Jak miałam czternaście, może piętnaście lat (w każdym razie coś w tych okolicach) przeczytałam książkę, która zainspirowała moje życie „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxley'a. Nie mam w zwyczaju czytać książek po dwa razy, dlatego nigdy więcej jej nie przeczytałam. Trudno więc jednoznacznie mi stwierdzić, czy jest dobra pod względem artystycznym, albo pod jakimkolwiek innym. Czy to ma znaczenie u schyłku mego życia? Chyba już nie.
W wieku lat dwudziestu kilku poznałam mężczyznę, w którym się zakochałam (ten fakt jest dla mnie ważny, ponieważ zakochałam się tylko raz w życiu; wbrew obiegowej opinii miłość jest rzadkim uczuciem). Pewnego dnia on powiedział, że jego dzieci nie będą jeść zmienionej genetycznie żywności. A ja powiedziałam, że moje będą. I tak się rozstaliśmy. Smutne. Może szkoda, że nie wiedzieliśmy, że miłość jest niezwykle sporadycznym uczuciem? Dla mnie oczywistością było, że wszyscy ludzie będą spożywać żywność zmienioną genetycznie. To było tak jasne, jak fakt, że Ziemia krąży wokół Słońca. A on wygłosił herezję, totalną bzdurę. Naprawdę wiele rzeczy byłam i jestem w stanie tolerować, ale straciłabym szacunek do samej siebie zgadzając się z moim ukochanym. Może dlatego, że był humanistą nie potrafił pojąć swoich ograniczeń umysłowych?
Obydwoje założyliśmy rodziny. Zarówno moje, jak i jego dzieci żarły żywność modyfikowaną genetycznie. Tyle tylko, że on nie dopuszczał do swojej świadomości tej informacji.
Zrozumiałam, że niektórzy ludzie po prostu lubią żyć w zakłamaniu. Uświadamianie ich to niepotrzebny gwałt psychiczno-emocjonalny. Między innymi osobiste doświadczenia stały się fundamentem mojej kariery zawodowej.
Mój autorski program objął szkolnictwo w całym kraju. Od klas pierwszych wprowadzona została selekcja dzieci. Wiadomo otoczkę medialno-propagandową wcisnęło się społeczeństwu. Nie żeby kłamać – ja nigdy nie kłamię. Tyle że podane zostały wybiórcze, tendencyjne informacje (normalna, profesjonalna, dziennikarska robota): „Żeby dzieci szczególnie uzdolnione mogły rozwijać swoje talenty; żeby pomóc dzieciom słabszym w nauce”, i tym podobne frazesy. Po przeprowadzeniu testów kwalifikacyjnych dzieci dzielono na pięć klas: prymitywne robole, robole zwykłe, wykształciuchy bez fantazji, wykształciuchy kreatywne oraz sportowcy-żołnierze-do zadań specjalnych. Oczywiście klasy nazywały się tradycyjnie: a, b, c, d, e. Ludzie źle znoszą zmiany, domagają się wyjaśnień. A przecież moim zdaniem nie było denerwowanie społeczeństwa. Ja tylko chciałam podnieść wydajność gospodarki – po to mnie zatrudniono. A prywatnie mój cel stanowiło uczynienie ludzi szczęśliwszymi. Ponadto w każdej szkole obowiązkowo należało założyć dwa koła zainteresowań: koło modelingu (dla najbardziej urodziwych dzieci) i elitarne koło polityczne (dla dzieci z wrodzoną predyspozycją do kłamstwa i manipulacji).
Cały mój pomysł opierał się na selekcji. Skoro z wilka wyhodowano tyle psich ras. Skoro z jednego kapuścianego chwastu powstały brokuły, brukselka, jarmuż, gorczyca, rzepak, kalarepa, kalafior i jeszcze kilka rodzai kapusty. Jakież wielkie pole do popisu może mieć gatunek ludzki poddany selekcji? Ogrom po prostu!
Dzieci hodowane na przyszłych roboli utwierdzano w przekonaniu, że sens życia polega na bezmyślnym jebaniu, chlaniu i nowym samochodzie. Dzieci szkolone na przyszłych wykształciuchów bez fantazji miały za zadanie oponować umiejętność precyzyjnej realizacji instrukcji obsługi. Wykształciuchy kreatywne to kasta ludzi twórczych, którzy mieli coś wymyślać – dla nich sensem powinno być tworzenie, kosztem wszystkich innych aspektów życia, pełne poświęcenie i oddanie wyższym celom. Sportowcy-żołnierze-do zadań specjalnych to rodzaj ludzi o szczególnych warunkach fizycznych, wytrzymałych, odważnych, silnych i zdrowych (bez głębszych refleksji, które powstrzymują od ślepego wykonywania rozkazów). Istota egzystencji dla nich – to wygrana, realizacja zadania – za wszelką cenę, nawet własnego życia.
