Zmierzch i kolejny świt (cz. 2) - wyrrostek
Proza » Obyczajowe » Zmierzch i kolejny świt (cz. 2)
A A A
Kolejne opowiadanie z tomu "Powyżej gniazda".
Nazwiska i imiona występujących osób zostały wymyślone.


Słoneczne lato prowokowało do wypadów za miasto. Niezapomniane chwile spędziliśmy nad naszym małym jeziorkiem w pobliżu Forgensee. Otaczała nas całkowita cisza przerywana dźwiękiem krowich dzwonków. Towarzyszącą nam w czasie śniadania taflę gładkiej wody, zakłócał jedynie łabędź, dokonujący porannej toalety, oraz odbite w niej alpejskie szczyty i czerwień naszego "busika". Niestety sienny katar Aliny zredukował do dwóch dni ten bajeczny czas.
Przepiękna pogoda nie była sprzymierzeńcem mojej żony. I tu nie ciążowe kłopoty tylko alergia na pyłki kwitnących traw zmuszały ją do pozostawania w domu. W takiej sytuacji tylko ja i Daniel korzystaliśmy z gorącego lata. Wspaniałą wycieczkę zrobiliśmy nad Schleierfälle. Zaskoczony zostałem niecodziennością tego miejsca, przypominającego, znane ze zdjęć, "Plitvicka Jezera".
Wśród zieleni drzew, po omszonym zboczu kanionu spływały potoki wody. Przeróżnego kształtu rozlewiska tworzyły fantastyczne wodospady. Te z kolei swobodnie spadając zamieniały się na dnie koryta Ammeru w orzeźwiający obłok drobnych kropli.
Poza estetycznymi przeżyciami, nie mówiąc już o licznych zdjęciach, wyniosłem z tej wycieczki rozbite kolano. Maszerowałem w lekkim obuwiu, na baranach niosąc Daniela. Po paru krokach drogi powrotnej zawróciłem; zapomniałem butelkę z sokiem. Przy ostatnim zeskoku cienka podeszwa sandała o coś zahaczyła, podwinęła się. Tracąc równowagę myślałem tylko o ciężarze na plecach.

Nie lubię basenów, a w zasadzie tłumu gołych ciał skupionych na małej przestrzeni. Gdy jednak do dyspozycji pozostawało nam parę godzin wyruszałem na rowerze z Danielem na miejskie kąpielisko. W sumie dla dzieci istniały tam idealne warunki; brodziki, zjeżdżalnia, karuzele, huśtawki. Doszedłem dodatkowo do wniosku, że te pobyty wśród wrzawy rozrabiających rówieśników dobrze działały na Daniela. Były wręcz konieczne. Szukając zazwyczaj pięknych miejsc na łonie przyrody, cichych i ustronnych, zapominaliśmy o konieczności kontaktu dziecka z innymi ludźmi.

Lato w Memmingen miało charakter również bardzo nietypowy. Zygmunt z Krysią zabrali rodziców, zaraz po ich przyjeździe z Polski, na dwutygodniowy urlop do Francji. Wakacje spędzili sympatycznie, jednakże natychmiast po powrocie ojciec wylądował w szpitalu na skutek uwięźnięcia przepukliny. W zasadzie nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego gdyby się to przytrafiło jakiemuś wieśniakowi zamieszkałemu, gdzieś na granicy cywilizacji.
Cała rodzina znała charakterystyczny ruch ojca, wykonywany od ponad dwudziestu lat. Ręką w kieszeni spodni manewrował w okolicach genitaliów. Wiedzieliśmy, że wkładał sobie przepuklinę. Pomimo tak uciążliwych i nieestetycznych okoliczności nie mógł zdecydować się na operację, choć wiedział, że jest nieodzowna. Było w tym coś niesamowitego; krajał setki pacjentów, ale sam bał się bólu.
W czasie wakacji, prawdopodobnie na skutek długiej jazdy autem, przepukliny nie udało się włożyć. Po paru dniach doszło do stanu zapalnego w rezultacie czego wystąpił pogłębiający się obrzęk uwięzionego jelita. Gdy w końcu ojciec przyznał się do zaistniałej sytuacji Zygmunt, który go badał, był bardzo zaskoczony rozmiarami opuchlizny. Opowiadał później, że czegoś podobnego, w czasie swojej kilkunastoletniej praktyki lekarskiej, nie widział. Natychmiast oczywiście przerwali urlop i wrócili do Memmingen.
Operacji dokonano dosłownie w ostatniej chwili. Ojciec już nie mógł ani chodzić ani oddawać moczu. Zabieg w zasadzie przebiegł bezproblemowo, dopiero potem nastąpiły pewne komplikacje; na skutek stanu zapalnego musiano przeciąć woreczek mosznowy.

Ojciec szybko wracał do zdrowia i równowagi psychicznej. Czuł się jednak spacyfikowany. Do tej pory decydował sam o wszystkim zarówno w życiu osobistym jak i zawodowym. Nie mówiąc już o całej rodzinie, ale również asystenci, siostry, salowe; wszyscy go słuchali. Sytuacja pełnego uzależnienia, w której się znalazł przerastała jego siły. Chciał jak najszybciej opuścić szpital i zapomnieć o całej "poniżającej" sytuacji.


Umarła ciocia Cesia.
Przed paroma dniami zadzwoniła Krysia. Wiadomość z Nysy dotarła najpierw do Memmingen. Odbył się już pogrzeb. Gdybym nawet wcześniej wiedział o tym i tak nie mógłbym pojechać; z Fremdenpass nie miałem czego szukać na polskiej granicy.
Nie mogłem się z tym pogodzić. Nie przygotowałem się na to rozstanie.
Dlaczego dopiero po jej śmierci tak wyraźnie dostrzegłem tę potężną nić bliskości, która mnie z nią łączyła.
"Katowice ’47, park Kościuszki. Elegancka kobieta w płaszczu, z fantazją przekrzywionym kapeluszu, jasnych rękawiczkach, prowadzi za rękę małego chłopca w krótkich spodniach." Uliczny fotograf uwiecznia tę scenę.
Mam to zdjęcie w albumie, jest najcenniejsze. Ciocia Cesia niesie w drugiej ręce torebkę z jakimiś ciasteczkami. Nie pamiętam ich smaku, ale wiem, że na pewno były dobre.
Później podobne zdjęcia robiłem jej z Michałem, Julią i Klaudią w Chorzowskim Parku. Zawsze miała dla nas czas, cierpliwość i gorące serce.
Wiktora, Jolantę i Łukasza obdarzała identycznym uczuciem. Przekonany byłem, że Daniel i ta nienarodzona jeszcze Magdalena również zaznają jej miłości.
Ciocia Cesia przyjeżdżała chętnie do Nysy pilnować domu w czasie wyjazdów rodziców. Tak zdarzyło się również tego roku. Pełna energii i twórczych pomysłów zaprosiła na wakacje swoją przyjaciółkę. Całe życie mieszkała samotnie, ale w "obcych kątach" potrzebowała bratniej duszy. Nigdy nie narzekała na jakieś dolegliwości, nie chorowała. Danego wieczoru, po kolacji z lampką wina poszła spać trochę wcześniej. Nie obudziła się więcej. Lekarz stwierdził zawał serca.
Nie będę mógł już nigdy pójść do jej M-2 w Siemianowicach. Lubiłem tam przebywać, były to chwile spokoju, oazy równowagi odizolowane od nerwowości codziennego życia.
Na małym stoliczku ustawionym w środku pokoju oczekiwały jakieś słodkie wspaniałości. Najbardziej smakował mi zawsze "śliwkowiec"; masa suszonych śliwek z orzechami, sprasowana między waflami. Ciocia jak coś robiła, wszystko jedno co; obraz, dywan, czy chociażby ten przysmak, robiła to dobrze. Kieliszek likieru. Niebanalne tematy powyżej powszechności.
Zawsze znajdywało się coś do naprawienia w mieszkaniu samotnej kobiety. Myślałem, że to ja jestem tym, co daje. Strasznie się myliłem. Jej uczucia nie doceniałem, choć czerpałem z niego zachłannie.

Starszyzna rodziny miała zawsze dość lekceważący stosunek do cioci. "Stara panna?", "Nauczycielka rysunku?", nawet z znakomitego "śliwkowca" zrobiono "ślizgowiec".
Uczestniczyłem w pewnym sensie w tym chórze: w dzieciństwie zamieniłem żartem jej imię na Cecylia i tak zostało. Nigdy nie protestowała z tego powodu.

c.d.n.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wyrrostek · dnia 23.03.2010 09:00 · Czytań: 798 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
Usunięty dnia 23.03.2010 10:23 Ocena: Bardzo dobre
Popadasz trochę w Nad Niemnyzm.
Natłok imion i koligacji nieco rozkojarza i nie daje się skupić nad treścią akcji, która straciła na wartkości.
Popraw się w c.d. ;)
wyrrostek dnia 23.03.2010 20:11
Popadłem raczej i to w całości Nad Lechem. Woda rzeki o dużej zawartości wapienia dość łagodnie zmierza do Dunaju.;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
02/05/2024 10:36
Ucieszyłem się Zbysiu z Twoich odwiedzin! Opisane powyżej… »
SzalonaJulka
02/05/2024 08:26
Rozpalił mnie ten fragment, że aż mi się schlafrock obsunął… »
Marian
02/05/2024 08:06
Zbigniewie, dziękuję za wizytę i komentarz. Tak, bywają i… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 06:54
Jacku Bardzo to fajne jest i wbrew pozorom znów na czasie,… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 06:32
Elimaga No przesympatyczne te owoce są, w nieco… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 06:13
Hej Kaziu Jako żywo przeniosłem się w czasy odległej… »
Zbigniew Szczypek
02/05/2024 05:20
Marianie Tym razem przyciągnął mnie tytuł, a nie… »
Dzon
01/05/2024 21:18
Ok. Sprawdzę z czytaniem na głos, ale dopiero jak nie będzie… »
Dzon
01/05/2024 21:16
Dzięki. Prawdę mówiąc ten tekst jest tak stary, że o nim… »
Janusz Rosek
01/05/2024 16:09
Dziękuję za komentarz. Mieszkam, żyję i pracuję w Krakowie,… »
Zdzislaw
01/05/2024 13:50
Dzon, no i w porządku ;) U mnie, przy czytaniu na głos,… »
Kazjuno
01/05/2024 12:25
Jako słaby znawca poezji ucieszyłem się, że proza. Hmmm!… »
SzalonaJulka
01/05/2024 00:14
Bardzo dziękuję za zatrzymanie się :) Dzon, ooo, trafiłeś… »
Dzon
30/04/2024 22:22
Bardzo mi się spodobało. Płynie dynamicznie. Jestem fanem… »
Dzon
30/04/2024 22:08
Widać,że tekst jest bardzo osobisty. Takie osobiste… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty