W przepięknej pełnej jezior i lasów okolicy gdzieś na czeskich Morawach leży miasteczko T, znane w całej środkowo-wschodniej Europie oraz w Austrii i w Bawarii z trzech rzeczy.
Pierwsza rzeczą są ścieżki rowerowe, urokliwe, raz to kręte i trudne, raz za to proste jak drut, a jedne i drugie świetnie oznakowane.
Druga rzeczą jest starówka, bardzo stara, z prostokątnym placem pośrodku i wysokimi kamienicami dookoła oraz z pałacem i przypałacowymi ogrodami po stronie prawej, jak się stoi plecami do knajpy ‘Zlota Ptica’, albo, jak kto woli w części południowo-zachodniej placu.
‘Zlota Ptica’, tak na marginesie, serwuje dania kuchni chińsko-orientalnej w bardzo przystępnych cenach i tak dobre, że stołuje się tu chyba, co drugi turysta i mniej więcej, co siódmy rdzenny mieszkaniec miasteczka. Niemniej ‘Zlota Ptica’ nie awansowała jeszcze do miana rzeczy, z której słynne jest T. Podobnie ma się zresztą sytuacja z lodziarnią ‘Zmarzlinka’, która mieści się na parterze kamienicy wieńczącej plac po stronie lewej z kolei, albo, jak kto woli północo-zachodniej i specjalizuje się w najlepszych na świecie lodach truskawkowych.
Trzecia rzeczą, z której T jest tak słynne, nie jest, zatem ani ‘Zlota Ptica’, ani ‘Zmarzlinka’, ani nawet pan Peterek, który potrafi jeździć na przednim i na tylnim kole swojego roweru, ale za to nie na obu naraz. Popisuje się tak zazwyczaj pomiędzy drugą a czwartą po południu, bo wtedy ma akurat przerwę na poczcie i może sobie wyjść. Większość kolegów pana Peterka idzie w tym czasie, na tzw. z angielska lunch, ale nie pan Peterek. O nie! On czasu tracić nie będzie, jak wychodzi, to sobie w ten swoisty sposób dorabia.
I mimo, iż robi takie niesamowite wygibasy, że dzieciaki piszczą i skaczą z radości, to nie jest aż takim cudem, żeby pisali o nim w przewodnikach.
Natomiast niezaprzeczalnym cudem, takim, o którym piszą w przewodnikach i wspomnieniach z podróży, jest tutejsze piwo. Piwo to jest, bowiem jedyne w swoim rodzaju, warzone tylko w tym jednym jedynym miejscu na świecie, według tej samej od zawsze receptury, w wielkich, złocistych nieco zaśniedziałych kadziach za szklana ściana, tak że goście browaru siedząc na tarasie maja z jednaj strony widok na kadzie właśnie, a z drugiej na modre jezioro i kemping turystyczny.
Zima, kiedy taras jest nieczynny, albo, kiedy leje jak z cebra i nie bardzo chce się siedzieć na dworze, ludzie próbują tego niepowtarzalnego piwa w starej pijalni. Siedzą wtedy przy długich sosnowych lawach, albo przy wysokim barze. Czasem, jak juz długo próbują, to przestaje im zależeć i siadają albo kładą się gdzie popadnie. Zawsze jednak, nawet w stanach upojenia totalnego, wzdychają, co chwila, ‘ale dobre, mmm, ale pycha’.
Piwo z miasteczka T. ma, bowiem smak rzeczywiście niezwykły, jest cierpkie i słodkie jednocześnie, jest ciemnozłote i mocne. W zimowe wieczory serwuje się je podgrzane i z sokiem malinowym. Takie piwo mogą pić nawet dzieci, bo, jak mówią ojcowie, jest zdrowe i wzmacnia.
Sława tutejszego piwa dociera w najdalsze zakątki, tak, że do pijalni zjeżdżają smakosze z całego dosłownie świata. A jak przyjeżdżają to siadają i gadają, opowiadają, gdzie byli, dokąd jeszcze chcą pojechać. I jak się tych wszystkich opowieści słucha, to nagle świąt staje się wielki, nie do ogarnięcia, bez końca i tak ciekawy, że życie jedno nie wystarczy na jego poznanie. I ta właśnie chęć poznania narasta i narasta i nie daje spokoju i obrazy odlegle i nieznane śnią się po nocach. I już nie można w miejscu wysiedzieć i wszystko wydaje się takie samo, co dnia i niezmienne, i nagle czas zaczyna płynąć szybciej i czujemy jak ten czas nam ucieka. I czujemy, że trzeba coś z tym zrobić.
Takie właśnie niecierpliwe, uporczywe uczucie dopadło wreszcie niepozorny sęk w stołku barowym w starej pijalni piwa w miasteczku T.
Sęk był niewielki i okrągły. Żył w symbiozie ze swoim stołkiem, zlewając się z nim w jedna całość, tak, że niewprawne, a co dopiero zamroczone, oko nie było go w stanie w ogóle zauważyć. Ale jednak, sęk nie był stołkiem, ale sękiem. Był inny, odrębny, miał swoja własną historie, swoja własną małą postać i zaczął zdawać sobie sprawę także z tego, że ma własne aspiracje i marzenia. Postanowił, że się wyrwie z miasteczka T i wyruszy w świat.
Zaczął planować. Najpierw Praga, bo nie tak daleko i ma dużo pubów, to się będzie gdzie zatrzymać, potem Wiedeń, bo jeden Wiedeńczyk tak pięknie opowiadał o walcu i tak pięknie nucił, że sęk postanowił, choć jeden dzień spędzić w mieście rodzinnym Straussów. Potem Bawaria, że swymi zapierającymi dech w piersiach górami, wodospadami, przejrzystym powietrzem i ukwieconymi oknami domów.
Dalej Paryż, ach, tam to chyba będzie musiał się zatrzymać na dłużej, bo i Luwr i Notre Dame, Edith Piaf i Montmart, La Defence, Moulin Rouge, Luk Triumfalny i crepes, ślimaki i zupa czosnkowa. A poza tym, to ten język tak sękowi zapadł w pamięć i tak mu przypadł do gustu, że samo słuchanie, zasłuchanie chyba nawet mu wystarczy.
Po Paryżu, Hiszpania z corridą i pomidorami, a potem Anglia na pewno, bo sęk bardzo chciałby zobaczyć królową, jakiegoś lorda i London Eye. A z Londynu dalej w świat – Australia, bo słońce i ocean, Azja, bo wielki mur, ryz i nieprzebrane masy ludzkie, Afryka, bo dzikie zwierzęta i bębny i wreszcie Ameryki, bo jazz, Hollywood i wielkie góry.
Nastało lato, upalne i parne. Nastał wieczór gwarny i tłoczno było bardzo w barze i wtedy sęk oznajmił swemu stołkowi, że go opuszcza. Poczekał, aż bar nieco opustoszał, zebrał wszystkie siły, jakie miał, nadal się bardzo mocno i... odskoczył. Poturlał się pod drzwi i nie obejrzawszy się nawet opuścił pijalnię.
Czasem jakieś wieści od niego dochodzą, ale bardzo zdawkowe. Podobno zwiedził już całą Europę, zatrzymując się najczęściej u stołków, które też zostały opuszczone przez swoje sęki.
Podoba mu się wszystko, i budowle, i muzyka, i ludzie, i języki, i zapachy, i hałas. Ostatnio zwierzył się komuś, że jest szczęśliwy i że nie tęskni, ale... że może wróci na Święta.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Verdi22 · dnia 22.11.2009 09:16 · Czytań: 610 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: