To ja może najpierw poczęstuję was genezą tego tekstu. Inspiracją był dokładnie taki widok arowany w jakimś dokumencie na Discovery Channel, dokładnie 4.04. tegoż roku, co ma znaczenie o tyle, że był to jeden z tych pierwszych upalnych dni, kiedy niby aż kusi żeby gdzieś wyjść ("rezurekcja wisi w powietrzu" ;-)), ale zarazem jakoś tak organizm nieprzystosowany jeszcze do tej pogody... A w dodatku to po pracy było i przed obiadkiem to se jeszcze wody szklanicę łyknę i sobie w TV popatrzę, może akurat coś ciekawego znajdę? No i podobne refleksje miałem, widząc ten skok. Natomiast kobietę jako main hero wprowadziłem celowo, bo myślałem że bardziej jednak pasuje, a poza tym chciałem się trochę zdystansować i sprawdzić czy dobrze umiem w nią wejść, yyyy, pardon, tzn. wejść w jej psychikę
Czy się udało to nie wiem, bo tu jak dotąd tylko dwie panie raczyły ocenić te moje wypociny, w tym jedna negatywnie. Tu od razu odpowiedź na pierwszą sugestię kmkmk:
masz rację, to trochę sztuczne. Ale może właśnie dlatego powinienem pokazać, że ona mówi to z ironią? Wrócę do tego w dalszej części wywodu.
"Zmyśliłem" też wątek australijski, żeby stworzyć kontrast między wodą a jej brakiem (nawiasem pisząc ktoś mógłby się przyczepić i stwierdzić że te pożary miały miejsce wcześniej, w połowie marca, gdy u nas słoneczko nieśmiało wyciągało do nas swe łapki, ale mniejsza o to).
I tak mniej więcej wyglądało story na początku w mojej głowie, potem na kartce, ale jak się rozpisałem, to zauważyłem tam trochę mało życia, więc dodałem wątek amerykański i lovera tej damy, który też do końca nie jest mną, zresztą naszkicowałem go trochę za słabą kreską, co może niedługo ulec zmianie.
Paradoksalnie największą bolączką było przeniesienie na papier i ekran wszystkich moich myśli związanych ze skokiem ryby. Prawdę mówiąc, odłożyłem kartkę na jakieś dwa tygodnie, potem tu przybyłem, wklepałem początek, który jeszcze był raczej prowizorką, bez tytułowego skoku (pewnie stąd dwie pierwsze oceny takie sobie, kmkmk widziała już wersję poprawioną). Ale w końcu się w sobie zaparłem i w zeszły piątek napisałem II część. Jest całkiem inna od pierwszej, narrator coraz bardziej się wycofuje, postawiłem na dialog.
Tyle że to co wyszło to jakoś tak za mało, nieprawdaż? Bo przyznacie chyba że symboliczne wariacje mogą tu być rozmaite. A ja je chciałem za wszelką cenę tu skoncentrować jak w słoiku, i przez to trochę powtórzeń i czasem jednak brak realizmu. Bo widzisz, bassooner, dzięki za komplement o codzienności dialogów ale jest to codzienność chyba podobna jak w "Pulp Fiction" albo w twojej "Gumówce"(choć może nie powinienem się porównywać do swych dwóch mistrzów groteski
). No bo rzeczywiście, ryba nie może się zbuntować przeciw żadnym normom
)) I nie wie o kamerze ani o widzach
Z drugiej strony, skoro II cz. miała być bardziej luzacka w formie, to czemu nie zrobić więcej takich właśnie kwestii? Piszcie, co myślicie, co wolicie? Realizm czy lekko szajbnięty symbolizm
? Jak je zrównoważyć, jeśli jakoś się da?
A na deser uwagi techniczne:
kmkmk, między myślnikami w tamtym fragmencie to oczywiście wypowiedź narratora, która celowo zlewa się z kwestią Radka, żeby pokazać coś w rodzaju "zanikania" narratora, o czym już chyba u góry pisałem w innych słowach. Zresztą zobacz, to samo jest tu: "- prawie retoryczne, bo znała już odpowiedź." W ogóle, jeśli już tyle zdradziłem, to powiem jeszcze że staram się trzymać sugestii bodajże K. Vonneguta (sprawdzę), mówiącej o unikaniu w narracji słów typu "powiedział", "stwierdziła", "rzekło", "rąbnął", "odrąbała"
itp. bo tylko zaśmiecają tekst. I choć nie jest to moją stałą regułą, tu się chyba udało.
Więcej grzechów nie pamiętam, za pozostałe, słuszne zresztą uwagi techniczne serdecznie dziękuję i obiecuję natychmiastową poprawę, a "regułę" małych liter też sprawdzę.