Bez szczególnych wysiłków następowała systematyczna przemiana ludzi. Robole przebywając we własnym towarzystwie, łączyły się w pary i rozmnażały w obrębie własnej kasty. Podobnie zachowywały się inne grupy. Tym samym, zgodnie z prawidłami ewolucji, następowało wzmacnianie cech danej grupy. Tworzyły się rasy. Cieszyłam się, że ludzie budowali satysfakcjonujące związki małżeńskie – w końcu największe szczęście to odnalezienie drugiej osoby, która potrafi nas zrozumieć (a osobnik z tej samej rasy jest właśnie taką osobą). I pracodawcy byli zadowoleni – wiedzieli, czego mogą się spodziewać po człowieku.
Bezkrwawa rewolucja. Takie przemiany lubię najbardziej.
Zawsze dziwiłam się iluż idiotów przewinęło się przez stulecia, którzy sądzili że świat zmienia się dzięki wojnom i mordowaniu. Romantyczni naiwniacy – byle umrzeć za sprawę (mój ukochany też taki był, strasznie mnie tym rozczulał).
Byłam także autorką projektów tajnych. Przykładowo utworzyłam ośrodki dla dzieci kalekich Kalectwo to zwyczajowa nazwa. Dla mnie to wielkie pole do popisu. Kiedy człowiekowi czegoś brakuje rozwija coś innego. Niewidomi mają świetny słuch i węch. Zauważyłam, że tą właściwość można wykorzystać z pożytkiem dla ludzkości.
W jednym z ośrodków zgromadziłam dzieci urodzone bez rąk i nóg. W tradycyjnych warunkach żyłyby w przekonaniu, że są ciężarem dla rodziny, że są inne, gorsze, do niczego się nie nadają. Dla mnie te dzieci były niezwykłe, wyjątkowe. Dzieci stacjonarne jak rośliny. Uwielbiałam je. Świetnie nadawały się do prac wymagających nieustannej obecności. Nadawały się do lotów kosmicznych trwających wiele lat i do statków kosmicznych o małej powierzchni. Rewelacyjnie opanowywały umiejętności kierowania sprzętami za pomocą myśli. Więcej! Ci pogardzani ludzie bez kończyn potrafią nawiązywać kontakt z roślinami (czyli najprawdopodobniej też z kosmitami nie posługującymi się mową!).
Chciałam, żeby świat... brakuje mi słów właściwych, więc powiem kolokwialnie, żeby świat stawał się coraz lepszy. Ale przecież zawsze decydują politycy. Przy systemie demokratycznym (podobnież najsprawiedliwszym) wystarczy, że byle głupek obieca gwiazdkę z nieba i wygra z konkurentem, który uczciwie powie, że nie może nic obiecać, gdyż prawdziwa zmiana jest długotrwałym procesem, a nie jednorazowym zdarzeniem o natychmiastowym efekcie. Szczerze powiedziawszy zaczęło mnie złościć, że politycy zaczęli wtrącać się do mojej pracy. Dlatego też stworzyłam nową partię. Moim politykom kazałam obiecywać zawsze dwa razy więcej niż przeciwnicy (czyli przykładowo po dwie gwiazdki z nieba dla każdego). Tym sposobem „rządzą” moi ludzie – oczywiście kłapią bezmyślnie jak wszyscy inni, którzy mogliby znaleźć się na ich miejscu. I oczywiście, że ciągną kasę dla siebie, ile mogą, ale... Właśnie ale... kluczowe decyzje podejmuje Wielka Rada Beczłonkowa. Jest tajemnicza, prawie „tabu” - tak wymyśliłam dla bezpieczeństwa członków tej grupy. W skład Wielkiej Rady Bezczłonkowej wchodzą moi ulubieni ludzie-stacjonarni (kaleki bez nóg i rąk). Oni mają czas na przemyślenia, oni mają umysłowe predyspozycje do trafnych, błyskotliwych rozstrzygnięć.
Chociaż stworzyłam Wielką Radę, nie dorastam do pięt jej członkom. Dlatego nie wtrącam się do ich diagnoz i wyroków. Pokora, przede wszystkim pokora – przez całe życie to sobie powtarzam.
Dodam, że ludzie bez kończyn zakochują się w sobie i rozmnażają. Rośnie kolejne pokolenie z wzmocnionymi cechami, przyszli członkowie coraz doskonalszej Wielkiej Rady.
Moja najmłodsza córka ostatnio oświadczyła, że wychodzi za mąż za sportowca-żołnierza-do zadań specjalnych. Myślała, że mnie, staruszkę, wyprowadzi z równowagi. Natomiast ja jej spokojnie powiedziałam „Najprawdopodobniej będziesz nieszczęśliwa. Ale masz wolną wolę i ja to szanuję. Chcesz być kundlem, proszę bardzo. W końcu z wartościowych kundli można stworzyć nową rasę”.
W skrytości ducha jestem z najmłodszej córki bardzo dumna. Moja krew! Faktyczna ekspresja moich genów.
Pozostałe moje dzieci wdały się w ojca i cieszę się ogromnie, że zawsze są i będą szczęśliwe i zadowolone z życia.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
tulipanowka · dnia 28.03.2010 10:06 · Czytań: 531 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: