O czwartej nad ranem przyszedł drugi sms. Tylko jedno słowo: "Przepraszam."
Naraz, tak po prostu, jakbym od początku miała taki zamiar, uwierzyłam w ów artykuł. Nie myśląc o tym, co robię, drżącymi rękami narzuciłam na siebie parkę. Telefon zostawiłam, wzięłam tylko klucze.
Kiedy wyszłam przed dom, padało. Otrząsnęłam się, ale już po chwili przestałam zwracać uwagę na wodę, zalewającą mi twarz i oczy. Zaczęłam biec.
Słaniałam się już ze zmęczenia, kiedy zdałam sobie sprawę, dokąd niosą mnie nogi. Zimny deszcz jakby zmniejszył moją temperaturę, ale wiedziałam, że to cisza przed burzą.
Załomotałam do drzwi małego domku. Nick stanął w progu dokładnie po ośmiu sekundach; liczyłam. Wyglądało na to, że dzisiejszej nocy on też nie zaznał dużo snu. Był bez koszuli, tylko w spodniach od dresu. Krótkie, czarne włosy, miał nastroszone, twarz bladą, oczy zgaszone, wargę opuchniętą.
Patrzył na mnie zaledwie kilka sekund. Jego twarz, choć już blada, zbielała jeszcze bardziej. Musiałam wyglądać gorzej niż przypuszczałam.
-Co się stało? - spytał krótko, wciągając mnie za rękę do środka.
Zagryzłam wargę. Znałam go tak długo. Był przy mnie od lat, od samego początku, zawsze gotowy do pomocy, zawsze cicho stając u mojego boku. Poznaliśmy się przecież w dniu, gdy uratował mi życie... No, nawet jeśli nie życie, to przynajmniej zdrowie.
-Przepraszam cię - powiedziałam cicho, bojąc się jeszcze go dotknąć. -Nawet nie wiesz, jak bardzo cię przepraszam. To nie tak miało wyjść. Nick...
Wciąż milczał, więc delikatnie dotknęłam jego spuchniętej twarzy.
-Co mogę dla ciebie zrobić?
-Nie jesteś mi nic winna - rzucił ostro. -Ale, Joycie.... - dodał miękko. -Sama się zabijasz. Przepraszam za ten artykuł. Naprawdę. Ale czy ty nie rozumiesz... Nie powinienem był cię wykorzystywać. Ale...
-Wiem - przerwałam mu. -Wiem, Nick. Ale sam najlepiej wiesz, że nie możemy kontrolować uczuć.
-Ty miałaś taką szansę! Trzeba było na samym wstępie posłać go do diabła! - zaperzył się i natychmiast jakby pożałował swojego wybuchu. Cofnął się o krok.
-Ty mnie nie posłałeś - przypomniałam mu cicho, choć oboje wiedzieliśmy, że nasza sytuacja była zupełnie inna.
-Czyli nic się nie zmieniło.
Popatrzyłam w jego smutne oczy i nagle wszystko straciło znaczenie. Znałam go tak dobrze i mimo wszystko, nadal był moim przyjacielem. Każdy z nas popełnił błąd. Ale jeśli ja dla Roberta byłam w stanie rzucić wszystko, łącznie z moimi przekonaniami... Może to naprawdę było tak proste?
W następnej chwili przycisnęłam usta do jego napuchniętego policzka. Stał jak wmurowany, jak zimny posąg, choć to ja byłam zlana deszczem. Nawet nie drgnął, gdy go objęłam, gdy wolno zaczęłam pokrywać pocałunkami jego twarz, gdy przesuwałam dłońmi po jego gołym ciele.
Chciałam zapomnieć dotyk ust Roberta, zapomnieć jego zapach, chciałam zobaczyć przed oczami zupełnie inną twarz.
Kiedy dotknęłam jego ust, złapał mnie za ramiona i odsunął się. Jego oczy pałały niezdrową gorączką, oddychał ciężko. Bez słowa zaczął mną potrząsać. Zacisnęłam zęby. Był silniejszy niż pamiętałam.
-Dlaczego to robisz?! Mało ci jeszcze?!
-Nie rozumiesz... - zaczęłam.
-Nie, nie rozumiem! Masz wszystko! Dostałaś miłość, o której nie marzyłaś, masz marzenia, w które wierzysz! Ja nie mam nic! Straciłem nawet przyjaciółkę. Nieważne, co czułem, nigdy nic więcej od ciebie nie wymagałem!
-Nick! - teraz ja też podniosłam głos. -Tego właśnie chciałeś! I nie zaprzeczaj. Chciałeś, żebym się zakochała, żebym uwierzyła. Wiedziałeś, że wtedy może... Ale to tak nie działa - znowu walczyłam ze łzami. -Po raz kolejny straciłam coś, co było dla mnie ważne. Dzięki tobie.
-Ten artykuł to lipa. Wiesz o tym.
-Nic nie wiem. Związek mój i Roberta nigdy nie miał sensu. Zwłaszcza teraz... Jakim cudem mam odróżnić prawdę od kłamstwa? Ja wymagam od wszystkich tylko jednego: szczerości. O tym też wiesz. Potrzebuję prawdy, a od Roberta nigdy jej nie dostałam. Nigdy nie wiedziałam, w którym momencie mówi prawdę. Może to i dobrze.
-Nie rozumiem... - jego chrapliwy głos mnie zaskoczył. Znowu nierówno oddychał.
-Muszę zapomnieć - poddałam się. Może prawda nam pomoże. -Pomóż mi.
Zanim zdążył odpowiedzieć, wolno oplotłam rękami jego szyję. Z bliska doskonale widziałam, jak ze sobą walczy. Wiedziałam przecież, jak długo o tym marzył. Pod napiętą skórą drgały mięśnie.
Zbliżyłam usta do jego warg, pozwalając, żeby zapach mojego miętowego szamponu owiał jego twarz. Co miało go zachęcić, pomogło mu podjąć decyzję, ale nie taką, jakiej pragnęłam. Odsunął się, ściskając moje nadgarstki tak mocno, że miałam wrażenie, iż lada chwila połamie mi kości.
-Nie, Joycie - jego głos był zdławiony.
Zdałam sobie sprawę, że zraniłam go po raz kolejny. Co ja zresztą próbowałam uzyskać?
-Nick...
-Nie. Mogę stracić twoją przyjaźń, ale nie pozwolę, żebyś mnie znienawidziła.
-Co ty...
-Ty go kochasz - przypomniał mi. -Jedno zdjęcie, w dodatku bez żadnego potwierdzenia, tego nie zmieni. Ale jeśli teraz pójdziemy... - przełknął gwałtownie ślinę i nie dokończył. -On wróci, a wtedy będziesz musiała wybierać. Jeśli wybierzesz jego, nie odezwiesz się do mnie. Przecież cię znam.
-To nie musi tak wyglądać.
-Ale tak będzie. I nie pozwolę, żebyś straciła go przeze mnie. Bez względu na to, co myślę... - odwrócił wzrok. Ręce miałam już tak zdrętwiałe, że nie czułam bólu. -Jeśli możesz być z nim szczęśliwa, nie zepsuję ci tego. To nie ja złamię ci serce.
Proste słowa targnęły mną. Wiedziałam, czego nie dopowiedział: "On to zrobi."
-Więc dlaczego to zrobiłeś? - poczułam, że gniew wolno pełznie po moim ciele. -Dlaczego mnie wystawiłeś?! Chciałam mu wierzyć i wierzyłam we wszystko! Skoro nie chcesz mi złamać serca, czemu próbujesz...
-Do cholery, Joycie! - warknął, puszczając moje ręce. Krążenie wróciło tępym bólem. -Bo inaczej musiałbym się wynosić z domu. Przepraszam cię - powiedział cicho. -Naprawdę cię przepraszam. Nie chciałem sprawić ci bólu. Tych zdjęć było już tyle... Czym się to różni?
-Teraz on jest daleko...
-Nie ufasz mu? - zdziwił się. Zamknęłam oczy i zawrót głowy omal nie zwalił mnie z nóg. Nick podtrzymał mnie za ramię.
-Ja nikomu nie ufam - syknęłam cicho.
Zaśmiał się.
-Jesteś chora.
-Słucham? - wbrew sobie poczułam, że sztywnieję.
-Jesteś rozpalona - spoważniał. -Masz gorączkę. Poczekaj, dam ci coś...
-Już brałam - powstrzymałam go. -Nic mi nie będzie.
Nick stanął przy oknie i odsłonił zasłonę. Było już jasno, krople deszczu lśniły na szybie. Nagle, ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, że jego ramiona drżą. Serce mi załomotało.
-Nick? - mój głos się załamał.
-Jak noga?
-Bywało gorzej.
-Przepraszam za tamto.
-Nick, co się dzieje? - podeszłam do niego i lekko dotknęłam jego ramienia.
Obrócił się tak szybko, że ruch umknął moim oczom. W następnej chwili już przyciskał mnie silnie do swojej piersi, wtulając twarz w moje włosy.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał...
-Wiem. Uwierz mi, wiem.
Parsknął cicho i odsunął się, znowu idealnie opanowany. Zdałam sobie sprawę, że na coś czeka. Ale co ja jeszcze mogłam mu powiedzieć?
-Lepiej pójdę. Mama nie wie, gdzie zniknęłam w środku nocy.
-Przyjdziesz na trening? - jego głos był zgaszony. Zamrugałam.
-Jak zbiję gorączkę. Inaczej Jeremy nie wypuści mnie na deski.
Pokiwał głową, nie patrząc na mnie. Do drzwi poszłam już sama.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 25.07.2009 09:49 · Czytań: 581 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: