję siły ognia, wody, powietrza, ziemi oraz wewnętrzną energię w celu kształtowania rzeczywistości. Irwina dostrzegła zniecierpliwienie w oczach Miltona, dodała wiec - Przepraszam za ten wykład, ale nie lubię, gdy ktoś myli tak różne pojęcia.
Czarodziejka wstała i gestem poprosiła Miltona, by udał się z nią do drugiego pomieszczenia, gdzie na środku sali znajdował się olbrzymi kryształ w kształcie rąbu, Milton podszedł do niego.
- Nie dotykaj. - powstrzymała go Irwina.
Milton popatrzył na nią z lekkim niesmakiem, jednak nic nie powiedział. Być może dlatego, że w jej głosie nie poczuł nawet nuty złości, czy pretensji, raczej troskę, jakby coś mu groziło, gdy go dotknie. W błękitnych oczach czarodziejki dostrzegł natomiast ciepło i radość życia emanujące z wielką siłą. - Nie wygląda na czarodziejkę - raz jeszcze pomyślał Milton - One są zimne, dumne, wyniosłe i aroganckie.
- Dobrze, teraz spróbuję ci pokazać, co powiedziałeś ostatnim razem, kiedy u mnie byłeś - przerwała mu wątek myślowy - To trochę skomplikowane, ale potrzebuję tego kryształu, ponieważ nie mogę ci tego po prostu opowiedzieć. Prawdę mówiąc ja też tego nie pamiętam. Mam tylko pewne przebłyski, niczym wspomnienie snu po rannym przebudzeniu, gdyż ani dla mnie, ani dla ciebie to się jakby nie wydarzyło. Jednak dzięki energii tego kryształu, będziemy mogli wszystko zobaczyć.
Irwina dotknęła kryształu i wyrecytowała formułę, a po chwili zobaczyli w krysztale, co mówił Milton, kiedy poprzednim razem rozmawiał z Irwiną.
- Od dzieciństwa już marzyłem, że zostanę lekarzem. Pragnienie to wzięło się między innymi z tego powodu, że moja matka i siostra zmarły na tajemniczą chorobę, kiedy byłem jeszcze chłopcem. Już wtedy obiecałem sobie, że gdy dorosnę zajmę się ratowaniem ludzkiego życia. W naszej wiosce chodziłem często do zielarza, który zdradził mi tajniki pewnych leczniczych maści i mikstur, lecz to nie było to czego pragnąłem. Ja chciałem być prawdziwym lekarzem, chciałem umieć diagnozować choroby i dostosowywać do nich lekarstwa, dokonywać operacji, gdy to konieczne. Chciałem też poznać tajniki tworzenia prawdziwych leków, a tego mogłem się nauczyć tylko na akademii. Moje marzenie spełniło się, dostałem się do akademii w Hartsit, chociaż kosztowało to mego ojca mnóstwo pieniędzy i zachodu. Dzisiaj sam wykładam medycynę, oprócz tego przyjmuję pacjentów. Dzięki wiedzy zdobytej na akademii, przy wykorzystaniu umiejętności zielarskich, udało mi się wynaleźć lekarstwo o którym ludzie marzyli pół wieku temu. Czuję jednak, że zmarnowałem swoje życie. Nie mam rodziny, nie mam nikogo, komu mógłbym przekazać swój majątek i swoją wiedzę. Znałem kiedyś pewną dziewczynę. Miała na imię Patrycja, razem studiowaliśmy, bardzo mi się podobała i mam wrażenie, choć mogę się mylić, że ja też nie byłem jej obojętny. Byłem jednak zbyt pochłonięty nauką, by zajmować się przyziemnymi rzeczami. Patrycja zaraz po ukończeniu akademii wyjechała i kilka lat później wyszła za mąż. Do dzisiaj żałuję, że nie powiedziałem jej tego, co do niej czuję. Gdybym mógł cofnąć czas i coś zmienić, moje życie nie byłoby teraz takie puste.
- Życie jest sztuką wyborów - powiedziała Irwina - i nie każdy ma tak dużo szczęścia, by przeżyć je całkiem dobrze i to dwa razy. Przeżyj dalej swoje życie, tak abyś już niczego nie żałował. Ja nie potrafię ci już pomóc.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Reviser · dnia 09.12.2008 11:42 · Czytań: 2434 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: