Odcinek 4
Tymczasem Kopciuszek, RybaQ vel ReQinek, Profesorek oraz Valdo siedzieli przy okrągłym zielonym stoliczku.
- Przebijam - krzyknął triumfalnie Valdo.
- Chyba swoją Pałą - mruknął Kopciuszek pod nosem.
- Co mówiłaś, kochanie? - nie dosłyszał Pałownik.
- Ależ nic, Valdi - przymilnie wyszczerzyła się słodka dziewoja.
- No to co? Pasujecie? - zapytał z nadzieją Profesorek, który zastawiwszy ostatnią koszulę (spodnie stracił już niestety wcześniej), kulił się właśnie, zasłaniając swą nagość zielonym obrusikiem zwisającym ze stolika. Doznał jednak rozczarowania, gdyż RybaQ wyemanował czerwoną poświatę na znak, że podnosi stawkę.
W tym momencie ktoś zapukał.
- Wlazł - wrzasnął Valdo.
Nikt jednak nie wszedł, tylko pukanie nasiliło się.
- Kto to, do czorta?! - wrzasnął Vald jeszcze głośniej i złapał za nieodłączną Pałę.
- Nie do czorta, tylko do was - odpowiedział cichy i nieco zdyszany głosik. - Wzywacie, więc jestem. Trochę spóźniony, ale cóż... tyle dziś seansów, że nie nadążam. Dlaczego wszyscy chcą wywoływać duchy, akurat kiedy wypada mój dyżur?
- Eee... jaki dyżur? Nikogo nie wzywaliśmy - inteligentnie zauważył Kopciuszek.
- To, to nie jest seans spirytystyczny? - spytał zdziwiony i nieco zirytowany głosik. - No to, co mnie, kurde, w butelkę nabijacie? Na kwadratowy stolik was nie stać, gamonie?
Łomotnęło potężnie i głosik umilkł.
- Chyba jakiś stuknięty - mruknął Kopciuszek. - Gramy dalej.
- Co on pieprzy! - zirytował się Valdo. - Przecież siedzimy przy kwadratowym stoliku.
- E tam, jakiś niedorobiony znaj-duch! - zauważyła Kopciuszka z pogardą. - Nie nauczono go widocznie, że to powinien być okrągły stolik. Trzy bez atu...
- Valdi, sięgnij po ten spirytus - zaproponował Profesorek. - Jak widać, to mnie jeszcze długo nie zmienią. Potwora schlała się i wymiękła... Ech, życie... Cztery trefle - dorzucił i wysmarkał głośno nos w połę Valdowej bonżurki.
- Cztery kara i dupa zbita - oznajmił Vald i łyknął sobie dla kurażu.
Po czym podał butelkę ReQinkowi.
- Po zbóju mocne, uważaj, bo się zamarynujesz - ostrzegł życzliwie.
- Co to ma znaczyć?! - groźnie zapytał RYBA nadlatując. - Siedzicie przy tym idiotycznym romboidalnym stoliku i rżniecie w karty, a tam Lady-in-Red została bez nadzoru. Czy wy wiecie czym to grozi?
- Nie denerwuj się, mój miły - RybaQ jako pośmiertne wcielenie Macka the Kniffa przestała udawać zimną rybę i wyzywająco podwinęła łuski zakładając płetwę na płetwę. - Czego mamy się bać? Przecież to ja teraz jestem potworem - dodała tak uwodzicielskim tonem, że aż Valdowi mimochodem wzrok uciekł w okolice jej zgrabnych płetewek. Na co Kopciuszek wykazał się równie błyskawicznym refleksem, równocześnie dając mu w twarz i szepcząc namiętnie - Och, Valdi...
- A poza tym - ciągnął RYBA groźnym tonem - to nie jest żaden tam Rybak, Rybaku, czy Rybakju. Ja do tego płetwy nie przykładałem, ani nawet żadnego genu nie wkręciłem.
To - (w tym miejscu RYBA podkręcił wąsa) - jest ReQinek, proszę sobie zapamiętać. Tak dostał na chrzcie syropem klonowym!
Nagle coś zachrapało potężnie.
- Aaaa, Potwora Marynowana też tu jest? - zdziwił się RYBA zawisając w powietrzu jak helikopter. - No, no... to się Ma Lady ucieszy. Śmiem twierdzić, że z powodu tej radości nie powinna, biedna, oczekiwać długiego, ani szczęśliwego życia. Aha, a tak przy okazji zaraz będzie inwazja następnego potwora... A otóż i on! - RYBA skłonił się elegancko w stronę sunącego w szeleście czerni Wampira.
- Sam Wielki Super Star Woolf! - przedstawił go donośnym głosem.
Wampir kiwnął obojętnie głową, pokazał dwa świetnie utrzymane kły i rzucił okiem na stolik z kartami.
- Kulebiście! - ożywił się nagle. - Partyjka, niech mnie gryzną!
Po czym wykopał Profesorka z krzesła i zajął jego miejsce.
Korzystając z przerwy, Kopciuszka z Valdem zaczęli się namiętnie całować.
- Ej ty! Puść ją, bo cię całkiem wyssie - grobowym, acz życzliwym głosem uświadomił Valda Woolf. - Znam ja takie khem... no... dziewice. Lepiej łap za karty.
Vald, lekko wystraszony, odsunął się od Kopciuszki, która bez żadnych oznak żalu zrezygnowała z dotychczasowej czynności, by zlustrować dorodną postać wampira i by (oczywiście), zatrzymać wzrok na co istotniejszych jej elementach. Biały z natury Woolf zbladł jeszcze bardziej, przybierając w końcu odcień niebieskofioletowy.
- Master Super Star, nie za gorąco ci w tej pelerynie? - Kopciuszek zainteresował się tak uprzejmie, że aż wampir poczerwieniał gwałtownie.
- Taaa... chyba Master Kameleon - z pogardą mruknął RYBA.
- Milcz RYBA bo skończysz w galarecie - warknął Wampir, następnie zupełnie przyjaznym, wręcz zachęcającym tonem rzucił do Kopciuszka. - Fakt, ciepło. Mnie to nie rusza, ale ty lalunia skopsnij ten ciuszek, bo się zgrzejesz.
- Te, chcesz Pałą? - Vald poczuł się zobowiązany do interwencji, ale zimny wzrok spod kaptura ostudził jego zapędy.
- Jeśli to było pytanie o asy, partnerze Pałowniku, to ułatwię ci sprawę. Siedem bez atu!
- Osz... wa... - zająknął się RYBA, ale urwał na wspomnienie galarety.
Kopciuszek strzelił, Vald pokazał co jest na stole, RYBA jeszcze raz zaklął, choć tym razem w myślach, a Woolf bez większych ceregieli zrobił szlema.
- A teraz do rzeczy...
Mroczny gość wstał i spod poły płaszcza wyciągnął głowę Szkarłatnej zdziry.
- Ma...yyy...ma? - wyjąkał Kopciuszek.
- Nie mama, tylko macocha - odpowiedziała z urazą głowa Lady-in-Red.
- Wiesz ty co, Master Super? Lubię cię. Mimo tej galarety... - rozjaśnił się RYBA. - Kawał porządnej roboty za nas odwaliłeś.
- Żadna robota. Wyszło jak wyszło - odparł skromnie Woolf.
- Ale, że co, jak? - Kopciuszek odruchowo sprawdził czy jej głowa nadal jest na miejscu.
- Zupa była za słona - smutno dopowiedziała zdekapitowana głowa Lady-in-Red.
- Nie, no - żachnął się RYBA. - Bez soli zakąska to nie tego.
- A propos zupy, głodny jestem - dość niestosownie wtrącił ReQinek.
- Ja jakby też - nieoczekiwanie dołączyła się Głowa.
Na to Profesorek wychynął spod stołu i wymamrotał - Hem... chyba ktoś tu wspominał o rybie w galarecie?
- Wypraszam sobie!!! - ryknął RYBA, a Woolf łakomie popatrzył w stronę Kopciuszka.
- Mogę ulepić pierogi - zaproponował szybko Kopciuszek.
- Z rybą - oblizał się profesorek.
- Z PROpanem-butanem, FE-żelaziwem i z syrem - na poczekaniu wymyślił RYBA, patrząc spode łba na Profesorka.
- Nie pogardziłbym czerniną - z namysłem dodał wampir.
- Basta! - zapieniła się głowa Red Lady.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
SzalonaJulka · dnia 16.01.2009 12:55 · Czytań: 3157 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 19
Inne artykuły tego autora: