Wrócił do domu, jak zwykle zziębnięty i zmęczony, rzucając z pogardą starczą laskę w kont, jak gdyby oddawał wyraz całej starości, której nie znosił. Jego siwa, łysiejąca gdzieniegdzie głowa, kiwała się już sama, kiedy próbował oddać się skupieniu. Wiedział, że nadchodzi na niego czas, lecz nie chciał odchodzić. Zamiast tego zaczął przypominać sobie, ubiegłe życie, odchodzące w wieczne zapomnienie chwile, skrywające w swej zwyczajności urok i powab jedyności. Popęd życia, jest jednak i popędem śmierci – myślał.
Przyszedł na świat w niewielkiej, drewnianej chacie, skrywanej pośród wrzosowisk, usytuowanych przy kanale, dawno wyschłej arterii wodnej, w nieistniejącym już miejscu, o nieistniejącej nigdy nazwie. Jego ojciec był zbieraczem, nie takim jak dzisiaj, nie zbierał on kasztanów, ani drzewa, zbierał owady, wypełniające jedną z izb domu, ponabijane szpilkami, do kartonowych pudełek, z szybkami lub bez. Ojciec ganiał za tymi dziwacznymi stworami, całymi dniami, czasem nie wracał przez tygodnie, przywożąc do domu kilka dóbr, ku uciesze matki, czekającej nań z niecierpliwością. On nic nie rozumiał, był kruszynką odbierającą obrazy, percypującą świat w sposób najprostszy i najpiękniejszy, bez fundamentalnych ocen, ani utyskiwań. Gdy dorastał zrozumiał drzemiącą w tym siłę, wówczas jednak Świat składający się z ojca, matki i psa Reksa, był wszystkim wokół, reszta nie miała znaczenia.
Reks krzyżówka wilczura z jakąś rasą pasterską, był jego pierwszym przyjacielem, nieustępującym jego kołyski ani o krok. Gdy płakał Reks był już przy nim, gdy się śmiał, pies merdał ogonem wyrażając swoje zadowolenie. Dotyk i zapach jego sierści był dla niego, który nie dawno odszedł od matczynej piersi, swoistym symbolem wolności. Zapach psa znamionował mu o rozległości okolicy, o jej niebywałej szerokości, jeszcze wtedy mu nie znanej, lecz tak rozmiłowanej w jakiś czas później.
Matka była jego największym podówczas ciepłem. Pozostając zawsze w domu, stanowiła dlań część jego niezbywalnej i świętej struktury. Gdy odeszła, nie rozumiał co się stało, nie mógł się zorientować i odczytać okoliczności. Ojciec zaczął inaczej pachnieć, Reks zdawał się być czymś podenerwowany, w końcu zjawiła się w domu jakaś dziwna postać, nieco o podobnej konstytucji do matki. Wiedział tylko tyle, że ojciec nazywał ją ciotką, a Reks nie bardzo ją lubił, lecz wreszcie po czasie i ten jego przyjaciel zdołał się do niej przyzwyczaić.
Tak mijały początkowe dni jego żywota, zlewające się w ulotną całość, obfitujące w matczyne mleko, i tego mleka nie posiadające. Dorastał i poczynał rozumieć małymi krokami otaczający go Świat.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Jaca · dnia 26.01.2010 09:41 · Czytań: 553 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: