"Jagodzianki" - Elwira
A A A
- Załatwiłem ten urlop! – oświadczył Dawid, wchodząc do mieszkania. – W końcu pojedziemy gdzieś razem.
- Świetnie – powiedziałam, przywołując na usta nieco sztuczny uśmiech. W moim głosie nie było ani krzty entuzjazmu. Dlaczego? Nasz wyjazd miałby się odbyć za pięć dni, a nie mieliśmy żadnych planów wakacyjnych, rezerwacji, biletów... Szef męża do ostatniej chwili wstrzymywał decyzję o podpisaniu zgody na urlop w terminie, w którym i ja miałam wolne. Czy robił to złośliwie? Nie mam pojęcia, ale pewnie tak, bo zepsuł nam czas letniego odpoczynku. Gdyby zdecydował się wcześniej...
- Ależ się cieszysz – stwierdził mój ukochany, myjąc ręce pod kranem w kuchni. Okropność! Tyle razy go prosiłam, żeby tego nie robił, a on i tak swoje!
- A z czego ma się cieszyć? – zapytałam, wzdychając niechętnie. – Co my teraz z tym urlopem zrobimy?
- Ciocia Alinka na pewno wynajmie nam ten pokoik z widokiem na łąki. Odpoczniemy od wielkomiejskiego gwaru, pobędziemy ze sobą, przecież nieważne gdzie, prawda?

Ciotka Dawida miała nieduży pensjonat w Wetlinie. Okolica bardzo miła, klimat przyjazny, a cioteczka - sympatyczna. Zapewniała nam zwykle pokój z łazienką i dostępem do kuchni, chociaż rzadko z niej korzystaliśmy. Lubiłam ją za ciepło, serdeczność i taką wewnętrzną radość, ale... wolałabym pojechać na Mazury, popływać, iść na jakiś koncert. Wetlina jest przecież straszną dziurą, żeby nie powiedzieć wiochą zabitą dechami - dwa sklepy, poczta, kościół i budka telefoniczna. A jakby tego było mało – brak zasięgu, zatem o korzystaniu z komórki można sobie tylko pomarzyć. Masakra!

Cóż, wiocha jednak zawsze lepsza od siedzenia w domu. Pojechaliśmy. Mój ukochany, jako stały bywalec, zobowiązał się zorganizować nam czas. Spacer po połoninie, wyprawa na Jawornik... Eh, widoki piękne, ale wysiłek żaden. Wciąż czekałam na coś więcej, coś, co zaprze mi dech w piersiach, zmęczy, a jednocześnie zachwyci.
- A co planujesz na jutro? – zapytałam pewnego wieczoru. – Bo wiesz, jak znowu spacerek po pagórkach, to może weźmiemy kubeczki, nazbieramy jagód, a po powrocie upiekę ci drożdżówek?
- Tęsknisz za gotowaniem? – zdziwił się Dawid.
- Nie, ale jagodzianki lubię, a takie ze świeżych owoców są pyszne. I przynajmniej byłby jakiś pożytek z tych naszych spacerków.
- Dobrze, jutro zabierzemy kubeczki na jagody.
Rozzłościłam się. Miałam nadzieję, że takim ironizowaniem wejdę mężowi na ambicję i w końcu zabierze mnie w prawdziwe góry. On jednak spokojnie przyjął cios, ba, nawet wyglądał na zadowolonego. Pewnie dlatego, że uwielbiał moje drożdżówki.

Następnego poranka, zaraz po śniadaniu, Dawid spakował plecak. Zabrał dużą butelkę wody, kanapki, trzy tabliczki mlecznej czekolady (zamrożonej, żeby się za szybko nie rozpuściła) i dwa półlitrowe wiaderka - na jagody. Patrzyłam na te przygotowanie z nieco ironicznym uśmiechem, żeby jednak sprawić mu przyjemność, założyłam wygodne buty, a do zapasów dorzuciłam jabłka.
- Idziemy? – zapytał.
Skinęłam głową. Poprowadził mnie na przystanek busa, a to już jakaś odmiana, zwykle chodziliśmy pieszo.
- A dokąd mnie dzisiaj zabierasz?
- W prawdziwe góry – odparł spokojnie. – Zawsze chciałaś zobaczyć szczyt Tarnicy.
- No! – powiedziałam z uznaniem. Chciałam, nawet bardzo.
Szlak wiódł przez rezerwat, mogłam więc podziwiać widoki i nie wykrzywiać niechętnie ust, spoglądając na śmieci, pozostawione przez turystów. Syciłam zmysły ciszą, spokojem i zapachem łąk. Niespodziewanie, miły spacer zmienił się w męczący marsz. Stok był teraz stromy, kamienisty. Musiałam niemal wskakiwać na wielkie głazy.. Szłam jednak dzielnie, ostatecznie tego właśnie oczekiwałam – chciałam poczuć góry w mięśniach.
Gdy w końcu dotarliśmy na szczyt, rozłożyłam ramiona i wydałam z siebie niekontrolowany, pełen radości okrzyk. Pode mną rozciągał się iście cudowny widok na góry, doliny i lasy, a za plecami miałam potężny, wieńczący szczyt, krzyż. Byłam wolna, jak ptak, spoglądający na wszystko z wysoka i myślący, że cały świat należy tylko do niego. Aż mi dech zaparło od szczęścia, a może od zbyt wysokiego ciśnienia? Nie wiem, zresztą nieważne. W końcu dostałam odpowiednią dawkę adrenaliny i wrażeń. Wiedziałam, że teraz przynajmniej będę miała co wspominać, do następnych wakacji.
- No, nareszcie! – ucieszył się Dawid, widząc zadowolenie na mojej twarzy. – Wracamy krótszą, czy dłuższą trasą?
- Oczywiście, że dłuższą – odparłam spokojnie. – Muszę się tymi górami nacieszyć.

W domu byliśmy po dwudziestej – głodni, zmęczeni, bez jagód, ale szczęśliwi. Nie miałam już nawet ochoty na wieczorny spacer.
Następnego dnia przyszedł czas na lizanie ran. Bolały mnie wszystkie mięśnie, nawet te, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Zagryzłam wargi, gdy po śniadaniu zobaczyłam, że Dawid pakuje do plecaka kubeczki na jagody. Chciałam odpocząć, poleżeć na tarasie, poopalać się.
- Masz ochotę na te jagodzianki? – zapytałam niepewnie.
- Oczywiście, że mam – odparł mój ukochany, uśmiechając się od ucha do ucha. – A ty nie?
- Ja chciałabym się poopalać, bo jestem jakaś biała.
- To zrobimy tak, ja pójdę na jagody, a ty sprawdzisz, czy nowy leżak cioci Alinki jest wygodny.
- Jasne! – przytaknęłam ochoczo.
- Tylko nie opalaj się w samym kostiumie, bo ten młody letnik z pokoju obok, już od kilku dni jakoś dziwnie ci się przygląda. I załóż na głowę kapelusz.
- Dobrze, dobrze – mruknęłam, wiedząc, że i tak będę się opalać w kostiumie, a na głowę może i coś założę, ale na pewno nie kapelusz, bo jego szerokie rondo skutecznie zasłoni słońce.
Wyprawiłam Dawida do lasu, a sama szybko zmieniłam ubranie i rozłożywszy fotel, wygodnie ułożyłam się na słoneczku. Och, było cudownie! Ciepło wpływało kojąco na bolące mięśnie. Leżąc, przypominałam sobie piękne widoki z wyprawy na Tarnicę, szmer strumienia, śpiew ptaków, zapach trawy...

Nagły hałas wyrwał mnie z zamyślenia. Otworzyłam oczy i ujrzałam kilkoro dzieci, puszczających na podwórzu mydlane bańki. Kule, mieniące się w słońcu wszystkimi barwami tęczy, były dosłownie wszędzie. Dziewczynki i chłopcy, podskakując radośnie, tańczyli pomiędzy nimi, klaskali z radości, krzyczeli. Urządzili sobie prawdziwą, bańkową kąpiel. Pozazdrościłam im.
- A dacie i mi kilka puścić? – zapytałam.
- Jasne!
Jeden z chłopców wbiegł na taras i podał mi pudełeczko do produkcji baniek. Dmuchnęłam w różowe kółeczko, tworząc kilkanaście barwnych kulek. I jeszcze raz, i znowu...
- Wspaniale – szepnęłam.

