Kiedy następnego dnia Joasia obudziła się, miała ochotę zostać w łóżku, w ogóle się z niego nie podnosić, nie iść do szkoły, nigdzie. Bardzo bolała ją głowa, to był ostatni, czwarty dzień jej miesiączki, niby powinna była czuć już ulgę, ale jednak coś ją pobolewało, nie tylko fizycznie. Miała w sobie nienaturalne napięcie.
Na dodatek, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, nikt się nie ruszył, by je otworzyć, krzyknęła więc:
- Idę! - zarzuciła na siebie szlafrok i zeszła po schodach. Kiedy otwarła, zamarła:
- Jon...? - wyjąkała. Nietrudno go było poznać, choć zauważyła zmiany w jego wyglądzie: zawsze zadbany i schludny do granic, teraz był nieogolony, na jego czerwonej grzywce widać było ślady odrostów, do czego nie dopuszczał odkąd go znała, na dodatek zauważyła wśród nich srebrne niteczki, no i był zdecydowanie chudszy. Rzucając jej przelotne, zmęczone spojrzenie, oparł się o framugę:
- Jest Coz? - zapytał, jakby był nastolatkiem, przychodzącym po swoją dziewczynę. Jo zdusiła w sobie śmiech, zwłaszcza, że sytuacja wymagała powagi:
- Nie wiem. Skoro nie ona ci otworzyła, to... - odparła, stojąc twardo w drzwiach. Usłyszała głos Cozy:
- Jo, kto tam przylazł?
Odetchnęła z ulgą, że nie musi wymyślać tłumaczeń. Odwróciła się na tyle szybko, aby zobaczyć, jak Coza omal nie spada ze schodów na widok przybysza:
- Co ty tu robisz? Kazałam ci...
Jon odepchnął Jo i znalazł się przy niej:
- Coz, nie mogłem. Nie mogłem cię nie szukać, zwłaszcza że prawie wszystko miałem pod ręką... Twoje adresy i... Ja chciałem tylko przeprosić za wszystko i... Wiem, że teraz masz Igora i nie potrzebujesz mojej opieki, ale...
Coza przyglądała się mu uważnie:
- Jak ty w ogóle wyglądasz? Schudłeś?
Mężczyzna uśmiechnął się blado:
- Wiesz, ile trzeba włożyć wysiłku w odnalezienie jednej małej kobietki w takim dzikim kraju? Żeby w ogóle tu dotrzeć? Nie wiem, kim jest Igor, jakim cudem zdołał cię tak szybko stamtąd wywieźć, ale ja się musiałem sporo nagimnastykować, żeby załatwić sobie tak szybko bilet dla jednego pasażera. Od trzech tygodni nie śpię, nie dojadam, tylko wędruję. Wynająłem nawet prywatnego detektywa, ale niewiele mi pomógł...
Coza warknęła:
-Detektywa? Ciebie poważnie pokopało?
Jon westchnął:
- Nie chciałem wyjść na totalnego gówniarza, maniaka, czy kogoś takiego. Przecież wiesz, że taki nie jestem. Chciałem, żeby było dyskretnie...
Kobiecie zaczęło wracać poczucie humoru:
- Nie, no, daj spokój, teraz to przesadziłeś. To, że wynająłeś detektywa, wcale nie spowodowało, że sprawiasz wrażenie maniaka, w ogóle zachowujesz się, jak dorosły i mówienie mi o tym, to jest szczyt dyskrecji...
Widząc jej uśmiech, wprawdzie kpiący, Jon zrozumiał, że jego sytuacja ulega poprawie. Jeśli dawał Cozie poużywać sobie na jego osobie, pozwalał jej też odreagować negatywne emocje. Mógł się trochę rozluźnić:
- A jak się sprawuje Igor? Jeszcze mnie nie wyrzucił stąd...
Joasia wtrąciła się:
- Na Igora czekamy jeszcze.
Miał ochotę spytać o to, kiedy będzie, ale Coza nie wyglądała na chętną do rozmowy o swoim nowym kochanku. Szepnęła:
- Wejdź dalej. Tylko masz być grzeczny!
Jon zaśmiał się:
- Tak, zgwałcę cię na oczach Wednesday! Za kogo ty mnie masz?
Kobieta prychnęła:
- Kiedyś miałam cię za przyjaciela, bo byłeś dla mnie taki dobry, twardy, niewzruszony. jednak ostatnio, może to z wiekiem przychodzi, w twojej masce normalności zaczęły się robić dziury...
Joasia wyszła z postanowieniem, że będzie dla niego miła: "Na początek zrobię herbatę... Z cyjankiem!" Uśmiechnęła się do swoich myśli i rzuciła Jonowi spojrzenie oczu, które miały barwę ostrza noża. Aż mu ciarki przeszły. Zerknął na Cozę:
- Może to dlatego, że lata lecą, a ja nadal jestem samotny? A jedyną, bliską mi osobą, jesteś ty?
Zignorowała to pytanie:
- Co robiłeś przez ten czas?
Zaczął opowiadać:
- Kiedy przeczytałem twój list, na początku zastanawiałem się, jak uda mi się wrócić do pionu po takim ciosie. Szybko doszedłem do wniosku, że nie uda mi się, muszę z tobą jeszcze pogadać. OK, najpierw chciałem was tylko znaleźć i nakopać do dupy Igorowi. Wiem, wiem, wydaje ci się, że byłby w stanie się obronić. Nie bierzesz pod uwagę tego, że mnie zaślepiły emocje. Potem ruszyłem do Polski. Zostawiłaś u mnie papiery, to się nimi posłużyłem. W miarę szukania przechodziło mi. Wściekłem się tylko, kiedy zajechałem tutaj, a ciebie nie było.
Joasia wróciła z herbatą:
-Byliśmy na wyspie Igora. Taka totalna dzicz. Wiesz, nagie kąpiele w jeziorze...
Tu Coz zagryzła wargi i przymknęła oczy: "Mam nadzieję, że smarkula nic nie widziała, ani, tym bardziej nie opowiada własnych doświadczeń."
- ... Wycie do księżyca...
Coza szturchnęła ją:
- Jakieś aluzje do wieczorku pożegnalnego? Zostałam zmuszona!
Joasia kontynuowała:
- Spanie w namocie... Kontakt z przyrodą...
Przez myśli przeleciała jej twarz Wojtka, zmęczona, zawstydzona, jego uśmiech, kiedy pytał, czy kogoś ma... Ogarnęła ją fala czułości i przestała słuchać, o czym rozmawiają Coza z Jonem.
Jon wyszedł wieczorem. Wrócił do hotelu, choć Joasia obawiała się, że zostanie na noc. Coza jednak postawiła sprawę jasno: wybacza mu, daje kolejną szansę, na przyjaźń i nic więcej, ona chce mieszkać sama z dziećmi, a gdyby wprowadził się do nich, znowu zaczęłyby się niedomówienia i jedno próbowałoby przejąć kontrolę nad drugim. Jon przyjął te warunki pokornie i opuścił dom, całując policzek kobiety.
Coza oparła się o drzwi plecami i spojrzała na Joasię. Wzrok miała niepewny. Jo jeszcze nigdy nie widziała jej tak bezbronnej. Nagle patrzyła na nią mała dziewczynka, która nie wiem, co ma zrobić.
- Ma, będziesz płakać?
Coz pokręciła energicznie głową, chociaż nie była pewna. Kiedy poczuła na swojej twarzy zarost Jona, zapragnęła zatrzymać go na noc, nie po to, żeby się z NIM kochać, ale po to, żeby dotykając go, wyobrażać sobie, że jest przy niej Igor. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jej go brakuje. Joasia spytała szeptem:
- Myślisz o tym, co ja?
Coza zarumieniła się:
-No, mam nadzieję, że ty nie myślisz o tym, co ja... A o czym ty...?
Joasia wstrzymała się, walczyła w niej szczerość z chęcią ochronienia matki przed bólem, bo skoro ona jeszcze nie wpadła na to, że...
- Skoro Jon znalazł nas już, chociaż musiał przylecieć stamtąd, to dlaczego Igor... - jednak wygrała uczciwość. Coza zatkała jej usta dłonią:
- Nie mów tak. Proszę. Nie wprowadzaj mi do głowy więcej niepewności. Jon miał tydzień więcej czasu. Poza tym miał moje rachunki, zapiski, adresy. Nawet, jeśli musiał załatwiać sobie przelot, to i tak miał przewagę. Jestem pewna, że Igor ma powody, by jeszcze... - głos jej zadrżał. Joasia spuściła wzrok:
- Jak chcesz, to Jon może tu czasem nocować... I tak byłam pewna, że go stąd dziś nie wypuścisz... Jeśli tobie ma być z tym łatwiej. Przecież i tak, kiedy Igor w końcu się pojawi, będzie musiał się poddać.
Coza wzruszyła ramionami:
- Nie wiem. Myślałam o tym, ale... Za wcześnie jest. On złamał reguły, musi teraz poczekać, aż mu znowu zaufam. Aż tak mi faceta nie potrzeba. - Zaśmiały się zgodnie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
soczewica · dnia 12.08.2009 10:50 · Czytań: 596 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: