Witaj Niczyja.
Jakoś tak w kontekście treści jaką zawarłaś w komentarzu chyba zrozumiałem znaczenie Twojego nicka.
Znam Cię tylko z tekstów, które czytam, więc nic nie wiem o Twoim życiu, ale to nieistotne, wierzę, że w sensie metafizycznym samotny nikt z nas nie jest, choć na taką potępieńczą samotność może się skazać sam. Chyba ze trzydzieści lat temu przeczytałem bardzo krzepiącą duchowo książkę ojca Thomasa Mertona, noszącą tytuł "Nikt nie jest samotną wyspą". Jakby co; polecam.
Zdaję sobie, jednak sprawę z tego, że ty piszesz nie tyle o samotności, co o poczuciu samotności. No to jest zawsze dręczące. Świeżo przecież jestem po lekturze twojego tekstu i świadom jestem, jak bardzo idealizujesz przyjaźń. Zresztą to dobrze, że masz taki ideał, jeśli się nie ma punktu odniesienia, to całe życie pływa. Koniecznie jednak trzeba pamiętać, że w życiu sytuacji idealnych nie ma. Nie zwalnia nas to, co prawda od dążenia do doskonałości, ale często musimy, niestety iść na kompromis. Co zrobić?
Domyślam się, że jesteś bardzo wrażliwym człowiekiem i prawdopodobnie odczuwasz wieczny dyskomfort huśtawek nastroju.
Cóż, ktoś taki musi zmusić się do surowego realizmu nie pozbawionego wszakże przyjaznej życzliwości wobec świata.
Uwierz mi, żyje się lżej, a tego co dobre w zasadach i tak nie utracisz.
Serdeczne dzięki za lekturę i opinię.
Pozdrawiam.
Mirek