Nagle wydarzyło się coś bardzo dziwnego. Jedna bańka upadła na moją głowę i zaczęła rosnąć, jakby nadmuchiwała ją jakaś niewidzialna siła. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że otacza mnie przezroczysta, barwna ściana. Byłam we wnętrzu mydlanej kuli. Leciutki podmuch sprawił, że sfrunęłam z tarasu i poszybowałam ponad trawnikiem, na łąkę. Cudownie było tak płynąć tuż nad ziemią! Nagle zerwał się silniejszy wiatr. Porwał bańkę w stronę połoniny. Mogłam podziwiać Wetlinę z góry. Widziałam spacerujących szlakami turystów, umykające przed nimi zwierzęta, a nawet Dawida, siedzącego pod drzewem i pałaszującego banana. Tak się zapatrzyłam, że nie zauważyłam, iż moja bańka leci wprost na gałęzie. Na szczęście opatrzność nade mną czuwała – przefrunęłam pomiędzy liśćmi, a mój pojazd nie uległ uszkodzeniu. Jakiś ptak, chyba wróbel, przeleciał tuż obok bańki. Wyraźnie słyszałam furkot skrzydeł. Niesamowite wrażenie! Obejrzałam jeszcze łąkę za pensjonatem, a później, wiedziona zachcianką wiatru, miękko wylądowałam na trawniku, obok tarasu. Dzieci już nie puszczały baniek, znalazły sobie inną zabawę, a ja, zamiast mleczkiem do opalania, byłam pokryta mydlinami. Czym prędzej pobiegłam do pokoju, zabrałam ręcznik i weszłam pod prysznic.

Właśnie wtedy, kiedy odświeżona, pachnąca i pełna wrażeń, opuściłam łazienkę, wrócił Dawid.
- Mam jagody – oświadczył radośnie, stawiając wiaderko na nocnej szafce.
- A ja mam ci dużo do powiedzenia – odparłam. – Fruwałam sobie w mydlanej bańce, prawie dotknęłam ptaka w locie i widziałam...
- Opalałaś się bez kapelusza – stwierdził, nieznacznie dotykając mojego czoła. – A w przerwie między tymi przygodami, miałaś czas kupić drożdże?
- Nie, ale zaraz po nie pójdę.
Zapominając, że mam na sobie jedynie ręcznik kąpielowy, skierowałam się w stronę drzwi.
- O nie, moje droga, teraz to ty nigdzie nie pójdziesz.
Objął mnie ramieniem i mocno przytulił.
A jagodzianki? Nie upiekłam ich. Drożdże do szczęścia potrzebują cukru, czasu i ciepła. My też.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Elwira · dnia 30.09.2009 22:55 · Czytań: 2353 · Średnia ocena: 2,5 · Komentarzy: 12
Komentarze
Usunięty dnia 05.10.2009 20:45
Elwiro, Twój tekst to lipa.
Elwira dnia 06.10.2009 10:06
Jasne, że lipa, ale przecież o to chodziło :)
Jack Duck dnia 08.10.2009 20:02 Ocena: Przeciętne
Miewasz lepsze. Dużo lepsze.
Elwira dnia 08.10.2009 20:21
Każdy miewa lepsze i gorsze :)
Elwira dnia 09.10.2009 12:59
Zupełnie zapomniałam, że to był konkurs na tekst absurdalny, zatem wygrał absurdalnie nie tekst najlepszy, ale jeden ze słabszych. Coby nie powiedzieć, że najsłabszy. Nie wiem, jak to traktować.
Jack Duck dnia 09.10.2009 17:28 Ocena: Przeciętne
To znaczy? W sensie, że wyniki już są? :confused:
Elwira dnia 09.10.2009 17:29
Drugi news od góry na stronie głównej. Udajesz, czy nie widziałeś?
Jack Duck dnia 09.10.2009 19:37 Ocena: Przeciętne
Nie widziałem :bigrazz:
ginger dnia 09.10.2009 20:27
Nie wiem, co ma na celu stwierdzenie, że wygrał tekst słaby. Niekompetencję redakcji? W takim razie po co startować w konkursie, w którym się nie chce wygrać, i w którym wygrana jest niesprawiedliwa?
Elwira dnia 09.10.2009 20:38
Ja się zwracałam do Wiadernego, odpowiadając na jego komentarz, a o Redakcji nic nie mówiłam. Bo zarzut do tekstu, który on postawił jest dla mnie absurdalny i niezrozumiały. Nie wiem, w czym ma mi taki komentarz pomóc. Chodzi o nabijanie punktów, czy o to, żeby wyśmiać Waszą decyzję? Nie mam pojęcie, też chciałabym wiedzieć. Zresztą, Ołowiany Żołnierzyk też się nie wysilił :) tylko, on tak już chyba ma i jak nasmaruje długi komentarz, to jest święto narodowe.
Szuirad dnia 11.10.2009 19:48 Ocena: Dobre
Tekst lekki i wakacyjny - część z założeń konkursu spełniona. Absurdalne i groteskowe też - zwłaszcza w drugiej cżęści opowiadania i, muszę przyznać, dość przewidywalne. W aspekty techniczne nie chciałbym tu wnikać, nie znam się na tym, ale czytało się płynnie, bez większych zgrzytów.Natomiast mam niedosyt, gdy rozpatruję główny motyw "ten dzień bez kapelusza". Został on jakby przyklejony do głównej opowieści o wakacjach. Opowiadanie nie krąży wokół niego, raczej jakby przypadkiem o niego zahacza. Jest zamknięciem ciągu zdarzeń, czyli przewidzeń bohaterki, spowodowanych przegrzaniem ale dla mnie nie do konca autentycznym i jedynym. Przegrzania można by uniknąć poprzez ubranie czapki, chustki, naciągnięcie ręcznika itp. Słowem zbyt mało "kapelusza" (czy raczej jego braku) w opowiadanku. Ot takie subiektywne odczucie
Elwira dnia 11.10.2009 19:59
Jakiego przegrzania? Przecież to nie halucynacja była, tylko najprawdziwsza podróż w bańce! :) Faceci... :rol:

Szczerze mówiąc, to ja mam nieco problemów ze zmieszczeniem się w trzech stronach. Opowiadanie ostro pocięte, bo pomysł był rozleglejszy, stąd mało tego kapelusza. No nic nie poradzę, że tak mam :)
Dzięki za poczytanie, Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
02/05/2024 10:36
Ucieszyłem się Zbysiu z Twoich odwiedzin! Opisane powyżej… »
SzalonaJulka
02/05/2024 08:26
Rozpalił mnie ten fragment, że aż mi się schlafrock obsunął… »
Marian
02/05/2024 08:06
Zbigniewie, dziękuję za wizytę i komentarz. Tak, bywają i… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 06:54
Jacku Bardzo to fajne jest i wbrew pozorom znów na czasie,… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 06:32
Elimaga No przesympatyczne te owoce są, w nieco… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 06:13
Hej Kaziu Jako żywo przeniosłem się w czasy odległej… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 05:20
Marianie Tym razem przyciągnął mnie tytuł, a nie… »
Dzon
01/05/2024 21:18
Ok. Sprawdzę z czytaniem na głos, ale dopiero jak nie będzie… »
Dzon
01/05/2024 21:16
Dzięki. Prawdę mówiąc ten tekst jest tak stary, że o nim… »
Janusz Rosek
01/05/2024 16:09
Dziękuję za komentarz. Mieszkam, żyję i pracuję w Krakowie,… »
Zdzislaw
01/05/2024 13:50
Dzon, no i w porządku ;) U mnie, przy czytaniu na głos,… »
Kazjuno
01/05/2024 12:25
Jako słaby znawca poezji ucieszyłem się, że proza. Hmmm!… »
SzalonaJulka
01/05/2024 00:14
Bardzo dziękuję za zatrzymanie się :) Dzon, ooo, trafiłeś… »
Dzon
30/04/2024 22:22
Bardzo mi się spodobało. Płynie dynamicznie. Jestem fanem… »
Dzon
30/04/2024 22:08
Widać,że tekst jest bardzo osobisty. Takie osobiste… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty